XX
Obudziłam się bardzo wcześnie, co wyjaśniałoby wschodzące słońce, którego promienie niemiłosiernie świeciły prosto w moją twarz. Zakryłam głowę kołdrą i obróciłam się na drugą stronę, chcąc ponownie odpłynąć do krainy snów, co nie było mi jednak dane. Westchnęłam opierając się na łokciu i biorąc do ręki telefon.
15 NIEODEBRANYCH POŁĄCZEŃ OD WILCZEK
14 NIEODEBRANYCH WIADOMOŚCI OD WILCZEK
- On mnie zabije - powiedziałam z szeroko otwartymi oczami czytając wiadomości, których treść była do siebie bardzo podobna:
Co tam u ciebie słychać?
Żyjesz?
Kochanie...
Martwię się...
ODBIERZ DO CHOLERY!
Taa, chyba do niego zadzwonię... Leniwie zsunęłam się z łóżka i związałam włosy w luźny kok. Następnie wzięłam z krzesła moją zieloną bluzę, którą zarzuciłam na piżamę, po czym cicho wyszłam z domku. Na zewnątrz panował chłód, a na trawie nadal znajdowała się rosa, która odbijała promienie słońca, tak, że całość wyglądała jak dywan przyozdobiony kamieniami szlachetnymi. Nad jeziorem unosiła się lekka mgła, co chwila lekko rozwiewana przez poranny wietrzyk. Wzięłam do ręki telefon. 6.03. Trudno, najwyżej go obudzę...
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...
- Halo? - usłyszałam lekko zachrypnięty i zmęczony głos.
- Cześć wilczku, obudziłam cię, prawda? - zapytałam przepraszającym tonem spacerując po wilgotnej trawie.
- Nie, nie, ja nie spałem - chrząknął pozbywając się przy tym uroczej chrypki w głosie.
- Jak to nie spałeś?!
- Myślałem o tobie... - zamruczał. - Całą noc...
- Wiem, nie odbierałam, nie odpisywałam... Przepraszam...
- A to to już swoją drogą. Dlaczego nie odbierałaś?!
- Nooo... Świętowaliśmy pierwszy dzień i...
- Żaden chłopak się do ciebie nie przystawia? Wszystko ok? - zapytał przerywając moją wypowiedź.
- NIE! - zawołałam chichocząc. - I tak, wszystko jest super... Domek mamy jeden z lepszych, taki zadbany, ale jeśli chodzi o insekty, to użerałam się z nimi do drugiej w nocy, bo jakieś żuczki łaziły mi po ścianie... Mamy sklep niedaleko, więc w razie potrzeby można tam iść...
- W razie potrzeby?
- No, wczoraj na przykład mieliśmy niedobry obiad, to potem skoczyliśmy sobie po kanapki do sklepu. Nie będę jeść takiego świństwa! - zachichotałam siadając na lekko porośniętym mchem pieńku znajdującym się niedaleko jeziora.
- Masz mi tam jeść, bo jak się dowiem, że znowu próbujesz się odchudzać, to wierz mi jak wrócisz przytyjesz dwa razy tyle! - zagroził.
- Chciałbyś, a jak potem będę za gruba? Co jeśli nie zmieszczę się w drzwiach?
- To się drzwi powiększy, nie widzę problemu - odparł jakby była to dla niego rzecz codzienna.
***
- Maya, gdzie ty byłaś? Bałyśmy się, że zostałaś porwana czy coś! - zawołała Lydia, gdy tylko przekroczyłam próg domku.
- Spokojnie, byłam tylko na spacerku... - wyjaśniłam ze zdziwieniem.
- Dobrze, że jej nie widziałaś - Allison wychyliła się z łazienki szczotkując zęby. - Już planowała jak cię odbić z rąk nieprzyjaciela! - powiedziała, na co zachichotałam.
- Dzień dobry, dzień dobry! - zawołał Stiles wchodząc do naszego domku i stając obok mnie. - Za dokładnie piętnaście minut jest śniadanie - mówiąc to spojrzał na mnie od góry do dołu. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nadal jestem w piżamie, a na głowie mam rozwalony koczek.
- All! Wypad z łazienki! - zawołałam wyciągając z szafy ubrania i biorąc do ręki kosmetyczkę.
***
- Całe szczęście! SZWEDZKI STÓŁ! - zawołała Lydia widząc, co można wziąć na śniadanie. Nałożyłam sobie na talerz, szynkę, pomidor i bułkę, po czym poszłam do stolika, przy którym siedział już Scott i wraz z Isaac'iem jedli płatki.
- Wyspałaś się? - zapytał mój "niby braciszek" uśmiechając się promiennie.
- Taa, bardzo, zaraz po tym jak wytępiłam całe robactwo grasujące w domku - odparłam ze sztucznym uśmieszkiem.
***
- Wszyscy słuchać, bo nie będę dwa razy powtarzać! - zawołał trener stojąc na krześle i przekrzykując gwar panujący na jadalni. - Dzisiaj idziemy nad jezioro około godziny 10.30. Można się kąpać, ja nie zabraniam, tylko się nie potopcie. Jak ktoś nie potrafi pływać - nie zbliża się do wody. Wszystko jasne? Tak? Dobrze, to za dwie i pół godziny zbiórka przed moim domkiem - powiedział i zszedł z drewnianego krzesła odkładając je na miejsce.
Minęło dobre piętnaście minut, odkąd wszyscy staliśmy przed domkiem wraz z ręcznikami i różnymi przekąskami, ubrani w kąpielówki i gustowne klapeczki.
- Gdzie on jest? Ja już chce się kąpać! - westchnął Stiles przekładając torbę z jedzeniem na drugie ramię. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Finstock odziany w czerwone kąpielówki i okulary przeciwsłoneczne.
- Spóźnił się pan - warknął Jackson przeczesując swoje idealnie ułożone włosy.
- Ja spóźniłem? Ja nigdy się nie spóźniam! To po prostu wy jesteście za wcześnie! - odpowiedział zbywając go ruchem ręki. Przyłożył do ust gwizdek i po chwili rozległ się głośny pisk. - To jest dźwięk, na który macie wyjść z wody - oznajmił, gdy wszystkie pary oczy były zwrócone w jego stronę. Przeszedł przez tłum niczym Mojżesz przez morze i ruszył w kierunku jeziora.
Rozłożyliśmy jeden, duży, brązowy koc na piasku, a na jego brzegach położyliśmy buty.
- Kto idzie do wody? - zapytał Stiles widząc jak niektórzy uczestnicy obozu już pływają. Isaac i Scott zgodzili się od razu, a potem dołączyła do nich Lydia oraz Allison. A co ze mną? Odpowiedź jest bardzo, ale to bardzo prosta; od dzieciństwa mam strach przed wodą, dlatego też nigdy nie chodzę na basen, a na plaży tylko się opalam. Czy mi to przeszkadza? Oczywiście, że nie.
Zostałam sama, mówiąc, że może potem do nich dołączę. Wzięłam do ręki krem i zaczęłam rozsmarowywać go po całym ciele. Po chwili leżałam na plecach z zamkniętymi oczami i rozmyślałam nad moim marnym żywotem. Nagle coś, a raczej ktoś zasłonił mi źródło ciepła i światła, więc otworzyłam zmęczone oczy i spojrzałam w tym kierunku. Nade mną stał nie kto inny, jak Isaac i przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Chodź - powiedział wyciągając w moją stronę mokrą, a zarazem zimną rękę. Jego włosy, zawsze lokowane i z wyglądu miękkie, teraz mokre opadały lekko na jego czoło. Zauważyłam, że ma bardzo umięśnione ręce i tak samo brzuch, jednak nie tak bardzo jak Derek. Woda spływała po jego torsie zostawiając na nim mokre dróżki.
- Nie, nie ja się tu poopalam - wyjaśniłam szybko.
- Nie odpuszczę - uśmiechnął się ukazując rząd idealnie równych zębów.
- Ale... Ja nie chcę... Boję się wody... - powiedziałam, a uśmiech z mojej twarzy zniknął.
- Spokojnie, chodź, pokaże ci, że nie ma się czego bać - zachichotał i zanim zdążyłam odpowiedzieć, byłam już niesiona przez blondyna w kierunku jeziora, w którym już wszyscy pływali.
- LAHEY! Już nie żyjesz! Postaw mnie! - zawołałam próbując się wyrwać, ale chłopak był zbyt silny i z dumnym uśmiechem zmierzał w stronę wody. Po chwili wszedł po kolana, a potem poczułam jak delikatne fale muskają moje plecy. Natychmiast wtuliłam się w jego mokry tors, na co zachichotał.
- Proszę, odnieś mnie - powiedziałam płaczliwym tonem kurczowo trzymając się jego szyi.
- Nie ma się czego bać, zobacz - powiedział i delikatnie mnie postawił. Pomimo, że nie widziałam dna, to wyczuwałam je stopami. Spojrzałam na twarz dumnego z siebie Isaa'ca. Dalej wtulałam się w niego mając nadzieję, że zaraz z powrotem znajdę się na bezpiecznym kocu.
- Widzisz? 10 sekund minęło i wszystko jest ok... - zachichotał, na co ja przewróciłam oczami. Faktycznie, będąc przy nim, nie bałam się...
- Maya! Orientuj się! - zawołał Scott rzucając w moją stronę piłkę-arbuza. Złapałam ją uśmiechając się i po chwili wraz z Lahey'em i naszą paczką odbijaliśmy piłkę stojąc po pas w wodzie.
Jedno jest pewne. Zwalczyłam swoją fobię, z którą borykałam się przez tyle lat...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro