II
Siedziałam na łóżku i przygotowywałam się na jutrzejszy sprawdzian z historii, gdy nagle usłyszałam trzask drzwi wejściowych, który powiadomił mnie o powrocie taty do domu.
- Cześć córcia! - usłyszałam męski głos oraz ciężkie kroki na schodach. Po chwili jego rozweselona twarz pojawiła się w drzwiach do mojego pokoju.
- Cześć! - uśmiechnęłam się do niego zamykając podręcznik i laptop. Podszedł do mnie trochę zmartwiony i usiadł obok na łóżku. Pogładził mnie ręką po włosach wpatrując się w moje oczy z troską.
- Coś się stało? - zapytałam nieco zmartwiona widząc, że uśmiech schodzi z jego twarzy.
- Mam do ciebie prośbę...
- Tak?
- Unikaj Derek'a Hale'a.
Gdy tylko to usłyszałam od razu przypomniały mi się zielone oczy przystojnego szatyna.
- Dobrze tato - powiedziałam z lekka niechęcią w głosie i spuściłam głowę.
- Znasz go? - zapytał zaskoczony.
- Nie, nie - zaprzeczyłam udając, że ziewam. - Po prostu jestem bardzo zmęczona, a jutro mam trudny sprawdzian, więc położę się już spać.
- Dobrze skarbie - mówiąc to wstał i dał mi buziaka na dobranoc, po czym upewniając się, że jestem dobrze przykryta zgasił światło i wyszedł. Drzwi były lekko uchylone, przez co strużka światła wpadała do mojego pokoju świecąc mi prosto w twarz.
***
- A spotykasz się z nim czy coś? - zapytał na drugi dzień Scott, gdy razem przemierzaliśmy korytarze szkoły.
- No nie, ale wydaje się całkiem miły... - mówiąc to zgarnęłam niesforny kosmyk włosów za ucho. - Wiesz dlaczego tata mi zabronił?
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami, lecz widziałam, że coś ukrywa. Weszliśmy do sali chemicznej, gdzie znajdowała się już połowa uczniów, w tym Stiles i Lydia. Zajęliśmy więc stanowisko przed nimi.
- Wy nas dzisiaj unikacie? - Stiles chcąc pochylić się w naszą stronę musiał rozłożyc się na metalowym blacie.
- Nie... Skąd ten pomysł?
- Od samego rana próbuję z wami porozmawiać, ale coś mi nie wychodzi - przymrużył podejrzliwie oczy. Już miałam mu odpowiedzieć, lecz przerwał mi bezuczuciowy i wysoki głos.
- Panie Styliński! Proszę zająć swoje miejsce! Ławka to nie łóżko! - zawołał nauczyciel, który przed chwilą wszedł do klasy. Stiles westchnął wykonując polecenie nauczyciela i po chwili w klasie zapadła cisza. Wszyscy wsłuchiwali się w monotonny głos tłumaczący coś o atomach, a ja zaczęłam malować w zeszycie jakieś znaczki.
- Maya - Scott szturchnął mnie w ramię wybudzając tym samym z transu, a gdy na niego spojrzałam, kiwnął głową w stronę okna. Wychyliłam się, żeby zobaczyć o co mu chodzi i od razu pożałowałam swojej decyzji. Na parkingu szkolnym lśniło w słońcu czarne Camaro, a jego właściciel opierający się o maskę, pomimo słonecznej pogody miał na sobie skórzaną kurtkę i przeglądał coś na telefonie. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na kartkę zeszytu, na której widniała sporych rozmiarów spirala.
- Em... Maya? On nigdy nie przyjeżdżał pod szkołę... - wyszeptał Scott pochylając się lekko do mnie.
- Wiem... - odparłam malując kolejną spiralę. Gdy tylko Scott to zobaczył jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. - Coś nie tak? - zapytałam zdziwiona.
- Nie, nie nic - odpowiedział szybko i udał, że bardzo zaciekawił go dzisiejszy temat lekcji.
PO LEKCJI...
- Może powinnam wyjść drugim wyjściem? - zapytałam, gdy zbliżałam się z McCall'em w stronę drzwi.
- Nie musisz... Postaram się, aby cię nie zauważył - puścił mi oczko i otworzył drzwi. Wziął mnie za rękę i poprowadził chodnikiem przy ceglanej ścianie, ponieważ kręciło się tam dużo osób. nerwowo rozejrzałam się i dostrzegłam Hale'a, który skanował każdy mój ruch zza okularów przeciwsłonecznych. Na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek, przez co mocniej ścisnęłam rękę przyjaciela.
- Co się stało? - przystanął i spojrzał w moje oczy z niepokojem w swoich.
- Nic, chodźmy - pospieszyłam go.
Zaprowadził mnie do stolika znajdującego się w cieniu, a sam poszedł "sprawdzić o co chodzi Hale'owi". Czekałam na przyjaciela patrząc jak inni uczniowie naszej szkoły śmieją się i rozmawiają.
- Unikasz mnie? - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos, lecz nie odpowiedziałam. Derek usiadł obok mnie na ławce i oparł ręce o stół przyglądając się mojej twarzy, która nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. No skoro tata zabraniał mi się z nim widywać, to chyba miał powód nie?
- Coś się stało? - zapytał ponownie, na co ja wstałam i zabrałam swoje rzeczy. Głupio mi było, bo na początku z nim rozmawiam i śmieje się, a teraz po prostu olewam... Zaczęłam wzrokiem szukać Scott'a, który najwyraźniej zaginął w akcji. Poczułam ciepły oddech na swojej szyi, więc szybko się odwróciłam. Twarz moją i Derek'a dzieliło zaledwie kilka centymetrów...
- A jednak mnie widzisz - odparł tryumfalnie lekko zachrypniętym głosem.
- Słuchaj, to nie tak... Po prostu nie mogę się z tobą widywać... - powiedziałam i unikając jego wzroku.
- Dlaczego? - zachichotał. Jego śmiech był... uroczy...
- Ej, to nie jest śmieszne! - ja też się uśmiechnęłam. - Mówię poważnie! Po prostu nie mogę... - przy ostatnim zdaniu uśmiech ponownie zszedł z mojej twarzy. Chłopak jeszcze głośniej się roześmiał.
- No i co cię znowu bawi? - zapytałam szturchając go w ramię.
- Przecież ty i tak wiesz, że ja nie odpuszczę...
- DEREK! - usłyszałam głos Scott'a, który biegł w naszą stronę. - Miałeś się do niej nie zbliżać! Nie rozumiesz?! - wściekły Scott podbiegł do nas odciągając mnie do tyłu.
- Nie musisz się obawiać. Nie skrzywdzę jej - spojrzał na mnie uśmiechając się, przez co na mojej twarzy pojawił się rumieniec.
- Może ty jej nie, ale doktorek ciebie tak - wskazał na niego palcem.
- Przestańcie się kłócić! - wtrąciłam się w ich rozmowę stając pomiędzy nimi. - Scott, mam wrażenie, że ty dobrze wiesz dlaczego nie mogę się z nim spotykać! - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i spuścił głowę.
- Wiesz... Bo... - zaczął się jąkać, lecz Derek mu przerwał.
- Maya, twojemu tacie chodzi o to, że zadawanie się ze mną nie jest najlepszym pomysłem ze względu na twoje bezpieczeństwo - westchnął. Tym razem zauważyłam w jego oczach smutek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro