Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXV

- Lydia! - zawołałam radośnie widząc uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynę.

- Jezu, Maya, tak się martwiłam - powiedziała wtulając się we mnie. - Gdy tylko się dowiedziałam , że wyjeżdżasz, to przyszłam najszybciej jak mogłam, niestety nie zastałam cię w domu...

- Już wszystko dobrze... Nie zostawię was - uspokajałam ją gładząc przy tym jej plecy ręką. - Chodź do środka - powiedziałam uśmiechając się i zapraszając dziewczynę gestem ręki. Skierowałyśmy się od razu do kuchni.

- Kawę czy herbatę? - zapytałam wyciągając z półki dwa różowe kubki.

- Herbatę... Wiesz... Chyba mnie zabijesz... - zaczęła niepewnie.

- Niby za co? - zapytałam spoglądając na nią nieco podejrzliwie. 

- Bo, jak wszyscy się dowiedzieliśmy, że masz wyjechać I TO BEZ POŻEGNANIA, to powiedzieli, że nie ujdzie ci to na sucho... Możliwe, że zaraz tu będą... - ledwo Lydia skończyła, a już usłyszałam dobijanie się do drzwi. No jakby ludzie nie wiedzieli od czego jest dzwonek! Pobiegłam szybko je otworzyć, słysząc, że co raz więcej rąk zaczyna w nie uderzać.

- Już, już! Chwileczkę! - zawołałam otwierając je i napotykając przy tym naburmuszone twarze moich przyjaciół.

- No Maya, wiesz no zawiodłem się - zaczął Mietek stojąc z założonymi rękami. - A tak swoją drogą, to wybieram ten z lewej - mruknął pokazując na moją lewą rękę. Dopiero teraz zauważyłam, że opuściłam kuchnię wraz z różowymi kubkami w kropki i serduszka. Zaśmiałam się i wtuliłam w Stiles'a, potem w Scott'a, Isaac'a, Kirę i na końcu w Malię.

- Przepraszam, wiem, że popełniłam błąd...

- Ale nadal tu jesteś! Trzeba zacząć świętować! - zawołali, po czym wszyscy weszli do środka i skierowali się do salonu.

***

Zabawa trwała w najlepsze. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy, a wieczorem, Stiles przemycił trochę alkoholu, przez który śmialiśmy się bez opanowania.

- Patrzcie, jestem żulem - mruknął Stiles chichocząc i chodząc zygzakiem po salonie z butelką piwa w ręku. Taaa, całe szczęście, że tata miał wrócić dzisiaj później niż zwykle... Zaczęliśmy się z niego śmiać, dopiero wtedy, gdy dobił twarzą do ściany mówiąc przy tym głośne "przepraszam panią".

- Jedziemy następną kolejkę! - zawołał Scott biorąc w dłoń butelkę whisky.

- NIE DAJ ŻYCIU SIĘ! Z NAMI NAPIJ SIĘ! OLEJ SMUTKI, ŻALE I BAW SIĘ DOSKONALE! - zaczęliśmy śpiewać najgłośniej jak tylko potrafiliśmy i po kolei podawaliśmy sobie alkohol. Śmiesznie było patrzeć, jak wszyscy są pijani, oprócz mnie i Scott'a, a co do alkoholu, to miał nieziemski smak...

- Maya! Patrz! Mam coś dla nas! - zawołał McCall wyciągając z torby inną niż wszystkie flaszkę. - Alkohol dla wilkołaków!

- No chyba sobie żartujesz - zachichotałam patrząc na niego spode łba. - My nie możemy się upić!

***

- Mateńko najukochańsza - mamrotałam pod nosem widząc wszystko podwójnie i chwiejąc się na boki. Nigdy więcej nic nie wypiję od Scott'a! Nawet zwykłej wody!

Cała ferajna rozeszła się jakąś godzinę temu, zostawiając po sobie nieziemski jak smak alkoholu, syf. Oczywiście, kto musiał to sprzątać? JA.

- Hej skarbie, drzwi były otwarte, a to niebezpie... Maya, czy ty jesteś pijana?! - usłyszałam za sobą głos Derek'a, więc z trudem odwróciłam się w jego stronę z głupim uśmiechem na twarzy.

- Niiiee - bąknęłam lekko się chwiejąc. - Ja i alkohol? Pfff...

- Przecież czuję.

- Jaaa.... Nie jestem pijjjana - mamrotałam przecierając butelkę po wódce szmatką.

- To czemu to wycierasz? - zapytał wskazują na trzymany przeze mnie przedmiot.

- Masz coś do tej lampy? Była brudna, to ją czyszczę - przybrałam poważną miną, po czym roześmiałam się głośno, na co chłopak westchnął.

- Co ja z tobą mam... - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Idź spać, ja to ogarnę.

- Ja sobie poradzę! Trzymaj lampę - mruknęłam podając mu już wytarty przedmiot.

- Nie po dobroci? To użyjemy siły - powiedział, po czym w momencie podniósł mnie i zaczął nieść w stronę mojego pokoju.

- Derek! Postaw mnie! - zawołałam próbując się nieudolnie wydostać z objęć szatyna.

- Ciekawe co wypiłaś... Na wilkołaki alkohol nie działa - mamrotał pod nosem. - Chyba też będę musiał kiedyś tego spróbować...

- Derek! - zawołałam czując, że chłopak rzuca mną na łóżko, przez co złapałam za rękaw od jego skórzanej kurtki i razem wylądowaliśmy na miękkim materacu. To znaczy ja na materacu, a Derek nade mną.

- Mrrrr... Jesteś taki przystojny... Wiedziałeś o tym? - zachichotałam przygryzając dolną wargę i sunąc dłonią po jego torsie.

- Maya, jesteś kompletnie pijana... - warknął chcąc ze mnie wstać, jednak skutecznie mu to uniemożliwiłam wpijając się w usta chłopaka. 

- Mrrrr... Jesteś taki gorący... Nie chciałbyś może powiększyć swojego stada? - zachichotałam odrywając się od niego, na co Derek tylko pokręcił głową z dezaprobatą i przygwoździł moje nadgarstki do materaca nad moją głową.

- Wolę się z tobą zabawić, jak będziesz trzeźwa - musnął swoimi wargami moje, po czym szybko wstał i wyszedł z pokoju.

- Dereeeeek - mruknęłam z niezadowoleniem, przeciągając się na łóżku i po chwili zasypiając.

***

- Co do... Co tu robi świeczka? - zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej, strącając przy tym dłoń chłopaka z mojej talii, na co zamruczał niezadowolony. Dlaczego ja nic nie pamiętam?!

- Wczoraj w nocy wstałaś, mrucząc "gdzie jest moja wódka?", a potem wzięłaś ze stolika świeczkę pod pachę i poszłaś spać - wyjaśnił szatyn chichocząc i również siadając.

- Boże, co się wczoraj wydarzyło? Bardzo się wygłupiłam? - zapytałam, a czując pojawiające się na moich policzkach rumieńce, szybko skryłam twarz w dłonie. 

- Chciałaś powiększyć moje stado - zaśmiał się, a ja poczułam jak zalewa mnie fala wstydu, mając w głowie zaledwie urywek wspomnienia. - Słodko się rumienisz... - chłopak nie przestawał się śmiać, więc po chwili oberwał poduszką w twarz. - To oznacza wojnę! - zawołał z chytrym uśmieszkiem, po czym zaczęliśmy się okładać poduszkami. Kto oczywiście wygrał? Hale, strącając mnie przy tym z łóżka.

- AłA! - zawołałam podnosząc się. - Nie daruję ci tego! - cwany uśmiech zawitał na mojej twarzy, gdy tylko zaczęłam się zbliżać w stronę chłopaka.

- Proszę, nie bij mnie - zachichotał słodkim głosikiem zasłaniając twarz rękami. Dosłownie wskoczyłam na niego, przez co oboje wylądowaliśmy po drugiej stronie łóżka. Zaczęłam go łaskotać, a uroczy śmiech szatyna rozniósł się po pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro