Rozdział 8
She Couldn't Even See His Face
Zajadałam się michą popcornu, siedząc na kanapie i oglądając Teen Wolfa. Nie mogłam oderwać wzroku od ekranu telewizora, gdy tylko pojawiał się Isaac. Nie dość, że przystojny to jeszcze z charakterem jaki lubię. Od razu chłopak grający tą postać przypadł mi do gustu i nie chodzi mi tylko o wygląd, lecz o to, że wydaje się dziwnie znajomy... Przypomina mi kogoś... Kogoś, kogo nie ma. Nie wiem, gdzie jest, co się z nim dzieje. Zapomniał o mnie. Jestem tego pewna. Zostawił mnie kilka lat temu i nie wrócił. To przeze mnie. Często obwiniam się, że to ja zrobiłam coś źle. Być może zrobiłam. Może chodzi o to, że po prostu istnieję? Nie powinnam tak myśleć. To do niczego nie prowadzi, a tylko źle wpływa na moją psychikę. Chciałabym go jeszcze zobaczyć, porozmawiać. Strasznie za nim tęsknie, ale gdyby chciał mieć ze mną coś wspólnego, już dawno by się ze mną skontaktował.
Wzięłam kolejną garść popcornu w dłoń i kiedy miałam wepchnąć go do buzi to podskoczyłam, ze strachu. Znikąd pojawił się ktoś, kto krzyknął wprost do mojego ucha, przez co niebieska miska z popcornem rozsypała się po całej podłodze, a ja usłyszałam ten śmiech, który denerwuje mnie za każdym razem, kiedy ta osoba śmieje się ze mnie. Spojrzałam wkurzona na chłopaka, zadzierając głowę.
- Luke, zabiję cię! - krzyknęłam, a chłopak obszedł kanapę i zajął miejsce obok mnie, głupio się uśmiechając.
Nie spodziewałam się go, ponieważ miał wrócić dopiero wieczorem z pracy, a jest po szesnastej. Do tego nie słyszałam jak otwiera drzwi. Luke pracuje w barze niedaleko centrum Sydney, o czym dowiedziałam się cztery dni temu, bo skończył mu się urlop. Poinformował mnie przed samym opuszczeniem domu, twierdząc, że sama powinnam się domyślić, iż ma jakąś pracę, bo musi z czegoś żyć.
Dziwne by było, gdyby wziął winę na siebie.
- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz - powiedział pewny siebie, wyciągając ręce do góry w celu rozprostowania kości. Uniosłam prawą brew.
- Skąd taka pewność, Hemmings? - spytałam, przyciągając nogi do swojej klatki piersiowej. Spojrzałam w oczy blondyna, które krążyły po mojej twarzy.
- Oh, Rosie spójrz tylko na mnie - wskazał na siebie. Uczyniłam to, co powiedział, a na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie.
- Patrzę na ciebie i... - przeciągałam ostatnią literkę - Nic nie widzę - pokręciłam przecząco głową.
Czy nic nie widziałam? Oczywiście, że widziałam, lecz przecież nie będę mu się do tego przyznawać. Luke sam wie, że jest przystojny i nikt nie musi mu tego wyznawać. Widzę w tym chłopaku pewną siebie osobę, ale nie zawsze taki jest. Potrafi dobrze ukrywać smutek. Nie raz widziałam w ciągu tych ostatnich dni jak się czymś zamartwiał, jednak gdy tylko pytałam, co się dzieje... Zmieniał wyraz twarzy, myśląc że daję się na to nabrać. Widzę, kiedy ktoś próbuje mnie oszukać i Luke'owi się to nie uda. Chciałabym dowiedzieć się, o co chodzi, ale boję się go zapytać. Kilkakrotnie próbowałam, jednak zrezygnowałam, bo nie wiedziałam, czy jest sens się wtrącać. W końcu to nie moja sprawa i nie znamy się zbyt długo. Mieszkamy ze sobą, a prawda jest taka, że nie wiele o sobie wiemy. Musimy wkrótce to zmienić.
Hemmings posłał mi spojrzenie, które mogłoby zabić, jednak za chwilę zastąpił je złośliwy uśmieszek. Czułam, że nie planuje nic dobrego, dlatego przeczesałam nerwowo grzywkę i przygryzłam dolną wargę. Blondyn popchnął mnie lekko przez, co leżałam na kanapie, a następnie usiadł na mnie okrakiem i zaczął łaskotać.
- Lu...Luke prze...prze...przestań! - krzyczałam, dusząc się ze śmiechu. Mam straszne łaskotki na biodrach, gdzie teraz łaskotał mnie chłopak.
- Przestanę jeśli przyznasz, że jestem przystojny!
- N...n..nie!
- To nie przestanę!
- O...oka..okay - powiedziałam, przez co, Luke zaprzestał czynności, pozwalając mi dojść do słowa - Jesteś przystojny.
- Wiedziałem, że ci się podobam - rzekł, pochylając się nade mną. Mój oddech niekontrolowanie przyśpieszył, zapewne na bliskość chłopaka. Jego niczym ocean oczy patrzyły w moje koloru nieba, co mnie nieco peszyło, a nasze nosy, niemal stykały się ze sobą. Nie rozumiałam jego postępowania, ani o co mu chodzi. To było dla mnie coś dziwnego... Innego? To nie pierwszy raz, kiedy się tak dziwnie zachowuje. Jeżeli to w ogóle można nazwać czymś dziwnym. Mam szesnaście lat, a tak mało wiem o życiu. To strasznie dołujące.
~*~
- Ja też nie mam zasięgu! - krzyknęłam naburmuszona do Cierry.
Byłyśmy ponad cztery godziny na zakupach w galerii. Miałyśmy iść tam tylko po maksymalnie trzy rzeczy, a w końcu wyszło na to, że mamy po trzy pełne torby. Gdy wyszłyśmy ze sklepów, udałyśmy się na przystanek autobusowy, który był ponad dziesięć minut drogi. Wszystkie autobusy już odjechały, a jest dopiero po 21. Żadna z nas nie ma zasięgu, aby zadzwonić po chłopaków, żeby po nas przyjechali. Dlatego, nie podoba mi się to.
- Super, telefon mi padł - westchnęła ciężko, Cierra. - Teraz musimy iść na piechotę! God, czemu nie ma tutaj zasięgu?!
- Dziwne... - mruknęłam, rozglądając się. Samochody rzadko tu przejeżdżały, a latarnie słabo świeciły. Poczułam się trochę jak w tym dziwnym mieście, w którym złapaliśmy gumę z Luke'iem.
- Chodź, pójdziemy w stronę domu, a po drodze będziemy szukać zasięgu - przytaknęłam dziewczynie głową, a następnie ruszyłyśmy przed siebie.
Księżyc w pełni rozświetlał niebo, a my szłyśmy przez opustoszałą dzielnice. Dlaczego opustoszałą? Idziemy już jakiś czas, a nie spotkałyśmy żadnej żywej duszy.
Nie było ludzi, a my nie miałyśmy zasięgu, ani prądu, aby naładować telefon! Gniazdka powinny być na drzewach, chodnikach, gdziekolwiek po drodze. Marzenia.
Szłyśmy szybko, trzymając się za ręce. Byłyśmy zmarznięte, bo nie miałyśmy żadnych kurtek. W dodatku przerażał nas każdy najmniejszy odgłos. Chciałam teraz być w domu i znowu szukać wymówek, aby unikać Hemmings'a. Od ostatniej dziwnej sytuacji, bałam się z nim stanąć twarzą w twarz. Może to dziecinne z mojej strony, ale to prawda, że przez ostatni czas zaczęłam mało przebywać w jego posiadłości, a częściej spędzałam czas ze Cierrą, z którą uwielbiam przebywać. Dzięki temu lepiej się poznałyśmy. Zostałyśmy dobrymi przyjaciółkami. Było mi głupio z powodu tego, że okłamuję ją o mojej tożsamości. Nie mogłam ryzykować. Bo co jeśli zrobi to samo, co moja ex przyjaciółka? Nie chciałam od razu się zawieść, więc postanowiłam, że powiem jej o tym za jakiś czas. Przecież nie będę mogła okłamywać jej w nieskończoność. Przyjaźń polega na zaufaniu, a ja nie ufam jej jeszcze wystarczająco, chociaż jest miła i wspaniała to nie powiem dziewczynie na razie, o niczym.
- Co tam, dziewczynki? - przed nami pojawiło się dwóch pijanych dresiarzy, torujących nam drogę, którzy obrzydliwie uśmiechali się w naszą stronę. Spojrzałyśmy po sobie przerażone, ściskając mocniej nasze dłonie. Nasze oddechy przyśpieszyły. Nie wiedziałyśmy, czy uciekać, czy stać i nic nie robić, a opcja druga nie bardzo mi się podobała.
- Zgubiłyście się? - spytał, drugi przybliżając się w naszą stronę. - My wam chętnie pomożemy, prawda Joe?
- Z przyjemnością - uśmiechnął się szyderczo, a potem obydwoje niebezpiecznie zbliżali się w naszą stronę, na co my automatycznie rzuciłyśmy się do ucieczki. Bałyśmy się ich. Strach zawładnął nami i biegłyśmy przed siebie. Niestety dogonili nas. Jeden z nich szarpnął mocno za moje ramię, odwracając mnie w swoją stronę. Uderzyłam go z głowy w nos. Syknął z bólu, ale na tym poprzestał. Ścisnął moje przedramię, popychając do tyłu. Z bezsilności łzy zaczęły wolno wypływać z moich oczu.Myślałam, że już po nas, gdy obydwie uderzyłyśmy plecami o ścianę jakiegoś budynku, jednak się pomyliłam.
- Odsuńcie się od nich - powiedział mężczyzna ostrym, poważnym głosem. Nie wiedziałam do kogo należy, ale cieszyłam się, że być może, ktoś nam pomoże. Stał za pijakami, ale nie mogłam ujrzeć jego wyglądu, gdyż miałam zasłonięty widok.
- Bo co? - powiedział jeden z nich, kiedy jego śmierdzące łapsko głaskało mój policzek. Kręciłam głową we wszystkie strony, aby jego ręka zeszła z mojej twarzy, a on poszerzył swój uśmiech.
- Nie będę powtarzał drugi raz - odezwała się kolejny raz nieznana mi osoba. Mężczyźni wybuchnęli śmiechem, nie robiąc sobie nic z danej groźby. Chciałam tylko, żeby nic nam się nie stało. Gdybyśmy były mądre, wyszłybyśmy wcześniej z galerii i zdążyłybyśmy na autobus, a tymczasem dzieje się to.
Mężczyzna od którego śmierdziało wódą został ode mnie gwałtownie odsunięty, przewracając się na ziemię. To samo stało się z jego kolegą przystawiającym się do Cierry. Osoba, która nam pomagała, była ubrana cała na czarno, a na jej głowie spoczywał kaptur. Nie mogłam ujrzeć jego twarzy, ponieważ był odwrócony do nas tyłem.
- Uciekajcie - powiedział, zatrzymując mężczyznę, który podnosił się, ze wściekłą miną. Jego głos w tym momencie wydał mi się taki znajomy, że aż serce biło mi szybciej niż wcześniej. Zastygłam w miejscu, wpatrując się tępo w plecy chłopaka, który nas ratuje. Na pewno to nie jest ta osoba, o której myślę. Zapewne się przesłyszałam. - Już! - krzyknął nie odwracając się w naszą stronę. Moja wyobraźnia mogła wziąć górę, bo jego głos brzmiał tym razem znacznie doroślej. Może wariuję z tęsknoty za tą osobą, a może specjalnie zmienia głos, bym go nie rozpoznała.
Poczułam jak brunetka pociągnęła mnie za rękę, gdy stałam jak słup i wpatrywałam się w naszego wybawiciela, przywróciło mnie to na ziemię i ruszyłam biegiem za dziewczyną.
Biegłyśmy nie patrząc za siebie. Podobno tak się robi, gdy się przed kimś ucieka. Nie można patrzeć za siebie, tylko cały czas przed siebie i zapierdzielać ile ma się siły w nogach. Po raz kolejny pokonałyśmy zakręt na naszej drodze i krzyknęłyśmy, kiedy z czymś się zderzyłyśmy. Upadłyśmy na ziemię, ale szybko podniosłyśmy się, aby być gotowe do dalszej ucieczki. Spojrzałyśmy przed siebie i odetchnęłyśmy z ulgą widząc znajome twarze, jednak wciąż trzęsłyśmy się jak galareta.
- Co się stało? - odezwał się zachrypnięty głos, należący do chłopaka, którego unikam od ostatniego czasu. Spojrzałam niepewnie w jego oczy, w których zauważyłam zdziwienie jak i troskę.
- Cierra? - powiedział Calum, podchodząc do siostry. - Jesteście całe roztrzęsione - zauważył, spoglądając to na mnie to na brunetkę.
Chłopaki zmarszczyli brwi wyczekując naszych odpowiedzi, gdy wciąż milczałyśmy.
Nie myślałam teraz o tych dwóch pijakach i o tym, co mogło się stać -w przeciwieństwie do Cierry- lecz o tym czy znam chłopaka, który nas uratował.
~*~
Dajcie znać jak rozdział się wam podobał!
W następnym rozdziale dowiecie się co jeszcze się stało między Luke'iem, a Rosie.
~ H ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro