Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Nie wierzyłam w to co mi powiedział. Oglądam za dużo filmów fantasy i na pewno chcą to wykorzystać, żeby mnie sprankować.

- Niemożliwe.

- To zobacz - mówiąc to jego oczy stały się całe czerwone, a na miejscu zębów pojawiły się ostre kły. Z dłoni, która spoczywała na mojej zaczęły wyrastać ogromne szpony, a z gardła mężczyzny wydobył się warkot. Szybko cofnęłam rękę z jego objęć i sama odsunęłam się na drugi koniec łóżka. Derek od razu odwrócił głowę w drugą stronę ze zmartwieniem.

- Przeprasza, nie chciałem cię przestraszyć... - powiedział smutnym głosem. Przybliżyłam się do niego i delikatnie dotknęłam jego policzka odwracając twarz tak, żeby jego oczy patrzyły teraz w moje. Drżącymi palcami przejechałam po jego twarzy napotykając delikatny zarost. Opuszkiem dotknęłam jego dolnej wargi, a on nadal wpatrywał się moje oczy jak zahipnotyzowany, pomimo, że to właśnie on miał ich nadnaturalną barwę. Położyłam moją dłoń na jego wielgachnej łapie i lekko uniosłam dotykając wydłużonych pazurów z fascynacją. Wzrokiem jednak wróciłam do oczu, które rozświetlały twarz Derek'a.

- Nie boję się ciebie...

Gdy Derek z powrotem przybrał swoja naturalną postać, usiadł obok mnie na łóżku, a ja się w niego wtuliłam. Nareszcie zrozumiałam o jakie niebezpieczeństwo im wszystkim chodziło...

- Łamiesz zakaz ojca - wyszeptał przybliżając swoje usta do mojego ucha i delikatnie o nie zahaczając.

- Nigdy nie przestrzegałam zasad - odparłam na co zachichotał. Leżałam głową na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w bicie serca oraz miarowy oddech. Palce mieliśmy złączone, a moja prawa noga bezwładnie leżała na jego obu. Było mi ciepło, ale gdy słyszałam jego głos przechodziły mnie dreszcze.

- Śpij - mówiąc to złożył pocałunek na czubku mojej głowy i zaczął głaskać długie, brązowe loki, co chwila zawijając je o swoje palce.

- Ale jutro jest sobota! - krzyknęłam szeptem patrząc na niego. Jedyną jego odpowiedzią były uniesione do góry brwi. - Postaram się... - dodałam ziewając.

***

Obudziłam się czując pod sobą... grzejnik zamiast materaca? Otworzyłam oczy i niewiele się pomyliłam, ponieważ moja głowa spoczywała na brzuchu wysportowanego Derek'a, czyli na jego KALORYFERZE. Właściciel niestety jeszcze spał... Nie wróć! Cofam to, bo ten widok był bardzo uroczy...

- Przyglądasz mi się od dobrych pięciu minut - powiedział chłopak uśmiechając się cwaniacko, pomimo, że nadal nie otworzył oczu. Spłonęłam rumieńcem, więc przykryłam twarz włosami, które i tak już na nią opadały, jednak mój towarzysz miał inne plany. Zgarnął wszystkie włosy z mojej twarzy, a niektóre założył za ucho.

- Dobra, to ja już wstaję.

- Nie ma takiej opcji - odpowiedział i przyciągnął mnie mocniej do siebie, gdy tylko spróbowałam się podnieść.

- No Derek, no! - zachichotałam.

- Zimno mi będzie - powiedział zmartwionym głosikiem.

- Trudno, ja idę się umyć - odparłam ściągając jego wielgachną i ciężką rękę z siebie. Zamruczał niezadowolony. Podeszłam do szafy, z której po chwili zaczęłam wybierać ciuchy. Derek oparł się na łokciu i przyglądał moim poczynaniom.

- A może by tak... - spojrzał na mnie z olśnieniem, lecz ja wiedziałam co on chce powiedzieć, więc mu przerwałam.

- Nie Derek, nie - chłopak zrobił naburmuszona minkę, niczym moja młodsza kuzynka, Holly, gdy nie dostanie nutelli. Wzięłam wybrane przez siebie rzeczy i opuściłam pokój kierując się w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a włosy uczesałam w koński kucyk.

- Co chcesz na śniadanie? - zapytałam wychodząc z łazienki i przechodząc obok mojego pokoju, jednak kątem oka dostrzegłam, że moje łózko jest puste. Wróciłam się i weszłam do pomieszczenia, dopiero po chwili dostrzegając Derek'a, który przyglądał się zdjęciom przywieszonym na korkowej tablicy nad biurkiem.

- Byłaś urocza... - powiedział i dotknął jednego z nich.

- A teraz już nie jestem? - zapytałam udając obrażoną. Skrzyżowałam dłonie na piersi wpatrując się w zakłopotanego szatyna.

- Jesteś! Jesteś! - zawołał. - Ale nie tak bardzo słodka jak ja - dodał i zwycięsko wypiął klatę do przodu niczym Superman.

- Niemądre posunięcie Hale - przymrużyłam oczy. - Jeden naleśnik mniej - uśmiech zniknął z jego twarzy. Zaczął kierować się w moją stronę z morderczym wzrokiem i cwanym uśmieszkiem, na co zrobiłam dwa kroki do tyłu uderzając plecami o drzwi.

- Tak chcesz się bawić? - zapytał stojąc już wystarczająco blisko mnie, że czułam jego oddech na mojej szyi. Przybliżył swoją twarz do mojej, a w sumie bardziej do mojego prawego boku.

- Ze mną nigdy nie wygrasz - wyszeptał mi do ucha aksamitnym głosem, po czym delikatnie przygryzł jego płatek. Moje serce zabiło szybciej, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

- Poproszę za to dwa naleśniki więcej - uśmiechnął się radośnie widząc jak na mnie działa.

- Chciałbyś - mruknęłam w jego stronę. Odepchnęłam go od siebie i również posłałam cwany uśmieszek, gdy wychodziłam z pokoju. Zdezorientowany Hale stal tam jeszcze przez chwilę, po czym ruszył za mną do kuchni.

- Chodź, pomożesz mi - powiedziałam do Hale'a siedzącego przy stole, podczas, gdy ja szukałam patelni.

- Ja nie umiem gotować! - powiedział ze śmiechem.

- To się nauczysz!

Wraz z Derek'iem stałam przy kuchence i dokładnie objaśniałam co ma robić. Po paru minutach, pełnych śmiechu i rozmów usiedliśmy do stołu, a przed nami ciepłe i słodkie placki z nutellą. Oczywiście nie uniknęliśmy małej wojny, przez co na nosie nadal miałam ślady po czekoladzie.

- Ty nie umiesz gotować?! - zapytałam po pierwszym kęsie, a chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem na twarzy. - To jest cudowne! Od dzisiaj będziesz mi gotował! - dodałam, a jego dźwięczny śmiech rozniósł się po kuchni.

***

- Dobra, to ja się będę już zbierał - powiedział Derek, gdy leżeliśmy razem na łóżku i rozmawialiśmy.

- Idę z tobą - odparłam również wstając, na co mężczyzna odwrócił się do mnie.

- W lesie nie jest bezpiecznie...

- Bo ty tam mieszkasz? W sumie to możesz mieć rację... - udałam zamyśloną, lecz po chwili zaśmiałam się widząc jego twarz, która wyrażała zbyt dużo emocji na raz.

- Zostajesz - powiedział stanowczo i wziął do ręki swoją skórzaną kurtkę.

***

- To, gdzie idziemy? - zapytałam, gdy od dłuższego czasu przechadzaliśmy się po lesie.

- Do mnie - Derek wciąż nie mógł uwierzyć, że wygrałam w "mini kłótni" i właśnie mu towarzyszę.

Zbliżaliśmy się do spalonego, lecz nie do końca opuszczonego domu Hale'ów, gdy oboje usłyszeliśmy głosy.

- Zaczekaj tutaj, sprawdzę o co chodzi - odparł głosem wypranym z emocji i ruszył przed siebie. Po chwili straciłam go z oczu, więc obeszłam dom kryjąc się w krzakach, tak, żeby nikt mnie nie zauważył, a zwłaszcza Derek. Miałabym przerąbane. Przed domem chłopaka, wręcz roiło się od policjantów, którzy najwidoczniej czegoś szukali... Albo już znaleźli.

- W środku nikogo nie ma - powiedział jeden z nich stojąc na werandzie.

- O co chodzi? To teren prywatny - warknął rozzłoszczony Hale stając niedaleko radiowozu.

- Dzień dobry, szeryf Stiliński, jest pan zatrzymany i podejrzany o morderstwo swojej siostry - mówiąc to, tata Stiles'a wyciągnął kajdanki i zaczął do niego podchodzić.

- Nie macie żadnych dowodów - warknął w odpowiedzi zaciskając pięści. - Nigdzie nie idę.

- Nie chcesz po dobroci? - zapytał drugi policjant stojący za nim. - To użyjemy siły - mówiąc to popchnął Derek'a na radiowóz i przyparł do niego. Zakryłam usta ręką, bojąc się, że mogą mu coś zrobić. Chłopak chyba mnie usłyszał, bo spojrzał w stronę mojej kryjówki ze zmartwieniem w oczach. Zakuli go i pomimo, że zaczął się wyrywać, wsadzili do radiowozu. Po chwili do samochodu wsiadł nie kto inny jak Stiles. Widziałam jak rozmawia z nim, po czym szybko wybiega i idzie do swojego ojca. Opuściłam swoją kryjówkę i nadal niezauważona przez nikogo zaczęłam się zbliżać do drzewa za Stylińskim. Nie byłam jednak pierwszą osobą, która pomyślała o tej kryjówce...

- Scott?!

- Maya?! Co ty tu robisz?!

- To wasza sprawka?! Zabiję! - powiedziałam z mordem w oczach.

- Ale Derek jest winny! - usprawiedliwiał się.

- Nieprawda! Masz jakiś dowód?

- Świeżo zakopane ciało przy jego domu...

- Ale on był cały czas ze mną! - nie zdążyłam się ugryźć w język, a Scott zmierzył mnie podejrzanym spojrzeniem. Z nerwów przygryzłam dolną wargę.

- Miałaś się od niego trzymać z daleka!

- Wiem już o wszystkim i o tym, że Derek nie jest groźny. Tak samo jak ty - twarz chłopaka wyrażała smutek a zarazem zdziwienie.

- Ej Scott, mały problem.... Maya?! - zawołał Stiles, który akurat podszedł do nas.

- Idioci - warknęłam pod nosem i odwróciłam, po czym zaczęłam biec w nawet sobie nie znanym kierunku.

Po paru godzinach przemierzania lasu, który w każdym miejscu wyglądał tak samo, usiadłam pod jednym z drzew i podkuliłam nogi.

- Przecież on nie mógłby.... - szeptałam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Przygryzłam dolną wargę, a w głowie miałam burze pytań, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.; "Dlaczego, tak bardzo się o niego martwię? Dlaczego on tak na mnie działa, że gdy przy mnie stoi, to odczuwam przyjemne dreszcze? Dlaczego dla niego nie posłuchałam ani taty ani Scott'a?" Nagle telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Z ciekawości wyciągnęłam go, lecz gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię mojego przyjaciela, schowałam go z powrotem.

Dzwonił już chyba z dwudziesty raz; Stiles i Scott na zmianę. Stwierdziłam, że w końcu odbiorę i powiem im, żeby dali mi spokój.

- Czego chcesz? - zapytałam głosem przepełnionym nienawiścią.

- Gdzie jesteś? Od paru godzin cię szukamy...

- Dajcie mi spokój!

- Dlaczego mi to robisz? - jego głos był załamany.

- Dlaczego? A czemu wy to zrobiliście? No dalej, słucham wyjaśnień.

- On jest mordercą!

- Nie jest i ty dobrze o tym wiesz! Poza tym, tylko on jeden był ze mną szczery od samego początku, pomimo, że mnie w ogóle nie znał! - rzuciłam telefonem w drzewo naprzeciwko siebie i zaszlochałam. No, to nie może być prawda!

Moje mokre włosy przyklejały się co jakiś czas do twarzy a mokre ubrania sprawiały uczucie jakby ważyły co najmniej pięć kilogramów. Padało już od dłuższego czasu, a ja wciąż szukałam wyjścia z lasu. Nagle zauważyłam światła przebijające się przez konary drzew. Czyli, że moja orientacja w terenie nie jest taka zła! Po chwili znajdowałam się na twardym asfalcie i zamierzałam w stronę Beacon Hills. Nie wiem jakim cudem zawędrowałam aż tak daleko, ale czekała mnie jeszcze długa droga powrotna. Co jakiś czas mijały mnie pojedyncze samochody, lecz nie zwracałam na to uwagi, tylko szłam przed siebie. Jedno z nich przyhamowało...

- Może podwózka? - zapytał dobrze znany mi głos, lecz ja nie odpowiedziałam.

- No Maya, nie bądź zła... - powiedział Stiles jadąc swoim jeep'em w moim tempie. Przystanęłam i obeszłam jego wóz z drugiej strony. Otworzyłam drzwi pasażera i wsiadłam do środka.

- Zawieź mnie na komisariat - powiedziałam i oparłam głowę o szybę.

- Ale jest już po 22.00...

- Na komisariat - powtórzyłam zamykając oczy. 

Poczułam, że samochód zwalnia, więc otworzyłam oczy. Znajdowaliśmy się przed komisariatem w Beacon Hills. Wysiadłam szybko i skierowałam do drzwi.

- Zaczekaj! - zawołał Stiles biegnąc zaraz za mną. Otworzyłam szklane drzwi i podeszłam do kobiety stojącej za ladą.

- Dobry wieczór, ja do waszego najnowszego nabytku - powiedziałam wysilając się na delikatny uśmiech.

- Przykro mi, ale godziny odwiedzin skończyły się o 20.00.

- To bardzo ważne - dodał Stiles opierając się łokciami o ladę.

- Dobrze, ale zrobię to tylko ze względu na ciebie - skinęła głową na chłopaka. Obeszła ladę i poprowadziła nas do cel.

- Zawsze mi pomaga w matmie, jak czekam na tatę - wyjaśnił widząc moją zdezorientowaną minę.

- Tylko 10 minut - otworzyła stalowe drzwi do pomieszczenia, w którym znajdowały się dwie cele. Spojrzałam na Stiles'a.

- Idź, ja zaczekam - uśmiechnął sie do mnie co odwzajemniłam i weszłam do środka. Chwilę potem drzwi się zamknęły, a ja wolnym krokiem podeszłam do pierwszej celi, w której widniał cień sylwetki dobrze zbudowanego mężczyzny.

- Już wam wszystko powiedziałem - westchnął wpatrując się w podłogę.

- Derek... - gdy tylko usłyszał mój głos, odwrócił się, a jego oczy rozświetliły ciemność jaka wokół niego panowała.

- Maya, co ty tu robisz? Powinnaś być w domu! - powiedział podchodząc do krat. Dopiero teraz zauważyłam, że pomimo siedzenia w ciasnym pomieszczeniu pod stałą kontrolą, nie zdjęto mu kajdanek. Wyciągnęłam do niego ręce i złapałam za dłonie mężczyzny delikatnie gładząc je kciukiem.

- Wiem, że jesteś niewinny - wyszeptałam przenosząc wzrok z dłoni na jego pełne troski oczy.

- Dlaczego jesteś cała mokra? - zapytał dotykając końcówek moich włosów, które były najbardziej przemoczone. Wzięłam jego rękę i przyłożyłam ją do swojego policzka wtulając w ciepło dłoni wilkołaka.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro