Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXX

Weszłam zmęczona do pokoju i od razu moim oczom ukazała się perfekcyjnie zapakowana w szary papier paczka. Zdziwiona pierwsze pomyślałam, że to bomba, więc podeszłam do niej powoli, po czym dokładnie ją obejrzałam. Gdy wydała mi się niegroźna, wzięłam nożyczki i rozdarłam papier. Było to duże, srebrne pudełko, na którym widniały drukowane litery: M.G. Co one mogły oznaczać? Podniosłam do góry wieko pudełka i moim oczom ukazało się wiele cudnych i kolorowych rzeczy, które od razu zaczęłam wyciągać i rozkładać na łóżku. Ucieszyłam się, że tata zrobił mi taki prezent, ale nie wiedziałam z jakiej był on okazji... Przecież urodziny już miałam, imieniny też, a może to za dobre oceny? Nie wiem, zapytam go jak wróci.

W skład prezentu wchodziły: jeansy z naszytymi na nich czerwonoczarnymi pająkami, kubek z napisem BE STRONG - DON'T GIVE UP, bluzka ze słodkim kotkiem, breloczki do kluczy oraz bransoletka z niebieskim diamencikiem. 

- No to już wiem, co jutro założę do szkoły - zachichotałam składając ubrania i kładąc je na biurku wraz ze świeżą bielizną. Jutro nie będę miała aż tak dużo roboty z wyborem ciuchów i zaoszczędzę przy tym 0,001 sekundy!

***

Usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi, więc szybko wstałam z łóżka i z szerokim uśmiechem pobiegłam po schodach na dół, żeby przywitać się z tatą.

- Hej tatku! - zawołałam rzucając się zdziwionemu mężczyźnie na szyję.

- O, jeszcze nie śpisz? - zapytał z uśmiechem.

- Nie... Ale chciałam podziękować za cudny prezent! Z jakiej to okazji?

- Emmm... Właśnie... Bo to jest dłuższa historia... - odsunął się ode mnie i spojrzał mi z troską prosto w oczy. - Ten prezent jest od twojej mamy...

***

- JAK TO PRZYJECHAŁA?! Jest w Beacon Hills i ja nic o tym nie wiem?! Dlaczego?! Dlaczego to przede mną ukrywałeś?! Od TYGODNIA?! - zaczęłam zasypywać go pytaniami chodząc tam i z powrotem po korytarzu, podczas, gdy tato siedział na fotelu w salonie. - Chcę wiedzieć!

- Córciu... Ja też nie dowiedziałem się od razu... - poczułam jak moja złość ustaje. Pokiwałam głową ze zrozumieniem czując cisnące się do moich oczy łzy. Zacisnęłam powieki i z powrotem skierowałam się do swojego pokoju w wilkołaczym tempie. Wbiegłam do pomieszczenia, przy okazji zderzając się z czymś, a raczej - z kimś. Uniosłam zapłakane oczy do góry i zobaczyłam tak dobrze znane mi zielone patrzałki wpatrzone prosto w moje. Derek bez słowa objął mnie, a ja wtuliłam się w niego. 

- Chodź spać... Jest już pierwsza w nocy - mruknął i zaczął prowadzić nas w stronę łóżka, by po chwili położyć się na nim zaraz obok mnie, nadal nie pozwalając mi oderwać się od jego ciała.

- Ciiii... Spokojnie, jestem tutaj - szeptał gładząc moje włosy i składając co jakiś czas pocałunki na czubku głowy.

- Nie zostawiaj mnie - zaszlochałam mocząc jego białą koszulkę.

- Nigdy.

***

Poczułam mocnego klapsa na pośladku, więc obróciłam się z wściekłością i ujrzałam tam rozbawioną twarz Stiles'a.

- Miałaś pająka na tyłku - zachichotał dumny ze swojego czynu. Ehhh... To już któryś raz i nie tylko Stiles tak robił... No co, to, że na tylnej kieszeni spodni jest naszywka z pająkiem to znaczy, że trzeba dziewczynę klepać po tyłku?!

- Taaa... Dzięki, jeszcze by mnie ugryzł - powiedziałam uśmiechając się do niego sztucznie.

- To było świetne - zaśmiał się Scott podchodząc do nas i przybijając piątkę z Mieciem.

- No ja wiem, jestem geniuszem zbrodni - odparł Stiles dumnie wypinając pierś do przodu. - Deruś po ciebie przyjechał? - zapytał układając swoją dłoń w daszek i przykładając ją do czoła zaczął wpatrywać się w parking.

- Co? Niby czemu tak uważasz? - zapytałam zdziwiona, poprawiając torbę na ramieniu.

- No nie wiem, bo tam stoi? - również spojrzałam w tamtym kierunku i także dostrzegłam szatyna nonszalancko opierającego się o maskę czarnego Camaro. Tym razem chłopak nie miał ubranych okularów przeciw słonecznych, więc puścił mi oczko i uśmiechnął się chytrze, na co pokręciłam głową z dezaprobatą, chcąc ukryć pojawiający się na mojej twarzy rumieniec.

- Biegnij do niego! - powiedział Scott rozmarzonym głosem, trzepocząc przy tym rzęsami.

- Zamknij się - warknęłam lekko się uśmiechając i ruszyłam w stronę Derek'a machając jeszcze chłopakom na pożegnanie, na co oni zaczęli robić jakieś głupie miny typu dziubek.

- No, no - powiedział Derek uśmiechając się i otwierając drzwi od strony pasażera. Zanim wsiadłam poczułam mocne klepnięcie w tyłek.

-Derek! - zawołałam słysząc jego kochany śmiech. Zamknął drzwi i chichocząc obszedł samochód, by po chwili zająć miejsce kierowcy. Mierzyłam go morderczym wzrokiem, na co uśmiechnął się szeroko i spojrzał w moje oczy zapalając silnik.

- Miałaś pająka na swoim ślicznym tyłeczku - zachichotał, po czym odjechał z piskiem opon, przez co oczy całej szkoły były skupione tylko i wyłącznie na nas.

***

- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam nie mogąc rozpoznać otoczenia.

- Na randkę - odpowiedział jakby właśnie mi opowiadał co jadł dzisiaj na śniadanie.

- Co?! Ale ja nie jestem dobrze ubrana! Powinnam mieć sukienkę!

- Dla mnie w każdym ubraniu jesteś idealna, a te jeansy mi się bardzo spodobały - mruknął kładąc swoją ciepłą dłoń na mojej i delikatnie gładząc ją kciukiem. Boże, jak ja go kocham!


Derek zawiózł nas na wzgórze, z którego można było podziwiać całe Beacon Hills. Akurat wschodził piękny, lekko błękitny księżyc rozświetlający niebo pokryte gwiazdami. 

- Jak tu pięknie - westchnęłam trzymając za rękę wilkołaka i wpatrując się w panoramę miasta.

- W młodości zawsze tu przychodziłem... Z moją mamą - to ostatnie powiedział ledwo słyszalnym głosem. Spojrzałam na niego i delikatnie ścisnęłam nasze dłonie chcąc pokazać mu tym samym, że rozumiem. Usiedliśmy na trawie wtuleni w siebie i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym.

- Nie wierzę! Jak mogłeś! - zachichotałam szturchając go w ramię.

- Jakoś tak wyszło - odparł z szerokim uśmiechem, który tak bardzo kochałam.

- I co było potem? - zapytałam zaciekawiona i wtuliłam się w jego tors.

- Potem? Potem spotkałem taką jedną małą złośnicę. Niby wredna, a jednak jak się denerwuje, to tak słodko marszczy nosek - powiedział i pstryknął mnie w nos, na co odruchowo go zmarszczyłam wywołując przy tym melodyjny śmiech chłopaka.

- Dzięki - warknęłam z lekkim uśmiechem.

Idiota. Mój idiota.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro