VI
- Dziękuję - powiedziałam stojąc na werandzie mojego domu i żegnając się z Derek'iem. Stanęłam na palcach i delikatnie pocałowałam go w policzek.
- Hmm... za takie pożegnania to ja cię mogę zawsze odprowadzać - uśmiechnął się ukazując rząd idealnych, śnieżno-białych zębów. Zachichotałam i wtuliłam w niego przy okazji rozkoszując się ciepłem, a zarazem zapachem jego cudnych perfum.
- Nie zostawiaj mnie, wilczku - wymruczałam spoglądając w górę na jego twarz.
- Wilczku? - zapytał unosząc jedną brew do góry i uśmiechając się.
- Tak - ponownie wtuliłam się w niego. - Zoooosstańń... - po chwili ciszy, którą przerywały jedynie nasze oddechy, ręce Derek'a oplotły moją talię tym samym unosząc mnie do góry.
- Hale! - spojrzałam w dół na zadowolonego z siebie szatyna i posłałam mu mordercze spojrzenie. Derek jedynie zachichotał, po czym wniósł mnie do domu i pomimo moich sprzeciwów po schodach aż do pokoju.
- Chłopie, ja jestem za ciężka! - zawołałam, na co Hale ponownie zachichotał.
- Słodko wyglądasz, gdy się złościsz - powiedział, gdy już odzyskałam grunt pod nogami i poprawiałam bluzkę, która się podwinęła.
- Bardzo śmieszne - warknęłam i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam piżamę. Wyszłam z pokoju, kątem oka obserwując poczynania gościa, który rozłożył się na całym łóżku i odprowadzał mnie wzrokiem.
***
Westchnęłam opadając na łóżko zaraz obok chłopaka. Posłał mi pytające spojrzenie i objął ręką w talii.
- Męczący dzień - odparłam.
- W takim razie - powiedział i obrócił się w moją stronę mocno wtulając we mnie. - dobranoc.
***
- Córcia! Wstawaj! Ile można spać?! - usłyszałam głos mojego taty i momentalnie poderwałam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się natychmiast po pokoju słysząc kroki na schodach, ale nie zauważyłam Derek'a. Po chwili ogarnął mnie chłód, więc podkuliłam nogi i zaczęłam pocierać dłońmi o ramiona, żeby się chociaż trochę rozgrzać. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i ujrzałam głowę taty.
- Kochanie, co ci się stało? - zapytał i od razu wbiegł do pomieszczenia.
- Nic, nic, tylko po prostu nie zamknęłam okna - mówiąc to spojrzałam w tamtą stronę. Zimny, jesienny wiatr wpadał przez okno zabierając ze sobą na zewnątrz resztki ciepłego powietrza oraz delikatne firanki. Z powrotem spojrzałam na tatę, który z troską w oczach okrył moje ramiona miękkim kocem.
- Śniadanie czeka na stole - powiedział wstając i kierując się w stronę drzwi. - i nie spóźnij się do szkoły!
Gdy tylko zniknął w przedpokoju, od razu zerwałam się z łóżka uprzednio owijając się kocem. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Dzień nie zapowiadał słonecznej pogody, a wiatr obiecywał, że będzie mi towarzyszyć przez cały dzień. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że na parapecie znajduje się zgięta na pół karteczka. Wzięłam ją do ręki widząc znajdujące się na niej szybkie i niestaranne pismo.
Przepraszam, musiałem wyjść wcześniej, kiedyś ci to wynagrodzę. Jakby coś się działo to dzwoń.
Wilczek
Uśmiechnęłam się widząc podpis "tajemniczego ktosia", po czym schowałam kawałek papieru do kieszeni spodenek.
***
Przemierzałam właśnie korytarze szkoły w poszukiwaniu chociażby jednego z moich psiapsi. Nie mogąc ich znaleźć, skierowałam się w stronę klasy od historii, gdzie za parę minut miała zacząć się lekcja.
- Przepraszam! - usłyszałam zmartwiony głos zaraz po tym jak uderzyłam w kogoś i wszystkie zeszyty, które akurat niosłam wylądowały na podłodze.
- Nic się nie stało - powiedziałam zbierając je z podłogi. Spojrzałam na sprawcę całego zdarzenia, który podał mi zeszyt. Był nim chłopak o jasnych lekko lokowanych włosach i niebiesko-zielonych oczach.
- Jestem Isaac - powiedział pomagając mi wstać i uśmiechając się ciepło.
- Maya - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Chwila, chyba mamy teraz razem historię, nie? - zapytał uradowany jakby wygrał milion.
- Wiedziałam, że skądś cię znam - zaśmiałam się.
- W takim razie, chyba pozwolisz, że odprowadzę cię pod klasę.
- Oczywiście.
***
Na lekcji Isaac usiadł za mną i co chwila wymienialiśmy się liścikami, w których dowiedzieliśmy się o sobie więcej niż przy zwykłej rozmowie. Trzeba podkreślić, że chłopak pomimo konwersowania, cały czas uważał na lekcji i znał odpowiedź na każde pytanie nauczyciela.
Dzwonek oznajmił koniec lekcji, więc wszyscy zabrali swoje rzeczy i opuścili klasę. Wychodząc razem z Isaac'iem natknęliśmy się na moich przyjaciół.
- Hej Scottie, hej Stiles - powiedziałam przytulając się do nich.
- Hej Maya. O, witaj Lahey, nie zauważyłem cię - powiedział Stiles uśmiechając się wrednie.
- Ciebie też trudno zauważyć - warknął Isaac zaciskając jedną dłoń w pięść. - To co, Maya, jutro idziemy na kawę? - zapytał już spokojniejszym głosem, a nawet wysilił się na ledwo widoczny uśmiech.
- Yyy... No spoko, ale jeszcze jutro dogadamy szczegóły, ok?
- Dobra, to do jutra - zamknął mnie w szczelnym uścisku, zmierzył chłopaków morderczym wzrokiem, po czym odszedł znikając w głośnym tłumie nastolatków. Usłyszałam, tak dobrze znane mi chrząknięcie, więc się odwróciłam. Scott i Stiles stali z założonymi rękami i wpatrywali się we mnie.
- No co? - zapytałam patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Kolejny chłopak? - zapytał Scott unosząc jedną brew do góry.
- Dlaczego KOLEJNY?
- Hmmm... No nie wiem, a może imię DEREK coś ci przypomina? - tym razem odezwał się Stiles.
- Czekaj, czekaj. Parę dni temu zakazaliście mi się z nim zadawać, a teraz to co?
- W sumie, Scottie, Lahey to może być lepsza opcja. Nie jest groźny... - chłopak udał zamyślonego.
- Boże, ale z was dzieci! Po pierwsze to nie jest Lahey, tylko Isaac, a po drugie to tylko kolega! Nie możecie planować zamachu na każdą osobę, z którą się koleguję!
- A Derek? Co was łączy? - zapytał Scott.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi! - zaczynali mnie już denerwować tym swoim NIAŃCZENIEM.
- Taa, BEST FRIENDS FOREVER! - zawołał Stiles robiąc maślane oczka i klaszcząc. Po chwili jednak przybrał swój codzienny, obojętny wyraz twarzy. - Wiesz przecież, że jako twoi starsi bracia od innej matki, zawsze będziemy się o ciebie martwić i będziemy cię chronić.
Na twarzy Scott'a, jak i Stiles'a pojawił się uśmiech. Podeszli do mnie i przytulili, co odwzajemniłam.
- Brakowało mi was - wyszeptałam mocniej się w nich wtulając.
***
Po lekcjach udałam się na boisko, gdzie odbywał się trening lacrosse. Trzeba przyznać, że Scott naprawdę wymiatał. Głośne krzyki i wiwaty można było usłyszeć za każdym razem, gdy któraś z drużyn zdobyła punkt. Spokojnie odrabiałam lekcje, a zarazem przyglądałam się grze dostrzegając częste spojrzenia Isaac'a skierowane właśnie na mnie.
Po meczu podbiegli do mnie moi "starsi bracia" i usiedli obok na trybunach.
- WOW! - zawołał Stiles. - WYGRALIŚMY! - zachichotałam, gdy wstał i wykonał swój własny taniec szczęścia.
- Skoro tak odstraszacie przeciwników, to wygracie każdy mecz - zachichotałam przyglądając się wraz ze Scott'em naszemu przyjacielowi.
***
- Uuu Pizza Hut, Pizza Hut, McDonald, McDonald! - śpiewał nadal dumny ze swojej wygranej Stiles kierując jeep'em. Mieliśmy świętować jedząc pizzę i popcorn podczas maratonu filmowego u niego w domu.
- To na jaki film się decydujemy?
- Nie komedię romantyczną! - zawołałam od razu.
- Maraton Harry'ego Potter'a!
***
Co prawda nie obejrzeliśmy wszystkich części, bo po pierwsze skończył nam się zapas jedzenia, a po drugie - jutro jest szkoła.
- Dzięki, było mega! - zaśmiałam się wysiadając z jeep'a.
- Następne święto za tydzień! - zawołał Stiles.
- Oczywiście! Tylko tym razem poproszę pizzę DIABOLO!
Weszłam do domu i od razu skierowałam się na górę po schodach, wcześniej mijając salon, w którym tata oglądał jakiś film dokumentalny.
- Dobranoc tatku!
- Dobranoc córcia!
Gdy tylko weszłam do swojego królestwa, od razu rzuciłam torbę obok biurka. Nie zapalając światła podeszłam do szafy i ściągnęłam swoją bluzkę, by po chwili wrzucić ją do kosza na pranie.
- Nagroda za długie czekanie? - usłyszałam męski głos i moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Szybko odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos i zakryłam trzymaną koszulką.
- Derek! - zawołałam w miarę cicho, żeby tata nie usłyszał.
- Tak to ja - zachichotał. - Przypominam, iż widzę w ciemności - poczułam jak moje policzki robią się ciepłe i czerwone.
- Ostrzegaj jak przychodzisz - warknęłam widząc sylwetkę mężczyzny siedzącego na moim łóżku.
- Postaram się nie zapomnieć następnym razem - zapewnił.
- Dobra, zaraz wracam - powiedziałam zawstydzona biorąc ubrania do ręki i skierowałam się w stronę łazienki. Tym razem zaświeciłam światło, po czym odłożyłam ubrania na półkę obok umywalki. Przemyłam twarz wodą, ale pomimo to rumieńce nie chciały zejść.
***
- Ty się tak słodko rumienisz - stwierdził, gdy tylko wróciłam do pokoju.
- To przez ciebie - powiedziałam udając obrażoną.
- Jestem z siebie taki dumny - wypiął pierś do przodu uśmiechając się przy tym zwycięsko. Położyłam się obok niego na łóżku i przytuliłam do poduszki.
- Co się stało? - zapytał lekko zmartwionym głosem kładąc się i opierając na łokciach.
- Stiles i Scott się stali.
- Coś ci zrobili?!
- Nie, tylko... Martwią się o mnie...
- Spokojnie, ja ciebie nie skrzywdzę - wtulił się we mnie, przez co momentalnie przeszły mnie ciarki.
- Skąd wiedziałeś, że chodzi o ciebie? - zapytałam, gdy odgarnął moje włosy na drugą stronę i zaczął delikatnie gładzic skórę na mojej szyi.
- Przeczuwałem - szepnął i delikatnie musnął moje ucho dolną wargą. Poczułam, że moje policzki ponownie przybierają barwę dojrzałego pomidora.
- No moja kochana, za niedługo odkryjesz nowy kolor - zachichotał, za co oberwał poduszką w twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro