Rozdział 5
I Will Find You
- Jak ty zmieściłaś w tej torbie sześć par butów, skoro masz tam jeszcze tyle ubrań, kosmetyków i innych rzeczy? - spytał zdziwiony chłopak, opierający się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi rękami.
Wypakowywałam swoje rzeczy w moim nowym pokoju, który sama sobie wybrałam tak, jak mówił Luke. Ten podobał mi się najbardziej ze wszystkich, gdyż jest w kolorach, których połączenie bardzo lubię.
Ściany są w jasnym odcieniu żółtego. Pod ścianą, na przeciwko drzwi stoi łóżko z biało-żółtą pościelą w kratę, która została przykryta puchatym, białym kocem i ozdobnymi poduszkami w szarym kolorze. Obok łóżka znajdował się mały stolik nocny i okno, a pod nim duże biurko. Na całej ścianie na prawo od łóżka była postawiona duża szafa z lustrem. Na samym środku pokoju nie zabrakło również puchatego, białego koca. Była tu jeszcze średniej wielkości komoda. Wszystkie meble były nowoczesne w kolorze białym. Znalazło się tu też kilka ładnych obrazów na ścianie.
Jest to według mnie najładniej urządzona sypialnia w tym domu. Taka typowo dziewczęca. Zastanawiające było to, dlaczego Luke ma łącznie pięć sypialni w domu, z czego dwie są zajęte przez nas, kiedy mieszka sam. Chyba rozumiem, czemu chciał, abym została. On jest jeden, a ten dom, który ma dwa piętra plus strych jest za duży dla niego jednego. Musi być mu ciężko mieszkać samemu w tym wielkim domu i nie mieć, do kogo się odezwać. Wiem, bo ja odczuwałam to samo, gdy wracałam do tej wielkiej willi i nikogo nie było. Nawet, jeśli służba rodziców była w domu to wciąż czułam się samotna, a mogłam z nimi porozmawiać w każdej chwili. Lubiłam ludzi z personelu i współczułam im, kiedy moi rodzice krzyczeli po nich za nic... Ale nie ma, co się rozczulać nad przeszłością. Teraz mam przed sobą przyszłość i mam nadzieję, że spełni się moje marzenie.
Zdążyłam zobaczyć już wszystkie pomieszczenia w tym domu, gdyż chłopak stwierdził, że powinnam wiedzieć co, gdzie jest. Nie zabrakło oczywiście nie śmiesznego żartu, który mówił, że zgubię się tutaj i jeszcze będę krążyć w kółko nie wiedząc, gdzie mam iść.
- Normalnie, Luke - odpowiedziałam chłopakowi, chowając ostatnią parę butów tym samym kończąc, rozpakowywanie się.
Moja torba nie była za duża, ale zmieściłam w niej całkiem sporą ilość rzeczy, w tym cztery pary butów na platformie i dwie na płaskiej podeszwie.
Chłopak pokręcił zrezygnowany głową i podszedł do biurka, z którego postanowiłam sobie zrobić toaletkę, gdyż i tak do niczego innego by mi się nie przydało.
- Nigdy nie zrozumiem, po co wam tyle tych kremów - powiedział dźwigając akurat jeden z nich do pielęgnacji twarzy. Przekręciłam oczami. Faceci nigdy nas nie zrozumieją. - A już na pewno nie zrozumiem, po co wy używacie tyle kosmetyków do makijażu. Jakbyście już wszystkie piękne nie były.
- Używamy ich, żeby poczuć się pewniej. Nie każda dziewczyna wygląda bez niego perfekcyjnie, Luke. Na pewno nie ja - powiedziałam wyrywając mu kosmetyk z ręki.
- Wy nigdy nie zrozumiecie, że chłopaki wolą naturalny wygląd, dziewczyn? - spytał odwracając się w moją stronę, patrząc z pod uniesionych brwi.
Wzruszyłam ramionami, odwracając się do niego plecami, po czym usiadłam na łóżku, opierając się plecami o ścianę.
Miło, że Luke dostrzega u dziewczyn naturalne piękno, ale prawda jest taka, że teraz spotyka się ich mało bez makijażu. Ja zazwyczaj nosiłam go bardzo mało, ale teraz to się zmieniło. Nie ukrywam, że czasami jest to męczące malować się tyle każdego dnia, ale czego się nie robi dla lepszego wyglądu. Zwłaszcza, kiedy robi się to dla siebie, a nie dla innych.
- Wiesz, że nie wiem jak długo zostanę w Sydney? - spytałam patrząc na chłopaka, który stał ciągle w tym samym miejscu.
- Wiem - odparł, przytakując.
- Co jeśli zostanę tutaj z rok? - zadałam kolejne pytanie. Chłopak westchnął, następnie siadając obok mnie.
- Możesz tu zostać, tak długo jak będziesz chciała, Rosie. Nawet rok - posłał w moją stronę przyjazny uśmiech, który był całkowicie szczery.
- Dziękuję - powiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
Nie byłam przekonana, że będę chciała pomieszkać z nim przez rok. Nawet jeśli tyle czasu zostanę w Sydney to wyniosę się do jakiegoś hotelu, gdyż nie chcę być dla niego ciężarem i zrzucać mu się na głowę.
Poruszyłam gwałtownie głową, kiedy zmieniałam pozycję na łóżku i poczułam ból na mojej szyi spowodowany przez niewygodny materac, na którym dziś się obudziłam. Ból nie zniknął. Ciągle mnie boli i pewnie przestanie dopiero jutro.
Złapałam ręką za szyję, próbując ją trochę rozmasować, aby ból choć trochę ustąpił.
- Za ból szyi również, dziękuję - mruknęłam.
- Mam ci ją rozmasować? - spytał z cwaniackim uśmieszkiem, na co ja zrobiłam zaskoczoną minę.
Czy on sobie ze mnie żartuje? Tak. Na pewno tak jest. Bo, dlaczego miałby to mówić na poważnie?
- Nie, dziękuję - zaprzeczyłam. - Tylko pogorszysz sprawę, Hemmings.
- Wątpisz w moje zdolności, Goldberg? - w odpowiedzi pokiwałam chłopakowi głową. - Dla twojej wiadomości, jestem w tym całkiem dobry - puścił w moją stronę oczko. - Twoja strata.
Moje policzki pokryły rumieńce, więc próbowałam je ukryć pod pasmami blond włosów. Jednak nie udało mi się to, gdyż Luke był rozbawiony tym, co robię, przez co zaczęłam się denerwować i zaczęłam szukać, jakieś dobrej wymówki, aby chłopak wyszedł z pokoju. Przecież nie mogę go stąd wyrzucić, bo w końcu to jego dom, a ja jestem tutaj tylko gościnnie.
Nie rozumiem, dlaczego denerwuję się w jego towarzystwie. Przy żadnym chłopaku, nigdy się tak nie denerwowałam jak przy blondynie. Zapewne, dlatego że rzadko rozmawiałam z osobą płci męskiej, wykluczając moich najbliższych, z której większością straciłam kontakt, dzięki rodzicom.
- Wiesz co, Luke? - spytałam nerwowo, przeczesując grzywkę. - Chce mi się spać, więc mógłbyś... - spojrzałam na niego instynktownie. Chłopak mnie zrozumiał, ponieważ westchnął i podniósł się z łóżka.
- Gdybyś, czegoś potrzebowała to jestem obok - zakomunikował, stając we framudze drzwi.
- Tak, tak. Idź już sobie - powiedziałam machając ręką w stronę wyjścia. Chciałam, aby chłopak jak najszybciej opuścił pomieszczenie
- Dobranoc, Rosie - posłał mi uśmiech, wychodząc na korytarz.
- Dobranoc, Luke.
~*~
Czarny kaptur obserwował, Rosalie z zewnątrz. Nie mógł się powstrzymać, przed zobaczeniem dziewczyny z bliska. Wspiął się na drzewo znajdujące się tuż przy jej oknie. Trzymając się mocno pnia drzewa, zajrzał do pomieszczenia, w którym przesiadywała blondynka. Uśmiechnął się widząc jak uderza się poduszką w twarz, przeklinając pod nosem. Zawsze to robiła, gdy była zdenerwowana, albo palnęła jakieś głupstwo.
Gdy dziewczyna wyładowała swoją złość, podeszła do szafy i wyciągnęła z niej swoją torbę. Następnie położyła się bokiem na łóżku, trzymając w rękach jakiś prostokątny przedmiot.
Zakapturzona postać, wychyliła się bardziej, aby móc ujrzeć, co takiego ogląda, Rosie.
K
aptur przełknął głośno ślinę, widząc, że przedmiotem, który trzyma nastolatka jest ramka ze zdjęciem. Przedstawia ono ją samą oraz inną osobę, którą dobrze znał. Tak samo jak, Rosalie. Dobrze rozumiał powód, dla którego dziewczyna przyjechała akurat tutaj.
Na potwierdzenie, dzięki uchylonemu oknu, usłyszał:
- Odnajdę cię, gdziekolwiek jesteś.
~*~
Kiedy smacznie sobie spałam, wtulona w miękką poduszkę i przykryta kołdrą, która przyjemnie ogrzewała moje ciało, poczułam jak coś delikatnie łaskocze mnie w nos, którym automatycznie pokręciłam. Usłyszałam śmiech tuż przy mnie, więc otworzyłam powoli oczy, ujrzawszy na przeciwko twarz, Hemmingsa, trzymającego w dłoni białe piórko.
- Która jest godzina? - wymruczałam, ponownie zamykając oczy.
- Przed siódmą - odpowiedział.
Otworzyłam oczy, unosząc pytająco brew nie rozumiejąc, dlaczego obudził mnie tak wcześnie.
- Przebieraj się, idziesz ze mną - oznajmił, podnosząc się z pozycji siedzącej.
- Gdzie? - spytałam zdziwiona, siadając na łóżku.
- Poćwiczyć.
- Jeżeli potrzebujesz worek treningowy to ja odmawiam - odpowiedziałam od razu, przyglądając się wyćwiczonemu ciału chłopaka.
- Worku treningowego to raczej, nie - zaśmiał się. - Ale jakiś ciężar, by mi się przydał...
What?
~*~
Kolejny rozdział!
Dajcie znać jak wam się podobał.
Pamiętajcie, że każda gwiazdka i komentarz motywuje do dalszego pisania!
~ H ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro