III
Weszłam do domu głośno trzaskając drzwiami. Pobiegłam szybko na górę do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Dlaczego jestem zła? Ponieważ każdy ma przede mną tajemnicę; Derek i Scott nie chcieli mi wyjaśnić o co tak naprawdę chodzi, a dobrze wiem, że Hale nie zrobiłby mi nic złego... Na dodatek tata mi też nie powiedział o co mu chodzi... Po policzkach zaczęły spływać mi łzy, które pokonawszy swoją krótka wyprawę wsiąkały w różową poduszkę. Usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Nawet się nie podniosłam, żeby sprawdzić, czy to nie na przykład kurier lub listonosz. Kolejny dzwonek, a zaraz po nim następny.
Potem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi oraz kroki na schodach, a na końcu westchnięcie dobiegające ze strony drzwi.
- Maya... To nie tak... - zaczął Scott, gdy leżałam w bezruchu na całym łóżku. - Nie mam przed tobą tajemnic... Znaczy... Może jedną... Lub dwie... No dobra spotykam się z Allison - westchnął wchodząc do pokoju i siadając na skraju łóżka.
- A jaka jest druga? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Wiesz... To jest naprawdę bardzo skomplikowane i... pokręcone...
- Powiedz po prostu, że mi nie ufasz.
- Nie o to chodzi... Boję się o ciebie. Jak ci powiem już nie będziesz bezpieczna...
- Czy to ma związek z Derek'iem? - uniosłam na niego spojrzenie opuchniętych od płaczu oczu.
- No i to duży - chłopak bawił się palcami ze stresu.
- Dobra to powiesz mi kiedy indziej, ale masz obiecać, że to zrobisz - pociągnęłam nosem.
- Obiecuję - powiedział i mnie przytulił.
***
Wraz ze Scott'em na poprawę humoru zrobiliśmy sobie maraton filmowy, który nie obył się bez popcorn'u, lodów czekoladowych i pizzy. Tata wraca dzisiaj dosyć późno, więc Scott'ie stwierdził, że zostanie ze mną i zaczeka.
- No dalej Dean! Walnij go! - wołałam, gdy oglądaliśmy odcinek Supernatural. Scott zaczął chichotać przez co jedna szesnasta popcorn'u wylądowała na podłodze.
Gdy wrócił mój tata, skończyliśmy prawie oglądać już któryś z kolei odcinek. Scott wrócił do siebie dopiero po długim pożegnaniu ze mną.
- Jak ci minął dzień? Coś się stało? Jesteś jakaś smutna... - zapytał tato siadając naprzeciwko mnie przy stole w kuchni.
- Tato... Dlaczego nie mogę się widywać z Derek'iem? - wyglądało to tak jakby czas się na chwilę zatrzymał; doktorek przyglądał mi się z nieodgadnionym miksem emocji na twarzy.
- Spotkałaś się z nim?! - zawołał nie dowierzając.
- Noo... Przyjechał dzisiaj pod szkołę...
- Uff... A już myślałem...
- Tylko wiesz... On tam przyjechał ze względu na mnie.
- Córcia! Mówiłem ci, że masz go unikać!
- Ale powiedz mi chociaż dlaczego! - on zaczął unosić głos, to ja też.
- On jest niebezpieczny!
- W jakim sensie?! Jest gangsterem?! Handlarzem narkotyków?! - tata wstał od stołu przypatrując mi się ze złością w oczach.
- Masz się z nim nie spotykać! Nie obchodzi mnie czy to będzie przypadek czy nie! A jak was zobaczę razem, to nie skończy się to zwykłym szlabanem! - zawołał. Jeszcze nigdy nie widziałam go aż tak rozzłoszczonego. Do moich oczu napłynęły łzy... I co zrobiłam? Jak małe dziecko uciekłam na górę do swojego pokoju.
- Dlaczego mi tak zależy na tobie? - zapytałam samą siebie płacząc w poduszkę.
- Maya, nie płacz - usłyszałam męski głos, więc przerażona zerwałam się szybko i usiadłam na łóżku.
- Kto tu jest? - zapytałam, gdy kolejna łza spłynęła po moim policzku. Zapaliłam lampkę znajdującą się na stoliku obok łóżka. Żarówka nie dawała zbyt dużo światła, ale wystarczająco, by zobaczyć sylwetkę postaci opierającej się o komodę.
- Derek? - zapytałam z nadzieją w głosie. Mężczyzna podszedł do mnie i przyklęknął obok łóżka. Przytuliłam do siebie poduszkę i podkuliłam nogi przyglądając się idealnym rysom jego twarzy i pięknym zielonym oczom.
- Spokojnie - powiedział i położył swoja dłoń na mojej uśmiechając się przy tym.
- Ale... Jak ty się tu znalazłeś?
- Wszedłem przez okno - odpowiedział jakby to była dla niego rzecz codzienna i otarł pojedynczą łzę z mojego pliczka. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy i przypatrywaliśmy sobie.
- Powiedz mi... Dlaczego jesteś NIEBEZPIECZNY? - zapytałam, gdy już się uspokoiłam na tyle, by mój głos był naturalny.
- Wiesz... To nie jest takie proste... Nie jestem żadnym jak to ujęłaś gangsterem czy handlarzem narkotyków... Jestem kimś o wiele gorszym... - westchnął. - Powiem ci, ale nie przestrasz się, ok? - kiwnęłam głową na znak zgody.
- Jestem... Wilkołakiem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro