Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

Zamknęłam oczy, gdy zakładano mi opatrunek na rękę.

- Boli? - zapytała mama Scott'a przerywając bandażowanie i spoglądając na mnie z troską w oczach.

- Nie, nie, wytrzymam - wysiliłam się na niewielki uśmiech. Odwróciłam głowę i spojrzałam w stronę obrażonego Hale'a, który z założonymi rękami siedział na krześle pod ścianą. Westchnęłam spuszczając głowę i wpatrując się w podłogę.

- Dobrze, że skończyło się tylko na tym - zaczęła Melissa. - Upadek ze schodów mógł się skończyć o wiele gorzej... - spojrzałam zdziwiona na nią, a potem za Derek'a.

- Tak, tak - powiedziałam szybko. - Można by powiedzieć, że miałam szczęście...

- Pokaż jeszcze ten policzek - kobieta skończyła bandażować rękę i uniosła mój podbródek, po czym wacikiem zaczęła oczyszczać ranę. 

***

- Dziękuje bardzo, proszę pozdrowić ode mnie Scott'a - powiedziałam wychodząc razem z chłopakiem.

- Przekażę - zachichotała Melissa i zaczęła segregować jakieś papiery.

W ciszy wsiedliśmy do samochodu i przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Wpatrywałam się w ciemność i latarnie przez nas mijane. Jeszcze się zobaczymy. Te słowa echem odbijały się w mojej głowie przypominając wszystko na nowo.

Derek zaparkował trochę dalej, niż pod samym domem, żeby tata nic nie podejrzewał. Bardziej wtuliłam się w kurtkę Derek'a, którą mi dał zaraz po wejściu do szpitala. Skierowaliśmy się w stronę domu i po chwili weszliśmy do niego.

- Dziękuję - wyszeptałam wchodząc do kuchni, a szatyn podążył za mną. Zagotowałam herbatę i skierowałam się do pokoju. Postawiłam kubek na biurku i podeszłam do szafy, żeby wyjąć z niej piżamę. Wychodząc z pomieszczenia zderzyłam się z Derek'iem.

- Przepraszam - powiedziałam i chciałam go wyminąć, jednak chłopak uniemożliwił mi to  i przytulając mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk, po czym oderwałam się od niego i poszłam do łazienki. Ubrania położyłam na półeczce obok umywalki i spojrzałam do lustra. Cały makijaż miałam rozmazany, a na policzku znajdowały się cztery plastry naklejone poziomo na kilkucentymetrowej ranie.

***

Wypiłam herbatę i położyłam się obok śpiącego już szatyna, który był odwrócony do mnie plecami. Żałowałam, że go nie posłuchałam... Wiem, że się o mnie martwi i jest teraz zły... To wszystko moja wina...

Leżałam na boku i wpatrywałam się w ciemność panującą w pokoju. Nagle poczułam, że Derek obraca się w moją stronę i kładzie swoją dłoń na mojej talii przysuwając mnie bliżej siebie.

- Nie śpisz? - zapytał ziewając.

- Nie.

- Przepraszam nie powinienem się tak zachować.

- Ty nie masz za co przepraszać... W końcu to ja nalegałam na tą imprezę...

- Nie dopilnowałem cię - westchnął.

- Przecież cały czas tam byłeś - powiedziałam i odwróciłam się w jego stronę, żeby móc wpatrywać się w jego twarz.

- Skąd wiedziałaś - zapytał unosząc brwi do góry.

- Miałam przeczucie... - odparłam przygryzając dolną wargę w zmartwieniu. - Derek... Znasz Chris'a, prawda? - zapytałam ponownie spoglądając w jego oczy. Przez chwilę mężczyzna zastanawiał się co ma odpowiedzieć.

- Taak - powiedział unikając mojego wzroku. - Można by powiedzieć, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi...

- To twój wróg - westchnęłam rozmyślając. - A... Kim jest... Kate? - bałam się go o to zapytać. Jego oczy na chwilę zmieniły swoją barwę, lecz gdy tylko zobaczył lekkie przerażenie w moich, od razu je zamknął i po chwili były już normalne.

- Nikim ważnym. Idź już spać - powiedział wtulając się we mnie.

- Ale...

- Dobranoc - mruknął zamykając oczy.

***

Obudziłam się pierwsza i delikatnie wyswobodziłam z uścisku szatyna. Najciszej jak potrafiłam wyszłam z pokoju przymykając drzwi i zeszłam na dół do kuchni. Głowa bolała mnie niemiłosiernie!

- Cześć, córcia - powiedział tata wchodząc do kuchni i ziewając.

- Hej, tatku - odpowiedziałam jedząc płatki z mlekiem.

- Co ci się stało?! - zawołał z przerażeniem patrząc na moją lewą rękę.

- To? Na imprezie spadłam ze schodów... - odparłam wyobrażając sobie bardzo prawdopodobną sytuację. 

- Miałaś uważać.

- Zawsze mogłam wrócić za złamaną nogą...

- Ani tak nie mów!

- Już dobrze, dobrze...

***

Gdy wróciłam do swojego pokoju, Derek nadal spał. Nie chciałam go budzić, więc usiadłam przy biurku i zaczęłam czytać książkę. Parę minut później usłyszałam, że wierci się na łóżku.

- Hej, skarbie - powiedział zachrypniętym głosem obracając się w moją stronę.

- Hej, wilczku - odpowiedziałam nie odrywając wzroku od lektury.

- Dalej jesteś zła?

- Co? Nie, tylko jestem zmęczona... - westchnęłam zamykając książkę i kładąc głowę na zimnym biurku.

- To chodź tu do mnie - mruknął przesuwając się na drugą stronę łóżka. Leniwie wstałam i położyłam się obok niego.

- Jak ręka? - zapytał przyciągając mnie do siebie.

- Dobrze, wzięłam już przeciwbólowe... - ziewnęłam. - Dziękuję.

- Za co? - zapytał zaskoczony.

- Że mnie wczoraj uratowałeś, idioto - zachichotałam i pocałowałam go, co odwzajemnił.

- To co, zostajemy dzisiaj w domu, czy gdzieś idziemy? - zapytałam odrywając się od niego.

- Hmm... Możemy sobie zrobić romantyczny wieczorek... Będziemy oglądać filmy i jeść chińszczyznę...

- Bardzo romantyczne - zachichotałam. - Dobra, ale nie oglądamy horrorów.

- Ej... A tak bardzo chciałem z tobą obejrzeć Obecność... - powiedział z grymasem na twarzy.

- Nie ma takiej opcji.

***

- No bez jaj! - zawołał Derek gestykulując rekami i rozsypując popcorn. - Co on ma jakieś kody na niekończące się strzały i grawitację?

- No z tymi strzałami to się zgodzę - zachichotałam. Jakimś cudem namówiłam chłopaka na obejrzenie wszystkich części Hobbit'a. Nie przypuszczałam, że aż tak bardzo go to zainteresuje...

***

- To już koniec? - zapytał widząc napisy.

- No tak, chyba, że chcesz obejrzeć jeszcze Władcę Pierścieni, ale to już innym razem - ziewnęłam.

- Nie mów, że spałaś - spojrzał na mnie z irytacją w oczach.

- Nooo... Jakoś tak wyszło...

- Kobieto, tutaj taka akcja się działa! - zaczął opowiadać.

- Nie za bardzo lubię ostatnią część - usprawiedliwiłam się wstając. - Tam giną moi mężowie - zaśmiałam się widząc jego minę.

- Bo się obrażę - powiedział wpatrując się we mnie morderczym wzrokiem.

- No już, spokojnie! Ciebie przecież kocham najbardziej! - zachichotałam i delikatnie go pocałowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro