Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Za szybko?
Mnie już nic nie zdziwi.
Miesiąc temu, byłam sama jak palec, znosząca szkolny psychiatryk i samotne cztery ściany.
Oczywiście, mieszkanie samemu czy życie samemu, odpowiadało mi przez długi czas, ale moja egzystencja stawała się monotonna.

Każdy człowiek pożąda bliskości, przyznaję... Nie jestem wyjątkiem.
Od tego dnia, w który spotkałam po raz pierwszy Kooka, było wiadome, że coś się zmieni.
Mogło to się ciągnąć miesiące, lata, ale walić to.
Czas jest naszym wrogiem.
Po co marnować tak cenną rzecz na czekanie?
Czasem trzeba zaryzykować i ja właśnie to robię.
Mimo, iż nie jestem do końca pewna co się dzieje w mojej głowie...,czy jak kto woli sercu..., zaryzykuję.
Carpe diem, czy jak to tam szło.

Ręce mi się pocą, serce wali jak głośniki na dyskotece.
Czuję się jak dziecko rzucone na głęboko wodę, co jest właściwie prawdą.
No bo jak się zamierza zrobić coś o czym nie ma się zielonego pojęcia, to wiadome, że idzie w ciemno.
Prawda?

Najwyżej zawale.
Schowam się u siebie w domu i będę mieć w dupie świat.

Lecz teraz, trzeba przyodziać strój bitewny. Jak na wojnę.
A o co mi chodzi? Zaraz się przekonacie.

Dziś był wyjazd chłopaków w trasę, pierwszy przystanek, Japonia.
Wszyscy stali przy dwóch dużych busach, wszędzie było pełno walizek i kręcących się ludzi.
Zamarłam z zdenerwowania, oddychaj, przecież to nic takiego, weź się w garść.

Miałam jeszcze trochę czasu, bo chłopaki coś nagrywali, mogłam ich pooglądać. Kto by pomyślał, że zaprzyjaźnię się, że sławnym zespołem. Bo ja na pewno nie!
Po dziesięciu minutach w końcu mogłam do nich podejść, wszystko było spakowane i chłopaki powoli pasowało się do samochodu.
Podbiegłam do nich, jakby nigdy nic. Pierwszy zauważył mnie Suga.

- Jest i nasza spóźnialska.

- Wcale się nie spóźniłam, jestem tu już jakieś 15 minut.

- To czemu nie podeszłaś?

- Nagrywaliście.

- A racja, fajnie, że przyszłaś.

- Jiyeon? Będę tęsknił. - powiedział Kooki miażdżąc mi żebra w uścisku. Teraz albo nigdy.

Odsunęłam się trochę, spojrzałam mu prosto w oczy i go pocałowałam.
Widać, że się spiął, w końcu go zaskoczyłam. Gdy nie odwzajemnił pocałunku, chciałam już się odsunąć, ale on nagle z uczuciem go oddał.
Straciłam grunt pod nogami, dosłownie, bo mnie głupek podniósł.
Po jakimś czasie usłyszałam kaszel. Cholera zapomniałam.
Oderwałam się od chłopaka, przez co ten wydał jęk zawodu.

- Poszukać wam hotelu? - Krzyknął V z samochodu.

Czułam jak na policzki pełznie rumieniec, szybko w rękę Jungkooka wcisnęłam kawałek papieru.

- Udanej trasy i wróćcie zdrowi! No inaczej skopie wam te zgrabne tyłki. - krzyknęłam do wszystkich i po prostu wzięłam nogi za pas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro