♡1♡
NOTKA OD AUTORKI:
Tak jak pisze w opisie jest to prezent dla mojej przyjaciółki Karo. Mam nadzieję, że one shot spodoba się wszystkim, którzy go przeczytają. Za wszystkie błędy przepraszam, pewnie w przyszłości je poprawię, także życzę miłego czytania. Dodatkowo życzę wszystkim wesołych świąt, szczęśliwego jajka czy czego sobie zażyczycie <3333 - Kari
Słów: 10616
Charlotte (ZandyMiersackLove) x Andy
Biersack
^^Kardy^^
■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□
"Życie bez miłości nie ma sensu.
Kto nie kochał, ten nigdy nie żył..."
~ Joe Black
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Dzisiejszego, mglistego ranka, niebo było całkiem szare, a wiatr wiał nieprzerwanie. Nie zapowiadało się na poprawę pogody. W tym samym czasie kiedy krople deszczu zaczęły spadać na ziemię, równocześnie mocząc każdy odsłonięty i niezakryty skrawek, młoda dziewczyna zaczęła budzić się z przyjemnego snu.
Co jej się śniło? Tylko ona zna na to pytanie odpowiedź...
Była ona ubrana w cienką piżamę, a kołdra, która miała zapewniać jej ciepło w chłodne noce, leżała obok niskiej, jasnozielonej kanapy.
Nastolatka zaczęła lewą dłonią odgarniać krótkie, blond włosy z czoła oraz przecierać oczy i zaspaną twarz, żeby się rozbudzić.
Mozolnymi ruchami, próbowała dosięgnąć ciemnego telefonu, który leżał na szafce nocnej obok jej łóżka.
Niestety swoimi działaniami, zamiast złapać urządzenie w rękę, sprawiła tylko to, że spadł na ziemię z głośnym trzaskiem, co od razu całkowicie rozbudziło dziewczynę.
Szybko podniosła się do siadu i wyjrzała za koniec kanapy.
- No świetnie, rozwaliłam szybkę w nowym telefonie, zajebiście! - jęknęła z rozpaczy. Dopiero się obudziła, a już musiała coś zepsuć.
Świetny początek dnia ~ pomyślała.
Dziewczyna spojrzała na zegarek, stwierdzając, że ma jeszcze dużo czasu, żeby przygotować się do szkoły.
Z ociąganiem zwlekła się z kanapy i leniwym krokiem ruszyła do łazienki.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
W porannych godzinach kuchnia była pełna rozmów, a składniki śniadania walały się po blatach i stole.
Kobieta w średnim wieku, stała opierając się biodrem o szafkę, jednocześnie smażąc na patelni jajka i bekon. Pod nosem nuciła sobie piosenkę, którą usłyszała w radiu poprzedniego wieczoru. Jasnobrązowe włosy miała związane w koka, a krótkie odrosty w odcieniu ciemnego blondu wychodziły z jej fryzury. Miała na sobie granatowe, materiałowe spodnie oraz błękitną koszulę. Na biodrach zawiązany był fioletowy fartuszek, co całemu ubiorowi dawało ironiczny symbol.
- Mamo, kiedy będą gotowe jajka? - zapytał marudnie chłopiec siedzący przy stole. Nos miał utkwiony w telefonie, grając w strzelankę.
Naprzeciw zajętego grą chłopca, siedział dorosły mężczyzna, który czytał poranną gazetę, co chwilę popijając gorzką kawę. Na nosie miał stare, czerwone okulary, które zjeżdżały z jego lekko zgarbionego nosa.
- Właśnie, skarbie! Kiedy podasz śniadanie? Wiesz, że dziś śpieszy mi się do pracy. - Poparł chłopca.
- Widzisz, mamo? Wszyscy jesteśmy bardzo głodni. Pośpiesz się! - krzyknął zniecierpliwiony.
- Kasper! Nie tym tonem do matki - ostrzegł go ojciec. - Poza tym, zapomniałeś o bardzo ważnym słowie, którym jest "proszę".
- Słuchaj taty, dobrze prawi - powiedziała dumna kobieta.
- Ale ja chcę śniadanie! Jestem głodny... - odpowiedział marudnie Kasper.
- Gdybyś tyle nie siedział w telefonie, to nie byłbyś głodny. - Mężczyzna popukał w ekran urządzenia, powodując śmierć postaci i koniec gry chłopca.
- Tato! Zepsułeś! Poza tym, to co powiedziałeś nie ma sensu - stwierdził butnie.
- Cicho! Dzieci i ryby nie mają prawa głosu! - Zakończyła rozmowę kobieta.
W tym samym czasie, do pomieszczenia weszła blondwłosa nastolatka, ubrana całkowicie na czarno. Swoje, krótkie włosy miała prosto ułożone. Wyglądała dla zwykłej osoby jak rozbójnica lub jak emo. Cały wygląd psuły duże, granatowe okulary. Niszyczyły jej niebezpieczne wyobrażenie. Na prawym ramieniu miała zawieszony szary plecak, w którym żadna z kieszeni nie była do końca zapięta.
- Hejka! Jak tam szlachecka rodzino? - Klepnęła swojego ojca dwa razy w ramię. - W jakich jesteście dziś nastrojach?
- Skarbie... - zaczęła mama. - Czy tobie poprzewracało się w główce od tej satanistycznej muzyki?
- Przecież wiesz, że jestem córką Lucyfera, a moje imię to sza-... - przerwała, widząc morderczy wzrok ojca. Uśmiechnęła się dumnie, na co mężczyzna poruszył głową na boki.
Nastolatka ruszyła żwawym krokiem do lodówki, wyciągając sok i z siłą usiadła na krześle.
- Charlotte, siadaj normalnie, a nie jakbyś chciała rozwalić te krzesło jak bomba atomowa - upomniała matka.
- Zrobiłem ci melisę, a ty wzięłaś jakiś multiwarzywny sok? - naskoczył na nią ojciec.
- Nie widziałam. - Broni się Charlotte.
- I... istnieje coś takiego jak multiwarzywny sok? Ja znam tylko wersję multiowocową, tato - dogryzła Charlotte.
- Nie wymądrzaj się pod moim dachem - fuknął mężczyzna. - Ja nie piję tego świństwa, więc skąd mam znać takie rzeczy.
- Nie skomentuję tego nawet - mruknęła pod nosem.
- Ejejej... - zaczęła mama. - Nie jęczeć, tylko jeść. Już podaję śniadanie do stołu.
Kobieta przełożyła ostatnie jajko na talerz i podała każdemu jego jedzenie.
Wypiła do końca swoją herbatę i zaczęła ściągać fartuszek.
- Dobra, ja muszę lecieć pomóc Lee z przeprowadzką - pocałowała Kaspera w czoła, który był dziś wyjątkowo cichy. Następnie poklepała córkę po ramieniu i spojrzała na mężczyznę. - Ruszaj się, staruchu. Podwieziesz mnie.
- Idę już! Bierz swoją torebkę i potrzebne ci szpargały. - Mężczyzna ubrał kurtkę. - Charlotte, pamiętaj nie zgub brata w drodze na przystanek.
- Sam potrafię o siebie zadbać! - obruszył się Kasper.
- Przypomnę, że to ty ostatnio wbiegłeś w ścianę, bo chciałeś się popisać przed znajomymi - dogryzła Charlotte braciszkowi.
- A kto teraz rozwalił nowy telefon? - zapytał ironicznie.
- Skąd o tym wiesz, dupojebcu? - spytała groźnie.
- Trzymasz rozwalony telefon w ręce, idiotko - zgromił siostrę Kasper.
Charlotte spojrzała na swoją rękę pełną różnokolorowych bransoletek i spostrzegła swój telefon. Szybko schowała go do kieszeni i skierowała się w stronę wyjścia.
Odwróciła się do swojego brata, kiedy zaczęła ubierać buty.
- Nawet nie waż się tego komentować - pogroziła bratu. - Idę nakarmić Ant*, a ty w tym czasie tu posprzątaj, spakuj się i powiadom babcię, że za chwilę idziemy na przystanek. - Poleciła zadania chłopakowi.
Charlotte szybko zbiegła na dół, słysząc wołanie swojego brata i jęki sprzeciwu, że chłopak nie chcę samemu sprzątać.
Drzwiami wyszła na swoje podwórko i pomachała do swojego psa. Zwierzątko na ten gest uciekło do swojej budy.
- Znowu Ant? - westchnęła pod nosem.
Jasnobrązowy piesek wesoło pomachał ogonem i delikatnie pochylił głowę na bok oraz wystawił swój język, co dawało bardzo uroczy obrazek.
Nastolatka nasypała karmy do miski zwierzaka i nalała mu wody do wiaderka.
Ant ruszyła do posiłku, wesoło człapiąc łapami i merdając ogonkiem.
Charlotte ukucnęła koło swojego pupila i uśmiechnęła się na jego zachowanie.
Pogłaskała psa, który po chwili pobiegł przed swoją budę, żeby się położyć.
Dlaczego ten słodziak musi być taki uroczy? ~ spytała samą siebie.
- Siostra? Choć w końcu na ten autobus, ile można czekać?! - krzyknął Kasper.
- Idę już! - odkrzyknęłam i pomachałam do Ant.
Charlotte podbiegła do brata i pacnęła go po głowie.
- Za co? - zapytał Kasper.
- Za bycie deklem i moim bratem - powiedziała Charlotte. - Powinieneś się przyzwyczaić po tylu latach.
- Jesteś wredna, wiesz? - burknął.
- Wiem - odparła. - W końcu jestem szatanem i synem Lucyfera, w skrócie Lucka, braciszku.
- O czym ty pleciesz? - spytał Kasper.
- Pleść to ty sobie możesz koszyki, pacanie. - dogryzła Charlotte. - Lubię satanistyczne rzeczy, a to co lubię wdrażam w życie. Proste jak cieknąca rura w łazience. - Dziewczyna zaśmiała się.
- Mam pytanie... - zaczął Kasper. - Powiedziałaś, że jesteś synem tego...Lucka. Czy nie powinnaś być jego córką, jak już?
- Młody, nie wiesz jak to wygląda, to tego nie zrozumiesz. - wytłumaczyła. - W tym świecie jesteś księżniczką, która jeździ na tęczowym koniu.
- Co? Dlaczego jestem kobietą? - zapytał. - Tak to wygląda w tym szatami... sanata... szata-coś tam-nizmie?
- W sumie nie... - powiedziała Charlotte. - Gdybyś naprawdę miał tam się znaleźć, to byłbyś moim plebsem, przegrywie! - krzyknęła, uderzając brata w ramię i biegnąc na przystanek.
- Ty wredoto! - Usłyszała z tyłu, rozdrażniony i zły głos młodszego braciszka.
Dobiegła do przystanku i przywitała się z młodzieżą, która już czekała na swój transport.
Cała zdyszana, zauważyła swojego brata, który z wściekłością usiadł na ławkę i mordował swoją siostrę wzrokiem.
Jaki obrażalski ~ pomyślała Charlotte.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni swojej skórzanej kurki białe słuchawki, które podłączyła do telefonu z zamiarem włączenia muzyki. Weszła w swoją playlistę i włączyła jedną z najlepszych piosenek swojego ulubionego zespołu, który nosi nazwę "Black Veil Brides"**.
Po chwili przypomniała sobie o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Nie spytała brata czy zamknął drzwi od domu.
Szybko weszła w kontakty, ignorując chwilowo powiadomienia na wspólnej grupie z przyjaciółkami z internetu, stwierdzając, że odpisze im później i napisała do Kaspera.
Do: Mały gnojek
Zamknąłeś drzwi od domu, prawda?
Wysłała wiadomość i co chwilę zerkała w stronę brata, czekając aż odpisze.
Po chwili usłyszała dzwonek powiadomienia i wróciła wzrokiem do zbitego ekranu telefonu.
Od: Mały gnojek
Oczywiście, że tak. Szybko ci się przypomniało, idiotko.
Charlotte westchnęła tylko na wiadomość brata i wsłuchała się w energiczną melodie piosenki, oczekując na autobus.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Dziewczyna ruszyła wprost do budynku szkoły, żeby przywitać się z swoją przyjaciółką przed rozpoczęciem zajęć. Prawdopodobnie później nie będzie miała czasu z nią pogadać, ponieważ ta będzie zajęta nauką na sprawdziany, których miała kilka dzisiejszego dnia.
Charlotte wesołym krokiem szła przez korytarz, stwierdzając, że jej szkole naprawdę przydałby się porządny remont. Ze ścian odchodziła zielona farba, okna ze starości już się ledwo domykały, a podłoga była tak śliska jakby to nie był budynek szkoły, a lodowisko.
Przed salą, w której niedługo miała mieć lekcje, siedziała jedna z jej najważniejszych i najlepszych przyjaciółek - Victoria. Była ona niskiego wzrostu, szatynką o ładnej figurze. Jej włosy zawsze były idealnie proste, a w jej ciemnogranatowych oczach z dodatkiem jaskrawego zielonego, można było zawsze znaleźć troskę i wsparcie.
Była ona jak prawdziwy anioł, w przeciwieństwie do Charlotte, która sama określała się mianem szatana.
Victoria siedziała pod salą, mając wyprostowane nogi, a na udach trzymając podręcznik od matematyki, z którą dziewczyna czasem miała problemy.
- Hejka, Vic! - Charlotte krzyknęła do dziewczyny, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. - Sprawdzianik, ojoj... współczuję, biedulko!
Blondynka rzuciła się na podłogę obok swojej przyjaciółki, żeby po chwili mocną ją przytulić i pocałować w policzek.
W szkole niektórzy brali je za parę, ponieważ były one ze sobą bardzo blisko.
No cóż, może rzeczywiście tak byłoby, gdyby nie fakt, że Victorii podobali się wyłącznie mężczyźni. Charlotte oglądała się za jedną i drugą płcią. Nie pokazywała tego dosłownie, ani także się z tym nie kryła.
Myślała nawet przez jakiś czas nad związkiem ze swoją przyjaciółką, ale obydwie stwierdziły, że na razie nie ma sensu szukać miłości, a kiedy żadna z nich nie znajdzie swojego wybranka, bądź wybranki zwiążą się ze sobą.
Charlotte objęła Victorię ramieniem i zajrzała do jej książki, czego to jej mały kujonek nie potrafił zrozumieć.
- Vic... przecież ty to umiesz - stwierdziła. - Więc... po jakiego wafla czytasz to kolejny raz?!
- Wolę to sobie powtórzyć, żeby mieć pewność, że zdam ten głupi sprawdzian, Lotty - wytłumaczyła spokojnie, mają nadzieję, że przyjaciółka to zrozumie. - Notabene, zdajesz sobie sprawę, że matematyka i fizyka to moje słabe strony, prawda? Więc, muszę się do nich bardziej przyłożyć.
- Ale ty robisz problemy, Vic - mruknęła pod nosem. - Dobra, zacznij się zwijać, kujonie. Za minutę dzwonek, a pani Oldwhite nienawidzi spóźnialskich. Jeszcze ci zniży ocenę albo wrzuci kleszcze do plecaka, skoro ma tyle robaków na główce. Serio, chyba owady ciągną do bezmózgich, starych pannic noszących pończochy.
Zaśmiały się razem, a po chwili Charlotte przytuliła mocno przyjaciółkę na pożegnanie.
To okropne, że ostatnio mają ze sobą tak mało czasu. Przynajmniej obydwie dbają o kontakt i swoją relację, ale ten brak czasu rani je niezmiernie mocno.
Blondynka widzisz tylko jak Victoria macha do niej na pożegnanie i skręca w inny korytarz. Już jej nie widać...
Po chwili słychać dzwonek, więc dziewczyna postanawia wziąć swoje cztery litery i wejść do klasy.
Zajmuje miejsce w przedostatniej ławce przy oknie, obserwując jak na drzewie koło budynku siadają ptaki. Większość nastolatków już kieruje się do wejścia szkoły, a niegrzeczni uczniowie wracają z porannego szluga i może jakiegoś piwka.
Taki obraz, według Charlotte jest czymś dla niej stosunkowo normalnym, co czasami ją denerwuje. Nie ma nic ciekawego w jej życiu, tylko to co teraz widzi. Prawdziwy świat, z którego czasem ma ochotę uciec.
Pytanie brzmi... Tylko gdzie?
Zamyślona dziewczyna, nawet nie zauważa jak do jej ławki dosiada się je druga przyjaciółka.
Dopiero silne uderzenie w ramię sprowadza ją do rzeczywistości.
- Aua! Ty wredna glizdo! - warknęła w jej kierunku zła Charlotte. - To bolało, ty skurwysynie! - dodała, na co jej przyjaciółka tylko szyderczo się zaśmiała.
Miała na imię Alexandra.
Była ona bardzo niziutką osobą, ledwo odrastającą od ziemi. Posiadała włosy do ramion w kolorze ciemnego blondu, w niektórych miejscach zielonych oraz duże oczy, które nie posiadały jednolitej barwy. Raz były szare, raz zielone jak świeżo wyrośnięta trawa, a raz kolor błękitny jak oszalały i niepoznany ocean.
Nie była z charakteru aniołkiem, o nie, nie... Także zasługiwała na miano diabła.
- Co się tak zapatrzyłaś, Char... - Specjalnie przedłużyła skrót imienia przyjaciółki. - Masz zamiar zostać filozofem czy zawieszasz się jak stara babka, hę?
- Nic z tych rzeczy, Alex - zaprzeczyła Charlotte. - Po prostu zagapiłam się i tyle, koniec pieśni.
- Jasne...bo już ci uwierzę - zaśmiała się Alex.
- Śmiejesz się ze mnie? - spytała Charlotte.
- Oczywiście, że... tak. - Zaczęła sztuczne rechotać jak żaba. - Nie, mam po prostu na ciebie focha, za ostatnią sobotę.
- Za co znowu? Co ci zrobiłam? - zdziwiła się.
- Miałaś wyjść ze mną i chłopakami na spacer, ale nie poszłaś. Pewnie nie chciało ci się ruszyć tego leniwego tyłka, racja? - Alex mówiąc to, kręciła palcami rożne wzory po ławce.
- Tak... Chodziło o to, w stu procentach - skłamała gładko Charlotte. Przecież nie mogła powiedzieć prawdy.
A prawda była taka, że nie lubiła nowego towarzystwa swojej przyjaciółki, ale nie chciała znowu zaczynać kłótni ze swoją przyjaciółką o takie błahostki, więc wolała przemilczeć tą sprawę. Wiedziała, że to mogło zranić Alex i dlatego wybrała mniejsze zło, czyli kłamstwo.
Widziała jak Alexandra już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale usłyszały tupot butów. Dopiero teraz Charlotte zauważyła, że większość klasy siedzi w ławkach, a lekcja powinna trwać już od piętnastu minut. Po chwili do sali weszła nauczycielka języka angielskiego, a tuż za nią szła grupa chłopaków, zwana w tej klasie jako grupa Z, w skrócie złych dzieciaków.
Na czele szedł Matthew, średniego wzrostu, przy kości chłopak o czarny włosach i czekoladowych włosach.
Ulubieniec dziewczyn oraz niektórych chłopaków. Problem w tym, że był on skazą tej planety. Jest to nietolerancyjny dupek, myślący tylko o demolce i robieniu wokół siebie chaosu.
Można powiedzieć, że był on jednym z największych błędów Charlotte.
Z tego powodu, że Matthew aka rosnący ból jąder był jej byłym chłopakiem.
Dziewczyna nadal nie po wie, gdzie posiała swój mózg jak się w nim zakochała. Ani nie jest on szczególnie przystojny, ani zbytnio inteligentny.
No padło jej na myślenie wtedy.
Jak dobrze, że to całe zakochanie przeszło jej po dwóch miesiącach związku.
Jedyną rzeczą, która ją w nim całkowicie wkurzało, było to, że chłopak cały czas próbował do niej wrócić, nie rozumiejąc słowa "nie".
- Przepraszam za spóźnienie - rozpoczęła nauczycielka. - Musiałam niestety przyprowadzić tą szajkę dzikusów, ale już jestem, więc otwierać zeszyty i hop, hop robimy lekcję!
Matthew i jego świta ruszyli do ławki przed nami, chcąc pewnie mieć z kim porozmawiać.
- Hejka, bitches*** - Charlotte postanowiła się z nimi przywitać i starać się ignorować do końca lekcji.
- Witam, piękna - Matthew odezwał się do mnie. - Jak tam u ciebie? Może robisz dziś coś ciekawego pod wieczór? - zapytał.
Już miałam otworzyć usta i spróbować jakoś go zdenerwować, żeby się odczepił, ale z pomocą przyszła mi Alex.
- Nah, będziemy zajęte. Wiesz, kobiece sprawy i tak dalej - powiedziała.
- A cóż to za sprawy? - zaciekawił się.
- Czego nie rozumiesz w słowie "kobiece"? - burknęła w jego stronę. - Choć... już wiem. Albo jesteś dziewczyną i masz ochotę pogadać na temat nowego lakieru albo po prostu czujesz się kobietą i w tej chwili jesteś obojniakiem - zripostowała Alex.
Do końca lekcji, chłopak się nie odzywał...
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Było już południe. Na niebie można było zobaczyć tęczę.
Charlotte razem z Alex wychodziły właśnie ze szkoły, powoli kierując się na autobus. Dziewczyny szły wolno, trzymając się za ręce i rozmawiając o swoich ulubionych tematach, czyli chłopakach w przypadku Alex i artystach według Lotty.
- Mówię ci, ja poderwę tego Davida, on będzie mój, Char - wykłócała się Alex.
- Glizdo, ale ty wiesz, że on ma na imię Damian - powiedziała Lotty.
- Jeden pies, jakie imię. Ważne, że dosyć ładny i nawet mądry - pochwaliła chłopaka Alex.
- Wiesz, że on nie potrafił ostatnio dodać zera i dwójki? - Char spytała dla pewności, czy jej przyjaciółka nie straciła już całego rozsądku.
- Dobra, Nobla z matematyki nie dostanie, ale jest przystojny - odparła.
- Medal Fieldsa - poprawiła przyjaciółkę.
- Medal czego? - spytała zagubiona Alex.
- Fieldsa. Nagroda dla najmądrzejszych matematyków - wyjaśniła Lotty.
- Skąd ty takie dyrdymały wiesz? - zaciekawiła się onieśmielona.
- W wiadomościach o tym pierd*lili - odpowiedziała szczerze.
- Oh. Myślałam, że zaczęłaś interesować się nauką - zaśmiała się.
- Błagam cię. Ja i taki medal. Wybierz jedno - Lotty parsknęła na jej słowa.
Kawałek drogi przeszły w ciszy, obserwując jak jakieś dzieci rzucają się kanapkami.
- Zjeby - stwierdziła Alex.
- A no racja, tak jedzenie marnować - poparła ją przyjaciółka.
- Słuchaj, mam dla ciebie nowinę, ale wolałam ci ją przekazać jak będziemy poza szkołą i nie zrobisz mi siary swoim wybuchem ekscytacji. - Zaczęła paplać z szybkością światła.
- O czym ty znowu ględzisz? - Charlotte zadała pytanie.
- W ten weekend, ze względu na festiwal charytatywny organizowany przez nasze miasto, odbędzie się koncert różnych sławnych osób - oznajmiła Alex.
- Tak. Wiem o tym. Mówiłaś o festiwalu już jakiś czas - wypomina.
- Dokładnie i wiesz, że miał tam grać jakiś zespół staruszków. - Alex rozpoczęła temat. - I jeden z członków tego zespołu wczoraj miał zawał i odwołali oni swoją obecność na festiwalu.
- I?... - dopytywała Lotty, czując, że przyjaciółce może chodzić o coś ważnego.
- No i... zastępcą ich będzie zespół, które obydwie znamy - przekazała Alex.
- Co to za zespół? - spytała Charlotte, kopiąc jakiś kamyk po drodze.
- To... czekaj, stój. - Alex zatrzymała Lotty, łapiąc ją za ramiona - To... Black Veil Brides - powiedziała na jednym wdechu.
- Nie, to niemożliwe - zaśmiała się Char, machając głową. - Oni pewnie powiadomiliby fanów o czymś takim.
- Jak mieliby ich powiadomić, skoro dostałam pół godziny temu informację od mamy, która przypomnę... jest jedną z organizatorek? -- Alex spytała z lekceważeniem. - Sprawdź w tej chwili ich wiadomość...i blogi.
Charlotte zaczęła gorączkowo szukać telefonu po kieszeniach, a kiedy go znalazła wpisała szybko hasło i zaczęła szukać jakiś ich informacji o wzięciu udziału w festiwalu.
- Czyli wczoraj tamci odwołali występ, a już dziś twoja mama załatwiła zastępstwo? - spytała wątpiąco Lotty.
- Nie ona, tylko ktoś z tych głównych organizatorów. Moja mama ma po prostu do tego informację. Poza tym, wczoraj, większość nocy organizatorzy dzwonili do piosenkarzy, trafiło na twój ulubionych zespół, ciulu - zaśmiała się Alex.
Charlotte nie mogła uwierzyć, że jej ulubieni artyści dodali informację o występie.
Teraz to do niej dotarło... Oni... będą... w weekend... w jej rodzinnym mieście... zobaczy ich na żywo.
Nawet nie zarejestrowała, kiedy zaczęła piszczeć, krzyczeć i rzucać się na Alex jak opętana.
Ten dzień nie mógł być, dla Charlotte lepszy.
Alexandra nie zdziwi się, jeśli jutro będzie cała w siniakach dzięki przyjaciółce.
Natomiast rodzina dziewczyny, zastanawiała się czy z ich dzieckiem wszystko jest w porządku, kiedy widzieli wielki uśmiech na twarzy przypominający uśmiech morderczego psychopaty.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Było już późne popołudnie, kiedy Charlotte zaczęła się przygotowywać do festiwalu. Nie miała pojęcia co ubrać, jak się pomalować, myślała czy robienia jakieś innej fryzury miało sens.
Tak oto siedziała ze swoim różowym kubkiem w trzymające krwawiące serduszko miśki i rozmyślała. Jej rodzina znajdowała się teraz w salonie, oglądając mecz siatkówki. Ich krzyki zadowolenie oraz częste jęki zażaleń do grających pewnie słyszeli wszyscy na ulicy.
Niby to miał być zwykły koncert.
No dobra, nie taki zwykły, bo miała zobaczyć na żywo swój ulubiony zespół, któremu w życiu wiele zawdzięczała. Tylko Black Veil Brides potrafiło wyciągnąć jak z dołka, pocieszyć czy sprawić, że mogła się uśmiechać szeroko od jednego do drugiego ucha. Po tym, jak Charlotte dowiedziała się, że wystąpią oni w jej mieście, piszczała i skakała do końca dnia.
Chciałaby zrobić sobie z nimi zdjęcie, zwłaszcza z Andy'm. Jednak nie chciała tego zrobić, bo był on celebrytą, ale za to, jakim był człowiekiem. Nie znała go osobiście, ale wierzyła, że jest on dobrym człowiekiem.
Po chwili usłyszała pukanie w okno. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła swojego małego kotka. Teoretycznie, nie należał on do Charlotte, ale dziewczyna uwielbiała tego futrzaka. Przychodził do jej okna każdego dnia. Zawsze na tą słodką kulkę, czekała miska pełna mleka. Kot był strasznie chudy, był biały w ciemne łatki. Wyglądał jak dalmatyńczyk.
Dziewczyna wstała z kanapy, odłożyła kubek na biurko i otworzyła okno, żeby zwierzątko mogło wejść do jej pokoju.
Kot przeciągnął się i leniwym krokiem ruszył do swojej miseczki.
Charlotte uklękła koło małej kulki i zaczęła głaskać ją po futerku.
- Słodziaku, powiedz mi... Czemu jakoś nie cieszę się na ten koncert tak jak powinnam. Znaczy, jestem szczęśliwa, ale dlaczego nie skaczę jakby dostałam prądem albo piorunem? Czemu mam wrażenie, że te wyjście coś zmieni? A może ja po prostu się starzeję... oby nie - szeptała do kotka, głaszcząc go za uszkiem. - Dobra, przydałoby się przyszykować, prawda? - Mówiąc to, blondynka wstała z klęczek i ruszyła do szafy, żeby znaleźć coś ciekawego do ubrania.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Charlotte stała przed wejściem na festiwal razem z Alexandrą i grupką chłopaków, których znała jej przyjaciółka.
Nie była zadowolona z faktu, że dziewczyna wzięła jeszcze inne osoby ze sobą, ale nie mogła przecież nic z tym zrobić.
Lotty po prostu wiedziała, że Alex przez większość czasu będzie ją ignorować i ten fakt sprawiał, że robiło jej się przykro. Alex nie robiła tego specjalnie, po prostu czasem nie widziała jakie popełnia błędy.
- To ruszamy, panienki? - spytał jakiś chłopak, którego Charlotte pierwszy raz widziała na oczy. Pewnie nowy chłopak Alexandry ~ pomyślała.
- Jasne - przytaknęła Alex i złapała Lotty za rękę, ciągnąc ją do sceny. - Chłopaki, mam nadzieję, że po koncercie idziemy się napić do baru! Char, idziesz z nami? - spytała przyjaciółkę.
- Em... Jeszcze nie wiem - powiedziała wymijająco. Nie miała ochoty nigdzie chodzić z tymi chłopakami, zwłaszcza w nocy.
- No nie przynudzaj - mruknął blondyn idący na przodzie. - Ponoć umiesz się napić, więc co za problem? - Poklepał Charlotte po plecach.
- Zamknij się, Leon. - warknęła Alex. - Jeśli nie będzie chciała to nie pójdzie.
Char, my będziemy zwijać się od razu po koncercie, więc nie będziemy cię potem szukać - dodała do swojej wypowiedzi.
- Dobrze, nie ma sprawy. - Charlotte mruknęła i przyspieszyła kroku.
- O! Jak pędzi! - krzyknął Leon. - Normalnie jak koń na biegunach!
Charlotte usłyszała jak Alex uderza go dłonią w tył głowy, a po chwili uderza w ramię.
Kiedy już była pod sceną, słyszała jak jakiś mało znany artysta śpiewa popową piosenkę, skacząc jak zając po scenie. Muzyka była świetna do tańczenia i wiele ludzi podrygiwało i ruszało biodrami do niej.
Po chwili, dziewczyna poczuła małą dłoń na ramieniu, więc szybko obejrzała się za siebie, rejestrując, że była to tylko Alex. Kiedy spojrzała w jej oczy zobaczyła wesołe iskierki, a na jej twarzy gościł wielki uśmiech przypominający kształtem wielkiego banana.
Po chwili Alex złapała ją za ręce i razem zaczęły tańczyć do piosenki: Lotty ruszając się drętwo jak widelec w słoiku, a jej przyjaciółka poruszała się niczym doświadczona tancerka.
Dziewczyny śmiały się z siebie. Lotty zaczęła tańczyć coraz pewniej, a Alex nadawała tempo wspólnych ruchów.
Niedługo później, piosenka się skończyła, a piosenkarz pożegnał się z widownią, robiąc z rąk serduszko i ruszył do wyjścia.
Zmachana Alex zarzuciła swoje ramię na Charlotte, a chłopaki z którymi były dziewczyny stwierdzili, że ich przyjaciółka ma zadatki na tancerkę.
W tym momencie na scenę wszedł dorosły mężczyzna ubrany w czarny garnitur, niosąc w dłoni mikrofon.
- Dziękujemy za cudny występ Williama Fitzsimmonsa****! Brawa! - krzyknął zaczynając klaskami, co po chwili zaczął robić tłum. - A teraz czas na gości specjalnych! Dziękujemy raz jeszcze za to, że zgodzili się na występ! Gorąca brawa, dla zespołu Black Veil Brides! -wykrzyczał, a ludzie zaczęli głośno wiwatować.
Charlotte z uwieszoną na niej Alex, zaczęły głośny wrzeszczeć, skacząc i machając rękami.
Wkrótce potem, na scenę weszli kolejno
Jake, Jeremy, Ashley, Christian i Andy...
O Lucku! Oni tu są! Ja ich widzę! O matulu! ~ pomyślała Charlotte, żeby po chwili także krzyczeć jak inni.
Ashley stanął z tyłu, biorąc gitarę, podobnie zrobili Jake i Jeremy, ale ustawili się z przodu. Christian ruszył do perkusji, a Andy ustawił się prosto do publiczności i wziął mikrofon do ręki.
- Witajcie New Jersey! Tutaj Black Veil Brides! - wykrzyczał Andy. - Przed wami Jake pi*przony Pitts, Jeremy pi*przony Ferguson, Ashley pi*przony Purdy, Christian pi*przony Coma i ja Andy pi*przony Biersack! Zaczynamy od "Fallen Angels"*****! - Andy przedstawił swój zespół, a po chwili można było brzmienie instrumentów.
"Scream, shout
Scream, shout
We are the fallen angels
We are the in between cast down as sons of war
Struck to the earth like lightning on this world we're torn
We will cause the pain of living out there, love
Take joy in who you are
We know how wings are flown
We're bored to death in heaven and down alone in hell
We only want to be ourselves
We scream, we shout
We are the fallen angels
We scream, we shout, whoa whoa
Too lost to see the road
No need to feel this sorrow
We scream, we shout, whoa
We are the fallen angels"[...]******
Ludzie krzyczeli, Charlotte i Alex tańczyły i rzucały się razem z tłumem.
Andy biegał jak szalony po scenie, przybijając piątki z ludźmi, którzy stali najbliżej sceny. Jake i Jeremy skakali trzymając gitary, co jakiś czas grając solówki. Ashley usiadł na końcu sceny, żeby mieć bliski kontakt z publicznością, która od razu zaczęła do niego lgnąć. Często wystawiał do nich język i puszczał im oczko.
- Nie spodziewałam się, że tylu ludziom spodoba się ich muzyka! - wykrzyczała Lotty do ucha Alex.
- Ja też, ale jest zajebista zabawa! - odkrzyknęła Alex.
Charlotte tańczyła, śpiewała i cudownie bawiła się na koncercie. Czasem miała wrażenie, że główny wokalista, którym był Andy, spoglądał na nią i się uśmiechał. Jednak Charlotte, szybko odepchnęła tą myśl od siebie.
Pewnie każda fanka tak myśli ~ pomyślała Lotty.
Black Veil Brides zaśpiewali i zagrali jeszcze "Wake Up", "Rebel Love Song", "Heart Of Fire" i na końcu "In The End".
Kiedy ostatnia piosenka się skończyła, zespół pożegnał się z publicznością i powiadomił, że będzie można zrobić sobie z nimi zdjęcie.
Co zdziwiło Charlotte, Andy został na scenie. Wziął mikrofon z powrotem do dłoni, odchrząknął i podniósł go do ust.
- Uwaga, uwaga, moi drodzy. - Zaczął donośnie mówić. - Choć skończyliśmy z chłopakami na dziś wszystkie piosenki, to czuję jednak, że to jest za mało jak na koncert charytatywny, więc mam dla was jeszcze jedną niespodziankę. Muzyka!
W głośnikach można było usłyszeć pierwsze nuty piosenki "Know One".
"Now it's clear to live without me
I'm not sure the stars align
They just fear that it's not easy,
The stage is empty all the time
The world feels different when you're crazy
,,Make it work and sing the lines''
And their ego fascinates me,
We all pray to stay alive
I don't wanna fix it
I don't wanna fix it
I will never turn back time
I can't change the way they
Look at me, look at me
I won't show you what you'll
Never see, never see
In my eyes, in my eyes
They just let your heroes die
In my eyes, in my eyes
They just let your heroes die
Waste the life I dedicated
On the 5, I turn the page
I'm not so confident to argue,
I won't miss you everyday [...]"
Kiedy piosenka się skończyła zaśpiewał jeszcze utwór "Asshole".
Charlotte była szczęśliwa. Niezmiernie szczęśliwa. Jak mogła nie być?
Była na koncercie, na którym grał jej ulubiony zespół, spędzała świetnie czas i nie musiała myśleć o swoich problemach.
- Dziękuję wam jeszcze raz, za możliwość wystąpienia tu na scenie, śpiewania dla was i za tą niezwykłą atmosferę, która towarzyszyła nam przy każdym dźwięku i słowie piosenki - wygłosił Andy w stronę publiczności. - Dziękuję również za to, że festiwal jest charytatywny. Do zobaczenia ludziska! - Pożegnał się i ruszył za scenę.
Ludzie zaczęli klaskać, a na scenie pojawił się organizator, informując o kolejnej artyście.
- Dobra! Char, zwijamy się? - spytała Alex.
- Chciałam iść sobie zrobić z nimi zdjęcie - wytłumaczyła Charlotte.
- Heh... Sieroto, zdjęcie można było sobie zrobić z nimi, ale bez Andy'ego. - Alex pacnęła Lotty w głowę. - Stali przedtem, a teraz się zwinęli, spójrz! - Wskazała palcem, na puste miejsce obok jakiejś budki.
- To oni cały czas tam byli i mi nie powiedziałaś? - spytała zszokowana i zdenerwowana Charlotte.
- Myślałam, że chociaż raz sama użyjesz mózgu i dodasz dwa do dwóch, ale się jednak pomyliłam - wytknęła przyjaciółce. - Trudno się mówi. Zwijamy się chłopaki! Idziesz z nami czy nie?
Charlotte już chciała odpowiedź, że jednak postanawia przejść się nimi, ale zauważa Victorię wśród tłumu.
- Nie idźcie. Ja tu jeszcze pobędę - odpowiada wymijająco i bez pożegnania rusza w stronę swojej drugiej przyjaciółki.
Victoria stoi oparta o murek, przeglądając coś w telefonie. Po jej minie, można stwierdzić, że jest bardzo znudzona.
Co ona tu robi? Przecież miała dzisiaj siedzieć w domu i oglądać seriale ~ przypomniała sobie Charlotte. Victoria pisała jej, że nie ma zamiaru przychodzić na koncert.
- Hej, Vic. Co ty tutaj robisz? - Charlotte podeszła do przyjaciółki i krótko ją uścisnęła.
- Stoję? - spytała sarkastycznie Victoria. - Nudziło mi się w domu i postanowiłam tutaj przyjść. A ty co tu robisz sama? Nie powinnaś być z Alex?
- Alex poszła już stąd ze swoją ekipą - wytłumaczyła Charlotte. - Nie znam tamtych typków, nie ufam im, a w razie czego nie chcę powierzać swojego życie Alex.
- Lotty, nadal się zastanawiam czemu ty się przyjaźnisz z tą wredotą - powiedziała kojąco. - Wybacz, ale ona nie nadaje się na przyjaciółkę, nie dla ciebie. Ty potrzebujesz kogoś kto cię wysłucha i doradzi, a nie kogoś kto zawsze wyśmiewa każdy twój problem. Co z tego, że z nią jest dobra zabawa, jeśli ona oferuję tylko dobrą zabawę. - doradziła.
- Może masz rację i powinnam w końcu sobie z nią wytłumaczyć kilka spraw, ale chwilowo jest między nią, a mną dobrze, więc zrobię to jeśli będzie taka potrzeba, a teraz... idziemy się bawi, słodziaku? - Charlotte wyciągnęła w jej stronę rękę i razem ruszyły zwiedzać atrakcję na festiwalu.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Charlotte szła wolno ulicą, wracając z festiwalu. Najpierw odprowadziła Victorię, a teraz kierowała się w stronę swojego domu.
W połowie drogi, usłyszała jakiś szmer obok małego sklepiku jednej ze swoich sąsiadek. Ruszyła w stronę budynku i zauważyła wysoką postać z którą rozmawiała cicho właścicielka, pani Bradbury. Była ona bardzo dobrą, starszą kobietą, więc wolała w razie czego jej pomóc.
- Przykro mi, kochaniutki. Nie pomogę ci z twoim problemem, ale... - Jej wzrok spoczął na Charlotte. - O! Ale ten aniołek ci pomoże. - Wskazała na dziewczynę palcem.
Chłopak odwrócił się w jej stronę, a Charlotte miała ochotę jednocześnie się do niego przytulić i z prędkością pantery uciec do domu. Wszędzie rozpoznałaby te kości policzkowe i błękitne oczy. To Andy!
Oczy Charlotte rozszerzają się gwałtownie z powodu szoku, a ciało nieruchomieje. Dziewczyna już chcę się odezwać, powiedzieć cokolwiek, kiedy chłopak nagle zakrywa jej usta dłonią.
Charlotte jest jeszcze bardziej zdumiona. Marszczy brwi i nos. Nie wie czy woli, żeby Andy najszybciej zabrał swoją łapę z jej ust czy żeby trzymał ją tam na wieczność.
- Chłopcze, już podrywasz jakąś niewiastę? - pyta staruszka. - Ja rozumiem, hormony i te sprawy, ale ledwo co na siebie spojrzeliście i już łapy wsadzasz w jej usta? Trochę kultury! Istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista, ty mopsie!
Zdziwiony chłopak natychmiast zabiera swoją dłoń i staję obok mnie, żeby zobaczyć sprzedawczynie.
- Wie pani, ona wyglądała jakby zaraz miała zacząć piszczeć, więc wolałem ją uciszyć - powiedział Andy. Aż wstyd, ale dziewczyna faktycznie chciała piszczeć na jego widok. - Tak dla uściślenia, znasz mnie? - spojrzał wprost na Charlotte.
- Nie - bąknęła wstydliwie dziewczyna.
- Kłamiesz, widziałem jak szalałaś przy scenie jak śpiewaliśmy - rzucił chłopak.
Charlotte momentalnie zrobiło się głupio i miała ochotę strzelić sobie z liścia w twarz. Modliła się w duchu, żeby tylko się nie zarumienić z zawstydzenia.
- Co ty chłopcze takie teksty walisz do tej młodej damy. Nie widzisz, że już przypomina koszyk pełen dojrzałych pomidorów - zareagowała pani Bradbury.
- No właśnie zauważyłem - dodał Andy. Czy możecie przestać mnie zawstydzać?! ~ pomyślała biedna Charlotte.
- Ahhh, ta dzisiejsza młodzież - mruknęła do siebie staruszka. - Jeśli chcecie coś kupić to już wybierać, bo chcę zamykać - poinformowała.
- Ja tu tylko przyszłam sprawdzić czy nic pani nie jest - wytłumaczyła Charlotte i zauważyła jak to dziwnie brzmi. - No bo...pani o tej porze nie ma już otwartego sklepu, a tu jakiś wysoki chłopak w kapturze, z resztą rozumie to pani - dodała i zaczęła czuć się jak na jakimś przesłuchaniu. Mimo tego, że nikt nie wymagał od niej tłumaczeń, to wolała wyjaśnić tą sytuację.
- Jaka z ciebie kochana duszyczka, Charlotte - powiedziała i zaczęła wrzucać swoje rzeczy do torebki. - No ruszać tyłki, jestem już zmęczona przez ten festiwal i mam ochotę iść do domu. - Zaczęła popychać Lotty i Andy'ego w stronę drzwi.
- To nie pomoże mi pani? - spytał chłopak.
- Ja nie, ale spytaj się Charlotte, może ona ci pomoże. - Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła do swojego domu. - Miłego, dzieciaki. Tylko rozważnie z tym dotykaniem! - krzyknęła na odchodne, a Lotty nie wiedziała czy śmiać się ze słów sprzedawczyni czy wniknąć w jakiejś drzewo.
Andy i Charlotte zostali sami.
Przez chwilę, żadne z nich się nie odzywało, tylko ukradkowo posyłali sobie krótkie spojrzenia.
- Emm...chciałem się tylko zapytać gdzie jesteś najbliższy hotel - powiedział chłopak, żeby pozbyć się niekomfortowej ciszy. - Mogłabyś mi pomóc?
- Nie...to znaczy tak, przepraszam - odpowiedziała żenująco Charlotte.
- Chciałem cię przeprosić za tą akcję w sklepie, zachowałem się dziwacznie i mogłem ci narobić problemów, więc przepraszam - wyznał Andy.
- Nic się przecież nie stało - powiedziała szczerze Charlotte. - Dobra, to po co szukasz hotelu?
- A jak myślisz, Sherlocku? - zapytał drwiąco. - Żeby się przespać, zatrzymać na noc.
- A co z twoim zespołem? - zaciekawiła się.
- Pokłóciliśmy się, dokładniej o zwykłą błahostkę, ale tak wyszło, że oni są dwa miasta dalej i dopiero jutro mnie stąd odbiorą, a nie mam ochoty ryzykować i jechać do nich o tej porze. Zwłaszcza, że wracając mieliśmy mijać te miasto.
- wytłumaczył chłopak. - To gdzie mam się kierować?
- Nie masz GPS-a? - spytała Lotty.
- Telefon mi się zepsuł. Przestał działać. Mam zajebiste szczęście. - Pomachał telefonem przed twarzą dziewczyny. - A jakbyś się pytała, to dzwoniłem do chłopaków przez telefon w sklepie.
- Nie pytałam się - mruczy pod nosem Charlotte.
- Dla pewności chciałem to wyjaśnić - powiedział i puścił oczko w jej stronę.
- To co ty przedtem cały czas robiłeś? - spytała Lotty.
- Chodziłem tu i tam, a że telefon rozwaliłem niedawno... - powiedział wymijająco.
- Rozumiem, czyli po prostu mam cię zaprowadzić do najbliższego hotelu? - zapytała, woląc się upewnić.
- Tak, dokładnie o to cię proszę.... emm... - Zaciął się Andy. - ...Charlotte? Nie jestem pewny, czy dobrze pamiętam twoje imię.
- Tak się nazywam. - Dziewczyna zasalutowała i zaśmiała się. - Ale mów mi Lotty. Chodź, idziemy! - wyciągnęła swój telefon i wyszukała najbliższy hotel.
- A co na to twoi rodzice? - spytał z obawą Andy.
- Myślą, że śpię u przyjaciółki. W sumie, zanim skierowałam się do sklepu to właśnie szłam do domu - wytłumaczyła Charlotte. - Spokojnie, nic mi nie będzie. - Ruszyła prosto przed siebie. Zauważyła w telefonie, że zostało im osiem kilometrów, na co jęknęła w duszy.
- Mam pytanie... - Zaczął chłopak, zwracając na siebie uwagę. - Jesteś fanką mojego zespołu?
Dziewczyna zatrzymała się, spoglądając w oczy swojego rozmówcy, modląc się o cierpliwość do swoich działań. Miała ochotę skakać wokół niego jak jakiś dzikus przy ognisku.
- Powiem to szybko - powiedziała pewnie Charlotte. - Tak, jestem ogromną fanką twojego zespołu. Uwielbiam ciebie, ich...was, waszą muzykę, to co robicie. Znam tyle szczegółów waszego życia, że nawet nie jestem w stanie ich zliczyć. Zawsze marzyłam, żeby was spotkać, ciebie spotykać, pogadać i tak dalej, a w tej chwili staram się nie myśleć o tobie jako o...tobie. Nie jako o Andy'm, tylko chłopaku, który potrzebuje mojej pomocy, więc proszę...nie utrudniaj mi tego, nie zadawaj takich pytań chyba, że chcesz, żebym zaczęła wrzeszczeć na środku ulicy, że spotkałam boga seksu! - wykrzyczała mu w twarz, momentalnie zakrywając sobie usta i całkowicie się pesząc.
Chłopak za jej słowa mocno się zszokował, ale po chwili ułożył usta w figlarny uśmieszek.
- Znaczy tego ostatniego nie było! - Charlotte starała się to jakoś wytłumaczyć, mieszając się w swoich słowach i myślach.
- Spokojnie, nic się nie stało. - powiedział spokojnie i kojąco Andy, klepiąc ją po ramieniu, na co Lotty wstrzymała oddech i wyglądała jakby miała się zaraz udusić. - Naprawdę, dziewczyno? Tylko cię przecież dotknąłem! - Obronił się.
- Może, ale to ty jesteś moim... -Zacięła się Charlotte. - ...moim... Artystą! Tak, piosenkarz i te, te...sprawy! O właśnie...
- Wiesz, że gadasz od rzeczy? - Andy uśmiechał się i wyglądał jakby miał za chwilę zacząć się śmiać. Dziewczyna już chciała coś powiedzieć, ale chłopak jej przerwał. - Jeśli nie zaczniemy zachowywać się w miarę normalnie, to nigdy się nie ruszymy, więc proponuje umowę.
- Umowę? - zdziwiła się nastolatka.
- Tak, dzisiejszej nocy, dla ciebie nie istnieje Andy Biersack, który jest znany. Dziś jestem normalnym chłopakiem, który prosi raczej normalną dziewczynę o zaprowadzenie do hotelu. Może być?
Charlotte przeskanowała wszystko w głowie i stwierdziła, że pomysł chłopaka ma sens. Może jak go odprowadzi to zacznie go prosić o zdjęcia, autograf czy zacznie przeżywać, że to jej idol. Spojrzała w jego piękne, idealne oczy i przytaknęła.
- Dobra, więc chodźmy. - Ruszyła prosto i poklepała go delikatnie po ramieniu, w duchu ekscytując się, że mogła go dotknąć.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Szli już jakiś czas, co chwilę zerkając na telefon Charlotte, żeby przypadkiem się nie zgubić. Żadnemu z nich się nie śpieszyło. Ich ruchy były powolne. Ciągle zerkali na ciemne niebo, pełne błyszczących gwiazd. Dużo rozmawiali na luźne tematy, poczynając od tego co dzieje się w życiu Charlotte, a kończąc na wyglądzie prób zespołu Andy'ego.
Im dłużej ze sobą rozmawiali, tym byli sobie bliżsi. Nie w jakimś ogromny sensie, ale w zaufaniu. Charlotte przestała się co chwilę rumienić i zawstydzać. Czuła się swobodniej. Nie myślała, że idzie obok swojego idola, tylko po prostu przy normalnej osobie. Oczywiście, czuła się trochę inaczej, zwłaszcza przez to, że tak naprawdę go nie znała. Nie wiedziała o nim nic więcej, niż tyle na co pozwalał internet.
To nienormalne, ale czuła się z nim bezpiecznie. Może przez to, że po prostu chciała wierzyć w jego dobroć?
Jednak nie zapomniała całkowicie, że to jest Andy Biersack, bo takich faktów nie da się w mgnieniu oka wyrzucić z głowy.
Natomiast Andy przestał obawiać się, że dziewczyna w pewnym momencie zemdleje lub spróbuje coś wywinąć.
Mimo to, miał do niej lekką rezerwę. Dopiero co ją poznał. Musiał przyznać, że do tej pory Charlotte była dla niego naprawdę bardzo miła, chociaż z niektórych jej historii przeczuwał, że była urodzonym szatanem. Dodatkowo była ładna. Nie miała na sobie kilograma makijażowej tapety, lecz była naturalna, a ubrana w czarne ciuchy wyglądała ślicznie. Wiedział, że nie powinien tak myśleć, w dodatku o fance, ale był facetem i miał prawo podziwiać niektóre osoby, nie ważne, że wyłącznie w myślach.
- W ogóle, tak z ciekawości...Ile masz lat? - zapytał Andy.
- A co cię to interesuje? Jesteś pedofilem? - Wytknęła w jego stronę język. - Spokojnie, po pierwsze żartuję, choć może to nie jest zabawne, a po drugie to mam siedemnaście lat.
- Czyli jesteś ode mnie młodsza o cztery lata.******* - Obliczył w myślach.
- Dokładnie tak, geniuszu. - Charlotte znowu dogryzła Andy'emu. Naprawdę nie wiedziała, skąd jej się biorą te zaczepki w stronę chłopaka.
Szli przez pewien moment w ciszy. Andy rozglądał się, obserwując co mijają, a Charlotte idąc, kopała jakiś kamyczek.
- Mam pytanie... - Zaczęła niemrawo Charlotte.
- Jakie? - zaciekawił się Andy. Widząc, że dziewczyna chwilę nie odpowiada, zatrzymał ją łapiąc jej dłoń w swoją i delikatnie pocierając koniuszkiem palca jej suchą skórę.
Dziewczyna spojrzała w jego błękitne jak ocean oczy i zapomniała przez chwilę jak się mówi. Nie myśl tak o nim, to twój idol, już nigdy go nie spotkasz, ani nigdy go już nie dotkniesz ~ zbeształa się w myślach.
- Po prostu ciekawi mnie co się wydarzyło między tobą i zespołem - odezwała się niepewnie. Zobaczyła jak Andy na chwilę odwraca głowę i głośno wzdycha. Zareagowała na to natychmiast. - Nie musisz oczywiście mi tego mówić. Byłam... chciałam wiedzieć, ale...nie muszę przecież. Zapomnij.
- Hej, spokojnie - szepnął kojąco. Andy pogłaskał dziewczynę po głowie, w myślach przeklinając swoje działanie. Tylko to nie była jego wina, że blondynka tak na niego działała.
Nie, to nie możliwe, żeby mógł się zauroczyć ~ pomyślał Andy. Natychmiast zabrał swoją dłoń i podrapał się z tyłu głowy. Charlotte wydawała się przez chwilę posmutnieć. - Po prostu... Mam czasem problemy, wiesz emocjonalne i trochę się z Christianem poprztykaliśmy, na co zareagowała reszta. Wkurzony wyszedłem i poszedłem się przejść. Chłopaki napisali mi, że specjalnie wybrali hotel dwa miasta dalej, żebym "zmądrzał". Jak wracałem to telefon wpadł mi do kałuży i nic po nim nie zostało. Potem poszedłem do sklepiku tej nawiedzonej, ale miłej kobitki i... teraz jestem tu z tobą. Sam na sam... - dopowiedział Andy. Dopiero po chwili dotarło do niego, co właśnie powiedział na głos. Spojrzał na Charlotte i stwierdził jedno: albo to nic nie ruszyło dziewczynę albo potrafiła świetnie udawać.
- Okay... - wysłowiła się Charlotte. - Dzięki, że mi to powiedziałeś.
Przez dłuższy czas stali w ciszy. Spojrzeli na siebie i po chwili obydwoje wybuchli głośnym śmiechem.
Nie wiedzieli tak naprawdę z czego mieli ubaw. Czy z powodu tej denerwującej ciszy czy z powodu dobrego humoru. Nie wiedzieli tego.
Ale byli pewni, że zaczynają mieć ze sobą dobry kontakt i niezwykłą relację.
- Wiesz co? - zagadała Charlotte. - Sprężajmy tyłki, bo nigdy nie dojdziemy do tego hotelu.
- Masz rację - przyznał Andy, zaglądając w zbity ekran dziewczyny. - Mamy jeszcze do przejścia tylko trzy kilometry.
- Tylko? - spytała Charlotte, unosząc obie brwi do góry, pewnie wyglądając przy tym jak bakłażan. - Aż... - zaznaczyła, podnosząc głos.
- Dobrze, "aż"... Zadowolona? - mruknął do niej.
- Bardzo - ucieszyła się, ukazując szereg prawie idealnie równych zębów.
- To chodź! - krzyknął cicho Andy i złapał Charlotte za jej zimną dłoń, idąc dalej. I blondynka nie wiedziała w tym momencie, że tylko trzymając dłoń tego chłopaka, mogła jednocześnie ogrzać ją, jak i swoje serce. Choć czuła, że nie powinna, nie puściła ręki Andy'ego, tylko ruszyła za nim dalej w drodze do hotelu.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Charlotte i Andy podbiegli do wielkiego budynku, zbudowanego z czerwonej cegły. Widać było, że był świeżo remontowany. Nad wejściem, wisiał duży neon, którego litery układały się w słowo "Concordia".********
Wokół budynku znajdował się tylko już nieczynny sklep oraz przystanek autobusowy, na którym spał jakiś bezdomny.
Andy i Lotty spojrzeli na siebie. Żadne nic z nich nie mówiło. Po prostu obserwowali nawzajem oczy drugiej osoby. Tak bardzo wyjątkowe, błękitne oczy u tej dwójki, w tym momencie wyglądały jak w wspólnej symbiozie.
Byli sobą magicznie zahipnotyzowani.
Andy pierwszy odwrócił wzrok.
Obydwoje zdawali sobie sprawę, jak to musi dziwnie wyglądać dla innych osób. Młodzi ludzie wpatrzeni w siebie bez pamięci. Problem był w tym, że nie było widać tego, że znają się mniej niż jedną noc, jedno z nich było fanem drugiego czy widoczną różnicę wieku. Tych detali nikt nie widział, jednak były one niezwykle ważne.
Ciszę przerwała Charlotte.
- To jesteśmy pod hotelem. - Zaczęła dziwnym głosem. - Doprowadziłam cię do twojego celu. Wiesz, teraz to mogę już spokojnie wracać, bo wiem gdzie jesteś... znaczy, bo wiem, że ci pomogłam...to cześć! - powiedziała i szybkim krokiem chciała się ewakuować. Nie potrzebowała w tym momencie żadnego autografu, zdjęcia czy czegoś podobnego. Czuła się zbyt dobrze przy Andy'm, a to teraz nie było normalnie. To nigdy nie było normalne.
Ponieważ, gdzieś w głębi swojej duszy czuła, że się w nim po prostu zauroczyła. Po jednej nocy, nawet nie pełnej. Co najlepsze, zauroczyła się nie w Andy'm Biersacku, do którego wzdychała już od dawna, a w "Andy'm", którego poznała dzisiejszej nocy. Przecież to nie jest normalne, prawda? Nie da się w kimś tak szybko zauroczyć?
- Zaczekaj! - Usłyszała za sobą i poczuła dłoń chłopaka o cudownych błękitnych oczach na swoim ramieniu.
Andy powoli obrócił ją w swoją stronę. - Chyba nie myślisz, że pozwolę ci wracać samej o tej godzinie tyle kilometrów do domu? - zapytał z wyraźnie słyszalną troską.
- Właśnie tak myślę - powiedziała Charlotte. - Rodzice będą się niepokoić. Nie chcę ich martwić, Andy.
- Przecież myślą, że śpisz u przyjaciółki. Poproś ją, żeby cię kryła. A jutro z samego rana, razem z zespołem podwieziemy cię do domu. - wyjaśnił, a Charlotte miała ochotę przewrócić oczami. - Będzie bezpieczniej jak zostaniesz ze mną na noc w hotelu.
- Tak się teraz zastanawiam, to po co myśmy szli tu, skoro jutro bez problemu będziesz mógł mnie odwieźć? - zapytała, byle tylko odwlec Andy'ego od tamtego tematu.
- Bo nie chciałem nikomu wpraszać się do domu, Lotty? - zadrwił i podniósł końciki swoich ust do góry. - To idziemy do środka?
- Wiesz, że to trochę jak propozycja od nieznajomego? - wytknęła chłopakowi Charlotte.
- Z tym samym nieznajomym, z którym postanowiłaś iść długą drogę po ciemku? - powiedział Andy.
- Dobra, teraz stwierdzam, że naprawdę jestem bardzo nie odpowiedzialna. - Zakłada swoje ręce na piersi, czując jak robi jej się zimno. Od kilku godzin jest na dworze, a to przecież wpływa na temperaturę ciała.
- Oj, nie marudzić - rzucił Andy i pociągnął Lotty do środka hotelu. - Nie kłóć się ze mną, idziesz odpocząć i koniec kropka - dodał, widząc jak blondynka już chciała zaprotestować, dorzucając pewnie swoje trzy grosze.
Razem podeszli do lady, za którą stała kobieta z wyglądu po czterdziestce.
- Dzień dobry - przywitała się zmęczona, pewnie późną porą. - W czym mogą służyć?
- Poprosimy jeden pokój z dwoma osobnymi łóżkami. Do rana. Bez żadnych dodatków. - zadeklarował Andy, wyciągając z kieszeni spodni portfel.
- Oj, to sobie nie pobzykasz, koleś - Kobieta mruknęła do siebie.
- Słucham? - Niedosłyszał chłopak.
- Nic, nic - odpowiedziała, posyłając im sztuczny uśmiech. - Proszę, tutaj macie klucz do waszego pokoju. Prosimy o pozostawienie czystości po sobie do rana i miłej zabawy.
- Dziękujemy! Miłej nocy - powiedział Andy i złapał Charlotte za rękę, prowadząc ją przez korytarz.
Kobieta czekała aż sobie pójdą i zaczęła czytać dalej gazetę.
- Nie mów słucham, bo cię wyr*cham - zaśmiała się, przyglądając się facetom w gazecie.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Charlotte siedziała na wybranym przez siebie łóżku, które stało przy oknie. Można było zobaczyć jak mocno się rozpadało. Dziewczyna błądziła w swoich myślach. Może to złe, ale spodobał jej się Andy. I nie z wyglądu, bo jeśli chodzi o to, podobał jej się od dawna. Pokochała jego charakter. Który raz już to powtarzała w swojej głowie?
Po chwili usłyszała otwieranie drzwi i z łazienki wyszedł chłopak.
Miał umyte włosy, z których skapywały kropelki wody. Miał na sobie te same ciuchy, bo dziwne by było, gdyby było inaczej.
- Uff! Odświeżyłem się. - Rozciągnął się ramionami. - To idziemy spać? - zapytał i usiadł na swoich łóżku, zakładając nogę na nogę.
- Chyba tak - powiedziała Charlotte i położyła się na swoim łóżku, wzrok utrzymując na suficie. - Napisałam do Vic, będzie mnie kryć.
- Coś nie tak? - zapytał zaniepokojony Andy.
- Nie, idźmy spać - przekazała Lotty odwracając się do niego bokiem.
- Dobrze, ale jutro wyjaśnisz mi co się stało. - zapewnił Andy i przytulił się do poduszki.
I nikt nie wiedział, że kiedy Charlotte zasnęła, Andy pocałował ją w czoło, życząc jej miłych snów. Tłumaczył się zwykłym impulsem. Tak samo było z Charlotte, która kiedy przebudziła się w nocy obserwowała spokojnie śpiącego chłopaka, uśmiechając się pod nosem.
Też tłumaczyła się impulsem.
Nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo podobni do siebie byli.
Ponieważ czasem, człowiek potrzebuje do życia osoby podobnej do niego samego, a nie całkowicie różnej. Niektórzy pragną zrozumienia, rady i empatii, a kto lepiej pomoże niż osoba, która jest taka sama i wie, co będzie dobre.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Charlotte i Andy stali przed hotelem, czekając na autokar, którym miał przyjechać po chłopaka zespół.
- Na pewno nie jesteś głodna? - spytał z troską Andy.
- Nie, nie jestem - skłamała gładko Charlotte. - Zjem w domu.
- Słuchaj, naprawdę jestem ci wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobiłaś. - powiedział Andy prostu w jej oczy. - Dziękuję.
- Nie masz za co, naprawdę - przyznała szczerze. - W sumie dobrze się bawiłam, spędziłam ciekawie noc, miałam z kim gadać, poznałam fajnego chłopaka, więc było cudnie. - dodała i delikatnie się uśmiechnęła.
Po chwili, razem zobaczyli jak wielki, czerwony autokar podjeżdża pod przystanek. Andy chwycił dziewczynę za rękę i poszli w kierunku pojazdu.
Najpierw chłopak pomógł wejść Charlotte. Blondynka zajęła wolne miejsce i rozejrzała się po wnętrzu. Wszystkie oczy były skupione na niej.
- To jest Charlotte. To ona mi pomogła. - Przedstawił ją Andy.
- Dzięki, że pomogłaś temu idiocie, młoda - odezwał się Ashley, a inni go poparli.
Andy po krótce powiedział kierowcy gdzie ma pojechać. W tym samym chłopcy zaczęli swoją próbę. Włączyli muzykę i zaczęli głośny śpiewać.
Nawet blondynka się do nich dołączyła, skoro znała wszystkie piosenki.
Czas jednak szybko minął i po chwili już wysiadała koło sklepu pani Bradbury. Andy wyszedł za nią, chcąc ją jeszcze na chwilę zatrzymać.
- Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś naprawdę miłą i wyjątkową dziewczyną. - Zaczął i wyciągnął jakąś kartkę z kieszeni. Andy chwilę ją miętolił w dłoni, a następnie dał ją Charlotte. - Proszę, mam nadzieję, że z tego dobrze skorzystasz - dodał i pocałował ją w policzek.
Charlotte w ogóle nie spodziewała się takiego ruchu z jego strony. Wstrzymała powietrze i poczuła jak się rumieni na policzkach.
Andy, skierował się w stronę autokaru, posyłając jej szelmowski uśmiech i pomachał dłonią. Wszedł w podskokach do środka, a po chwili pojazd ruszył w dalszą drogę.
Nadal zszokowana Charlotte, powoli rozwinęła kartkę i zobaczyła piękne pismo, które rozpoznałaby wszędzie. Było to pismo Andy'ego, a na lekko zmiętolonej karteczkę zapisane były cyfry, które układały się w numer.
Pod spodem był dopisek, informujący, że dziewczyna może do niego pisać kiedy tylko będzie chciała.
Uśmiechnęła się szeroko i wiedziała, że na pewno z tego skorzysta. Czuła jak jej serce szybko biło.
Bardzo szczęśliwa ruszyła do domu, mając nadzieję, że przyjaciółka przypadkiem jej nie wsypała.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Minął już rok i kilka miesięcy odkąd Charlotte i Andy ostatni raz się widzieli.
Dziewczyna wróciła z powrotem do swojego normalnego życia, opowiadając tylko i wyłącznie Victorii o tym, co wydarzyło się tamtej nocy. Andy natomiast dalej koncertował ze swoim zespołem. Tworzyli nowe piosenki, nagrywali nowe teledyski i wywiady.
Jednak... coś się zmieniło. Tą zmianą był fakt, że od tamtego ranka Charlotte i Andy praktyczne cały czas ze sobą pisali. Czasem rozmawiali przez Skype'a, wysyłali sobie zdjęcia. Opowiadali co się u nich działo.
Mocno zżyli się ze sobą. Andy nie traktował już Charlotte jako fanki, choć gdyby się tak zastanowić, to nigdy jej tak nie traktował. Blondynka nie widziała już przeglądając konta społecznościowe swoich idoli, a przyjaciół, z którymi miała świetny kontakt.
Właśnie spacerowała z Victorią. Dziewczyny piły soki owocowe: Lotty truskawkowo-babanowy, a Vic sok brzoskwiniowy. Rozmawiały o bzdetach, miło spędzając razem czas.
- Hej, Char! - Usłyszały za sobą wołanie. Odwróciły się i zobaczyły przed uśmiechniętą twarz Alexandry.
Praktycznie jedną z nielicznych zmian w życiu Charlotte, było to, że jej przyjaźń z Alex przestała istnieć. Przez ten czas miały ze sobą mnóstwo kłótni. Lotty miała dosyć tego, że Alex chciała rządzić jej własnym życiem. W końcu nie wytrzymała i wykrzyczała jej wszystko w twarz. Lotty chciała się potem z nią pogodzić, ale Alex tylko ją wyśmiała i stwierdziła, że jeżeli nie chcę się z nią trzymać na jej zasadach, to nie ma sensu walczyć o przyjaźń. Od tego czasu, Alex uwielbiała dogryzać i zasmucać Lotty. - Jak tam samopoczucie? Widzę, że sobie spacerujecie? Co, na żadne imprezy was nie zapraszają? Robicie się coraz bardziej nudne.
- Nie, chodzimy dokładnie tak jak ty - powiedziała Vic. - Jeśli twierdzisz, że to nudne i bezcelowe zajęcie to sama przestać to robić - dodała i posłała Alex cyniczny uśmiech.
- Nie spaceruję, tylko czekam za...O właśnie! - Alex krzyknęła, spoglądając za nasze plecy. - Już jesteś, kochanie!
Charlotte nawet nie musiała przekręcić głowy w bok, żeby wiedzieć kto się do nich zbliża. Już miała ochotę mocno przewrócić oczami.
- No hej, ty moja gwiazdko! -Matthew podszedł do Alex i soczyście ją pocałował, obejmując nad wyraz mocno jej talię. Alex agresywnie oddała pocałunek, zakładając ręce na jego szyję. Wyglądali jakby mieli za chwilę bzykać się na chodniku.
Charlotte i Victoria tylko spojrzały na siebie z niesmakiem.
- Witam, dziewczyny - Matthew polizał prowokująco usta. - A wy co tutaj robicie?
- Odprawiamy egzorcyzmy, a nie widać? - spytała zdenerwowana Vic.
- Oj, nie musisz być taka ostra dla mnie - zaczepił ją. Alex zaśmiała się na to i mocniej go objęła.
- A może lubię? - Zaczęła prowokująco Vic. - Ogólnie, Alex! Słyszałam, że Leon jest teraz z Claire. Powiedziałabym, że to szok, że ten chłopak przestał się za tobą uganiać, ale najwidoczniej poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że na taką glizdę jak ty, nie ma sensu marnować czasu - dodała bezczelnie.
- Vic, starczy... - powiedziała jej na ucho Charlotte. - Oni nic nie zrozumieją.
- Właśnie, posłuchaj dobrze swojej psiapsi, Vic - przedrzeźniła mój głos Alex. - Matthew jest jedynym prawdziwym mężczyzną w moim życiu.
- Dokładnie tak, kotku. - Chłopak cmoknął ją w usta. - A teraz czas na nas. Miłego, łamagi! - Na odchodne, wyrwał blondynce z ręki sok i ochlapał nim Victorię. Charlotte szybko zaczęła szukać chusteczek po kieszeniach, a z tyłu słychać było ich głośne śmiechy.
- Jejku, przepraszam cię. - Podałam jej opakowanie chusteczek.
- Nic się przecież nie stało. To tylko banda debilów - powiedziała pocieszająco. - Zmieńmy temat. Poza tym, dziś mi nic nie zniszczy świetnego humoru.
- Czemu tak twierdzisz? - spytała zaciekawiona.
- Powiedzmy, że wydarzy się coś dobrego. Tyle ci starczy, a teraz chodź ze mną na lody! - krzyknęła i pobiegły razem w stronę lodziarni.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Charlotte czekała już dłuższy czas za Victorią, która siedziała bardzo długo w łazience. Lotty z nudów zaczęła bawić się serwetką, żeby znaleźć chociaż na chwilę jakiejś zajęcie.
Po chwili poczuła na swoim ramieniu dłoń. Odwróciła głowę, chcąc coś powiedzieć, ale momentalnie głos jej zamarł. Nie mogła uwierzyć, kto przed nią stoi. To był Jake! Jake Pitts!
- Cześć Lotty! - przywitał się. Poczekał aż dziewczyna wstanie z krzesła i ją przytulił na powitanie.
- Hej, co ty tu robisz? - spytała szczęśliwa.
- Miałem ochotę kupić sobie coś do picia - wyjaśnił i wyciągnął swój portfel. - Poczekaj na mnie przed lokalem.
- Jestem tu z przyjaciółką - powiedziała Charlotte.
- To napisz jej, że będziesz czekać na dworze. Nie widzę problemu. - Poklepał ją po ramieniu i podszedł do lady.
Charlotte cicho westchnęła i wyszła z lodziarni.
Już chciała wyjąć telefon i napisać do Vic, ale nie zrobiła tego. Była zapatrzona w niebieskie tęczówki, które widziała ostatnim razem na żywo więcej niż rok temu.
Andy posłał jej szeroki uśmiech. Dziewczyna także się uśmiechnęła i podbiegła do niego, mocno się w niego wtulając. Nie mogła uwierzyć, że właśnie się do niego przytula. W głowie miała mnóstwo pytań. Po dłuższej chwili odczepiła się od niego. W oczach obydwoje mieli iskierki szczęścia.
- Jak? Co ty tu robisz, Andy? - zapytała.
- Wpadłem w odwiedziny do takiej ślicznej dziewczyny - powiedział Andy i wyciągnął swoją dłoń w stronę Charlotte. - Przejdziemy się, Lotty? I spokojnie, Victoria już poszła do domu. Dowiedziała się, że przyjedziemy i miała cię tu przyprowadzić. - dodał, widząc jak blondynka chciała zaprotestować.
Lotty tylko się na to zaśmiała i złapała za jego dłoń. Chodzili tak może nawet z kilka godzin, ale tego nie odczuwali. Po prostu cieszyli się swoją obecnością. Razem obserwowali jak niebo robiło się ciemne. W końcu usiedli na starej ławce w parku.
Chwilę siedzieli w ciszy. Tego rodzaju ciszy, której nie potrzebuje i nie chce się przerwać.
- Lotty? - Rozpoczął niepewnie Andy. - Mam do ciebie bardzo ważne pytanie. Obiecujesz mnie wysłuchać? - zapytał.
- Oczywiście, że tak. Obiecuję. - zapewniła szczerze Charlotte.
- Okay... więc... - Zaczął chłopak. - Pewnie pamiętasz w jak dziwny sposób się poznaliśmy. Jak pani w sklepie zrobiła awanturę. Potem jak spędziliśmy jedno z najlepszych nocy w moim życiu. Przez ten cały czas mieliśmy ze sobą kontakt. Byliśmy blisko siebie, a jednocześnie daleko. Chcę ci podziękować, za wszystko co dla mnie zrobiłaś, a tego przez ten rok, nawet więcej niż rok było mnóstwo.
Muszę ci coś wyznać...
Dziewczyna cały czas uważnie słuchała i bała się tego, co może powiedzieć chłopak. Mogło mu chodzić o wszystko. Bała się, że straci z nim kontakt, a to była jedna z najcenniejszych rzeczy w jej życiu.
- Pragnę ci powiedzieć, że cię kocham, Charlotte - wyznał, a dziewczyna osłupiała. - Zauroczyłem się w tobie tamtej nocy. Wmawiałem sobie, że to złe, bo byłaś moją fanką, ale przez ten czas zrozumiałem dużo. Między innym to, że człowiek nie wybiera w kim się zakocha, to się po prostu dzieje i nikt nie ma na to żadnego wpływu. Dotarło do mnie, że nie mogę patrzeć na ciebie jak na kogoś z kim nigdy nie będę mógł być, ponieważ wiele razy udowodniłaś mi, że jesteś normalna. A przecież nie ma nic złego w zauroczeniu. Przez ten czas zakochiwałem się w tobie coraz bardziej i bardziej i... ja nie oczekuję, że będziesz chciała ze mną być, że wyznasz mi miłość czy rzucisz się za mną w ogień, bo długo się nie znamy, ale... proszę, chcę spróbować związku z tobą, więc... zgodzisz się zostać moją dziewczyną?
Charlotte w odpowiedzi pocałowała go krótko w usta i szybko się odsunęła.
- Mam rozumieć, to za "tak"? - zapytał ucieszony, a Lotty pokiwała głową.
Po chwili Andy przyciągnął ją do dłuższego pocałunku. Dziewczyna czule oddała pocałunek, łapiąc chłopaka za rękę. Swoją drugą dłoń położyła delikatnie na jego policzku.
Kiedy przestali się całować, przytulili się do siebie i razem obserwowali jeden punkt. Cieszyli się swoją obecnością i wierzyli, że wszystko będzie dobrze...
"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku." ~ Antoine de Saint-Exupéry
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
☆Kilkanaście lat później...☆
Młoda kobieta niosła w jednej dłoni cukier, a drugiej talerzyk z cytryną. Uważała, żeby przypadkiem się nie przewrócić, kiedy po domy latały małe diabełki.
- Proszę. - Podała swoim przyjaciółką. - Jeśli trzeba coś jeszcze przenieść, to powiedzcie.
- Nic nie trzeba, dziękujemy - powiedziała Caroline.
- No dokładnie - mruknęła Paula, na co oberwała od swojej dziewczyny w bok. - Ała! Wiesz, że nie potrafię zachowywać się kulturalnie! - Próbowała się usprawiedliwić.
- Pogadamy na ten temat jeszcze w domu - pogroziła i wrzuciła kilka kropelek cytryny do swojej herbaty.
- Z wiekiem robicie się jeszcze dziwniejsze - mruknęła pod nosem Victoria.
Caroline i Paula były przyjaciółkami internetowymi z młodości Charlotte. Dopiero kilka lat temu udało im się spotkać, a z powodu tego, że dziewczyny przeniosły się tu ze względu na pracę... wybrały dom w New Jersey. Tak, nigdy skąd naprawdę nie wyjechałam ~ pomyślała kobieta.
- Może i jesteśmy dziwniejsze, ale za to nie robimy jeszcze na drutach tak jak
Barbara i Carol - powiedziała ironicznie Paula. - W ogóle, jak tam żyję się Mai na Hawajach? Mają oni tam zasięg? Czy ona biega w liściastych spódniczkach z kijem próbując coś upolować? - spytała, a dziewczyny się zaśmiały.
- Może biega, licho ją wie - odpowiedziała Charlotte.
- W sumie to chwilowo jesteśmy tylko my cztery, chłopcy są w ogrodzie, a Barb i Carol chyba się spóźnią - powiedziała Caroline.
W tym samym momencie, dziewczyny usłyszały dzwonek.
- Dobra, to ja pójdę otworzyć. - Victoria wstała i ruszyła do drzwi. Prawie się przewróciła o idącą Lizzy, swoją córkę i biegnącego Zayna.
Chłopiec podbiegł do Charlotte i mocno się uczepił jej na szyi.
- O! Czort przybiegł! - krzyknęła Paula, przez co oberwała drugi raz od Caroline. - Ty, a może sobie takiego bachorka załatwimy, żonka? - Charlotte usłyszała tylko przeciągłe westchnienie Caroline.
- Mamo, mogę soku? - spytał się chłopiec. Był małą wersją swojego ojca. Ciemne włosy i cudne, duże, niebieskie oczka.
- Oczywiście, skarbie - Charlotte posadziła sobie chłopca na kolanach i nalała mu soku do szklanki. Maluch zaczął pić, a po chwili przebiegła Lizzy trzymając swoją małą prawą rączką dłoń jej taty.
- Ciociu, Lotty! Spójrz, jakiego dużego tata upiekł steka! - Podskoczyła radośnie, podając jej talerz od taty.
- No właśnie widzę - mruknęła i spojrzała na mężczyznę. - Leon, nie spodziewałam się po tobie talentu do gotowania.
Leon i Victoria zeszli się ze sobą, praktycznie po Andy'm i Lotty.
- Widzisz? Jednak umiem zaskakiwać - rzucił dumnie mężczyzna i poszedł z powrotem do ogrodu, a mała zaraz za nim.
- Nadal dziwnie się czuję, siedząc blisko ogrodu pełnego emo mężczyzn - zaśmiała się Paula.
- Oni nie są emo, Pauls - powiedziała Charlotte. - Poza tym od dawna ograniczyli swój wygląd ze względu na dzieci.
- Nie znasz się na żartach, bękarcie -
bąknęła niezadowolona Paula. Caroline policzyła do dziesięciu pod nosem.
Do salonu wróciła z powrotem Victoria, a za nią szła Barbara i Carol, a co najbardziej szokujące, Maia.
- Maia! Co ty tu robisz? - Charlotte usadziła syna na swoim krześle i mocno przytuliła się do przyjaciółki. Ta oddała uścisk, śmiejąc się przy tym. - Przecież byłaś na Hawajach.
- Ale wróciłam! - powiedziała Maia, przytulając pozostałe dziewczyny do siebie.
- To idę po chłopaków - powiedziała Victoria.
Po chwili już wszyscy stali wokół stołu, a Caroline wróciła z kuchni, niosąc na tacy wielki tort z zapalonymi świeczkami. Wszyscy zaczęli śpiewać piosenkę urodzinową. Leon wziął Izzy na ręce, natomiast Paula wzięła Zayna.
Andy obejmował mocno Charlotte od tyłu. Reszta dziewczyn przytuliła się do siebie, a reszta chłopaków stała jak kołki. Kiedy wszyscy skończyli śpiewać, Caroline położyła tort przed Charlotte i zanim wróciła na swoje miejsce, szybko cmoknęła ją w policzek.
- Wypowiedz życzenie - powiedziała Carol.
Charlotte zamknęła oczy i na moment się zamyśliła. Nie miała pomysłu co sobie życzyć, ponieważ wszystko już miała. Przy niej byli jej bliscy, miała przyjaciół, rodzinę, Andy'ego i Zayna.
Robiła to co kochała.
Jej życzenie było proste. Pragnęła, żeby takich chwil jak ta, pełnych miłości i szczęśliwa było po prostu więcej.
Pomyślała o tym i nachyliła się, zdmuchując wszystkie świeczki.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli wszyscy w pomieszczeniu.
- Najlepszego, kochanie - mruknął jej do ucha Andy i czule pocałował w usta.
Każdy z osobna zaczął podchodzić do Charlotte, delikatnie ją przytulając i życząc wszystkiego dobrego. No, prawie wszyscy.... oprócz Pauli, która po prostu rzuciła się na dziewczynę, mocną ją przytuliła i uderzyła ją delikatnie w ramię, ignorując zabójcze spojrzenie Andy'ego.
Na koniec podszedł do niej Zayn, który mocno się do niej przytulił, a kiedy jego mama przykucnęła, stanął na palcach i delikatnie pocałował ją w czoło.
Wszyscy zareagowali na to wzruszeniem, a szczęśliwa mama mocniej go przytuliła.
Charlotte nie mogła sobie wymarzyć lepszych urodzin oraz ludzi których wokół siebie miała...
KONIEC
■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■□■
* Ant - mrówka, imię psa (j. angielski)
** Zespół muzyczny "Black Veil Brides"
- amerykański zespół grający szeroko pojętą muzykę post-hardcore utworzony w Cincinnati, w stanie Ohio, w USA.
*** bitches - suki (j.angielski)
**** William Fitzsimmons - wokalista
***** sposób witania się zespołu
****** "Fallen Angels" - Black Veil Brides
******* zmieniony wiek Andy'ego na potrzeby ff.
******** "concordia" - jedność, harmonia (j.łaciński)
☆ muzyka w mediach: The Cab - Angel With A Shotgun
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro