XXVI
Przeglądałam właśnie kolejne ogłoszenia zajęć dodatkowych, prywatnych z fizyki. Natknęłam się na jedno ogłoszenie, które od razu przykuło moją uwagę, więc od razu wykręciłam numer do tajemniczego jegomościa.
- Halo? - usłyszałam męski głos zaraz po trzech sygnałach.
- Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie ogłoszenia... Zajęcia dodatkowe z fizyki... - powiedziałam lekko się denerwując. - Czy jest ono dalej aktualne?
- Jak najbardziej kochanieńka, a kiedy ci pasuje? - zapytał aksamitnym głosem.
- Pasowałoby Panu dzisiaj około szesnastej? - odparłam po chwilowym zastanowieniu.
- Naturalnie! Podaj mi jeszcze, tylko adres skarbie i proszę, mów mi Peter.
***
- Gdzie idziesz? - zapytałam odrywając wzrok od czytanej przeze mnie książki i przypatrując się jak Hale zakłada skórzaną kurtkę.
- Trenować bety - podszedł do mnie i delikatnie pocałował w policzek, po czym spojrzał w moje oczy.
- Mogę iść z tobą? - zapytałam nieśmiało czując, że przez przeszywający wzrok chłopaka, na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- Hmmm... W sumie, to czemu nie - odpowiedział, delikatnie gładząc mój policzek kciukiem. Uśmiechnęłam się szeroko odrzucając książkę na łóżko i wtulając się w zdezorientowanego szatyna. Po chwili jednak jego ramiona oplotły moje, przy nim, niewielkie i kruche ciało, po czym uniosły mnie do góry.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam chichocząc w jego szyję.
- Na trening, sama chciałaś - odparł przemierzając dom w kierunku drzwi wyjściowych.
- Ale ja muszę się przebrać! Makijaż poprawić! O włosach już nie wspominając! - zaczęłam się wiercić, lecz chłopakowi najwyraźniej to nie przeszkadzało i po chwili poczułam chłodny wiatr, który w momencie otulił moje ciało. Zadrżałam, przez co Derek przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
***
Jechaliśmy jakąś polną drogą przez podejrzliwie cichy las.
- Nie wspominałeś wcześniej, że masz swoje stado... - zaczęłam przerywając panującą ciszę.
- Bo... To nie jest aż taka ważna informacja... - westchnął odwracając głowę w moją stronę, żeby zobaczyć jak zareaguję. Pokiwałam tylko twierdząco, po czym ponownie zaczęłam patrzeć przez okno. Poczułam, że chłopak kładzie swoją dłoń na mojej i przyciąga bardziej do siebie.
- Stado istnieje od jakichś dwóch miesięcy - zaczął, a ja spojrzałam w jego stronę. Jedna ręka trzymała kierownicę, a druga była spleciona z moją, natomiast chłopak wpatrywał się w drogę przed sobą. - Należą do niego uczniowie z twojej szkoły... Może ich znasz... Erica, Boyd i Isaac.
- Isaac?! - zawołałam dopiero po chwili uświadamiając sobie, że biedny słuch Derek'a musiał na tym ucierpieć.
- Lahey, znasz go?
- Oczywiście, że tak! Odwiózł mnie z meczu zaraz po wypadzie na ciasto i pokazał, że nie potrzebnie bałam się wody! - odpowiedziałam, a Hale spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem. Chyba powiedziałam trochę za dużo...
- Że co?! - zapytał trochę uniesionym tonem.
- Nooo... Jest moim przyjacielem ze szkoły... - wytłumaczyłam próbując uratować siebie i Isaac'a.
- O nie, dzisiaj się przekona co to znaczy OSTRY trening - warknął mocniej ściskając moją dłoń.
- Przecież nic nie zrobił - westchnęłam przewracając oczami.
- Zrobił aż za wiele!
***
- Hej Derek! - zawołała blond włosa dziewczyna podbiegając do nas, lecz gdy tylko zobaczyła, że ja również wysiadam z czarnego Camaro, uśmiech od razu zniknął z jej twarzy. Chłopak po prostu przeszedł obok niej i nawet na mnie nie czekając ruszył w stronę drewnianego domku myśliwskiego, o którego ścianę opierało się dwóch chłopaków, a jednym z nich był Isaac. Na początku go nie poznałam... Kiedyś mile wyglądający chłopak noszący różne sweterki, szaliki... Dzisiaj typowy bad boy ubrany na czarno z charakterystyczną czarną kurtką. Jedyne, co pozostało z dawnego Isaac'a to troskliwe oczy i kręcone miodowe włosy wyglądające jak ósmy cud świata.
- Hej Derek - powiedział wraz z... chyba Boyd'em. - O hej Maya! - zawołał odrywając się od ściany i podchodząc do mnie, by po chwili móc zamknąć mnie w swoim szczelnym uścisku.
- Hej, nowy panie Lahey - zachichotałam, gdy się od niego oderwałam. - Co cię podkusiło, żeby zmienić kochane sweterki na skórzaną kurtkę? - zapytałam kręcąc głową z dezaprobatą.
- Emmm... Można by powiedzieć, że Derek jest dla mnie wzorem - powiedział unikając mojego wzroku i drapiąc się po karku. Po chwili usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami i zobaczyłam Hale'a wychodzącego z drewnianego domku.
- Dzisiaj walki wręcz! Erica wyjątkowo ćwiczy z Boyd'em, a ty Lahey ze mną - powiedział mordując wzrokiem blondyna. Podszedł do nas i delikatnie odepchnął Isaac'a na bok. - Masz na siebie uważać, najlepiej usiądź na tamtym pniu - wskazał ręką kawałek drzewa znajdujący się niedaleko samochodu.
- Dobrze... - odparłam niepewnie i posłusznie skierowałam się we wskazane miejsce.
Przez cały czas czułam na sobie wzrok blondynki i nie, nie należał on do najprzyjemniejszych. Wsłuchiwałam się we władczy głos Derek'a, który objaśniał im samoobronę oraz ataki i trzeba przyznać, że zna się na rzeczy... A może poprosiłabym go o naukę paru podstawowych ciosów?
- Erica, skup się - warknął już po raz kolejny Boyd, na co dziewczyna skarciła go wzrokiem i mocno kopnęła w brzuch.
Potem wszyscy atakowali Derek'a, a on szybko odpierał ataki. Erica, chcąc go zaskoczyć, rzuciła się na niego od tyłu podczas, gdy ten bronił się przed pięściami Isaac'a. Wskoczyła na jego plecy i po chwili została przerzucona przez ramię i wylądowała z głośnym jękiem w stercie liści. Zachichotałam, co najwyraźniej, dzięki wilczemu słuchowi, dziewczyna usłyszała. Warknęła i ponownie ruszyła na Hale'a, lecz tym razem wskoczyła na niego od przodu i mocno wpiła się w jego usta. Moje oczy momentalnie się zaszkliły, gdy zobaczyłam, że chłopak oddał pocałunek. Szybko wstałam z pnia oznajmiając, że na mnie już pora. Założyłam na głowę kaptur i pobiegłam w głąb lasu, czując, że długo nie utrzymam łez.
- Maya! - zawołał Isaac chcąc pobiec za mną, jednak został przytrzymany przez Boyd'a, który dobrze wiedział jak skończyłoby się spotkanie jego przyjaciela ze wściekłym i zazdrosnym Hale'em.
Gdy przebiegłam dość spory jak na mnie kawałek, zwolniłam i zaczęłam iść lekko kopiąc leżące na ziemi liście, które przy każdym moim kroku szeleściły.
- Maya! - usłyszałam głos Derek'a, więc od razu schowałam się za najbliższym drzewem. W sumie nie wiele mi to dało, skoro już wyczuł mój zapach. Poczułam jak kładzie swoją rękę na moim ramieniu, więc szybko ją strzepnęłam i oparłam bokiem o drzewo, tak, że teraz stałam do niego tyłem.
- Maya... Przepraszam ja...
- Powinieneś wrócić do Erici, na pewno za tobą tęskni - odparłam stojąc z założonymi rękami.
- Przecież ja z nią nie...
- Derek, proszę cię. Widziałam wszystko - powiedziałam odwracając się w jego stronę. - Wracam do domu... - odepchnęłam się od drzewa z zamiarem ominięcia go, jednak mi to uniemożliwił łapiąc za moje ramię.
- Odwiozę cię - patrzył na mnie oczami pełnymi smutku i skruchy.
- Spokojnie, dam radę sama - po tych słowach wyminęłam go i ruszyłam w CHYBA znanym mi kierunku.
***
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wyrzuciłam zużytą chusteczkę, zresztą już kolejną, za łóżko i pobiegłam w stronę drzwi wejściowych.
- Dzień dooo... Peter co ty tu robisz? - zapytałam widząc starszego Hale'a, który uśmiechał się do mnie promiennie. - Zresztą nie ważne, zaraz mam korki z fizy, więc lepiej się ulotnij i to jak najszybciej... - westchnęłam opierając się o drzwi.
- No to... Czego nie rozumiesz z fizyki, że tak zapytam? - uśmiech nadal nie znikał z twarzy wilkołaka.
- Zaraz, zaraz... Czy ty jesteś tym tajemniczym Peter'em? Kurde, ale ja jestem głupia! - dodałam po chwili zamyślenia i zakryłam swoją twarz jedną ręką.
- Dokładnie i z tym drugim też się zgodzę, ale przecież po to tu jestem - zaśmiał się, na co spiorunowałam go wzorkiem. - Wytłumaczę ci wszystko w parę minut!
- Derek cię przysłał? - westchnęłam patrząc na niego znudzonym wzrokiem.
- Możliweeee... Co nie zmienia faktu, że mógłbym prowadzić korepetycje z tak ciekawego przedmiotu!
- Taaa... Dobra wchodź - powiedziałam i odsunęłam się machając przy tym zapraszająco ręką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro