Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

‹ Rozdział 1 ›

~·~

— Nie, Harry. Nawet o tym nie myśl. — Już chyba dzisiaj setny raz loczek starał się namówić założyciela Syco na jego  pomysł, jednak za każdym razem, gdy to robił, mężczyzna odmawiał.

— Ale dlaczego nie, co ci to przeszkadza? To ja mam iść do tego liceum, a nie ty! — nie dawał za wygraną brunet, patrząc się w oczy Simona.

— Przeszkadza mi to, że muszę się zgadzać na dosłownie każdy kaprys rozpieszczonego bachora — powiedział ze stoickim spokojem. Czy on choć raz nie może postawić się na jego miejscu? Od kiedy pamięra jest marionetką Syco, do szkoły przestał chodzić w wieku jedenastu lat.

— O nie, Simon. Tutaj nie chodzi o jakiś tak zwykły kaprys. Tutaj chodzi o moją przyszłość, o moje życie — w końcu zdobył się na szczerość, co spotkało się ze zdezorientowaną twarzą jego pracodawcy.

— O czym ty mówisz, Harry? O jakie życie? — zapytał, już wyraźnie zmęczony ich wymianą zdań, która trwała dobre dwie godziny.

— O tym, że nie mam przyjaciół, o tym, że czuję się samotny. Nie wiesz, Simon, jak to jest codziennie wracać do pustego domu, w którym praktycznie nigdy nic się nie dzieje. Nie wiesz, jak to jest żyć samotnie wśród tych wszystkich harpii show biznesu, które tylko czyhają na twój upadek, na jakiś błąd, tylko po to, aby bez żadnych wyrzutów sumienia zająć twoje miejsce. Od kiedy wspiąłem się na szczyt, jestem sam jak palec. Nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc, nikogo, kto w chwilach upadku podałby mi dłoń. Potrzebuję w swoim życiu kogoś, kto by powiedział "Nie martw się, Harry, będzie lepiej". Marcel Hood może mi pomóc w zdobyciu takiej osoby, ponieważ, gdy będę fajtłapowatym kujonkiem, ludzie będą postrzegać mnie kompletnie inaczej. Jako nic nieznaczący uczeń liceum będę mógł udowodnić, że mój charakter oraz moja osobowość jest dużo więcej warta niż ilość zer na moim koncie. Marcel nie będzie tylko kaprysem, będzie on wybawieniem — po raz pierwszy w życiu odbył szczerą konwersację z Simonem, co, sądząc po wyrazie jego twarzy, bardzo mu się opłaciło.

— Nadal myślę, że sporo wyolbrzymiasz, Harry. Jesteś młody, masz jeszcze czas na poznanie przyjaciół czy dziewczyny. Zresztą, może na tym ucierpieć twoja kariera, bo w liceum jest mnóstwo dziedzin, które musisz opanować,. Będziesz musiał wybrać pomiędzy lekcjami śpiewu a zajęciami w liceum, nie ogarniesz tego wszystkiego na raz. A co z trasami koncertowymi? Jeśli porzucisz to wszystko na rzecz nauki, nie uda ci się w życiu. Stracisz mnóstwo fanów, którzy jako jedyni ludzie w twoim życiu starają się ciebie wspierać, będziesz czuł, że zawiodłeś. Och, mój Harry, mój Harry... Jeszcze wspomnisz moje słowa – będziesz żałować własnej decyzji, ale wtedy... — uśmiechnął się ironicznie Simon. — Wtedy będzie już za późno. Cóż, ale nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się na to zgodzić. Chyba, że jeszcze chciałbyś to przemyśleć... — zaproponował, domyślając się jednak w duchu, że nastolatek był pewny swojego wyboru, co ogromnie go przerażało. Im mniej aktywności muzycznej wykazywałby Harry, tym mniej on otrzymywałby pieniędzy czy próśb o współpracę z innymi agencjami. A to ani trochę mu się nie uśmiechało.

— Daj mi rok. Mam rok do kolejnej trasy, będę chodził do szkoły, a w weekendy będę chodził na lekcje śpiewu. Proszę cię, Simon... — powiedział, opierając się o biurko starszego mężczyzny i nie będąc do końca pewnym swoich słów.

— Cóż, no dobrze. Ale pamiętaj, Styles: tylko rok. Znaj moją dobroć. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz — westchnął Cowell, unosząc ręce w stronę nieba. Był naprawdę załamany postawą młodego piosenkarza. Nigdy nie sądził, że ten przeciwstawi się mu i wyjdzie z tak dziwną inicjatywą.

~·~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro