XXVII
- Tak? - zapytałam podając starszemu Hale'owi zeszyt ze zrobionym zadaniem.
- Idealnie, moja droga! - powiedział uśmiechając się zwycięsko i wpatrując w notatki. - A teraz, słońce, powiedz mi, co ci na serduszku leży? - zapytał, a ja westchnęłam zakrywając twarz dłońmi. Czułam na sobie wyczekujący wzrok wilkołaka.
- Ehhh... Jest taka jedna sprawa... - spojrzałam na niego ze smutkiem.
- Chodzi o Derek'a? - zapytał chcąc ułatwić mi wyżalenia.
- Taaaaaak... - zaczęłam niepewnie, chwilę się zastanawiając, co powinnam powiedzieć. - Bo ja... Bardzo go kocham... W życiu nie miałam chłopaka i nie wiedziałam co znaczy słowo "miłość", a kiedy poznałam Derek'a, mój świat obrócił się o 180 stopni... Wczoraj dowiedziałam się, że ma stado składające się z trzech bet. Z ciekawości pojechałam z nim na trening i obserwowałam jak uczy ich podstawowych ciosów. Wszystko był super dopóki... - w tym momencie poczułam gule w gardle i napływające do oczu łzy. - Dopóki jedna z bet, Erica, nie wskoczyła na niego i go nie pocałowała... Niby nic, ale on oddał pocałunek... - pociągnęłam nosem i wytarłam spływającą po moim policzku łzę.
- Hej, kwiatuszku, nie płacz - powiedział spokojnym głosem mężczyzna i otarł kolejną łzę spływającą po drugim policzku. - Derek ma trudny charakter... Jak mi tylko powiedział, że z kimś się spotyka, nie chciałem mu uwierzyć! - powiedział uśmiechając się. - Dzięki tobie naprawdę się zmienił! Wróć, on się całkowicie zmienił! Częściej się uśmiecha, nawet straszenie listonosza, czy dostawcy pizzy już go tak bardzo nie interesuje - zachichotał gładząc mój policzek kciukiem. - A wszystko, dzięki tak niesamowitej osobie jak ty, muchomorku.
- To już koniec Peter. Woli Ericę, a ja nie chce psuć ich związku - westchnęłam wycierając oczy chusteczką, którą podał mi Hale.
***
W szkole, dzień jak co dzień. Na dodatek na biologii źle się poczułam i nie wiem, czy to przez przenikliwy wzrok Erici, która siedziała dwie ławki dalej ode mnie i nie spuszczała wzroku z mojej osoby, czy przez ostatnie zdarzenia... Najwidoczniej za bardzo się tym przejmuję...
- Przepraszam, czy mogę iść do toalety? - zapytałam nauczycielkę, która właśnie omawiała budowę czaszki.
- Oczywiście, proszę - powiedziała z uśmiechem i machnęła ręką w kierunku drzwi. Gdy wychodziłam na korytarz, usłyszałam głos Erici.
- To ja może z nią pójdę! - zawołała blondynka. - Nie wygląda za dobrze - udawała, że bardzo przejmuje się moim stanem. Najszybciej jak mogłam pobiegłam do toalety i zamknęłam się w pierwszej kabinie. Po jakichś dwóch sekundach usłyszałam charakterystyczny odgłos wysokich szpilek.
- Hej Maya, jak się czujesz? - zapytała przesłodzonym głosem. - Wiesz o co mi chodzi...
- Czego ty chcesz? - warknęłam opierając się o białe drzwi.
- Czego ja chcę? Raczej KOGO. Pogódź się z tym, że on cię już nie kocha... - mówiąc to, dziewczyna przejechała ostrym pazurem po drzwiach kabiny. Poczułam jak blondynka sięga do klamki i powoli je otwiera. Jak ja nienawidzę tych zamków, które i tak nic nie dają!
Po chwili pociągnęła mnie za rękę i przyszpiliła do ściany obok lustra. Wpatrywała się w moją przerażoną twarz z wyraźną satysfakcją. Oplotła szponami moją szyję i uniosła całe moje ciało do góry. Przyglądała się jak nie mogę oddychać i uśmiechała się szyderczo. Czy to naprawdę miało się tak skończyć?
- ERICA! - usłyszałam ryk i po chwili opadłam bezwładnie na chłodną kafelkową podłogę.
***
- Co jej się stało?!
- Zaatakowała ją! Zdążyłem w ostatniej chwili! - wszystkie głosy słyszałam jak przez mgłę, nawet ich nie rozpoznając.
- Mogła umrzeć! Nie potrafisz nawet zapanować nad swoim stadem!
- Nie miałem na to wpływu! Myślisz, że mi na niej nie zależy?! - delikatnie otworzyłam oczy mrugając kilka razy. Gdzie ja do cholery jestem?!
- Gdzie ja jestem? - zapytałam zachrypniętym głosem i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Syknęłam czując narastający ból w karku i na szyi.
- Emm... Chłopaki... Obudziła się - tego głosu nie mogłam nie rozpoznać. Stiles, kochanie ty moje!
- Maya! - zawołał Scott podbiegając do mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że leżę, na jakimś wielkim stole, a obok mnie znajduje się sporych rozmiarów okno, przez które wpadają promienie słoneczne. No jasne! Jestem w lofcie Hale'ów! - Nic ci nie jest? Jak się czujesz? - zadawał pytania w błyskawicznym tempie, na co spojrzałam na niego zdziwiona. Co się tak właściwie stało?
- Ale... Co ja tu właściwie robię? - zapytałam rozmasowując obolały kark.
- Nie pamiętasz? - zdziwione oczy Stiles'a zabłyszczały jak pięciozłotówki.
- A powinnam? - jestem aż tak bardzo stara, że nie pamiętam?!
- Ekhem... Miałaś tak jakby mały wypadek w szkole... - zaczął Scott, ale przerwał mu podchodzący do nas Derek.
- Erica cię zaatakowała - wyjaśnił spuszczając głowę.
***
Zobaczyłam tylko światło reflektorów i poczułam mocne uderzenie, a potem spotkanie z zimnym i wilgotnym asfaltem. Powinnam jednak zostać w lofcie...
- O proszę, kogo my tu mamy - usłyszałam głos kobiety wysiadającej z samochodu. - Pozdrów ode mnie Derek'a - zaśmiała się, a ja poczułam kopnięcie w brzuch. Zwinęłam się z bólu z głośnym syknięciem. Jednak dopiero po chwili poczułam prawdziwy ból. Krzyknęłam i otworzyłam oczy do granic możliwości widząc jak dziewczyna wtapia swoje ostre kły w moją szyję. Dosłownie czułam jak jad zaczyna płynąć w każdej mojej żyle prawie ją wypalając. Podniosłam wzrok na kobietę, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów z jej wyglądu. Wysoka, szczupła blondynka z wrednym wyrazem twarzy i oczami wpatrującymi się we mnie z nienawiścią.
Tajemnicza dziewczyna odjechała jakieś dwie godziny temu, a ja nadal leżę na zimnym asfalcie i wpatruję się w nocne niebo przepełnione gwiazdami. O dziwo nie czułam już bólu... Ba! Nie czułam go po paru minutach od zadania ran! Może to dlatego, że leżę w bezruchu? O proszę, kolejny samochód, ciekawe czy jego właściciel też mnie zaatakuje...
- Boże Święty! Maya, żyjesz?! - usłyszałam głos Scott'a, więc podniosłam się na łokciach i zaczęłam przyglądać zbliżającej się do mnie osobie. Niestety przez oślepiające światło reflektorów mogłam dostrzec tylko ciemny zarys postaci.
- Tak, nic mi nie jest... - odpowiedziałam zdziwiona, czując się jak nowo narodzona.
- Na pewno? Ludzie nie leżą sobie od tak na drodze! - pomógł mi wstać i dokładnie zeskanował moje ciało, a raczej brudne od krwi ubranie. - Co ci się stało? - zapytał lekko zdenerwowany. Nagle z samochodu wysiadła druga osoba, którą nawet po cieniu bym poznała.
- Wszystko z nią ok? - zapytał Derek podchodząc do nas i bacznie się mi przyglądając.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro