you make me so mad and i ask myself why i'm still here
[ awh, dziękuję wam za wszystkie gwiazdki, wyświetlenia i komentarze pod pierwszym rozdziałem. nie spodziewałam się tak pozytywnego odzewu, naprawdę
mam nadzieję, że drugi rozdział również przypadnie wam gustu! zapraszam x ]
– Chcesz herbaty?
– Um...
Hoseok żałował. Żałował, że pozwolił na to, aby Taehyung wyrzucił go z domu, przez co znalazł się w tak żenującej sytuacji. Co prawda najwięcej winy nadal tkwiło w jego własnej głupocie, a sam pozwolił ponieść się prymitywnemu instynktowi przetrwania, ale nawet nie dopuszczał do siebie takiej informacji; przecież nie zrobił nic złego. Miał zamiar zniknąć zaledwie kilka sekund później – zupełnie nie planował wpaść po drodze na tego półnagiego (i całkiem seksownego) mężczyznę.
A przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Już chyba wolałby dostać po głowie tym cholernym wałkiem...
Przestraszony chłopak zrobił krok w tył, jak gdyby nieznajomy samą swoją bliskością mógł mu wyrządzić krzywdę i wpadł na stojące za nim krzesło. Nie wiedząc, co zrobić, po prostu siedział i obserwował poczynania białowłosego, który kompletnie gdzieś miał to, że ktoś włamał mu się właśnie do domu.
A może on był psychopatą, tylko czekającym na taką okazję? Może to były ostatnie chwile z życia Hoseoka? Nie chciał umrzeć w ten sposób. Głodny i bezdomny.
„Kim Taehyung. Jeśli wrócę do domu, pożałujesz", pomyślał Jung, choć doskonale wiedział, że nie było w tym ani grama winy jego przyjaciela. Czuł się zdesperowany, dlatego szukał pocieszenia w bezsensownych wymówkach, jednak nijak go to nie pocieszało.
– Przepraszam! – krzyknął nagle, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, co zrobił. – Ja nie chcia-
– Spoko – przerwał mu niższy i wyjął z szafki dwa kubki. Hoseok nie przypominał sobie, żeby mówił cokolwiek poza marnymi próbami wytłumaczenia się, a tym bardziej nie odpowiedział na jego pytanie.– Ile słodzisz?
Zaraz znów zaburczało mu w brzuchu i nawet to nie umknęło uwadze domownika, który tylko rzucił mu przelotne spojrzenie i zaraz powrócił do parzenia herbaty. To wystarczyło, żeby Jung spłonął ze wstydu rumieńcem i zapragnął zapaść się pod ziemię.
– N-nie słodzę – powiedział cicho, spoglądając na swoje złączone dłonie.
Poczuł się jeszcze gorzej, gdy jasnowłosy chłopak obrzucił go niezrozumiałym wzrokiem, jakby to, że nie lubi cukru, było najdziwniejszą rzeczą na świecie.
A może faktycznie było, tylko Hoseok jeszcze o tym nie wiedział.
Jednak to zdawało się niczym w porównaniu do tego, jakie emocje spłynęły po Hoseoku, gdy wątły chłopak odstawił czajnik na gaz i przysiadł się obok. Zdecydowanie nie pomagała mu świadomość tego, że pod cienką warstwą materiału niższy nie ma n i c i z każdą chwilą coraz bardziej bał się, że ręcznik po prostu zsunie się na ziemię.
Proszę, ubierz się. Proszęproszęproszęproszę.
– Co studiujesz? – zapytał nagle nieznajomy i podparł się na blacie, ani na sekundę nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.
Wtedy właśnie Jung pomyślał, że musi stawić czoła wyzwaniu, więc wyrzucił z siebie na moment wszystkie obawy i uniósł głowę. Nie spodziewał się, że pewność siebie opuści go szybciej, niż powietrze dziurawy balonik.
To było najgorszą rzeczą, jaką mógł wtedy zrobić.
Oczy tamtego chłopaka były wręcz niepokojąco zafascynowane osobą Hoseoka. W pomieszczeniu nie paliła się żadna lampka, a mimo to odbijał się w nich jakiś tajemniczy blask, który na dodatek spowijała zagadkowa mgiełka. Sam kolor wprawił dwudziestolatka w zachwyt; nigdy wcześniej nie miał okazji zobaczyć tak głębokiej czerni i od razu zapragnął uwiecznić ten obraz na papierze, jednak nie miał pod ręką ani kartki, ani ołówka.
No i mogłoby to być nieco dziwne.
Och, ale ich kształt zdawał się idealny. Przypominał Hoseokowi spojrzenie smutnej pandy. Ciekawe jak wyglądał, kiedy się uśmiechał?
Opamiętał się dopiero, gdy do jego uszu dotarło ciche chrząknięcie. Jung szybko przypomniał sobie pytanie mężczyzny i ściągnął ze zdziwieniem brwi.
– Skąd wiesz, że studiuję?
– Wyglądasz młodo. I nie masz co jeść.
Hoseok prychnął.
A później przypomniał sobie te wszystkie noce, gdy śnił o czymś smacznym, następnie budząc się z wielkim zawodem. To nie zdarzało się co prawda często, ale takiego głodu się nie zapomina... Nigdy.
– Em, cóż – zaczął, przełykając nerwowo ślinę. – Właściwie to nic specjalnego...
Jednak zanim zdążył dokończyć, chłopak już obok niego nie siedział. Jung poczuł się zignorowany i urażony, nawet, jeśli jego towarzysz wstał tylko po to, aby zalać wrzątkiem herbatę.
Mocny, miętowy zapach uderzył w jego zmysły, kiedy dwa czarne kubki znalazły swoje miejsce na grafitowym blacie. Przez moment zastanawiał się, czy to będzie w porządku, jeśli tak po prostu weźmie jeden z nich i się napije, ale zaraz o tym zapomniał, gdy znów nieprzyjemnie skręciło go w żołądku. Szybko zanurzył pełne usta w, jak się chwilę później okazało, gorącej cieczy i o mało co się nie oblał, sycząc z bólu.
Mógłby przysiąc, że kącik ust nieznajomego nieznacznie drgnął.
Albo to tylko jego wyobraźnia płatała mu figle? Kto wie.
On wiedział tyle, że z każdą kolejną sekundą chęć na ujrzenie pełnego uśmiechu nieznajomego wzrastała; bez żadnego głębszego powodu. Pragnął najzwyczajniej w świecie zobaczyć uśmiechniętą pandę, ten smutny wyraz twarzy już go męczył.
– No więc? – odchrząknął białowłosy i złapał naczynie w obie ręce, wciąż wgapiając się w speszonego Hoseoka.
– Więc co?... – jęknął zdenerwowany. Skupienie przychodziło mu zdecydowanie zbyt ciężko, ale nie potrafił temu w żaden sposób zaradzić.
Gdzie powinien spojrzeć? Oczy odpadały, wtedy kompletnie zaniemówiłby i zgłupiał. Usta? Nie, mógłby zostać co najmniej źle odebrany. Jego wystające obojczyki, po których spokojnie spływały kropelki wody? Odkryty tors czy brzuch, który wyglądał na tak mięciutki, że Hoseok z satysfakcją uznałby to za potencjalną poduszkę?...
Och, nie. Potrzebował snu i to sprawiało, że zaczynał myśleć o głupich rzeczach. Brakowało tego, żeby zaczął wygadywać je na głos.
Ale wchodząc do obcego mieszkania naprawdę gotów był spotkać się ze wszystkim, tylko nie z dziwnym, półnagim mężczyzną, który chwilę później zaproponuje mu herbatę.
– Pytałem do studia.
– Ah... Faktycznie. Jestem na artystycznej grafice komputerowej.
Chłopak uniósł jedną brew do góry i upił łyk herbaty, a jego mina mówiła coś w stylu: „czyli już wiadomo, dlaczego nie masz pieniędzy". Hoseok postanowił to zignorować, więc tylko spuścił wzrok i podmuchał kilka razy w parujący napój, nie chcąc się znów boleśnie poparzyć.
– To całkiem... ciekawie.
– No...
Zapadło niezręczne milczenie, które Jung wypełniał od czasu do czasu cichym siorbaniem. Zastanawiał się, czy nadszedł już ten moment, w którym powinien wyjść, ale nie miał ochoty błąkać się przez kilka najbliższych dni po chłodnych uliczkach miasta. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny poza domem zapewniły mu wystarczająco dużo rozrywki.
Wszystko byłoby okej, gdyby tylko miał trochę prądu. I ładowarkę.
Ale przecież, gdyby się tak zastanowić, poniekąd je miał. Dobra, może nie dosłownie, ale jeśli ładnie by poprosił – dlaczego nie? Skoro włamał się już do czyjegoś domu, wyjadł komuś resztki z lodówki (prawie, bo jabłko i tak skończyło gdzieś na podłodze, ale przez rozpierający go wstyd i adrenalinę szybko o nim zapomniał), a teraz tak po prostu pił sobie herbatkę z gospodarzem, którego i tak nie zobaczy pewnie nigdy więcej na oczy, mógł go jeszcze trochę wykorzystać.
Tylko troszkę.
– Przepraszam? – zagadnął nieśmiało ciemnowłosy, kiedy wreszcie zebrał się na odwagę. – Tak właściwie, jak masz na imię?
– Hm? – Niższy momentalnie ożywił się słysząc to pytanie, jednak jego oczy wciąż wydawały się być znużone.
Może już taki się urodził, pomyślał Hoseok. Nie zmieniało to faktu, że naprawdę mu się podobały.
– Yoongi – odparł, wprawiając Junga w niemałe zakłopotanie przez swoją bezpośredniość. – Min Yoongi.
Yoongi.
Yoon. Yoonie. Yoongi hyung?
Był starszy? Hoseok w życiu nie powiedziałby, że owy chłopak skończył choćby liceum, nie mówiąc już o studiach, ale jego postawa, sam sposób bycia wydawał mu się być znacznie dojrzalszy (pomijając fakt, że nie wywalił obcego faceta z domu. To było głupie). W ogóle cała ta jego ekspresja wywoływała u Junga ciarki na plecach, trochę go to wszystko przerażało. On go przerażał.
– Oh – mruknął bezmyślnie Hoseok, zapisując sobie te dwa krótkie słowa gdzieś w umyśle. – W takim razie, Yoongi-ah... Byłbyś tak dobry i pożyczył mi ładowarkę do telefonu? Proszę – niemalże wybłagał, wlepiając w niego jednocześnie proszące i zdesperowane spojrzenie.
Yoongi przerwał na moment picie herbaty, jakby faktycznie rozważał słowa chłopaka, po czym wstał i odstawił pusty kubek do zlewu. Hoseok znów utkwił wzrok w śnieżnobiałym, wilgotnym ręczniku, którego słaby supeł zawiązany na biodrze z każdą chwilą napawał go coraz większym lękiem.
Ułożył w głowie szybki plan przetrwania: naładować telefon, uciec, a później wymazać ten dzień pamięci. Ewentualnie umierać ze wstydu, jeśli jakimś cudem spotka się jeszcze kiedyś z Yoongim.
– Pewnie – rzucił wreszcie, podpierając się z tyłu rękoma o blat. – Jest w salonie na stole.
Jung kiwnął głową, po raz kolejny nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy i szybko wstał, kierując się w stronę wyjścia. Poczuł ogromną ulgę, wiedząc, że Min nie idzie za nim, jednak wciąż nie potrafił zrozumieć, skąd w nim tyle zaufania. Przecież Hoseok mógł jedynie udawać wystraszonego studenta, w rzeczywistości będąc groźnym przestępcą, który zaraz wyniesie mu z domu telewizor albo podłoży gdzieś bombę.
– Tylko uważaj, żeby nie potknąć się o książki w przedpokoju. Ktoś przez przypadek je tam rozsypał i zapomniał posprzątać.
Hoseok puścił uwagę mimo uszu i zignorował pieczenie policzków, zgrabnie przeskakując nad stosikiem podręczników. Nie zrobił tego celowo i w duchu przepraszał Yoongiego, ale naprawdę nie miał czasu na to, aby je posprzątać. Chciał wyrwać się stamtąd jak najprędzej.
Dlatego też zaledwie osiem minut później był już po rozmowie ze swoim przyjacielem i szykował się do wyjścia. Jimin jak zwykle nie potrafił odmówić Hoseokowi i znów wyratował go z opresji, a ten zaczął się nawet zastanawiać, jak mógłby mu się za to odwdzięczyć. W końcu bez jego pomocy pewnie spędziłby noc na znienawidzonej ławce w parku.
Zanim jednak wyszedł, zawahał się przez moment. Zachował się źle, więc powinien chyba przeprosić i podziękować za to, że nie został wywalony na ulicę. I w dodatku poczęstowano go pyszną, miętową herbatą!
Po krótkiej walce z myślami zawrócił do kuchni z przygotowaną formułką, ale... Nie zastał tam nikogo. Kubek po jego niedopitej herbacie znalazł się w zlewie, a jabłko wciąż leżało w kącie pomieszczenia, zaraz obok białego ręcznika.
Chwila, co?
Hoseok uznał, że to odpowiednia chwila, żeby się ewakuować. Yoongi na pewno zrozumie jego pośpiech.
Ale naprawdę było mu spieszno. Słońce zaszło za horyzont i niewiele brakowało do kompletnego zmroku, a chłopaka czekała jeszcze samotna, piesza wędrówka przez połowę miasta.
Będąc już na zewnątrz, Hoseok rzucił ulotne spojrzenie w kierunku niewielkiego domku. Przebadał wzrokiem pusty ogródek i cholera, mógłby przysiąc, że w oknie mignęła mu sylwetka tamtego dziwnego chłopaka. Min Yoongiego.
Mhm. Ten dzień zdecydowanie nie należał do jego najlepszych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro