Rozdział 22
Somewhere In The World Is A Brother
Kiedy nastał późny wieczór wszyscy goście zaczęli się zbierać do domu. Ashton i Bonnie właśnie żegnali się z Marudą aka Micheal'em, który miło przyjął wiadomość, iż ja i Ash jesteśmy rodzeństwem. Być może dlatego, że Calum powiedział mu i swojemu rodzeństwu, o tym wcześniej. Cierra śmiała się ze mnie, że nazwałam się jak youtuber, ale też była zła, że nie powiedziałam jej prawdy i nie mogłam mieć o to do niej żadnych pretensji.
Calum uświadomił mi, iż gdybym nie kłamała, co do swojej tożsamości, albo, że kiedyś poszłam do jakiegoś „wujka", zamiast od razu powiedzieć, iż szukałam Ashton'a... Już dawno spotkałabym się ze swoim bratem. Ta wiadomość mnie na prawdę wkurzyła. Gdybym powiedziała, że jestem Rosalie Goldberg, zapytałby się mnie, czy znam Ashton'a Irwin'a.
Luke nie mógł powiązać faktów, gdyż znał mojego brata jedynie pod nazwiskiem Irwin. Było to nasze prawdziwe nazwisko. Rodzice zmienili naszej trójce nazwisko na Goldberg, gdyż lepsze jest dla światowej klasy, założycieli firmy samochodowej.
Gówno prawda.
Cieszę się z powodu tego, że Luke znalazł zdjęcie, na którym jestem z blondynem i podzielił się tą informacją z Hood'em. Kto wie, czy wtedy przyszłabym tutaj i ujrzała swojego braciszka.
Oczywiście Ashton jeszcze nie wie nic, o tym, iż razem z blondynem jesteśmy w związku. Postanowiliśmy mu nie mówić tego w tym czasie, kiedy dopiero się spotkaliśmy. Nie wiemy, czy będzie zadowolony z tego powodu, czy nie, ale oboje jesteśmy za tym, że powinniśmy mu to powiedzieć. Hemmings jest jego najlepszym przyjacielem, ale to nie oznacza, że nie będzie chciał mu obić tej jego przystojnej buźki, po tym jak nie dość, że zamieszkałam z nim, to jeszcze całował się ze mną - jego młodszą siostrzyczką.
Siedziałam na puchatym dywanie w salonie razem z Nataliea, która pokazywała mi swoje nowe zabawki. Kiedy ogląda się małe dzieci, cieszące się z każdej nowej zabawki, czy każdego innego prezentu, ma się ochotę wrócić do dzieciństwa, bo gdy każdy z nas dorasta, ma różne wymagania, co do tego, co chcemy otrzymać i nie zauważamy, że ważniejsze są czyny od tego, co dostajemy. Powinniśmy się cieszyć z każdej najdrobniejszej rzeczy. Bo to właśnie najdrobniejsze rzeczy, są najpiękniejsze.
Spojrzałam na Luke'a, który siedział na kanapie i wpatrywał się w nas. Zauważył, że na niego patrzę, bo wtedy przeniósł swój wzrok na moją twarz. Nasze oczy się spotkały. Posłałam w jego stronę delikatny uśmiech, który odwzajemnił.
- Ciociu, pac! - moja siostrzenica zaczęła, ciągnąć mnie za rękę. - Smelf! - uniosła niebieską maskotkę.
Na pierwszy rzut oka, mogłoby się wydawać, że to jest Smerfetka po jej długich, blond włosach. Ale to zdecydowanie nie była ona. Wzięłam w ręce karteczkę przyczepioną do maskotki.
- Ten smerf ma imię po twojej cioci, Pyskata. Wujcio Mike.
Widocznie zainspirowałam Michael'a, co do prezentu dla małej.
- Ja wcale nie jestem pyskata - oburzyłam się.
- O tym można podyskutować - usłyszałam głos mojego brata.
- Zamknij się - powiedziałam po cichu.
- Słyszałem to.
- Bo miałeś! - odwróciłam głowę w jego stronę.
U jego boku stała czarnowłosa dziewczyna, o cudnych, jasnych zielonych oczach i wzroście 173 cm, a na imię jej Bonnie. To żona mojego brata, która niegdyś troszczyła się o mnie, jak o własną, młodszą siostrę. Znałam ją jako nastolatkę, a teraz ma własną córeczkę. W dodatku piękną jak ona i jej tatuś.
- Nat, nie sądzisz, że pora już iść spać? - podeszła do dziewczynki, Bon. Wzięła ją na ręce, razem z jej nowym pluszakiem.
- A psecytas mi baje? - spytała z blaskiem w oczach.
- No pewnie - zaśmiała się jej mama i poszły w kierunku schodów. Po drodze mała pomachała każdemu z nas i powiedziała dobranoc.
Podniosłam się z dywanu, na którym wciąż siedziałam i przeniosłam się na kanapę, przyciągając jedną nogę do klatki piersiowej. Zerkałam raz na Luke'a, który uderzał palcami o ekran telefonu, zapewne z kimś pisząc, a raz na Ashton'a, który odkładał prezenty w jedno miejsce, aby następnie usiąść na przeciwko mnie w fotelu.
Wziął do ręki pilot i włączył telewizję, w którą się wpatrywałam. Przełączał po kanałach, aż w końcu najechał na te sportowe. Piłka nożna. Coś, co uwielbiam oglądać, a zwłaszcza z Ash'em.
- Puść Borussia vs Real! - poprosiłam.
- Przecież ty nigdy nie lubiłaś oglądać Realu - stwierdził mój brat.
- Ale zawsze kochałam Borussię - zauważyłam.
- Fakt.
Po krótkiej wymianie zdań z moim bratem na temat składów, moim ulubionym piłkarzu z drużyny niemieckiej i o tym, jak Ronaldo ma "zajebistą" fryzurę, zamilkliśmy i oglądaliśmy w spokoju mecz, aż zrobiłam się śpiąca.
~*~
Ashton
Kiedy mecz dobiegł końca, popatrzyłem w stronę mojej małej siostrzyczki, która spała skulona na kanapie. Jej usta były lekko otworzone, co uroczo wyglądało.
Mała siostrzyczka.
W zasadzie nie jest mała - oczywiście, nie mówię o wzroście. - Ma szesnaście lat. Jest nastolatką, która rośnie na wspaniałą, młodą kobietę. Nie widziałem jej tak długo. Czuję się, jakbym ominął najważniejsze chwile jej życia. Cieszę się, że przyjechała do Sydney, chcąc mnie odnaleźć, ale uważam, iż to było głupie, że wsiadła do samochodu z obcym facetem. Co prawda jest on moim najlepszym przyjacielem, ale co, jeśli byłby to jakiś gwałciciel? To było nierozsądne i nie miało by to miejsca, gdybym po nią wrócił, odezwał się, cokolwiek.
Nie zrobiłem tego, bo nie wiedziałem, że moi rodzice zmienili nazwisko, numery telefonów i przestali kontaktować się z naszą rodziną. Dla nich liczyły się tylko pieniądze, odkąd nasz brat postanowił odłączyć się od naszej rodziny. Z początku byłem na niego zły, że to zrobił, jednak później to zrozumiałem. Potrzebowałem na to czasu. Inaczej jest z Rose. To trochę późniejsza historia.
Podniosłem się z fotela, aby wziąć moją siostrę na ręce. Poszedłem na górę i ułożyłem ją w łóżku, w jednym z wolnych pokoi. Opatuliłem ją szczelnie kołdrą, a następnie usiadłem obok, opierając się plecami o zagłówek. Rose przesunęła się bliżej, wtulając się we mnie i lekko się uśmiechając. Zacząłem głaskać ją po głowie, zauważając Luke'a, opartego o próg drzwi. Czułem, że musiał przyglądać się nam już od dłuższego czasu.
- Śpi? - zapytał ściszonym głosem. Przytaknąłem w odpowiedzi głową, a ten wszedł w głąb pomieszczenia i usiadł na pufie. Patrzył przez chwilę na blondynkę, bawiąc się swoimi palcami. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się denerwował.
Postanowiłem go wyręczyć i zabrać głos.
- Luke, co jest pomiędzy tobą, a moją siostrą? - patrzyłem na niego, wyczekując odpowiedzi. Nie trzeba być Amorem, by wyczuć, iż coś jest na rzeczy.
Ashton nie da się oszukać.
Chłopak patrzył na mnie, a potem zmarszczył brwi i zacisnął usta. Zapytał się mnie, co mam na myśli, a ja się zaśmiałem.
- Luke przecież widzę, jak obydwoje na siebie patrzyliście przez ten wieczór - zacząłem. - Kiedy ona rozmawiała, albo śmiała się wraz z Diego ty nie odrywałeś od niej wzroku, zabijając wzrokiem młodego Hood'a, a ona robiła to samo, gdy ty byłeś w towarzystwie Cierry. W dodatku, jak patrzycie na siebie, macie ten błysk w oku, jaki mają ludzie, którzy coś do siebie czują.
Luke zdziwiony moimi słowami, przez chwilę siedział zamyślony. Widocznie dałem mu do zrozumienia, że nie warto niczego przede mną ukrywać, skoro sam doszedłem do właściwych wniosków. Luke kocha Rose, a Rose kocha Luke'a. Czy jestem zły za to, na mojego kumpla? Nie.
Tak, jestem jej bratem, ale to nie oznacza, iż powinienem wrzeszczeć na niego, jak mógł zakochać się w mojej malutkiej siostrze. Zwłaszcza nie powinienem tego robić, skoro nawet nie wiedział, że jesteśmy rodzeństwem. Prawda?
- Ashton my... - bawił mnie widok mojego zdenerwowanego przyjaciela, choć chyba nie powinien.
- Wyy..?
- Jesteśmy razem...
- Poważnie?! - powiedziałem nieco za głośno, bo Rose zaczęła się wiercić i mruczyć coś pod nosem.
- Nie na niby głąbie! No jasne, że poważnie! Myślisz, że gdybym kłamał to panikowałbym z powiedzeniem ci tego? - blondyn wykręcił oczyma.
- Ja na prawdę nie rozumiem, dlaczego bałeś się mi o tym powiedzieć - pokręcił głowę. - Mi najbardziej wesołemu człowiekowi, jaki chodzi po tej planecie.
~*~
Wracam miśki!
~H♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro