XIV
- To, gdzie dokładnie jedziemy? - zapytałam, gdy wsiadaliśmy na motor, a Stiles mierzył nas morderczym wzrokiem ze swojego jeep'a.
- W bardzo ciekawe miejsce - odpowiedział chichocząc, na co westchnęłam. Nagle silnik zawarczał, a my wyjechaliśmy z parkingu z piskiem opon. Jadąc podziwiałam las znajdujący się po obu stronach drogi. Przez dzień był piękny i przejrzysty, natomiast nocą tajemniczy i upiorny.
Po niecałych dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Była to niewielka knajpka, łudząco przypominająca cukiernię Ned'a z serialu "Gdzie pachną stokrotki".
- Tu mają najlepsze ciasta w Beacon Hills - powiedział dumnie Isaac zsiadając z motocykla.
- Jeszcze nigdy tutaj nie byłam...
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - zachichotał chłopak puszczając mi oczko, na co uderzyłam go pięścią w ramię, a Isaac zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Otworzył mi drzwi i momentalnie poczułam cudowny zapach ciast, który drażnił mój zmysł węchu. Wzięłam głęboki oddech delektując się zapachem. Weszliśmy i zajęliśmy stolik przy oknie, na samym końcu restauracji. Po chwili podeszła do nas wysoka i szczupła blondynka, która bacznie obserwowała mojego towarzysza z uśmiechem.
- Co podać? - zapytała nie spuszczając wzroku z chłopaka. Isaac skinął głową w moją stronę, a kobieta niechętnie się do mnie odwróciła.
- Poproszę szarlotkę - powiedziałam po krótkim namyśle.
- A pan? - zapytała szczerząc się do niego.
- Ciasto z wiśniami.
- Coś jeszcze? - dopytywała.
- Herbatę z miodem i cytryną dla tej pięknej dziewczyny - odpowiedział cały czas patrząc na mnie, przez co zarumieniłam się i spuściłam głowę. Blondynka prychnęła i skierowała się w stronę okienka, przy którym stała miło wyglądająca staruszka i czekała na zamówienie od kelnerki.
- Zawsze tutaj przyjeżdżałem z ciotką... - zaczął Isaac. - Świetna kobieta, poprawia humor każdemu...
- Chyba to po niej odziedziczyłeś - powiedziałam podnosząc głowę i bawiąc się palcami. Uśmiechnął się w odpowiedzi. Nagle ponownie poczułam wibracje na tylnej kieszeni dżinsów. Niechętnie sięgnęłam po telefon przeczuwając kto mógł do mnie napisać.
OD WILCZEK:
Wszystko okej, mała?
DO WILCZEK:
Tak i nie nazywaj mnie MAŁA.
OD WILCZEK:
Jak chcesz, mała.
DO WILCZEK:
...
DO WILCZEK:
Kanapo, dzisiaj będziesz mieć bardzo przystojnego towarzysza :)
Westchnęłam odkładając telefon na stolik. Isaac przyglądał się moim poczynaniom.
- Chłopak? - zapytał ze smutkiem w głosie.
- Nie, nie - w sumie... Co tak naprawdę łączyło mnie z Derek'iem? Raczej nie byliśmy razem... Nie wiem...
- Ufff - teatralnie otarł niewidoczny pot z czoła. - Czyli jeszcze będę żyć - odparł, a ja zachichotałam. Po paru minutach dyskutowania i droczenia się z Isaac'iem przyszła do nas kelnerka z grymasem na twarzy i mordem w oczach skierowanym na mnie. Położyła przed nami zamówienie i odeszła, a odgłos jej szpilek rozniósł się po restauracji. Przyznam, że w życiu nie jadłam tak dobrego ciasta! Kiedy właściwie jadłam je ostatnio? Jedyne placki z jakimi miałam styczność, to ziemniaczane...
- I jak? - zapytał chłopak widząc, że się uśmiecham.
- Cudowne - odpowiedziałam delektując się każdym kęsem.
- Bardzo mnie to cieszy - zachichotał.
***
- To, do następnego? - zapytał, gdy byliśmy pod moim domem.
- Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem zdejmując kask. - Tylko następnym razem knajpa z pierogami!
- Zapamiętam - zeszłam z motocykla i oddałam Isaac'owi kask, który po chwili założył.
- Dziękuję - powiedziałam kierując się w stronę domu i machając mu na pożegnanie. Lahey odmachał mi, po czym odjechał z piskiem opon. Otworzyłam drzwi i po cichu przeszłam przez korytarz, ściągając buty. Tata wrócił dzisiaj wcześniej i na pewno już śpi, dlatego skradałam się najciszej jak potrafiłam.
- Ekhem - usłyszałam głośne chrząknięcie dochodzące z salonu i moje serce natychmiastowo przyspieszyło. Odwróciłam się w tamtą stronę i w ciemności dostrzegłam zarys sylwetki rozłożonej na kanapie.
- A więc, kto cię odwiózł? - gdy tylko usłyszałam znajomy głos, odetchnęłam z ulgą.
- Uff, to ty - powiedziałam trzymając rękę w miejscu serca, które powoli się uspokajało.
- Nie bój się mała - w sekundzie znalazł się przede mną i wtulił się w moje drżące ciało. - Więc?
- Eee... Kolega ze szkoły... - w odpowiedzi jego brwi powędrowały do góry.
- Bez imiennik, mam rozumieć - pokiwał głową w zrozumieniu.
- Ma na imię Isaac...
- Skopię mu dupę - warknął, na co zachichotałam.
- To mój najlepszy przyjaciel!
- Jest gejem?
- Nieee...
- To nie zbliżaj się do niego - odparł jakby to była najprostsza ze wszystkich opcji.
- A to dlaczego? Jesteś zazdrosny? - spojrzałam w jego zielone oczy, które rozświetlały ciemność.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - po tych słowach jedną ręką oplótł mnie w talii, a drugą w zgięciu moich kolan, przez co podniósł mnie jak pannę młodą.
- Derek! Ja jestem za ciężka! - wysyczałam szamotając się, na co on uśmiechnął się zwycięsko.
- Muszę cię przenieść przez próg, księżniczko - zachichotał kierując się w stronę schodów.
- Nie ma mowy! Jeszcze ci kręgosłup wysiądzie przed sześćdziesiątką i co wtedy?! Post... - nie zdążyłam dokończyć, bo Derek uciszył mnie namiętnym pocałunkiem, który dopiero po chwili oddałam. Zaczął wchodzić po schodach, a potem niósł mnie przez korytarz aż do samego pokoju, gdzie posadził mnie dopiero na łóżku, nadal nie przerywając pocałunku. Chwyciłam go za koszulkę i pociągnęłam za nią, tak, że teraz leżałam na łóżku, a chłopak był nade mną. Oderwałam się od Derek'a i spojrzałam w jego tęczówki, które na moment zalśniły czerwienią.
- A teraz do spania - zachichotałam zrzucając go z siebie i przykrywając się szczelnie kołdrą. Derek warknął niezadowolony i położył się obok mnie.
- Jaka brutalna - prychnął oplatając moją talię swoimi ramionami i chowając twarz w moich włosach.
***
Głupia muzyczka dochodząca z mojego telefonu oznajmiła, że jest już godzina szósta trzydzieści i pora wstawać. Niechętnie sięgnęłam po telefon i ustawiłam dziesięciominutową drzemkę.
Dziesięć minut później, znowu zadzwonił budzik, a ja ponownie przestawiłam go.
- Spóźnisz się do szkoły - mruknął Derek bardziej się we mnie wtulając.
- Nie chcę tam iść... - ziewnęłam. - Zostaję w domu - odparłam bardziej przykrywając się kołdrą.
- Nie ma takiej opcji.
- Zrobię naleśniki na śniadanie - powiedziałam i z uśmiechem odwróciłam się do chłopaka, który najwyraźniej myślał nad tą propozycją.
- Hmmm... Trochę za mało... - odparł zdecydowanym tonem, bawiąc się moimi włosami.
- Spaghetti na obiad.
- Dobra, zostajesz w domu - powiedział zachrypniętym głosem i pocałował mnie w czoło, po czym wtulił się we mnie i zasnął. Westchnęłam i wyłączyłam budzik, by po chwili również wrócić do krainy snów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro