Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIV

- Chyba może być, nie? - zapytał wsiadając do samochodu i pokazując mi butelkę jednego z najdroższych szampanów.

- Mówiłam ci, że nie trzeba - westchnęłam patrząc na zegarek. Derek siedział w sklepie aż dwadzieścia minut, wybierając idealny alkohol dla mojego taty.

- Trzeba!

- Ehhh... Z tobą nigdy nie wygram, prawda? - zapytałam patrząc w jego zielone oczy.

- Nigdy - odparł ze swoim chytrym uśmieszkiem, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

***

Delikatnie pociągnęłam za klamkę od drzwi i o dziwo były otwarte.

- Emmm... Tato? - zapytałam niepewnie i dopiero po chwili ujrzałam czarnoskórego wychodzącego z kuchni z kubkiem kawy w ręce.

- Maya?! Co ty tu robisz?!

- Tato, spokojnie - powiedziałam podchodząc do niego i wtulając się w zdziwionego ojca. - Ja nie chce jechać do Londynu, chcę zostać z tobą - wyszeptałam odsuwając się delikatnie od niego. Jego oczy były lekko zaczerwienione i podkrążone, a na ustach zaczął pojawiać się promienny uśmiech.

- Maya, kochanie - powiedział i z powrotem się we mnie wtulił.

- Tato, kocham cię - poczułam jak łzy ponownie gromadzą się w moich oczach.

- Ja ciebie też, ja ciebie też...

- Ale jest jeszcze jedna sprawa, o której powinieneś wiedzieć... - odparłam niepewnie, po czym spojrzałam w stronę drzwi, w których po chwili pojawił się Derek.

- Co ty tu robisz?! - zawołał doktorek chowając mnie za siebie, gdy tylko zobaczył młodszego Hale'a.

- Przyjechałem z Mayą... - wyjaśnił nie wzruszony jego reakcją szatyn.

***

- W sumie, to też z jego powodu nie chciałam opuszczać Beacon Hills... Jesteście dwiema osobami, które mnie tutaj trzymają... - mówiłam uśmiechając się co jakiś czas. Przytuliłam się do Derek'a i splotłam nasze palce razem.

- Jak długo? - zapytał tata z głośnym westchnięciem.

- Emmm... Odkąd poszłam po kakao do sklepu, po wizycie u Lydii - zachichotałam przypominając sobie tamtą sytuację.

- Ehhh... No to tak... Wyraźnie ci powiedziałem, że masz się do niej nie zbliżać - zaczął doktorek nerwowo bawiąc się palcami. - Jesteś dla niej zbyt niebezpieczny, jednak wiem również, że skoro już została wciągnięta w ten patologiczny nadnaturalny świat, - mówiąc to spojrzał na mnie. - to jedyną osobą z jaką będzie bezpieczna, jesteś właśnie ty. Cieszę się, że nie wybrała sobie jakiegoś pizdusia, który nie potrafiłby nawet podnieś jej ciężkiej walizki... - zauważyłam, że na twarzy Hale'a jak zarówno i mojej pojawia się szeroki uśmiech. - Także, możesz mi mówić tato.

- Obiecuję, że będę ją chronić, nawet za cenę własnego życia.

- Kocham was oboje! - zawołałam wstając i obejmując rękami najukochańszych mężczyzn mojego życia.

***

- Pamiętam jakby to było wczoraj! - zawołał tata chichocząc i gestykulując rękami, przez co prawie rozlał piwo, które trzymał w prawej dłoni. - Cały obiad był dosłownie spalony! - oboje wraz z Derek'iem wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja westchnęłam słysząc to wszystko w kuchni. Zaczęłam kroić ciasto czekoladowe, które znalazłam w naszej lodówce. Bardzo mnie cieszyło, że tata zaakceptował Hale'a i dobrze się razem ze sobą dogadują, ale może to tylko skutki uboczne alkoholu? No w sumie Derek nie może się upić...

- Córcia! Przynieś jeszcze dwie butelki z lodówki! - zawołał radośnie, odkładając szkło z głośnym brzdękiem na stół. Pokręciłam tylko głową z dezaprobatą biorąc dwie butelki i ciasto. do rąk.

- Proszę - powiedziałam kładąc rzeczy na stole i usadowiłam się obok mojego chłopaka na kanapie. Derek od razu objął mnie ramieniem i bardziej przyciągnął do siebie.

***

- To do zobaczenia panie Deaton! - zawołał Derek do ledwo żywego taty.

- Do... Zoba... Czenia! - zawołał doktorek wybuchając salwą niepohamowanego śmiechu. Otuliłam się ciepłym, wełnianym sweterkiem, który wisiał na wieszaku przy drzwiach i razem z Derek'iem wyszliśmy na ganek.

- Pa skarbie - mruknął i delikatnie cmoknął mnie w usta.

- Pa wilczku... Przyjdź jutro - uśmiechnęłam się do niego promiennie.

- Dobrze, wracaj do środka, bo się pochorujesz - złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym ze zwycięskim uśmiechem skierował się do stojącego na podjeździe czarnego Camaro. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i wróciłam do cieplutkiego domu.

- I jak? - zapytałam wkraczając do salonu i rozkładając się na kanapie.

- No połiem ci, że... Bardzo mi się podołba twój łybór - odparł tata chwiejąc się lekko w przód i w tył.

- Ehhh... Chodź spać, bo jesteś kompletnie pijany - westchnęłam wstając i pomagając to samo uczynić tacie, poprowadziłam go po schodach do sypialni. Szczelnie otuliłam go kołdrą i skierowałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zobaczyłam, że mam jedną nieodebraną wiadomość.

OD WILCZEK:

Hej misiu, myślisz, że dobrze wypadłem? ;))

DO WILCZEK:

Jak zawsze miszczu :)

OD WILCZEK:

A twój tata na trzeźwo mnie nie zabije?

DO WILCZEK:

To się jutro okaże :P

OD WILCZEK: 

-_-

OD WILCZEK:

Zemszczę się  -_-

DO WILCZEK:

Haha będę czekać w niecierpliwości :))

OD WILCZEK:

OK :)

Nagle moje okno się otworzyło i pojawiła się w nim muskularna postać.

- Boże Święty! - pisnęłam rzucając telefon w górę i łapiąc się za serce, które w jednym momencie przyspieszyło.

- Wystarczy Derek - szatyn uśmiechnął się chytrze i zaczął do mnie zbliżać.

- Nie strasz mnie! - zawołałam chcąc udać powagę, jednak na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech.

- Będę się mścić - mruknął, po czym delikatnie popchnął mnie, tak, że teraz ja leżałam na łóżku, a chłopak znajdował się nade mną.

- I co teraz? - zapytał, a w jego oczach pojawił się błysk. Przygwoździł moje nadgarstki do materaca i delikatnie przejechał wargami po mojej żuchwie. Poczułam jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Chłopak spojrzał w moje oczy, a potem zjechał wzrokiem na moje usta, po czym wpił się w nie zachłannie.

- Kocham cię Maya - mruknął odrywając się ode mnie.

- Ja ciebie też Derek - odpowiedziałam uśmiechając się radośnie.

- Ale teraz idziemy spać - powiedział poważnym tonem, schodząc ze mnie i kładąc się obok.

- Ej no - mruknęłam zawiedziona.

- Mówiłem, że się zemszczę - zachichotał obejmując mnie w talii i przyciągając bardziej do siebie. Po chwili jednak, zaczął składać ciepłe pocałunki na mojej szyi, przez co ponownie zaczęłam chichotać.

- Derek, to łaskocze - chichotałam wijąc się. Chłopak przestał na chwilę, po czym zassał moją skórę i delikatnie ją przygryzł, a ja poczułam w tym miejscu delikatne pieczenie. 

- Zabiję cię - powiedziałam widząc jego zwycięski uśmiech. - Jutro mam iść do szkoły! - powiedziałam wywołując przy tym słodki śmiech szatyna.

- Mała złośnica - zachichotał, na co pokręciłam głową z dezaprobatą i delikatnie cmoknęłam go w usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro