Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX



Przed pójściem spać, Derek musiał sprawdzić każdy kąt pokoju i udowodnić mi, że przy nim jestem bezpieczna. Opatuliłam się szczelnie kołdrą, robiąc tak zwany "kokon", na co chłopak pokręcił głową z dezaprobatą. Przytulił mnie i po chwili słyszałam już miarowy oddech towarzysza. Nie no po prostu dzięki, teraz sama się muszę zmagać ze strachem. 

Leżałam na łóżku tak, żeby widzieć cały pokój jednocześnie i móc dostrzec choćby jakikolwiek najmniejszy ruch lub zmianę w otoczeniu. Skanowałam pomieszczenie wzrokiem już od dobrych paru godzin, na co Derek tylko lekko pochrapywał. Nagle z mojego biurka spadł jeden z wielu znajdujących się na nim zeszytów. Ze strachu schowałam głowę pod kołdrę i zamknęłam oczy. Niby jest logiczne i bardzo, ale to bardzo prawdopodobne wytłumaczenie tego zajścia jak na przykład, ułożenie wszystkich zeszytów w wielgachny i niestabilny stos, ale jeśli się obejrzy horror to nic, ale to nic nie może być tłumaczone jako PRZYPADEK. Poczułam jak ktoś ściąga ze mnie ciepły materiał służący jako moja tarcza obronna i zaczyna mnie głaskać po włosach zgarniając je z twarzy.

- Jest aż tak źle? - usłyszałam zaniepokojony głos.

- Przepraszam, nie chciałam cię budzić...

- Nie masz za co przepraszać, to ja powinienem - wyszeptał do mojego ucha. Objął mnie w talii i przysunął bliżej siebie, a następnie obrócił przez co stykaliśmy się nosami.

- Teraz lepiej? - zapytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową i wtuliłam się w jego ciepły tors zasypiając.

***

- Maya - usłyszałam głos Scott'a, po czym poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Od razu się podniosłam i spojrzałam na niego zaspanymi oczami.

- Co jest? - zapytał patrząc na mnie z troską.

- Hmmm... Połączenie Derek i horror coś ci mówi?

- Ojć niefajnie - zachichotał.

- Dzięki - burknęłam i wróciłam do spania.

***

- Proszę - usłyszałam głos obok mnie, więc momentalnie podniosłam głowę. Tak, znowu spałam.

- Nie trzeba było, ale dziękuję - posłałam Isaac'owi ciepły uśmiech, gdy chłopak podawał mi kawę.

- Drobiazg - odparł i zaczął bawić się swoimi palcami. - To co zbieramy się? - zapytał, gdy upijałam kolejny łyk przyjemnego napoju. Kiwnęłam głowę na znak zgody. Już mieliśmy wstawać, gdy podbiegł do nas Jackson z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 

- Maya, twój chłoptaś cię szukał - odparł rozmasowując sobie kark.

- Kto?! - zapytałam zaniepokojonym głosem. Oby nie Derek, oby nie Derek.

- No ten taki, umięśniony szatyn. Szukał ciebie i Scott'a - wyjaśnił znudzonym tonem. - Powiedz mu, żeby przestał zażywać, bo wygląda okropnie - dodał i odszedł. Spojrzałam przerażona na Isaac'a i po chwili biegliśmy przez zatłoczone korytarze szkoły.

Gdy tylko wybiegliśmy na zewnątrz zobaczyłam wielki korek prowadzący od parkingu aż do wyjazdu z niego. A kto stał na samym początku? Oczywiście Stiles. Poprawiłam torbę na ramieniu i szybko do nich podbiegłam nie zakładając kurtki pomimo bardzo niskiej temperatury. Dopiero po chwili zauważyłam co było przyczyną całego zamieszania.

- Boże Derek! - zawołałam przyklękając przy leżącym przed jeep'em Stiles'a chłopaku. - Przejechałeś go?! - zawołałam w stronę przyjaciela z mordem w oczach.

- Nie! Sam tu przylazł i teraz leży na drodze! - chłopak również był zaniepokojony zaistniałą sytuacją.

- Derek twoje oczy - usłyszałam głos Scott'a i również spojrzałam na szatyna. Jego oczy co chwila zmieniały swoją barwę.

- Nie. Panuję. Nad. Tym - powiedział z trudem, mocno zaciskając przy tym szczękę.

- Stiles pomóż mi, wniesiemy go do twojego jeep'a.

- Co?! NIE! - zawołał od razu, lecz widząc mój wzrok zgodził się natychmiastowo. Wszyscy w trójkę (bo jeszcze Isaac) wnieśli Derek'a do jeep'a i posadzili go na przednim siedzeniu. 

- Jadę z wami - powiedziałam podchodząc do Scott'a.

- Zostajesz, to zbyt niebezpieczne.

- Niebezpieczne? Co mu jest? - czułam jak do moich oczu napływają łzy.

- Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi - powiedział wsiadając do samochodu. - Isaac, nie wierzę, w to co powiem, ale... Zajmij się nią - po tych słowach odjechali, a ja wtuliłam się w Lahey'a.

***

- Isaac... Nie ma ich już tak długo - zaszlochałam siedząc na parapecie i co chwila zerkając na telefon leżący obok mnie.

- Wszystko będzie dobrze, tak? Scott ci to obiecał, a wiem, że on nigdy nie łamie obietnic - mówiąc to podał mi ciepły kubek gorącej czekolady. Jej zapach przypominał mi wszystkie chwile spędzone razem z Derek'iem. Przytulił mnie od tyłu i również wpatrywał się w ciemność panującą za oknem.

***

Rano, ku mojemu zdziwieniu obudziłam się na łóżku, dokładnie okryta kołdrą. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju dostrzegając Isaac'a śpiącego na krześle przy biurku. Od razu przypomniałam sobie, co wydarzyło się wczoraj przed szkołą, więc wzięłam szybko swój telefon i ze smutkiem odłożyłam go z powrotem na stolik. Żadnej wiadomości, żadnego znaku życia...

- Isaac - szepnęłam, a chłopak momentalnie się obudził. Przetarł oczy i spojrzał na mnie.

- Tak? Coś się stało? - zapytał wstając z krzesła i podchodząc do łóżka, na którym po chwili usiadł.

- Boję się - powiedziałam, a po moich policzkach popłynęły kolejne łzy. Wtuliłam się w blondyna zamykając oczy. Po chwili poczułam jak chłopak zaczyna gładzić moje włosy.

- Nie bój się, wszystko będzie dobrze... Poleż sobie jeszcze, dzisiaj lekcje mamy później. 

***

W szkole słuchałam nauczycieli jak przez mgłę. W ogóle nie mogłam się skupić. Myślami byłam gdzie indziej, a dokładnie we wspomnieniach chwil spędzonych z Derek'iem. Scott i Stiles nie pojawili się dzisiaj w szkole, więc mogłam liczyć tylko na Lahey'a.

- Otwórzcie podręczniki na trzydziestej czwartej stronie - powiedział pan Harris swoim monotonnym głosem i po chwili po klasie rozszedł się szelest przerzucanych kartek papieru. Otworzyłam swój podręcznik i moim oczom ukazała się mała, zgięta na pół karteczka. Dyskretnie ją rozłożyłam i natychmiast na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Ehm... Proszę pana, mogę iść do toalety? - zapytałam starając się nie tryskać radością aż za bardzo.

- Dobrze, tylko szybko - westchnął. Wstając odwróciłam się do Isaac'a i posłałam mu radosny uśmiech, na co on odpowiedział zdziwionym spojrzeniem. Wyszłam na korytarz i momentalnie dostrzegłam tak dobrze znaną mi skórzaną kurtkę. Chłopak stał niedaleko mnie i nonszalancko opierał się o szafki. Uśmiechnął się ukazując rząd idealnych, śnieżno-białych zębów.

- Czyżbyś właśnie łamała zasady? - zapytał chichocząc. Boże, jak mi brakowało tego śmiechu.

- Możliwe - odpowiedziałam idąc w jego kierunku. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam, na co on mnie podniósł okręcił się.

- Bałam się o ciebie - powiedziałam patrząc na niego z góry, ponieważ nadal nie czułam gruntu pod nogami.

- Naprawdę? Wiesz przecież, że mnie się tak łatwo nie pozbędziesz.

- No ja myślę - gdy już poczułam grunt pod nogami, nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Zamknęłam oczy i przybliżyłam się do szatyna, na co on przywarł swoimi ustami do moich. Oddałam pocałunek, który był delikatny i pełen troski. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza.

- Kocham cię - powiedział Derek i złączył nasze usta w kolejnym pocałunku.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro