XXI
- I co? Nadal boisz się wody? - zapytał Isaac, gdy zaraz po gwizdku wszyscy wyszliśmy z wody.
- Już nie, dziękuję - uśmiechnęłam się wtulając w chłopaka.
- Co mamy do jedzenia? - zapytała Lydia siedząc na kocu obok leżącego na brzuchu Stiles'a i szperając w torbie sportowej.
- Zostały jeszcze kanapki, tam gdzieś są chipsy, a jak dobrze poszukasz to znajdziesz jakieś ciastka i batony - mruknął chłopak wtulając się w suchy ręcznik, ponieważ zawiał chłodny wiatr. Gdy tylko wyciągnęłam swój, od razu się nim otuliłam rozkoszując przy tym przyjemnym zapachem tkaniny.
***
- Ognisko! Yeah! - zawołał Stiles, gdy tylko trener zawołał chłopców, żeby poznosili trochę drewna z szopy. Po chwili ułożyli mały stos z suchego drewna i rozpalili ognisko.
- Emmm... A mamy jakieś pianki czy coś? - zapytałam przeszukując torbę w poszukiwaniu upragnionej słodkości.
- W tylnej kieszeni! - odparł Mietek otrzepując się z kawałków kory i po chwili siadając obok mnie. Przysunęliśmy się wraz z rzeczami do ognia, żeby móc trochę się ogrzać, ponieważ zaczynało się ściemniać. Siedzieliśmy w koszulkach i dolnych częściach od strojów kąpielowych poprzykrywani kocami albo ręcznikami, zależy kto co miał. Każdy trzymał patyk z nabitą na niego pianką i z uśmiechem śpiewał piosenki, które echem roznosiły się po lesie.
- Patrz, patrz - szepnęła Lydia trącając mnie łokciem i wskazując głową na śpiącego trenera, któremu chłopcy układali stos z pianek na czole. Zachichotałyśmy i wróciłyśmy do śpiewania.
- Chodźcie tańczyć! - zawołali pojawiając się przy nas, gdy akurat jadłyśmy pianki.
- Co?! NIE! - zawołałam, lecz po chwili zostałam porwana do tańca przez Mietka i po prostu nie miałam wyboru jak Draco Malfoy. Po chwili zmieniliśmy się i przez chwilę tańczyłam ze Scott'em, potem z Jackson'em i jakimiś nieznanymi mi osobami. Na końcu zatańczyłam z Isaac'iem. Skakaliśmy do rytmu muzyki śpiewanej przez nasz szkolny zespół. Potem wszyscy stanęliśmy w kole i każdy chociażby kiwał się na boki. Nagle Stiles wyszedł na środek koła i zaczął swoje dzikie densy.
- SUFIT! PODŁOGA! ŻARÓWKI! OKNA! NUREK! - wołał tańcząc przy tym ruchy przypominające te czynności.
- CZAS NA KIEŁBASKI! - zawołał Scott i wszyscy zaczęliśmy śpiewać "idziemy na jednego" kierując się do ogniska i zabierając kiełbaskę oraz patyk. Śpiewaliśmy podrygując i wpatrując się w tańczące płomienie.
- Sześć! Pięć! - wołaliśmy odliczając czas do północy. - Cztery! Trzy! Dwa! JEDEN! WHOA! - wszyscy zaczęli krzyczeć i gwizdać, a potem tańczyć wokół ogniska.
***
- Zaraz wracam - powiedziałam wstając z koca i uśmiechając się do Lydii, na co ona tylko pokiwała głową. Skierowałam się w stronę domków, a cała droga zajęła mi niecałe dziesięć minut. Odwróciłam się i zobaczyłam na drugim brzegu jeziora wielgachny płomień i tańczące wokół niego cienie wymachujące patykami z piankami. Pokręciłam głową uśmiechając się i podeszłam do drewnianych drzwi naszego domku, żeby je otworzyć i wejść do środka. Panowała kompletna ciemność.
- No, gdzie to jest? - mamrotałam szukając po omacku na mojej półce telefonu, który najwyraźniej tutaj zostawiłam. Nagle usłyszałam czyjeś westchnięcie i moje ciało momentalnie się spięło.
- Nie widziałem cię zaledwie dwa dni, a stęskniłem się jakbym nie widział twej pięknej osoby przez całą wieczność - usłyszałam lekko zachrypnięty głos i po chwili poczułam jak czyjeś ręce oplatają mój brzuch.
- Derek? Co ty tu robisz? Powinieneś być w Beacon Hills! - powiedziałam odwracając się do niego.
- A przeszkadza ci moje towarzystwo? - zapytał z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- Oczywiście, że nie, ale... - chciałam odpowiedzieć, lecz szatyn uniósł mnie do góry, na co pisnęłam i oplotłam jego biodra nogami.
- Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem - mruknął przywierając do moich ust. Oddałam pocałunek czując, że Derek podszedł do ściany. Oparłam swoje plecy o zimną, drewnianą nawierzchnię nadal nie przerywając pocałunku.
- Mieszkam w domku niedaleko twojego - zachichotał, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Żartujesz?!
- Nie, stwierdziłem, że mnie też przyda się urlop - odparł z uśmiechem.
- Derek, ty nawet nie pracujesz...
- Ale pojęcie urlop i tak jest świetne!
- Taaa, z tym się zgodzę... - powiedziałam przygryzając dolną wargę.
- Szukałaś czegoś, prawda? - zapytał zmieniając temat. Po chwili wyjął z kieszeni swojej kurtki mój telefon dumnie go unosząc przed moją zdziwioną twarzą.
- Grzebałeś mi w telefonie?! - zawołałam z grymasem na twarzy odzyskując grunt pod nogami.
- Nieee... Może trochę - zachichotał. - Mała złośnico.
- O nie! Nie nazywaj mnie tak! - poczułam jak moje policzki robią się czerwone, tym razem na pewno nie z zawstydzenia.
- Spokojnie Mała Mi - chłopak nie mógł powstrzymać śmiechu. Wzięłam od niego swoją własność i chciałam schować ją do kieszeni bluzy. Zaraz, chwila... Przecież ja mam na sobie tylko strój kąpielowy i luźny t-shirt! Tym razem rumieniec pojawił się z zawstydzenia...
- To co... Może dzisiaj wymkniesz się z domku i będziesz spać u mnie? - zapytał opierając się jedną ręką o ścianę zaraz obok mojej głowy, tym samym uniemożliwiając mi ucieczkę po jakąś bluzę, lub dłuższy t-shirt.
- Nie wiem, czy byłoby to możliwe - powiedziałam czując jego oddech na swojej szyi.
- Zastanów się - mówiąc to delikatnie przyssał się do skóry na moim obojczyku zostawiając tam lekko zaczerwieniony ślad. - No, teraz mam pewność, że nikt się do ciebie nie zbliży - odparł podziwiając swoje lekko pieczące dzieło. Przewróciłam oczami lekko go od siebie odpychając i kierując się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Moje włosy były lekko wilgotne, przez co zaczęły odstawać, lecz pieczące miejsce nie zostało przez nie zakryte. Wyróżniało się na mojej bladej skórze, całe szczęście, malinka nie była zbyt duża, to może uda mi się ją jakoś zamaskować... Odwróciłam się w stronę mężczyzny, który nonszalancko opierał się o framugę drzwi i wpatrywał we mnie.
- Musiałeś, prawda? - westchnęłam kręcąc głową z dezaprobatą.
- Oczywiście, że musiałem! To przywilej alfy!
- Oznaczać swoje? - zapytałam unosząc brwi do góry.
- Teraz już jesteś moja.
***
- Z LEWA! DO PRAWA! TAK WYGLĄDA ZABAWA! - wołali wszyscy zgromadzeni przy ognisku. Z uśmiechem usiadłam koło All i nabiłam kolejną piankę na patyk.
- Gdzie byłaś? - zapytała Lydia przysuwając się do mnie.
- W domku, po telefon i bluzę - odpowiedziałam zakładając włosy za ucho.
- O MÓJ BOŻE! - zawołała rudowłosa zwracając na siebie, całe szczęście tylko moją uwagę.
- Coś nie tak? - zapytał przestraszona, gdy ta wpatrywała się we mnie z szokiem na twarzy.
- Nie mówiłaś, że Derek przyjechał! - zachichotała. - To po niezłą bluzę poszłaś...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro