XXXIV
- Chyba może być, nie? - zapytał wsiadając do samochodu i pokazując mi butelkę jednego z najdroższych szampanów.
- Mówiłam ci, że nie trzeba - westchnęłam patrząc na zegarek. Derek siedział w sklepie aż dwadzieścia minut, wybierając idealny alkohol dla mojego taty.
- Trzeba!
- Ehhh... Z tobą nigdy nie wygram, prawda? - zapytałam patrząc w jego zielone oczy.
- Nigdy - odparł ze swoim chytrym uśmieszkiem, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
***
Delikatnie pociągnęłam za klamkę od drzwi i o dziwo były otwarte.
- Emmm... Tato? - zapytałam niepewnie i dopiero po chwili ujrzałam czarnoskórego wychodzącego z kuchni z kubkiem kawy w ręce.
- Maya?! Co ty tu robisz?!
- Tato, spokojnie - powiedziałam podchodząc do niego i wtulając się w zdziwionego ojca. - Ja nie chce jechać do Londynu, chcę zostać z tobą - wyszeptałam odsuwając się delikatnie od niego. Jego oczy były lekko zaczerwienione i podkrążone, a na ustach zaczął pojawiać się promienny uśmiech.
- Maya, kochanie - powiedział i z powrotem się we mnie wtulił.
- Tato, kocham cię - poczułam jak łzy ponownie gromadzą się w moich oczach.
- Ja ciebie też, ja ciebie też...
- Ale jest jeszcze jedna sprawa, o której powinieneś wiedzieć... - odparłam niepewnie, po czym spojrzałam w stronę drzwi, w których po chwili pojawił się Derek.
- Co ty tu robisz?! - zawołał doktorek chowając mnie za siebie, gdy tylko zobaczył młodszego Hale'a.
- Przyjechałem z Mayą... - wyjaśnił nie wzruszony jego reakcją szatyn.
***
- W sumie, to też z jego powodu nie chciałam opuszczać Beacon Hills... Jesteście dwiema osobami, które mnie tutaj trzymają... - mówiłam uśmiechając się co jakiś czas. Przytuliłam się do Derek'a i splotłam nasze palce razem.
- Jak długo? - zapytał tata z głośnym westchnięciem.
- Emmm... Odkąd poszłam po kakao do sklepu, po wizycie u Lydii - zachichotałam przypominając sobie tamtą sytuację.
- Ehhh... No to tak... Wyraźnie ci powiedziałem, że masz się do niej nie zbliżać - zaczął doktorek nerwowo bawiąc się palcami. - Jesteś dla niej zbyt niebezpieczny, jednak wiem również, że skoro już została wciągnięta w ten patologiczny nadnaturalny świat, - mówiąc to spojrzał na mnie. - to jedyną osobą z jaką będzie bezpieczna, jesteś właśnie ty. Cieszę się, że nie wybrała sobie jakiegoś pizdusia, który nie potrafiłby nawet podnieś jej ciężkiej walizki... - zauważyłam, że na twarzy Hale'a jak zarówno i mojej pojawia się szeroki uśmiech. - Także, możesz mi mówić tato.
- Obiecuję, że będę ją chronić, nawet za cenę własnego życia.
- Kocham was oboje! - zawołałam wstając i obejmując rękami najukochańszych mężczyzn mojego życia.
***
- Pamiętam jakby to było wczoraj! - zawołał tata chichocząc i gestykulując rękami, przez co prawie rozlał piwo, które trzymał w prawej dłoni. - Cały obiad był dosłownie spalony! - oboje wraz z Derek'iem wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja westchnęłam słysząc to wszystko w kuchni. Zaczęłam kroić ciasto czekoladowe, które znalazłam w naszej lodówce. Bardzo mnie cieszyło, że tata zaakceptował Hale'a i dobrze się razem ze sobą dogadują, ale może to tylko skutki uboczne alkoholu? No w sumie Derek nie może się upić...
- Córcia! Przynieś jeszcze dwie butelki z lodówki! - zawołał radośnie, odkładając szkło z głośnym brzdękiem na stół. Pokręciłam tylko głową z dezaprobatą biorąc dwie butelki i ciasto. do rąk.
- Proszę - powiedziałam kładąc rzeczy na stole i usadowiłam się obok mojego chłopaka na kanapie. Derek od razu objął mnie ramieniem i bardziej przyciągnął do siebie.
***
- To do zobaczenia panie Deaton! - zawołał Derek do ledwo żywego taty.
- Do... Zoba... Czenia! - zawołał doktorek wybuchając salwą niepohamowanego śmiechu. Otuliłam się ciepłym, wełnianym sweterkiem, który wisiał na wieszaku przy drzwiach i razem z Derek'iem wyszliśmy na ganek.
- Pa skarbie - mruknął i delikatnie cmoknął mnie w usta.
- Pa wilczku... Przyjdź jutro - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Dobrze, wracaj do środka, bo się pochorujesz - złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym ze zwycięskim uśmiechem skierował się do stojącego na podjeździe czarnego Camaro. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i wróciłam do cieplutkiego domu.
- I jak? - zapytałam wkraczając do salonu i rozkładając się na kanapie.
- No połiem ci, że... Bardzo mi się podołba twój łybór - odparł tata chwiejąc się lekko w przód i w tył.
- Ehhh... Chodź spać, bo jesteś kompletnie pijany - westchnęłam wstając i pomagając to samo uczynić tacie, poprowadziłam go po schodach do sypialni. Szczelnie otuliłam go kołdrą i skierowałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zobaczyłam, że mam jedną nieodebraną wiadomość.
OD WILCZEK:
Hej misiu, myślisz, że dobrze wypadłem? ;))
DO WILCZEK:
Jak zawsze miszczu :)
OD WILCZEK:
A twój tata na trzeźwo mnie nie zabije?
DO WILCZEK:
To się jutro okaże :P
OD WILCZEK:
-_-
OD WILCZEK:
Zemszczę się -_-
DO WILCZEK:
Haha będę czekać w niecierpliwości :))
OD WILCZEK:
OK :)
Nagle moje okno się otworzyło i pojawiła się w nim muskularna postać.
- Boże Święty! - pisnęłam rzucając telefon w górę i łapiąc się za serce, które w jednym momencie przyspieszyło.
- Wystarczy Derek - szatyn uśmiechnął się chytrze i zaczął do mnie zbliżać.
- Nie strasz mnie! - zawołałam chcąc udać powagę, jednak na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech.
- Będę się mścić - mruknął, po czym delikatnie popchnął mnie, tak, że teraz ja leżałam na łóżku, a chłopak znajdował się nade mną.
- I co teraz? - zapytał, a w jego oczach pojawił się błysk. Przygwoździł moje nadgarstki do materaca i delikatnie przejechał wargami po mojej żuchwie. Poczułam jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Chłopak spojrzał w moje oczy, a potem zjechał wzrokiem na moje usta, po czym wpił się w nie zachłannie.
- Kocham cię Maya - mruknął odrywając się ode mnie.
- Ja ciebie też Derek - odpowiedziałam uśmiechając się radośnie.
- Ale teraz idziemy spać - powiedział poważnym tonem, schodząc ze mnie i kładąc się obok.
- Ej no - mruknęłam zawiedziona.
- Mówiłem, że się zemszczę - zachichotał obejmując mnie w talii i przyciągając bardziej do siebie. Po chwili jednak, zaczął składać ciepłe pocałunki na mojej szyi, przez co ponownie zaczęłam chichotać.
- Derek, to łaskocze - chichotałam wijąc się. Chłopak przestał na chwilę, po czym zassał moją skórę i delikatnie ją przygryzł, a ja poczułam w tym miejscu delikatne pieczenie.
- Zabiję cię - powiedziałam widząc jego zwycięski uśmiech. - Jutro mam iść do szkoły! - powiedziałam wywołując przy tym słodki śmiech szatyna.
- Mała złośnica - zachichotał, na co pokręciłam głową z dezaprobatą i delikatnie cmoknęłam go w usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro