V
W szkole z nikim nie rozmawiałam, tylko raz za czas zamieniłam słówko ze Stiles'em lub Scott'em. Jeśli chodzi o niedzielę, to całą przeleżałam w łóżku zajadając się lodami czekoladowymi i oglądając Supernatural.
Na każdej z lekcji starałam się uważać, dzięki czemu wreszcie dowiedziałam się odpowiedzi na niektóre pytania. Po lekcjach chodziłam do biblioteki i czytałam jakieś nudne książki, które wpadły mi w ręce, a potem szłam do lecznicy. Tata za każdym razem witał mnie ze zwycięskim uśmiechem, no bo w końcu nie łamię jego zasady o spotykaniu się z Hale'm. Właśnie, skoro już o nim mowa to nadal go nie wypuścili, a na dodatek dostałam również zakaz odwiedzania go. Ostatnim razem tata Stiles'a wygadał się, że tam byłam i od tej pory ma pilnować, żebym się tam nie zbliżała. Naprawdę nienawidzę niektórych ludzi...
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ...
Jak zwykle ostatnia opuściłam szkołę, bo zasiedziałam się w bibliotece. Zdziwiło mnie dzisiejsze zachowanie Scott'a i Stiles'a, którzy byli z czegoś bardzo, ale to bardzo zadowoleni, ale nie chcieli powiedzieć co było powodem tych UŚMIECHÓW. Szłam wpatrując się w chodnik ze słuchawkami w uszach, przez co połowa dźwięków do mnie nie docierała.
- Zamierzasz przejść obok mnie obojętnie? - ten głos rozpoznam wszędzie. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i wyciągnęłam słuchawki, żeby sprawdzić czy się czasem nie przesłyszałam. Niedaleko mnie zaparkowane było tak dobrze mi znane czarne Camaro, a jego właściciel stał oparty o maskę i wpatrywał we mnie oczami pełnymi radości. Niewiele myśląc podbiegłam do chłopaka i rzuciłam na jego szyję. Derek podniósł mnie i parę razy okręcił.
- Nigdy więcej - powiedziałam tkwiąc w jego uścisku.
Byliśmy właśnie w drodze do jego domu i rozmawialiśmy.
- Ale... Powiedz mi dlaczego cię wypuścili?
- To w sumie zasługa tych dwóch idiotów, którzy mnie tam wsadzili - stwierdził po chwili zamyślenia. Na początku nie mogłam w to uwierzyć... Czyli z tego się tak bardzo dzisiaj cieszyli?
- Gadałem z nimi i powiedzieli, że nie najlepiej wyglądał ostatni tydzień... - westchnął.
- Ale ja poprawiłam oceny! - odpowiedziałam wiedząc do czego zmierza.
- Podobno z nikim nie rozmawiałaś przez ten czas... Byłaś smutna... - mówiąc to jego uśmiech powoli znikał.
- Brakowało mi ciebie... Czułam się taka... Osamotniona... - westchnęłam, a on spojrzał w moje oczy.
- Już nigdy cie nie zostawię - mówiąc to położył swoja dłoń na mojej i zaczął masować ją kciukiem.
Po paru minutach byliśmy już pod domem Hale'a. Wysiadł z auta i po chwili znalazł się przy mnie otwierając drzwi.
- Jesteś kochany - zachichotałam, gdy wziął mnie za rękę i zaprowadził pod dom przepuszczając w drzwiach. Pierwszy raz byłam we wnętrzu tego domu... Wszystko było drewniane. Przede mną znajdowały się duże i zapewne głośno skrzypiące schody prowadzące na piętro wyżej. Obok znajdował się raczej salon bo była tam spora kanapa, a na niej dwa koce i poduszka.
- Wiem, że nie jest to aż tak cudne miejsce, ale... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Ale jest magiczne - powiedziałam i z fascynacją przyglądałam się każdej drewnianej desce. Przejechałam palcem po jednej ze ścian i spojrzałam na Derek'a nadal stojącego przy drzwiach.
- To jakie plany na dzisiaj?
- Ty robisz zadanie, ja sobie poćwiczę - powiedział i położył sportową torbę obok schodów.
- Ok - odpowiedziałam przypominając sobie, że mam zadanie tylko z matmy. Podeszłam do kanapy, by po chwili się na niej rozsiąść. Wyciągnęłam zeszyt i długopis, po czym zaczęłam robić potrzebne obliczenia. Kątem oka obserwowałam poczynania Hale'a. Chłopak przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, po czym podszedł do mnie i stanął za kanapą odgarniając moje włosy na prawe ramię, tak bym czuła jego oddech na swojej szyi.
- Tak, to na pewno nie skończę przed północą - zachichotałam, gdy przygryzł płatek mojego ucha. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, co nie umknęło uwadze Derek'a.
- Słodko wyglądasz, gdy się rumienisz - wyszeptał mi do ucha, po czym odszedł z powrotem do schodów. Ponownie dostrzegłam, że Hale coś kombinuje, więc wolałam nie zwracać na niego uwagi, ale gdy zdjął swoją koszulkę i zaczął się podciągać na framudze drzwi (oczywiście tyłem do mnie), mogłam zobaczyć jak wszystkie mięśnie na jego nagich plecach się napinają. Przygryzłam wargę knując w moich myślach. Najciszej jak mogłam odłożyłam zeszyt i zaczęłam się skradać w stronę szatyna, by po krótkim rozbiegu wskoczyć na jego plecy i zaczepić się wtulając w niego.
- No to teraz zobaczymy jaki jesteś silny - w odpowiedzi usłyszałam jego uroczy śmiech. Najbardziej zdziwiło mnie, że ja jak kiedyś próbowałam, to nie podciągnęłam się ani razu, a Derek robi to już chyba dziesiąty raz w dodatku z obciążeniem, a w ogóle się nie męczy. Wtuliłam się w jego delikatną skórę przesiąknięta męskimi perfumami i wsłuchiwałam w miarowy oddech i bicie serca, które były dla mnie ukojeniem. Nagle derek zeskoczył i bezszelestnie wylądował na podłodze, by zacząć robić pompki, podczas gdy ja leżałam sobie na nim i liczyłam ile już zrobił. Po półgodzinnym treningu usiedliśmy na schodach. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, który trzymał moją dłoń i delikatnie ją gładził.
- Emm... Maya... Mogę cię o coś zapytać?
- Dawaj.
- Dlaczego masz do mnie aż tak duże zaufanie?
- No wiesz... Byłeś ze mną szczery od początku... Gdy ciebie potrzebowałam, byłeś... - odpowiedziałam.
- Nie było mnie przy tobie, kiedy tego bardzo potrzebowałaś - spojrzał w moje oczy ze smutkiem.
- Chodziło mi o tamtą noc... Gdyby nie ty... Pewnie skończyłoby się tak jak poprzednia kłótnia z tatą... - widząc w jego oczach zainteresowanie, kontynuowałam. - Nie wytrzymałam i... Uciekłam... - po moim policzku spłynęła łza, gdy tylko przypomniałam sobie, co wtedy przeżyłam. - Znaleźli mnie dopiero po trzech dniach - wytarłam twarz o rękaw bluzy. Poczułam, że Derek kładzie swoją dłoń na moim podbródku i unosi twarz do góry, tak, żebym patrzyła w jego cudowne oczy.
- Już nigdy więcej cię nie zostawię - wyszeptał przysuwając swoją twarz bliżej, żebyśmy stykali się czołami. Delikatnie pocałował mnie w czubek nosa wywołując na moich ustach uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro