Rozdział 4
Stay With Me
Niechętnie otworzyłam oczy i rozmasowałam obolałą szyję. Wciąż byłam śpiąca i chciałam położyć się spać dalej, jednak miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Miałam rację. Gwałtownie usiadłam, rozglądając się wokół, lecz było ciemno. Obraz był cały czarny. Nie widziałam kompletnie nic. Moja pierwsza myśl to: czy ja umarłam? Przestraszona zaczęłam rękami badać teren. Siedziałam na jakimś twardym, niewygodnym materacu na podłodze - więc stąd ten ból szyi... - Nawet poduszki nie ma, tylko jakiś koc, który ani trochę mnie nie ogrzewał. Jak ja mogłam tak spać? I gdzie ja w ogóle jestem? Coraz to nowe pytania krążyły w mojej głowie, a ja nie znałam na nie odpowiedzi. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, a oddech został wstrzymany, gdy tylko maleńkie promyki światła, zaczynały wdzierać się do pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Usłyszałam skrzypnięcie, spowodowane przez ostrożnie otwierane drzwi. Z każdą kolejną sekundą zaczęłam się trząść, nie wiedząc, kogo mogę się spodziewać. Nie wiem, czy zaraz umrę lub co się ze mną stanie i to mnie właśnie przerażało. Gdy drzwi, nagle, gwałtownie się otworzyły podskoczyłam na materacu. Coś było nie tak. Nikt nie wszedł do pomieszczenia, a ja widziałam tylko szary, oświetlony hol. Poczułam chłód na moich ramionach, więc szczelniej opatuliłam się kocem, przyciskając go do swojego ciała. Następnie zobaczyłam, szybko znikający cień przy ścianie tuż obok drzwi. Potem usłyszałam krzyk. Mój krzyk, kiedy znikąd, centralnie przede mną, wyskoczyła osoba ubrana cała na czarno, świecąc mi latarką w twarz. Na głowie miała kaptur, który był tak duży, że zakrywał tej osobie całą twarz.
Ten ktoś zaczął się ze mnie śmiać... Zaraz! Ja znam ten śmiech i to bardzo dobrze.
- Pieprzony idioto, Hemmings! - krzyknęłam zła, patrząc na blondyna, który ściągnął kaptur z głowy, śmiejąc się w najlepsze, kiedy ja tu na zawał schodziłam.
- Shh... - położył swój palec wskazujący na moich ustach. - Mówiłem, że nie podoba mi się, gdy używasz takich słów - powiedział poważnie, kucając przede mną. Teraz nasze twarze były na równi, przez co miałam idealny widok na jego oczy, w które patrzyłam ze wściekłością. To było straszne. Czułam się jak w jakimś horrorze. Jego urok jakim mnie teraz obdarowuje, uśmiechając się delikatnie, na mnie w tej chwili nie działa. - Nie to, żeby działał wcześniej - Nie wiem jak reagują na to inne dziewczyny, którym zajdzie za skórę, ale ja teraz jestem po prostu zła.
- Przez ciebie prawie umarłam ze strachu - warknęłam.
Chłopak parsknął śmiechem, a ja w tej chwili miałam ochotę go udusić.
- Jesteś słodka, gdy się złościsz, Rosie - poczułam jak moje policzki robią się czerwone. - I gdy się rumienisz...
- Nie zmieniaj tematu, Hemmings.
- Dobrze, przepraszam, Goldberg - powiedział, unosząc ręce w geście poddania.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - spytałam rozglądając się po pomieszczeniu, które było ciemne. Znajdywało się w nim jedno małe okno, które jest zasłonięte jakąś ala zasłonką, niewygodny, niski materac, na którym siedziałam oraz mała lampka, zwisająca z sufitu. Przyjemne to to miejsce nie jest...
- W piwnicy - odparł Luke, wzruszając ramionami, na co się zdenerwowałam.
- Co?! Dlaczego?!
- Miałem w planach cię zgwałcić, a potem zabić - moje oczy powiększyły się ze strachu. - Spokojnie - rzucił, śmiejąc się. - Postanowiłem cię oszczędzić.
- Ty i te twoje dobre serduszko - powiedziałam słodkim, sarkastycznym głosikiem.
- Ktoś z nas musi je mieć - chłopak wstał, podał mi rękę, którą złapałam i podniosłam się do góry.
Nie puszczając mojej ręki, Luke ciągnął mnie przez szary, krótki korytarz w stronę schodów prowadzących na górę. Dziwnie się czułam. Starszy ode mnie chłopak trzyma moją małą dłoń w swojej o wiele większej. Nie trzyma jej zwyczajnie, tylko tak, jakby się obawiał, że zaraz mu ucieknę. Wiem to głupie. Jednak ja właśnie tak to odbieram. Dla niego to pewnie nic takiego. Uważa mnie po prostu za dzieciaka, młodszego o trzy lata, który ucieka z domu z powodu buntu. Co się dziwić. Wszyscy twierdzą, że to wiek do buntowania się rodzicom. Może to prawda. Duża część osób, które znam zaczyna stwarzać problemy będąc nastolatkiem. W moim przypadku uważam, że to rodzice są problemem, a nie ja.
Gdy już opuściliśmy piwnice, znaleźliśmy się w białym holu, który był znacznie przytulniejszy od tego wstrętnego, szarego miejsca. Na białych ścianach wisiały różne, kolorowe obrazy oraz fotografie. Obok jak przypuszczam głównych drzwi, - gdyż były największe ze wszystkich - znajdowała się komoda, półki na buty i wieszaki do powieszenia kurtek - wszystko w kolorze jasnego brązu.
- Luke, a teraz na serio - skierowałam wzrok na chłopaka, po tym jak dokładnie obejrzałam pomieszczenie. - Gdzie my jesteśmy?
- U mnie w domu - odparł prosto z mostu.
- U ciebie, gdzie?! - wykrzyczałam. Miałam nadzieję, że się przesłyszałam.
- Słyszałaś - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Ale, co ja tu robię? - spytałam, kiedy chłopak ponownie zaczął mnie ciągnąć do jakiegoś pomieszczenia. Jak się okazało, była to kuchnia.
Pomiędzy nowoczesnymi, brązowymi blatami, a górnymi szafkami, ściana została ozdobiona białymi cegłami, czego efekt bardzo mi się podobał. Pozostałe ściany są pomalowane na delikatny brąz. Na środku znajdowała się wyspa kuchenna otoczona czterema krzesłami. Zajęliśmy na nich miejsca z Hemmings'em, co spowodowało, że puścił moją dłoń, na której poczułam nieprzyjemne zimno.
- Zasnęłaś u mnie w samochodzie, więc nie miałem serca cię budzić.
- Za to miałeś serce, aby mnie przestraszyć? - spytałam unosząc prawą brew.
- Przestań. Przyznaj się, że lubisz odczuwać strach - powiedział unosząc kącik ust ku górze.
Muszę przyznać tutaj blondynowi rację. Pomimo tego, że cholernie się bałam, podobał mi się ten dreszczyk emocji. W końcu zaczęłam odczuwać na własnej skórze coś, co wcześniej widziałam tylko na filmach.
Przytaknęłam mu w odpowiedzi obojętnie głową, na co się uśmiechnął.
- Pytałaś się mnie, czy znam jakiś fajny hotel, więc właśnie cię do niego zabrałem - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie.
- Ale to jest twój dom - stwierdziłam.
- No właśnie.
Przewróciłam oczami na jego odpowiedź. Więc jestem w jego domu, ale wciąż nie rozumiem, dlaczego mnie tu zabrał, zamiast po prostu obudzić mnie i zawieźć do jakiegoś hotelu. Nie wystarczy mu, że pomógł mi z dojazdem?
- Nie jestem pewna, że mogę tu zostać, Luke.
- Dlaczego nie? - spytał zaskoczony moją odpowiedzią.
Nie rozumiem, co mu zależy, abym u niego została. Jestem tylko dzieckiem, który przysparza same problemy. Czasami mam wrażenie, że słowo problem to moje drugie imię.
- Chyba rozumiem - powiedział patrząc w moje oczy. - Boisz się, że cię wydam przy lepszej, możliwej okazji, tak? - przez ten jego uporczywy wzrok, spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami.
Znowu miał rację. To był główny powód, aby nie zostawać tu na dłużej. Opowiedziałam mu, o mojej ucieczce i że jestem poszukiwana. Ja po prostu nie chcę wracać do domu. Nie chcę zostać wydana przy lepszej możliwej okazji. Chcę zacząć przeżywać przygody w swoim życiu, popełniać błędne decyzje, na których zacznę się uczyć, jak każda nastolatka, a nie siedzieć nosem w książkach i uczyć się kompletnie nieprzydatnych rzeczy.
- Nie musisz się o to bać, Rosie - poczułam jak kładzie swoją dłoń na mojej, więc przeniosłam na nie swój wzrok.
- Dlaczego chcesz mi pomóc, Luke?
- Bo też byłem w twoim wieku i wiem jak to jest, kiedy ma się rodziców, którzy zaplanowali ci całą przyszłość - powiedział spuszczając wzrok.
W jego oczach zauważyłam smutek pomieszany z bólem. Mnie samą zasmucił ten widok chłopaka. Wolę jak się ze mnie nabija i robi te swoje uśmieszki, które czasem doprowadzają mnie do szału niż smuci. Pomyślałam, że sam ma jakieś problemy rodzinne, ale nie chciałam go o to pytać, bo przecież to nie moja sprawa. Może to coś poważnego i się na mnie zezłości. Chłopak po chwili zmienił swój wyraz twarzy, uśmiechając się w moją stronę.
- To jak? Zostaniesz u mnie?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...- odparłam niepewnie, kręcąc głową.
- Dlaczego? - wciąż nalegał. - Mieszkam sam, więc przyda mi się trochę towarzystwa. Mam tu wolne pokoje i możesz sobie wybrać, który tylko będziesz chciała. Chciałaś zatrzymać się w jakimś fajnym hotelu, a ten jest najfajniejszy na całym świecie i lepszego nie znajdziesz - zaśmiałam się na te słowa. - Poza tym bądźmy szczerzy. Ile przystojnych chłopaków w moim wieku, zaoferowałoby ci taką pomoc jak ja? - spytał teoretycznie, puszczając mi oczko.
Pewnie żaden.
- Znowu sobie słodzisz, Luke - zaśmiałam się.
- Bo ty mi nie słodzisz, więc sam sobie muszę radzić - rzekł udając oburzenie, a ja uniosłam rozbawiona brwi.
- Nie doczekasz się tego, Hemmings.
- Jeszcze się przekonamy - uśmiechnął się uwodzicielsko i ponownie do mnie mrugnął, a ja przekręciłam oczami, pozwalając moim włosom opaść na policzki. - To jak zostajesz? - wzruszyłam niepewnie ramionami, bo wciąż nie byłam przekonana, że to dobry pomysł.
Przecież ja nic o nim nie wiem, poza podstawowymi informacjami. Może teraz udawać miłego, a później zrobić mi krzywdę. Chociaż, gdyby chciał już dawno mógłby to zrobić, a zamiast tego zrobił mi straszny żart, przez który prawie zawał miałam, ale to nic. Każdy ma swoje sposoby na sprawianie sobie zabawy. Luke akurat postanowił zabawić się doprowadzając mnie do strachu.
Chłopak wyciągnął mały palec w moją stronę, przez co się zdziwiłam.
- Jak ci obiecam, że nigdy cię nie wydam, bez względu na wszystko to się zgodzisz? - spytał unosząc jedną brew do góry. Po chwili wyciągnęłam palec przed siebie.
- Zgadzam się, Luke - odpowiedziałam, splątując nasze palce.
Najwyżej później będę tego żałować.
~*~
Czy Rosalie podjęła dobrą decyzję?
Dajcie znać w komentarzach!
~ H ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro