Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Weszłam do domu głośno trzaskając drzwiami. Pobiegłam szybko na górę do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Dlaczego jestem zła? Ponieważ każdy ma przede mną tajemnicę; Derek i Scott nie chcieli mi wyjaśnić o co tak naprawdę chodzi, a dobrze wiem, że Hale nie zrobiłby mi nic złego... Na dodatek tata mi też nie powiedział o co mu chodzi... Po policzkach zaczęły spływać mi łzy, które pokonawszy swoją krótka wyprawę wsiąkały w różową poduszkę. Usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Nawet się nie podniosłam, żeby sprawdzić, czy to nie na przykład kurier lub listonosz. Kolejny dzwonek, a zaraz po nim następny.
Potem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi oraz kroki na schodach, a na końcu westchnięcie dobiegające ze strony drzwi.

- Maya... To nie tak... - zaczął Scott, gdy leżałam w bezruchu na całym łóżku. - Nie mam przed tobą tajemnic... Znaczy... Może jedną... Lub dwie... No dobra spotykam się z Allison - westchnął wchodząc do pokoju i siadając na skraju łóżka.

- A jaka jest druga? - zapytałam zachrypniętym głosem.

- Wiesz... To jest naprawdę bardzo skomplikowane i... pokręcone...

- Powiedz po prostu, że mi nie ufasz.

- Nie o to chodzi... Boję się o ciebie. Jak ci powiem już nie będziesz bezpieczna...

- Czy to ma związek z Derek'iem? - uniosłam na niego spojrzenie opuchniętych od płaczu oczu.

- No i to duży - chłopak bawił się palcami ze stresu.

- Dobra to powiesz mi kiedy indziej, ale masz obiecać, że to zrobisz - pociągnęłam nosem.

- Obiecuję - powiedział i mnie przytulił.

***

Wraz ze Scott'em na poprawę humoru zrobiliśmy sobie maraton filmowy, który nie obył się bez popcorn'u, lodów czekoladowych i pizzy. Tata wraca dzisiaj dosyć późno, więc Scott'ie stwierdził, że zostanie ze mną i zaczeka.

- No dalej Dean! Walnij go! - wołałam, gdy oglądaliśmy odcinek Supernatural. Scott zaczął chichotać przez co jedna szesnasta popcorn'u wylądowała na podłodze.

Gdy wrócił mój tata, skończyliśmy prawie oglądać już któryś z kolei odcinek. Scott wrócił do siebie dopiero po długim pożegnaniu ze mną.

- Jak ci minął dzień? Coś się stało? Jesteś jakaś smutna... - zapytał tato siadając naprzeciwko mnie przy stole w kuchni.

- Tato... Dlaczego nie mogę się widywać z Derek'iem? - wyglądało to tak jakby czas się na chwilę zatrzymał; doktorek przyglądał mi się z nieodgadnionym miksem emocji na twarzy.

- Spotkałaś się z nim?! - zawołał nie dowierzając.

- Noo... Przyjechał dzisiaj pod szkołę...

- Uff... A już myślałem...

- Tylko wiesz... On tam przyjechał ze względu na mnie.

- Córcia! Mówiłem ci, że masz go unikać!

- Ale powiedz mi chociaż dlaczego! - on zaczął unosić głos, to ja też.

- On jest niebezpieczny!

- W jakim sensie?! Jest gangsterem?! Handlarzem narkotyków?! - tata wstał od stołu przypatrując mi się ze złością w oczach.

- Masz się z nim nie spotykać! Nie obchodzi mnie czy to będzie przypadek czy nie! A jak was zobaczę razem, to nie skończy się to zwykłym szlabanem! - zawołał. Jeszcze nigdy nie widziałam go aż tak rozzłoszczonego. Do moich oczu napłynęły łzy... I co zrobiłam? Jak małe dziecko uciekłam na górę do swojego pokoju. 

- Dlaczego mi tak zależy na tobie? - zapytałam samą siebie płacząc w poduszkę.

- Maya, nie płacz - usłyszałam męski głos, więc przerażona zerwałam się szybko i usiadłam na łóżku.

- Kto tu jest? - zapytałam, gdy kolejna łza spłynęła po moim policzku. Zapaliłam lampkę znajdującą się na stoliku obok łóżka. Żarówka nie dawała zbyt dużo światła, ale wystarczająco, by zobaczyć sylwetkę postaci opierającej się o komodę.

- Derek? - zapytałam z nadzieją w głosie. Mężczyzna podszedł do mnie i przyklęknął obok łóżka. Przytuliłam do siebie poduszkę i podkuliłam nogi przyglądając się idealnym rysom jego twarzy i pięknym zielonym oczom.

- Spokojnie - powiedział i położył swoja dłoń na mojej uśmiechając się przy tym.

- Ale... Jak ty się tu znalazłeś?

- Wszedłem przez okno - odpowiedział jakby to była dla niego rzecz codzienna i otarł pojedynczą łzę z mojego pliczka. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy i przypatrywaliśmy sobie.

- Powiedz mi... Dlaczego jesteś NIEBEZPIECZNY? - zapytałam, gdy już się uspokoiłam na tyle, by mój głos był naturalny.

- Wiesz... To nie jest takie proste... Nie jestem żadnym jak to ujęłaś gangsterem czy handlarzem narkotyków... Jestem kimś o wiele gorszym... - westchnął. - Powiem ci, ale nie przestrasz się, ok? - kiwnęłam głową na znak zgody. 

- Jestem... Wilkołakiem...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro