Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXII

Spacerowałam właśnie po lesie wsłuchując się w śpiewy ptaków i szelest liści. Oddychałam cudownym, świeżym, leśnym powietrzem rozglądając się. Ciepłe promienie słońca przebijały się przez zielone liście, tworząc jasne linie, które przecinały leśną ścieżkę. Nagle poczułam wibracje w tylnej kieszeni dżinsów.

OD WILCZEK:

Gdzie jesteś? Dziewczyny, nie wiedzą, gdzie poszłaś, przez co się martwię...

DO WILCZEK:

Spokojnie, jestem w lesie ;)

OD WILCZEK:

SAMA?! Miałaś na siebie uważać! Stój w miejscu, zaraz tam będę!

DO WILCZEK:

Nie musisz, i tak miałam zaraz wracać ;))

OD WILCZEK:

Zaraz tam będę!

Westchnęłam chowając telefon do kieszeni i pomimo rozkazu szatyna, ruszyłam dalej w las. Nagle poczułam, że tracę równowagę, a już po chwili leżałam w górze liści. Prychnęłam podpierając się na ręce i powoli wstając. Wiedziałam, że jestem ciamajdą, ale nie, że aż tak! W pewnej chwili moją uwagę zwrócił czerwony i błyszczący ślad na jednym z liści. Z ciekawości wzięłam go do ręki i powąchałam. Charakterystyczny zapach żelaza... To musi być krew... Lekko się przeraziłam, ale postanowiłam iść za śladem, co chwila odkrywając coraz to wyraźniejsze ślady, nie tylko na liściach, ziemi, czy kamieniach, ale także na pniach drzew i gałęziach. Właśnie jedną z nich uniosłam do góry, żeby móc przejść, lecz widok jaki tam zastałam sprawił, że wszystkie moje mięśnie się spięły, a oczy rozszerzyły do granic możliwości. Na runie leśnym bezwładnie leżało blade, zakrwawione ciało mężczyzny z nadal otwartymi oczami.

- AAA! - krzyknęłam po chwili zakrywając usta ręką. Z moich oczu popłynęły łzy, a szok był tak duży, że nie mogłam się nawet poruszyć. Nagle poczułam czyjeś ręce oplatające się wokół mojego brzucha.

- Ciii, spokojnie... Nie patrz tam - szepnął Derek odwracając mnie do siebie i przytulając. Wodospad łez zaczął moczyć jego koszulkę, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało.

- D...Derrek - zaszlochałam, a chłopak położył swoją głowę na mojej i zaczął nas lekko kołysać. - Kttto... To jest? Znasz ggo?

- Nie, ale znam jego mordercę... Maya... Musisz stąd jak najszybciej wyjechać.

***

- Na pewno wszystko ok? - zapytał Isaac siedząc na moim łóżku i przyglądając się moim chaotycznym pakowaniom.

- Ttak, tak - odpowiedziałam drgającym głosem, nadal będąc w szoku. Pakowałam wszystkie swoje rzeczy w chaosie, dosłownie wrzucając je do walizki.

- Nie możesz zostać? - zapytał smutnym tonem spuszczając głowę i wlepiając wzrok w tenisówki.

- Przykro mi Isaac, ale ciotka jest dla mnie bardzo ważna,... i... i doktor powiedział, że niewiele czasu jej zostało - mówiłam pociągając nosem i wycierając łzy spływające po moich policzkach. Oczywiście, to był pomysł Derek'a, żeby skłamać i opuścić obóz jadąc do "chorej ciotki". Usłyszałam jak chłopak wstaje i po chwili poczułam jak mnie obejmuje.

- Będzie dobrze, nie martw się... - powiedział, a ja odwróciłam się do niego i przytuliłam.

***

- Jesteś gotowa? - zapytał Derek widząc, że idę ze swoim bagażem w jego stronę.

- Tak... Chyba tak - odpowiedziałam smutnym tonem i pozwoliłam, żeby zabrał walizkę i włożył ją do bagażnika. Wsiadłam do czarnego Camaro i zaczęłam wpatrywać się w gładką taflę jeziora znajdującego się przed nami. Ehh... Dzisiaj nie było wiatru, tylko lekkie zachmurzenie. Pogoda w sam raz na kąpiel.

- Ze mną będziesz bezpieczna, nie bój się - powiedział Derek przerywając moje rozmyślania i kładąc swoją dłoń na mojej. - Na razie, zamieszkasz u mnie, twój tata będzie myślał, że nadal jesteś na obozie...

- A jeśli jemu coś się stanie?! To wszystko moja wina! Powinnam była mu o tym wszystkim powiedzieć! Jestem beznadziejna! Tak, głupia i beznadziejna Maya Deaton! - zawołałam czując jak po moich policzkach ponownie spływają łzy. Derek mocniej ścisnął moją rękę, przez co spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.

- Nie wolno ci tak mówić - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Jesteś najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Jesteś ideałem, i wierz mi, choćbyś się sklonowała, to twoja kopia nie byłaby tak cudowna jak ty - powiedział cały czas wpatrując się w moje oczy. Po chwili zmniejszył odległość pomiędzy naszymi twarzami i wpił w moje usta.

- Kocham cię - powiedziałam odrywając się od chłopaka i opierając swoje czoło o jego.

- Nie potrafiłbym bez ciebie żyć.

***

Poczułam jak samochód się zatrzymuje, i że Derek z niego wysiada. Powoli otworzyłam zaspane oczy. Widząc, że znajdujemy się na stacji benzynowej, również wyszłam z samochodu, zaraz po tym jak chłopak zniknął za szklanymi drzwiami. Ręką roztrzepałam swoje włosy i nałożyłam na głowę kaptur bluzy czując zimny powiew wiatru. Schowałam ręce do kieszeni i oparłam się o samochód spoglądając w rozgwieżdżone niebo.

- Już wstałaś? - zapytał Derek podchodząc do mnie z dwoma kubkami kawy i pączkami w ręce. Stanął obok mnie i również oparł się o samochód. - Trzymaj - mówiąc to podał mi pączka z lukrem i ciepły napój.

- Długo spałam? - zapytałam wgryzając się w słodkie ciasto.

- Nie, jakieś dwie godzinki - odpowiedział biorąc łyk kawy.

- A ty, nie jesteś zmęczony?

- Nie, uwielbiam kierować, szczególnie nocą - uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Założyłam kosmyk włosów za ucho i ponownie zaczęłam wpatrywać się w gwiazdy.

- Myślisz... Że on nas śledzi? - zapytałam przypominając sobie, po co tak właściwie wracamy do Beacon Hills.

- Raczej nie, nie mógł tak szybko nas wytropić - odparł po chwili zamyślenia. - Nie myśl o tym. Nie teraz - spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Zobacz, jest piękna gwieździsta noc, jesteśmy sami na starej stacji benzynowej, jedząc pączki i pijąc kawę. Romantycznie, nie?

- Zdecydowanie tak - zachichotałam upijając kolejny łyk ciepłego napoju.

***

- To tutaj, może nie są to jakieś luksusy, ale... Myślę, że ci się spodoba - powiedział chłopak rozsuwając ciężkie, metalowe drzwi.

- Wow - powiedziałam widząc loft Hale'a. Na ścianie naprzeciwko nas znajdowało się wielgachne okno, przez które można było dostrzec wszystkie gwiazdy. Zaraz przy nim stał niewielki stolik, na którym w nieładzie były ułożone książki. Kanapa, stolik kawowy, łóżko pod ścianą oraz duże, kręcone schody tworzyły idealną całość.

- Aż tak źle? - zachichotał Derek kładąc swoją torbę obok drzwi i wchodząc do pomieszczenia.

- Tu jest mega - powiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- W sumie, to jest jeden minus tego miejsca... - zaczął chłopak drapiąc się po karku. - Mój wujek będzie mieszkać razem z nami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro