Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II. Czasu i tak nie cofniesz

       - Jakiś problem? - zapytała lekko drżącym głosem, na co przeklęła się od razu w duchu.

       Jej pozorna pewność siebie już zdążyła się ulotnić, ale nic nie mogła poradzić na to, że widok dwóch, najwyraźniej rozzłoszczonych jej obecnością tutaj, chłopaków, sprawił że na powrót zaczęła odczuwać lekkie zdenerwowanie. Oni, zauważając cień strachu w jej oczach, uśmiechnęli się jeszcze bardziej szyderczo, a w szczególności ten wyższy z dwójki.

       - Tak. Chyba się zgubiłaś - odparł od razu złośliwie, po czym zlustrował dokładnie spojrzeniem Alexis od góry do dołu, zatrzymując wzrok na worku na śmieci, leżącym u jej stóp. - Na wysypisko w drugą stronę. Chętnie pokażę ci drogę.

       - Chyba nie skorzystam - odrzekła zimno, odzyskując chwilowo pewność siebie. - Nie mieszaj się w nie swoje sprawy.

       - Znajdujesz się na moim terytorium, więc owszem, to jest również moja sprawa - powiedział, zaciskając mocno pięści.

       - Ej, Sweet Pea, wyluzuj trochę - odezwał się w końcu jego towarzysz i klepnął go w plecy z głośnym plaskiem.

       - Sweet Pea, naprawdę? - odparła brunetka, przygryzając przy tym wargę, by nie wybuchnąć śmiechem. - To całkiem śmieszne, że nazywasz się Sweet Pea, biorąc pod uwagę fakt, że groszek nie jest słodki, a ty, swoją drogą, tym bardziej - dodała, jednocześnie unosząc brwi w geście zdegustowania.

       Fangs, bowiem tak nazywał się jego kolega, parsknął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, a chłopak obrzucił go morderczym spojrzeniem, by po chwili przenieść je z powrotem na Alexis.

       Przybliżył się do niej tak, że ich ciała dzielił zaledwie centymetr i wyjął z kieszeni skórzanej kurtki scyzoryk, który od razu otworzył i wymierzył prosto w nią, by rzeczywiście udowodnić, że góruje nad nią.

       Jego gorący oddech w połączeniu z niską temperaturą powietrza tworzył kłęby pary, owiewające jej twarz, znajdującą się na wysokości jego ramion, na co po jej ciele przebiegł dreszcz.

       A miała się nie pakować w kłopoty.

       - Nie chcesz ze mną zadzierać księżniczko, uwierz - powiedział głosem pełnym jadu i, uśmiechnąwszy się z kpiną, przybliżył nóż na jeszcze mniejszą odległość.

       - Sweet Pea, co ty wyprawiasz, do cholery? - Uszu całej trójki dobiegł dziewczęcy, mocno podirytowany, głos.

       Wszyscy przenieśli wzrok na miejsce skąd dochodził. W ich stronę podążała dziewczyna o bliżej nieokreślonym kolorze włosów, który przesłaniały różowe pasemka. Ubrana była w skórzaną kurtkę z logiem gangu South Side Serpents, botki na obcasie i spódnicę w różowo czarną kratę, idealnie komponującą z jej kolorowymi pasmami.

       - Powiedziałam coś, zostaw ją - dodała pewnym siebie głosem i przystanęła tuż obok Alexis.

       Sweet Pea, aczkolwiek bardzo niechętnie, złożył z powrotem scyzoryk i umieścił go w kieszeni kurtki, po czym oddalił się od Alexis o dwa kroki.

       - Coś ci zrobił? - zapytała, przenosząc spojrzenie swoich brązowych, podkreślonych czarnym eyelinerem oczu o kształcie migdałów na dziewczynę.

       - Nie. Jeszcze nie - odparła kąśliwie.

       - Masz szczęście - powiedziała i obrzuciła Sweet Pea rozzłoszczonym spojrzeniem.

       - Lexi, co ty tu robisz? - Rozbrzmiał męski głos i po chwili Alexis ujrzała Jugheada Jonesa, wybiegającego ze szkoły przez drzwi.

       - To wy się znacie? - zapytał Sweet Pea, najwyraźniej mocno zaskoczony.

       - To młodsza siostra mojego przyjaciela - wytłumaczył Jughead, stając naprzeciwko Alexis.

       Zmarszczył brwi, gdy zauważył worek leżący na ziemi, tuż obok jej stóp.

       - Co to jest? I przede wszystkim co ty tu robisz?

       - Och, no wiesz. Przyjechałam w odwiedziny do pewnego śmiecia - odparła.

       - Lexi, czyś ty zupełnie oszalała? Archie wie, że tu jesteś? Jak nie, to obiecuję, że zaraz go o tym poinformuję... - zaczął, jednak dziewczyna mu przerwała.

       - Nie wie i ma się nie dowiedzieć, jasne, Jones? - powiedziała hardo. - Musiałam mu oddać rzeczy, ale jak widać, nie pofatygował się by się po nie zjawić.

       - Mogę wiedzieć o kim mowa? - odezwała się zaciekawiona dziewczyna o różowych włosach.

       - Will Springsteen - odparła Alexis. - To mój były - dodała znacznie ciszej.

       - Och, dziewczyno, najwyraźniej nie masz szczęścia w doborze facetów. Ten koleś to straszny palant. - Wywróciła teatralnie oczami, lecz uśmiechała się cały czas pogodnie do Alexis.

       Dziewczyna parsknęła śmiechem.

       - No co ty nie powiesz. Skoro go tu nie ma, mogę was prosić o przekazanie mu tych śmieci? - zapytała, z nadzieją, że w istocie się zgodzą.

       - Jasne - odparła dziewczyna. Alexis od razu zapałała do niej sympatią. - Podrzucę mu pod szafkę. Tak w ogóle jestem Toni - przedstawiła się, wyciągając swą dłoń w jej kierunku.

       - Alexis - powiedziała z uśmiechem i uścisnęła jej rękę.

       - Alexis, naprawdę? No powiem, że imię godne taniej gwiazdy porno - parsknął Sweet Pea, na co wszyscy, nawet Fangs, obrzucili go morderczym spojrzeniem.

       - Och, zamknij się w końcu, Sweet Pea. Działasz mi dzisiaj strasznie na nerwy - powiedziała Toni.

       - Lexi, tu jesteś! - Naomi, która dopiero skończyła rozmawiać z Cheryl, podeszła do grupki nastolatków. - Nic ci nie zrobili? - zapytała przerażona. - Hej, Jug - przywitała się z chłopakiem.

       - Nie, wszystko w porządku - odparła Alexis i uśmiechnęła się do przyjaciółki.

       Naomi przyjrzała się wszystkim zebranym z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy. W końcu spojrzenie jej błękitnych oczu natrafiło na Fangsa, a jej wargi rozchyliły się w geście wszechogarniającego ją szoku.

       - No nie wierzę - powiedziała. - Po prostu nie wierzę. To naprawdę ty? Wszystko wyjaśnia, czemu nie mogłam cię skojarzyć z naszego liceum.

       Fangs wydawał się tak samo zaskoczony obecnością dziewczyny, jak ona jego. Przełknął głośno ślinę, jednak gula znajdująca się w jego gardle zdawała się wcale nie znikać, a i sam nie wiedział za bardzo co tak właściwie powinien powiedzieć.

       - Hej, Naomi - palnął, a jego policzki zaróżowiły się od razu.

       Naomi pokręciła tylko głową.

       - Czy ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje? Bo chyba się troszeczkę zgubiłem - powiedział Jughead, a po wyrazie jego twarzy ewidentnie można było wywnioskować, że wygląda na mocno zdezorientowanego.

       - Długa historia, Jug. Nie na teraz - odparła szybko Naomi, po czym złapała Alexis za rękę. - Miło było, ale się spieszymy, prawda?

       Nie czekając na odpowiedź ze strony przyjaciółki, zaczęła ją ciągnąć z powrotem w kierunku samochodu.

       - Czekaj - warknęła Alexis, wyrywając swą dłoń z niesamowicie silnego uścisku dziewczyny. Aż musiała rozmasować obolały nadgarstek. - Toni, mogę na ciebie liczyć? Podrzucisz mu ten worek?

       - Jasne. - Potwierdziła skinieniem głowy. - I chyba wolę nie wiedzieć co jest w środku, bo już czuję ten piękny zapach - zaśmiała się.

       - Uwierz, lepiej nie wiedzieć - odparła Alexis, również się śmiejąc. - Dziękuję, jestem ci winna przysługę.

       - Nie ma za co. - Machnęła ręką.

       Alexis odwróciła się na pięcie, ciesząc się, że worek znajduje się we właściwych rękach i już niedługo trafi do prawowitego właściciela.

       - Do zobaczenia, księżniczko - usłyszała jeszcze za plecami głos Sweet Pea, lecz nie pofatygowała się, by odwrócić głowę.

       - Niedoczekanie twoje, idioto - odrzekła, w miarę głośno, lecz nie była pewna czy chłopak usłyszał.

       Zatrzasnęła za sobą drzwiczki samochodowe, które zaskrzypiały niemiłosiernie, jakby za chwilę miały się rozsypać w drobny mak, po czym od razu spojrzała na swoją przyjaciółkę, która wyglądała jakby przed chwilą zobaczyła ducha.

       - Gazu - poleciła głosem nie znającym sprzeciwu, a Alexis skinęła głową, by po chwili rzeczywiście zastosować się do polecenia Naomi.


* * *


       Alexis weszła do sypialni z opakowaniem lodów waniliowych i tabliczką czekolady.

       - Co wolisz? - zapytała, spoglądając na Naomi, która leżała na jej łóżku i wpatrywała się w sam środek sufitu.

       Dziewczyna podniosła się na łokciach do pozycji półleżącej i rzuciła przyjaciółce przelotne spojrzenie.

       - Oba - odparła, po czym wywróciła oczami i westchnęła ciężko.

       Alexis zachichotała i usadowiła się na łóżku, wręczając dziewczynie słodycze i sama sięgnęła po kubek herbaty, stojący na szafce nocnej.

       - Życie jest do dupy - stwierdziła Naomi, zajadając się lodami. - Czemu zawsze jak poznam jakiegoś faceta, to coś musi pójść nie tak?

       - Mnie się pytasz? - odparła Alexis, unosząc brwi do góry w geście zadziwienia. - Kto mi ostatnio powiedział, że zawsze spotykam się z samymi palantami?

       - Bo to prawda - odrzekła Naomi, poruszając przy tym wymownie brwiami.

       - Poza tym sam fakt, że koleś mieszka w South Side, nie oznacza od razu, że coś jest z nim nie w porządku - oznajmiła, wzruszając ramionami.

       Naomi aż wytrzeszczyła oczy ze zdumienia na słowa przyjaciółki, mało się przy tym nie krztusząc pożywieniem.

       - Czy ty siebie słyszysz? Will jest idealnym przykładem tego, że ewidentnie coś jest tam nie tak.

       Alexis zacisnęła mocno szczękę, powstrzymując się od nakrzyczenia na dziewczynę.

       - Nie wpychaj wszystkich do jednego worka, Nao - powiedziała w miarę spokojnie. - Jug też tam teraz mieszka. Uważasz, że ma problemy z głową?

       - No nie - westchnęła w odpowiedzi. - Ale ten cały gang i w ogóle. Po prostu nie chcę się wpakować w kłopoty, tak jak ty.

       - I nie wpakujesz - stwierdziła pewna swego. - Wyglądał na sympatycznego. I trochę nieśmiałego - dodała, tym samym prowokując przyjaciółkę do dania jej kuksańca w żebra. - W przeciwieństwie do swojego kolegi. - Aż wywróciła oczami na wspomnienie zachowania tego bezczelnego chłopaka.

       - Ech, masz rację - poparła w końcu, śmiejąc się.

       - Spotkasz się z nim?

       - Nie wiem - odparła szczerze Naomi. - Może.

       Rozległo się pukanie do drzwi, w których po chwili zjawił się Fred Andrews.

       - Co wy tak wcześnie wróciłyście? - zapytał, najwyraźniej zaskoczony obecnością córki i jej koleżanki w domu.

       - Naomi pokłóciła się z chłopakiem - wyjaśniła Alexis, nie do końca zgodnie z prawdą, ale dziewczyna od razu podjęła tę grę, przybierając bardzo smutny wyraz twarzy. - Straciłyśmy ochotę na zakupy.

       - Faceci są głupi - oznajmiła Naomi. - Nawet nie zdążyłam kupić niczego nowego.

       Mężczyzna pokręcił głową, ale na jego ustach i tak pojawił się uśmiech.

       - W takim razie nie przeszkadzam - powiedział i najwyraźniej nie mając zamiaru wysłuchiwać wywodów nastolatek dotyczących spraw sercowych, postanowił opuścić pokój, zamykając drzwi za sobą.

       Dziewczyny zachichotały.

       - Najlepszy sposób na pozbycie się taty z pokoju. Że też wcześniej na to nie wpadłam. - Alexis pokręciła głową, a Naomi parsknęła śmiechem.

       - Widzisz? Jestem genialna - stwierdziła butnie, unosząc dumnie głowę.

       Wyświetlacz laptopa, który leżał na łóżku między dziewczynami, zaświecił się i komputer piknął, informując o przyjściu nowego powiadomienia. Naomi od razu przysunęła urządzenie bliżej, marszcząc przy tym brwi.

       - Twój brat wrzucił nowy film - powiedziała, ewidentnie zaskoczona, po czym nacisnęła przycisk ,,odtwórz''.

       Archie stał na czele dużej grupy chłopaków, a każdy z nich, bez wyjątku, miał twarz przesłoniętą czerwoną kominiarką, z wyciętymi dziurami na oczy. Przyjaciółki popatrzyły na siebie skonsternowane, a następnie powróciły do oglądania.

       ,,To wiadomość do tchórza, który mówi o sobie ,,Czarna Maska''. Myślisz, że możesz nas atakować w mroku. Ale Riverdale jest silniejsze niż ty. Nie boimy się. Ty jesteś sam. Nas jest cały oddział. Jesteśmy ,,Czerwony Krąg''. I idziemy po ciebie. '' Rudowłosy przybliżył twarz do samej kamery. ,,Znajdziemy cię. Dopadniemy. I skończymy z tobą.''

       Alexis aż rozchyliła wargi, gdy patrzyła na wyświetlacz, a jej duże, brązowe oczy rozszerzone były ze zdziwienia. Straciła zdolność mówienia. Naomi, z kolei, równie zaskoczona, w końcu przeniosła swoje spojrzenie z laptopa na dziewczynę.

       - Czy twój brat... - zaczęła, lecz Alexis jej przerwała.

       - On oszalał. Zupełnie oszalał - wyszeptała, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. - Chce na nas ściągnąć tego mordercę, czy co?

       Wstała z łóżka i zaczęła chodzić nerwowo po pokoju, w tę i z powrotem. W końcu spojrzała z przerażeniem w oczach na Naomi.

       - Nie rozumiesz? On zna nasz adres. - Mimo strachu jaki ją ogarnął, starała się mówić dosyć cicho, by tata przypadkiem niczego nie usłyszał. - Co jeśli ten psychol tu przyjdzie i nas wszystkich pozabija? No co za kretyn. - Pokręciła znowu głową i kopnęła z całej siły szafkę, z której spadła doniczka, wraz ze storczykiem znajdującym się w niej, i z głośnym trzaskiem rozbiła się na podłodze.

       - Lexi... - powiedziała cicho dziewczyna, ale tamta kontynuowała.

       - Z nim naprawdę jest coś nie tak. Najpierw siedzi po nocach i pilnuje drzwi, zachowując się jakby był naćpany, teraz to... Co za idiota. Najpierw tata, potem ta cała Grundy... - zaczęła wyliczać, lecz Naomi jej przerwała.

       - Tej szmacie to akurat dobrze, zasłużyła sobie - prychnęła, wywracając oczami.

       Alexis posłała jej tak lodowate spojrzenie, że Naomi natychmiastowo odczuła lekką skruchę i wymamrotała ciche ,,przepraszam''.

       - Potem Moose - kontynuowała. - I co, teraz cała nasza trójka będzie na celowniku? Riverdale to miasto szaleńców. Nie rozumiesz, Naomi. To wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie poszła do Reggie'go i była razem z tatą i Archie'm może nic by się nie stało, wiesz? To poczucie winy mnie zabija. A teraz ten rudy idiota prowokuje tego psychola do kolejnego ataku. Może i zachowuję się jakby wszystko było w porządku, ale nie jest.

       Dziewczyna usiadła na białym, puchatym dywanie, szczęśliwie omijając odłamki szkła i podciągnęła kolana do piersi, następnie obejmując je rękami i schowała głowę w zagłębienie jakie się w ten sposób utworzyło. Z jej oczu wyleciało kilka pojedynczych łez. Już po chwili poczuła ręce przyjaciółki, obejmujące ją szczelnie z każdej możliwej strony. Naomi przytuliła ją mocno do siebie i pocałowała w głowę.

       - Spokojnie Lexi, będzie dobrze. Poza tym, idiotko, to nie twoja wina. Nie twoja, obiecuję. Nic nie poradzisz na to, że ludzie są powaleni - wyszeptała, po czym uklęknęła na podłodze, tuż obok niej.

       Z gardła Naomi wydobył się nagle przeraźliwy wrzask. Alexis podskoczyła niczym poparzona w reakcji na ten dźwięk, mało co nie dostając przy okazji zawału serca.

       Przerażona spojrzała na dziewczynę, która całkowicie blada, łapała się za kolano, w które był wbity dosyć duży kawałek doniczki. Z rany obficie ciekła krew, skapując na biały dywan i pozostawiając po sobie czerwone kropki.

       - Nie wyciągaj tego - poleciła stanowczym tonem głosu.

       Alexis następnie wyskoczyła z pokoju, mało co nie zderzając się z ojcem po drodze i popędziła szybko do łazienki.

       - Trzeba ją zawieźć do szpitala! - krzyknęła, przeszukując szafkę w celu znalezienia apteczki.

       Gdy w końcu chwyciła saszetkę w dłoń, otworzyła ją w poszukiwaniu bandaża i rozsypała niemalże całą zawartość na podłogę w łazience. Kiedy tylko dokopała się do białego materiału, złapała go i pobiegła z powrotem do swojej sypialni.

       Ręce trzęsły się jej niemiłosiernie, gdy w przypływie zdenerwowania próbowała jakoś owinąć coraz bardziej krwawiącą ranę, aż w końcu mężczyzna wyrwał jej bandaż z ręki i sam zabezpieczył kolano dziewczyny, umiejętnie omijając kawałek szkła, uciskając możliwie jak najmocniej, by zatamować trochę krwawienie.

       Pomogli jej wstać i skierowali się w kierunku schodów. W końcu, ze względu na ślamazarne tempo Naomi, złapali ją w talii z obu stron i praktycznie znieśli na parter, a następnie wnieśli do samochodu. Alexis usiadła pomiędzy nimi, co prawda nieprzepisowo, ale nie mogła pozwolić na to, by jej przyjaciółka pojechała do szpitala bez niej.

       Na miejscu znaleźli się po niecałych pięciu minutach, głównie dzięki temu, że Fred Andrews olał wszelkie przepisy drogowe i postanowił po prostu ich nie przestrzegać. Już po chwili prowadzili Naomi, tak jak i w domu, przez szpitalny korytarz, przy okazji nawołując lekarza, by jakiś do nich podszedł.

       W końcu tak też się stało. Ciemnoskóry mężczyzna posadził dziewczynę na wózku inwalidzkim, po czym skierował się z nią na oddział chirurgiczny, by zaszyć dosyć głębokie zranienie. W tym samym czasie Fred udał się w kierunku recepcji, by podać dane Naomi, a Alexis stanęła koło niego.

       - Pójdę nam po kawę - szepnęła do taty, wykorzystując moment, w którym pielęgniarka wystukiwała coś na klawiaturze komputera.

       Dziewczyna nie mogła wytrzymać presji, a kawa była dla niej lekarstwem na wszystko. Jak źle by się nie czuła, lub jak bardzo by nie była zdenerwowana, dawka kofeiny za każdym razem polepszała jej samopoczucie.

       Podeszła do automatu, wrzuciła pieniądze do środka i nacisnęła odpowiedni przycisk, a już po chwili maszyna zaczęła pracować, przygotowując dla niej cappuccino.

       - No proszę, to już drugi raz tego samego dnia. To chyba przeznaczenie, księżniczko.

       Alexis aż podskoczyła, słysząc najbardziej niechciany głos w tym momencie.


###


Hej!

Jeej, naprawdę chciałabym Wam podziękować za wszystkie przemiłe komentarze! Ogromnie się cieszę, że moje opowiadanie się Wam podoba!

Jesteście CUDOWNI!

+ W czwartek mam ostatni egzamin i zaczynam oficjalnie wakacje, także rozdziały będą się pojawiać częściej!

Kocham mocno i całuję,

Wasza Foga

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro