Part 5
Anja POV
Nie mogłam uwierzyć, że minęło niemal dwa miesiące. Starałam się być wiecznie zajęta. Praca do późna, siłownia, siatkówka, spotkania ze znajomymi. Wszystko, byle tylko nie siedzieć na dupie w domu. Wszystko, żeby nie myśleć. Nie analizować.
Spotkałam się nawet ze swoim byłym. Zaprosiłam go do teatru. Chciałam iść, a bilet z gruponu był podwójny. Spotkaliśmy się wcześniej, żeby pogadać. Uderzyło mnie jakim jest kontrastem dla Patricka. Kiedy mój mafioso miał poukładane w głowie, wiedział co robi i dokąd zmierza, mój były był chaosem. Niedojrzałą imitacją mężczyzny, który nie wiedziałby jak wspierać emocjonalnie kobietę. Gdyby to on miał mnie uratować przed samą sobą, jak Patrick zrobił to na plaży, po powrocie z Polski, pewnie bym się utopiła. Nie wiem jak mogliśmy mieć ze sobą coś wspólnego. Co gorsza wydawało mu się, że jak zaproszę go na kawę po wyjjściu z teatru, to równie dobrze się z nim prześpię. Wyszedł urażony i nie odezwał się więcej.
Może to ja się zmieniłam. Nie potrafiłam już patrzeć na świat w ten sam sposób. Nie widziałam radości ludzi. Ani ich uśmiechów. Jedynie ponure miny. Obojętność. Odwracanie głowy. Udawanie, że nic się nie dzieje.
Szarość, byle jakość.
Padający od kilku dni deszcz wcale nie pomagał w zmaganiu się z falą melancholii.
Niestety samochodowa karma nie była po mojej stronie. W drodze na ważne poranne spotkanie firmowe auto odmówiło posłuszeństwa. Dotarłam do biura mocno spóźniona i do tego przemoczona do suchej nitki. Dobrze, że miałam w pracy zapasową sukienkę, gdyby coś nie poszło tak jak powinno z lunchem. Uwielbiałam dzielić się jedzeniem z ubraniami.
Do tego jeszcze Agnieszka, recepcjonistka, pochorowała się w połowie dnia tak, że wysłałam ją do domu. Zostałam do późna mając na uwadze, że był koniec miesiąca i wszyscy mieli w dupie, czy ktoś jest chory czy nie. Target to target. I chuj. Witamy w korporacji!
Ze zgrozą przeglądałam pliki, których używały dziewczyny, zastanawiając się jak można być takim beztalenciem w sprawach Excela. Rozumiałam, że nie zostały tu zatrudnione, żeby być guru excela, ale na boga ojca, plus minus ogarnąć to chyba nie było takie trudne. Zrobiłam notatkę na marginesie swojego kalendarza, żeby sprawdzić czy mój budżet wytrzyma szkolenia.
- Co ty tu jeszcze robisz?
Głos mojego szefa wdarł się w ciszę. Nawet nie podniosłam głowy znad pracy nad zagnieżdżonym „Jeżeli".
- Pracuję?
- Robisz target?
- Którego nie mam? – przypomniałam śmiało – Nie, nadrabiam za Agnieszkę, która się pochorowała i oczywiście nikogo to nie obchodzi.
- Jadłaś coś?
- Nie.
Mój żołądek zagrał marsza. Zaśmiał się. Bardzo przyjemny dźwięk, który słyszałam już nie raz. Zawsze, ale to zawsze jakoś obronną ręką miałam fajnych szefów. Damian nie był tu wyjątkiem. Owszem wkurwiał mnie, bo nie można go było złapać, żeby podjąć decyzję, ale wiedział co robi, znał się na robocie i potrafił doradzić. Nie czepiał się, że przyszłam 5 minut za późno. Ani, że wyszła 15 wcześniej. Doceniał, że wszystko jest zrobione. Nie marudził jak czasem dałam dziewczynom wolne popołudnie „bo tak". Czego więcej chcieć?
- Sushi z knajpy na dole?
- Ha! – sarknęłam – chciałabym to zobaczyć w czasie ich rush hour.
Knajpa o której wspomniał, była ulokowana na parterze kompleksu, który potocznie był zwany Mordorem na Domaniewskiej. Zazwyczaj po 18 nie dawało się tam zaleźć wolnego stolika, chyba, że miałeś rezerwację. Raz z Olgą usiłowałyśmy zamówić na wynos. Niemal nas wyśmiali.
- Coś konkretnego?
- Nie lubię krewetek.
Pół godziny później zajrzał do mojego biura wskazując na torby. Dokończyłam kolejną formułę i dołączyłam do niego w biurowej stołówce. Zdążył już wszystko rozpakować. Podał mi pałeczki.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale... Alleluja!
- Jak bardzo jesteś wdzięczna? – spytał z flirciarskim uśmiechem.
- Walnąć Ci parę pokłonów na Allaha na podłodze?
Zaśmiał się lekko. Opadłam na krzesełko wpatrując się drapieżnie w jedzenie.
- Żryj i nie marudź.
Jedliśmy w ciszy. Bardzo komfortowej ciszy.
- Nie widziałem Twojego auta na parkingu.
- Zepsuło się.
- Dali Ci jakieś zastępcze?
- Nie.
- To jak dojeżdżasz do pracy?
Wepchnęłam do ust kolejny kawałek i żułam go spokojnie. Odezwałam się jak przełknęłam.
- To miasto ma świetną komunikację miejską.
- I chujowe drogi.
- Nie da się ukryć.
Wzięłam odrobinę imbiru, żeby zmienić smak.
- Jak zamierzasz dzisiaj wrócić?
Wzruszyłam ramionami.
- Taksówka na koszt „państwa"? – zasugerowałam firmowy voucher na taksówkę.
- Mieszkam w Aninie, mógłbym Cię podrzucić do domu. – zaproponował – Mieszkasz na Marysinie?
Spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
- To i tak pikuś, bo potrzebuję jutro auta na siatkówkę o 20.
- Grasz w siatkówkę?
- Już parę lat z różnymi przerwami na kontuzje.
- Macie miejsce w drużynie?
- hmmm miejmy to za sobą. – odłożyłam pałeczki patrząc mu prosto w oczy z miną: „idziesz do kąta na karnego jeżyka" – Nie chcę, aby nasze relacje wychodziły poza biurowe.
- Już jesteśmy po tym etapie. Odwożę Cię do domu i rano zabiorę do biura. – spojrzałam na niego sceptycznie – Nie proponuję Ci seksu, tylko podwózkę do pracy. – W jego ustach brzmiało to abstrakcyjnie. Wręcz ordynarnie. Jakby świat kręcił się wokół seksu. – Masz jakiś problem z facetami?
- Może jestem lesbijką? – wypaliałam – Brałeś to pod uwagę?
Przyjrzał mi się z jeszcze większym zainteresowaniem.
- Nie sądzę.
- Ponieważ? – spytałam wyzywająco. Oparł się wygodnie na krześle popijając pepsi z puszki.
- Ponieważ widzę jak reagujesz na innych facetów i jak zareagowałaś na niewinny pomysł, że możemy dzielić samochód. Jakiś chuj złamał Ci serce?
- I motywację i zaufanie. – rzuciłam z namaszczeniem wybierając kolejny kawałek do zjedzenia z 4 pozostałych na tacy – Pełen zestaw.
- Głupi chuj.
- Nie da się ukryć.
- Chcesz, żeby go nalać? – spytał poważnie.
Parsknęłam śmiechem. Już to widzę.
- Nie ma takiej opcji. Chyba, że masz chody w Hiszpanii.
- To zależy jak bardzo tego chcesz?
- Nie chcę! – powiedziałam nieco zbyt ostro – Nie chcę o tym nawet rozmawiać!
- To wróćmy do siatkówki.
- Aleś ty uparty! – mruknęłam gderliwie.
Uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem, gdybym pozwalał ludziom mówić: nie. Wrzuć mi smsem gdzie mieszkasz.
Po prawdzie, wszystko było lepsze niż zatłoczona komunikacja miejska.
Anja POV
O siódmej dostałam sms, że czeka na dole. Byłam gotowa już parę minut wcześniej i niecierpliwie wydeptywałam dywan w dużym pokoju. Wdrapałam się na siedzenie Range Rovera. W uchwycie siedziały dwa kubki z Costy.
- Kawa. – oznajmił wskazując palcem na ten po mojej stronie – Nie wiem co lubisz i czy słodzisz. To jest latte. Jak chcesz coś innego to powiedz, jutro wezmę. Cukier jest na konsolce.
Zerknęłam na niego podejrzliwie biorąc trzy torebki brązowego cukru i mieszadełko.
- Dzięki, ale nie musisz tego robić.
- Ale mogę. – odpalił auto przyciskiem – Poza tym to byłoby chamskie, gdybym chlał sam i trzymał Cię o suchym pysku.
- Dzięki. Mam nietolerancję laktozy. – zmarszczył brwi – Nic się nie stanie jak raz wypiję normalne mleko, ale serio, nie rób sobie kłopotu.
- Kiedyś były wiedźmy i jabłka zatrute. Dzisiaj wykańcza królewny laktoza i gluten. – zacytował. Dobrze, że nie miałam w ustach kawy. Spontaniczne parsknięcie po tych słowach spowodowałoby oplucie panelu przed mną.
Następnego dnia dostałam kawę z mlekiem bez laktozy, z zupełnie innego miejsca. Że mu się chciało. A może po prostu usiłował być miły, tylko moja podejrzliwa natura wymyślała problemy. Do tego była też słodka bułka. Codziennie inna.
- A dupa rośnie. – marudziłam któregoś dnia.
- Twojej dupie nic nie jest. Siatkówka, pilates i siłownia dadzą radę.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Skąd wiesz?
- Chodzicie z Olgą palić a ja nie jestem głuchy, nawet jeśli Wam się wydaje inaczej.
Chyba musimy zacząć uważać o czym rozmawiamy.
- Mam słabość do pieczywa francuskiego i dobrych serów. Nigdy nie będę szczupła.
- Nie musisz być szczupła.
- Odezwał się facet! – prychnęłam – Wy kochacie laski, którymi się można pochwalić kolegom.
- Może jak masz 20 lat. – przyznał manewrując w korku. Dzisiaj znów wszyscy zmierzali do Mordoru. Most Siekierkowski poruszał się w tempie rachitycznego żółwia. I każdy chciał dotrzeć na czas. – Już dawno mam sporo więcej.
- Twoja ostatnia laska, jak mówiła Olga, była rozmiaru zero.
Odwrócił na chwilę wzrok od ulicy.
- Olga plotkuje, powiadasz?
- Nie, wyszło jakoś przy okazji, kiedy zmusiłeś ją do zamówienia kwiatów dla „klientki". Zapytałam co robi, a potem zmusiłam ją do opowiedzenia tych historii. W liczbie mnogiej. – zaznaczyłam prześmiewczo.
- Baby. – westchnął, ale uśmiechał się.
Rano omawialiśmy plan dnia, żeby wiedzieć co się będzie działo. To był bardzo dobrze spędzony czas, do tego służbowo. Starałam się nie zbaczać na tematy prywatne, ale kiedy nazwał mnie dziewicą Orleańską nie wytrzymałam i powiedziałam co myślę. Poprosiłam go jednak, żeby w biurze nasze stosunki były przykładne, co by nie dawać tematu do plotek.
Anja POV
Nie było mi to na rękę, ale Damian uparł się, że mnie zawiezie na siatkówkę, potem coś załatwi w okolicy, a dokładniej w Galerii Mokotów, i zabierze mnie do domu. Nie, żebym była niewdzięczną suką, ale coś tam głęboko w moim wnętrzu, podpowiadało mi, że Damian to same kłopoty. A tego nie potrzebowałam. Nadal leczyłam złamane brutalnie serce.
Tęskniłam za Patrickiem.
Oparłam się o ścianę. Zamknęłam i poddałam chwili zwątpienia. Zapadłam się w siebie. Czułam tylko ciemność, ból i beznadzieję. Jakby wszystko rozpadło się w drobny mak. Jak wtedy, gdy z Alessim w czasie pościgu aut, rozpadła się szyba. Byłam jak jeden z tych okruchów szkła. Niepotrzebna.
Potrzebowałam bezpieczeństwa. Czułości. Patrick przyzwyczaił mnie do dobrych rzeczy. Mogłam być sobą. Mówić co myślę. Nie musiałam się dostosować do wizerunku, który ludzie chcieli widzieć. A dokładnie to robiłam każdego dnia w pracy. Udawałam. Codziennie udawałam: zainteresowaną, radosną, szczęśliwą. W środku mnie szalała jednak czarna dziura depresji i zwątpienia. Zastanawiałam się, kiedy w końcu, za którym razem, po prostu nie wytrzymam i wybuchnę. Wyleję z siebie wszystkie złe emocje, nie bacząc na to, kto będzie w pobliżu!
- Wszystko w porządku? – spytała Gosia.
- Tak. Relaksuję oczy.
- Ale pierdolisz. – mruknęła wyzywająco.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Cześć bólu dupy. – rzucił żartobliwie Kołczu.
Kołczu miał metr pięćdziesiąt w butach na obcasach, na trybunie i w kapeluszu. A jednak jeśli chodziło o grę w siatkówkę był zajebisty. Miał czarne krótkie włosy, zajebiste poczucie humoru i potrafił pocieszyć jak nikt inny. Serwował Ci swoje szczere opinie, po których czasem czułeś się jak zdzielony po twarzy zamarzniętym dorszem. Sęk jednak w tym, że mało co mu umykało, a jego przemyślenia i uwagi trafiały do samego dna duszy!
- I kto to mówi. – mruknęłam.
- Jak tam robota?
- Upierdliwa jak zawsze.
- Nie widziałem twojego auta.
- Się spsuło. Stoję za nisko w hierarchii, żeby dostać zastępcze.
- Niech komuś innemu stanie – zażartował szczerząc zęby – od razu dostaniesz.
- Chyba, kurwa, zawału. – rozpięłam kurtkę, bo zrobiło mi się gorąco – Dla kawałka kiełbasy nie warto brać wieprza do domu, a co dopiero z pracy do domu. Lubię zwierzęta, ale nie tak bardzo!
- Każdy facet to świnia? – skontrował.
- To porównanie uwłacza świniom, bo to bardzo inteligentne zwierzęta.
- Słyszałaś, że Kaśka się rozwodzi? - zagadnęła Gosia.
- Naprawdę? A co się zadziało?
- Zdrada. – rzuciła konspiracyjnym szeptem.
- A to jebany chuj! – zawołałam z gniewem – Kłamliwy sukinsyn! Żeby płonął w piekle i zgniły mu jaja!
Spojrzała na mnie z wyraźnym rozbawieniem.
- Ale to Kaśka zdradziła....
Zagalopowałaś się Panno Słoneczko – usłyszałam w głowie głos Marco. Otworzyłam usta i bez słowa zamknęłam słysząc chichot Kołcza.
- Biedna dziewczyna. – rzuciłam z żalem a Kołczu zaczął się histerycznie śmiać – Pewnie ją zaniedbywał!
- Nie ma to jak podwójne standardy? – zaśmiała się radośnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Solidarność jajników.
- Cześć. – przywitał się uprzejmie mój przystojny jednorożec, całując w policzek najpierw Gosię a potem mnie. Objął mnie ramieniem za szyję, a ja na chwilę zatopiłam się w nim. Był wysoki, ciemnowłosy, miał brodę, którą teraz podrapał mnie po skroni. I tylko jedną wadę: nie, nie jest to oddychanie, jak w przypadku każdego, innego osobnika płci męskiej. Nie był Patrickiem. Odsunęłam się z westchnieniem. – W porządku?
- Tak, po prostu zmęczona jestem. – skłamałam – To był długi tydzień.
- Jest dopiero środa.
- Jak ona to mówi – zażartowała Gosia – Dzień trzeci sytuacji z zakładnikami. Poza tym, jakbyś pracował w Mordorze, też byś czuł, że dni są długie jak lata.
- Będziemy tak pierdolić czy idziemy się przebrać? – spytał Kołczu.
Brakowało nam jednego do kompletu. Znów ktoś, kto obiecał, że przyjdzie i dał dupy. Westchnęłam biorąc telefon do ręki. Była jedna osoba, którą tu mogłam ściągnąć bez zbędnych ceregieli i raczej bez proszenia się o przysługę. Miło by się grało 6 na 6. Wahałam się chwilę.
- Mogę zadzwonić po Damiana.
- Po swojego szefa? – spytała Gosia – Jesteś pewna?
- Musiałabym zrobić test ciążowy. – zażartowałam.
- Z tego może być coś fajnego, albo się zjebie.
- Ohhh chuj... zrobiłam już wystarczająco dużo idiotycznych rzeczy w życiu. – nacisnęłam na ikonkę połącz – Jedna w prawo, czy w lewo nie zrobi mi różnicy!
- Stęskniłaś się? Tak szybko? – zażartował, na co Gosia przewróciła oczami. Wzruszyłam ramionami.
- Daleko jesteś?
- W Galerii.
- Chcesz zagrać?
- Ponoć mieliście komplet.
- Ktoś się wysypał. Wchodzisz w to?
- Daj mi 30 minut.
Tyle to nam zazwyczaj zajmowała rozgrzewka.
- Ty masz kolejnego fana. – podsumowała Bambi – Facet rzuca dla Ciebie wcześniejsze plany.
- Niech się z mostu rzuci, mniej boli. Weź nie zaczynaj.... Nie chcę go. Po Patricku nikogo nie chcę! Rozumiesz? – Zabrzmiało to nieco za ostro, ale dzisiaj nie potrafiłam opanować emocji. – Sorry.
- Spoko. Może skorzystaj ze swojej rady i: stop looking for Mr. Right and look for Mr. Right now?
- Gdyby, to wszystko było takie proste! – otarłam łzę z kącika oka.
Rozgrywałam właśnie na atak, kiedy pojawił się w drzwiach z torbą.
- Kołczu. – zawołałam przeciągle wskazując na drzwi i posyłając szybką piłkę tuż nad siatką. Norbert nie miał problemu, żeby z tego gówna coś zrobić.
Obrzuciłam Damiana szybkim spojrzeniem, kiedy się przebrał. Nie wiedziałam, że ma tatuaż na wewnętrznej stronie lewego przedramienia. Interesujące. Krzyż celtycki. I jakiś napis. Ale za mały, żeby go przeczytać.
Faceci nigdy nie mieli dla nas litości na boisku. A ja byłam najsłabszym ogniwem. Jeśli chcieli ugrać łatwy punkt byłam idealną „ofiarą" z przebłyskami świadomości gracza. Z przodu można mnie było wepchnąć na rozegranie, ale z tyłu, niestety już nie.
Patrząc na niską piłkę tuż nad siatką i Jacka wybijającego się do góry, wiedziałam, że to się nie skończy dobrze. Wszystko zdarzyło się w ułamku sekundy. Nie zdążyłam zareagować poza odwróceniem twarzy. Piłka uderzyła mnie w policzek, po czym smętnie opadła na parkiet. Natychmiast przyłożyłam do niego dłoń.
- O kurwa! – doszedł mnie przepraszający głos Jacka. Pełna skrucha. Przeszedł pod siatką. Przytulił mnie do siebie lekko głaszcząc po włosach. – Jezu nie chciałem. – Oczywiście, że chciałeś chuju! Z tego tak teraz rżysz pełną gębą! – Przepraszam! – rzuciłam mu spojrzenie bazyliszka.
- Nic mi nie jest. – westchnęłam ostentacyjnie oswabadzając się. Uderzyłam go pięścią w ramię udając obrażoną.
- Ale zajebiste zagranie. – zaśmiał się Kołczu przybijając piątkę z Jackiem.
Po kilku spokojnych długich rozegraniach do piłki i serwów dorwał się Krzysiek. Dwa metry i cztery centymetry. Nie musiał wyskakiwać nad siatkę. On przekładał dłoń nad. Jezu cieszyłam się, że mam na sobie koszulkę z długim rękawem pod drużynowym t-shirtem. Pierwsza piłka poszybowała w sufit.
- Jeszcze raz! – krzyknęłam do niego – Trochę bardziej na prawo!
Dostałam idealne zagranie. Kurwa, jak to bolało, nawet w koszulce z długim rękawem. Podanie, rozegranie, atak. Odbiór u przeciwnika, wystawka i.... sunęłam na kolanach po parkiecie, gdy Damian po prostu mnie odepchnął odbierając. Pozbierałam się natychmiast stając na nogi i wracając na swoje miejsce. Nasz atak był skuteczniejszy.
- Nie rób tego. – warknęłam na niego.
- Czego?
- Nie musisz mnie chronić na boisku.
Spojrzał na nie dziwnie. Nie pozwoliłam mu się też podnieść, jak upadłam na kolana odbierając bardzo mocny atak. Znów Jacka. Niezgrabnie wstałam z kolan ignorując wyciągniętą dłoń.
- Czy ja Ci wyglądam na ruchomy cel? – zawołałam ze śmiechem.
- Dobij leżącego! – odkrzyknęła Bambi żartobliwie – Dobij Jacuś!
W następnym secie zamieniłyśmy się z Gosią. Grałam między moim jednorożcem a Norbertem. I to był naprawdę świetny set, który wygraliśmy dość szybko, mimo kilku dość mocnych zagrań. Jedno z nich pochodziło od Damiana. Skórkowany potrafił zawisnąć w powietrzu jakby się zastanawiał jak zaatakować. Absolutna magia gry. Coś cudownego. Tym razem jednak siła uderzenia posłała mnie na kolana. Kołcz rozegrał a Norbert wykończył przeciwnika posyłając szmatę na boisko przeciwnika. Szmatą określaliśmy przerzucenie piłki przez siatkę zamiast mocnego ataku w ramach zaskoczenia przeciwnika. Jacek podał mi dłoń, żeby pomóc mi wstać. Przyjęłam ją i pociągnął mnie na nogi. Widziałam spojrzenie Damiana spod zmarszczonych brwi. Zapytał mnie o to dopiero w drodze powrotnej, kiedy podrzuciliśmy Bambi do domu.
- Ty i Jacek....
- No such thing. – zaprzeczyłam i przyznałam – Jest moim jednorożcem.
- Jednorożcem?
- Takie określenie na faceta, który jest Twoim ideałem. Znaczy był...
- Więc...
- Więc co?
- Czemu nie jesteście razem?
Parsknęłam nieelegancko.
- Nie jestem słodką, niską blondynką. – zamilkłam uświadamiając sobie coś jeszcze. Łzy zakręciły mi się w oczach. – Znów nie jestem niską blondynką. – dodałam spiętym głosem. Zaśmiałam się niewesoło a łzy spłynęły po policzkach. Odwróciłam się gwałtownie w stronę szyby ścierając je ukradkiem. – Ironia czyż nie? Znów przegrałam, bo nie jestem blondynką.
- Anja...
- Proszę Cię przestań. – mój głos nie był niczym więcej niż błagalnym szeptem – Jestem zagubiona, zraniona do żywego mięsa. Mimo tego, że się mnie pozbył, ja nadal go kocham. Kiedyś mi przejdzie, ale to jeszcze nie jest teraz. To wszystko we mnie jest zbyt świeże. Nie potrafię Ci zaufać. Przepraszam, po prostu nie potrafię. Jacka znam od lat. Nie rozmawiajmy o tym.
Zabrałam swoje rzeczy i niemal uciekłam z samochodu. Po użalałam się nad sobą jeszcze tego wieczoru. Łzy, szloch, łzawe piosenki w stylu: zdradziłeś mnie kutasie, a ja Ci dałam swoje serce – pełen pakiet. Może nie aż tak koszmarne, ale przerobiłam Whitney Houston, Mariah Carey i Celine Dion.
W środku nocy zaczęłam rzygać jak kot. Nad ranem byłam wycieńczona. Wysłałam Damianowi sms, że wymiotuję i nie jadę do pracy. Odpisał tylko „zdrówka". Się wysilił. Palant!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro