Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXI

- Wojna łaskotkowa! - zawołałam szybko wstając i siadając na Derek'u okrakiem. Zaczęłam go łaskotać, co najwidoczniej nie było dobrym pomysłem.

- Tak  chcesz się bawić? - zapytał śmiejąc się i łapiąc za moje nadgarstki.

- Mam przechlapane - stwierdziłam chichocząc, na co szatyn zmienił nasze pozycje i teraz on znajdował się nade mną. - Ddddee... re... k prze... przes... tań - mówiłam pomiędzy salwami śmiechu. Dlaczego ja jestem przy nim taka bezsilna? W dodatku podczas wojny na łaskotki?!

- Magiczne zaklęcie, proszę - powiedział z szerokim uśmiechem nadal nie przestając mnie łaskotać.

- Ppp.... przepraszam - chichotałam wijąc się.

- Nie, to nie to - chytry uśmieszek wstąpił na twarz szatyna.

- Kochhh... ammm cccię - powiedziałam czując napływające do moich oczu łzy spowodowane śmiechem.

- Dobra, niech ci będzie - mruknął przestając mnie łaskotać, ale nadal nade mną wisząc. Bez większego namysłu splotłam swoje ręce na jego karku i przyciągnęłam chłopaka do siebie, by złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Derek dominował, delikatnie głaszcząc przy tym mój brzuch. Po chwili obróciłam nas i nagle straciłam równowagę, przez co oboje wylądowaliśmy na podłodze. Oczywiście, to Derek miał spotkanie z zimną podłogą. Zachichotałam odrywając się od niego. 

- Jesteś z siebie dumna? - zapytał unosząc jedną brew do góry.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odpowiedziałam wtulając się w jego umięśnioną, nagą klatkę piersiową. Po chwili poczułam pod plecami zimną, drewnianą podłogę.

- No wiesz co? - zachichotałam widząc jaki jest dumny ze swojego czynu. Nagle chłopak położył się na mnie. - Derek! Ty nie ważysz pięciu kilo! Ja się duszę! - zawołałam, na co wilkołak tylko bardziej się we mnie wtulił.

- Ale mi jest bardzo wygodnie - mruknął, na co westchnęłam.

***

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi, więc szybko zerwałam się z łóżka.

- Gdzie idziesz? - mruknął Derek przecierając zaspane oczy.

- Otworzyć, zaraz wracam - powiedziałam uśmiechając się na widok jego roztrzepanych włosów. Chłopak tylko pokiwał głową i z powrotem zamknął oczy. Pobiegłam po schodach na dół, wcześniej poprawiając moją lekko podwiniętą koszulkę, w której spałam. Gdy tylko otworzyłam drzwi, moim oczom ukazała się wysoka, szczupła brunetka o radosnych oczach.

- Emmm... Dzień dobry? - powiedziałam niepewnie, przyglądając się szczerzącej do mnie kobiecie.

- Maya! Skarbie! - zawołała i od razu mnie przytuliła.

- Emmm... Kim pani jest? - zapytałam lekko się od niej odsuwając.

- Mów mi mamo, skarbie.

***

- Maya? Kto przyszedł? - zapytał zaspany Derek schodząc po schodach i przeczesując ręką kruczoczarne włosy.

- Emmm... Moja mama - odparłam zwieszając głowę w dół i czując narastający rumieniec, gdy tylko półnagi Derek wszedł do kuchni. Miał na sobie tylko czarne jeansy... Chłopak momentalnie się zatrzymał.

- O! Skarbie nie mówiłaś, że masz chłopaka! I to jeszcze takiego przystojnego! - powiedziała puszczając do niego oczko. Zmieszany Derek odchrząknął i oznajmił, że zaraz wróci, co faktycznie uczynił, tym razem w szarej koszulce.

- No to, ile już jesteście razem? - dopytywała mama biorąc łyk kawy. Derek usiadł obok mnie i delikatnie splótł nasze ręce.

- Już dość długo... - zaczął chłopak, lecz mu przerwałam.

- Chcesz kawy, skarbie? - zapytałam uśmiechając się do niego. A co jeśli tata dowie się o moim związku?! Przecież on go zabije!

- Sam sobie zrobię, kochanie - odparł i pocałował mnie w policzek, po czym wstał i podszedł do blatu. Mama natychmiast nachyliła się do mnie.

- Jest starszy? Czy wy już "ten tego"? - zapytała znacząco poruszając przy tym brwiami.

- Mamo! - zawołałam szeptem (XD ta logika). Kątem oka zauważyłam, że Hale się uśmiecha.

- Jak się poznaliście? - nadal dopytywała z iskierkami ciekawości w oczach.

- Hmm... To było w klinice weterynaryjnej - odparł Derek kładąc parujący kubek na stole i zajmując swoje poprzednie miejsce. 

- Wpadliśmy na siebie, gdy wychodziłam - uśmiechnęłam się wspominając tamten dzień. Wtedy czasy były inne... Takie beztroskie...

- A potem pojechałem do sklepu i uratowałem cię z opresji, krasnoludku - zachichotał.

- Taaa, a wszystko, przez za wysoko położone... Kakao? To było kakao, prawda?

- Tak - zachichotał chłopak.

- Jesteście tacy uroczy - westchnęła moja mama uśmiechając się do nas szczerze. Zrobiło mi się  ciepło w okolicy serca... Chciałabym, żeby tata też tak zareagował.

***

- Dzięki mamo! - zawołałam machając jej jeszcze na pożegnanie, co odwzajemniła. Zamknęłam drzwi i głośno westchnęłam opierając się o nie plecami.

- Uwielbiam twoją mamę - zachichotał Derek opierając się o framugę drzwi.

- Taaa, za chwile będzie mnie pytać o gorsze rzeczy niż o samo pierwsze spotkanie... - powiedziałam zirytowanym tonem lekko się uśmiechając.

- Co masz na myśli? - chciał udać zdziwionego, jednak jego szeroki uśmiech mu w tym przeszkodził.

- Ty już dobrze wiesz. - warknęłam.

- Spokojnie! Na dzieci mi się nie spieszy! - uniósł ręce w geście obronnym, na co tylko pokiwałam głową z dezaprobatą.

- A co jeśli powie tacie? - zapytałam bardziej zmartwionym tonem. Chłopak podszedł do mnie i wtulił się w moje ciało.

- To doktorek się dowie, a jak mnie wyrzuci za drzwi, to wejdę oknem - powiedział wzruszając ramionami, na co zachichotałam. - Wiesz, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz?

- Wiem, ale wcale mi to nie przeszkadza - powiedziałam i cmoknęłam szatyna w usta. 

***

A co jeśli, Kate nadal gdzieś tam się czai? Czeka na mnie?

Dlaczego mama unika taty i przychodzi wtedy, kiedy go nie ma?

Czy Derek naprawdę mnie kocha?

Rozmyślałam leżąc na łóżku wraz z moim ukochanym wilkołakiem. Obejmował mnie ręką w pasie i oddychał miarowo, wtulony we mnie. 

- Emm... Derek? - zapytałam szeptem bojąc się, że go obudzę.

- Hm?

- Emmm... Za co ty mnie kochasz? - poczułam jak chłopak przekręca się na plecy, przez co teraz znajdowałam się na nim.

- Za co cię kocham? Za wszystko - powiedział lekko zachrypniętym głosem.

- Ale wiesz o co mi chodzi... Przecież ja... Jestem... Gruba... I brzydka... - zaczęłam niepewnie, na co wilkołak spojrzał na mnie zdziwiony.

- Co?! Przecież ty jesteś kurwa idealna! - odparł bardziej rozbudzony.

- Wcale, że nie. Nawet mogę ci powiedzieć wszystko co mi się we mnie nie podoba...

- Nie możesz, bo jesteś ideałem.

- Ale... Moje uda są grube...

- Są PERFEKCYJNE.

- Chciałabym.

- A mam ci udowodnić jak bardzo piękna jesteś? Mamy na to całą noc - powiedział zmieniając nasze pozycje, przez co teraz leżałam pod nim. Zachłannie wpił się w moje usta delikatnie sunąc rękami po moim ciele.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro