Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I want You




-Zatkało mnie-powiedziała Inga i zamilkła.-Jeszcze raz co zrobiłaś, bo to wciąż do mnie nie dociera.
-To co słyszałaś, przespałam się z Richardem. Proszę Cię nie każ mi tego powtarzać po raz kolejny, nie dam rady-jęknęła Rose.-Na dodatek dzwonił Karl.
-Zabije Markusa-syknęła.-Dlaczego on mu nie powiedział, że masz kogoś, po co w ogóle dawał mu Twój numer telefonu. Swoją drogą, nie odzywam się do Ciebie przez jeden dzień, a Ty wywijasz taki numer.
-Blagam Cię! Poz żadnym pozorem nic mu nie mów. Sama muszę się z tym wszystkim uporać.  To wszystko co Ci powiedziałam musi zostać między nami-westchnęła.
-Ehh Rose. Wiesz, że możesz mi ufać. Nie pisnę ani słowa. Nie oceniam Cię, ale co tak właściwie powiedziałaś Karlowi?
-Nic.
-Jak to nic?-wymamrotała.
-A co miałam mu powiedzieć?-była bliska płaczu.-On i tak jest teraz na tej jednej ze swoich konferencji. Tysiące kilometrów stąd. Wraca za trzy tygodnie. Nie chcę mu tego mówić w taki sposób. Po za tym...ja na prawdę, nie wiem czego już chcę.
-Że co?!-Inga niemal krzyknęła. Rose, otrząśnij się. Za kilka miesięcy zostaniesz jego żoną. Karl to świetna partia, lekarz, odpowiedzialny facet, szaleje za Tobą.-wymieniała jego zalety. -Wiem, że Richard jest przystojny, potrafi zawrócić kobiecie w głowie, ale nie jest dla Ciebie. Musisz to zakończyć.
Rose milczała. Wiedziała, że jeśli powie mu prawdę skrzywdzi go, a tego nie mogła sobie wyobrazić. Tej nocy coś się w niej zmieniło. Dzięki niemu wydawała się sobie piękna, inteligentna i pożądana. Czuła, ze jemu też nie jest mu obojętna. Chciała być dla niego ta jedyną, pierwszą kobieta dla ktorej Richard Freitag straci głowę.
-Dobrze, zrobie to-powiedziała po dłuższej przerwie.-Ale ani słowa Marcusowi!
-Masz to jak w banku. Jeśli Richard mu nic nie powie, Markus nie będzie miał o niczym pojęcia.
Rose odetchnęła z ulga.
-No dobrze, zmienmy w temat. Opowiadaj lepiej jak Brazylia.
-Ohh, gdybyś tu mogła być-rozmarzyła się.-Praya Das Fontes jest piękne. Piaszczyste plaże, czerwone skały wybrzeża, nieustający lekki wiaterek...-opowiadała ze szczegółami.
Gdyby tylko Rose jej słuchała mogłaby oczami wyobraźni leżeć na jednej z brazylijskich plaż jednak ona nie mogła skupić się na słowach przyjaciółki.
Dochodziła piętnasta.
-Zbieraj się-Richard wszedł do mieszkania. W jego oczach było widać podekscytowanie. Był taki przystojny, nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Chciała się do niego przytulić, pocałować go, zapomnieć o tej całej chorej sytucji.
-Jak to?-odparła zaskoczona.-Myślałam, ze zostajemy tutaj, nie jestem przygotowana.
-Zaufaj mi, mam dla Ciebie niespodzianke-złapał ją za ramiona.-A teraz bierz kurtkę i wychodzimy.
-Richard, nie...-nie zdążyła dokończyć zdania.
-Rose, proszę Cię, nie dyskutuj ze mną-uśmiechnął się.-Na pewno mój pomysł Ci się się spodoba-pocałował ją delikatnie i podał jej coś czego nie mogła zidentyfikować.
-A to na co?-dotknęła czarnego materiału.
-Daj pomogę Ci założyć-stanął za nią trzymając w ręce opaskę.-Przecież mówiłem, że to niespodzianka-zaśmiał się.
-Proszę Cie-parsknęla śmiechem.Czy to rzeczywiście jest konieczne?
Richard nie zareagował na jej protesty. Wziął ją za rękę i zaczął sprowadzać po schodach. Jego dłonie były miękkie i zdawały się idealnie pasować do dłoni Rose. Wsiedli do samochodu.
-Musisz być cierpliwa-powtarzał cała drogę.
-Ale ja nie potrafię. Musisz wiedzieć, że jestem bardzo niecierpliwa-rzekła z westchnieniem. Lubię kiedy wszystko dzieje się już-tu i teraz. Na dodatek wkurza mnie ta opaska-zaśmiała się.
-Nie przeszkadza mi to. Wiesz, zawsze wydawało mi się, że każdą wadę można przekuć w zaletę. Ja na przykład wszystko kalkuluję, nie umiem działać spontanicznie.-odpowiedział. Jesteśmy na miejscu, możesz ściągnąć ta przeklęta opaskę.
Rose zsunęła kawałek materiału z twarzy. Jej oczom ukazał się mały domek.
-To Twój dom?-nie kryła zaskoczenia.
-Tak, jestem bardzo rodzinnym facetem, lubię kiedy moi rodzice, mój brat albo siostra wpadają do mnie co jakiś czas. Wynajmowałem kiedyś mieszkanie w tej okolicy, ale kiedy zobaczyłem ten dom wiedziałem, ze chce go kupić.
-Rodzinny facet bez żony i dzieci-szturchnęła go.-Kto by pomyślał.
-Hej!-objął ja delikatnie w pasie.-Jedno nie wyklucza drugiego. I przestań się naśmiewać, bo nie zasłużysz na resztę niespodzianki.
-W takim razie prowadź.

Rose przechadzała się po jego salonie zdając sobie sprawę, że mniej przypomina pokój kawalera, niż się spodziewała. Meble były stylowe i nowoczesne- szare skórzane kanapy, niskie ciemne stoliki i mosiężne lampy. W jego domu panował porządek, lecz nie przesadny. Na ścianach zamiast obrazów wisiały zdjęcia. Patrząc na nie czuła się jakby była tam razem z ich bohaterami.Przyłapała się na myśli ile kobiet było w tym miejscu i ile z nich widziało te fotografie.
-Chodźmy na taras-wyrwał ją z zamyślenia. Rose grzecznie pomaszerowała za nim.
-O kurde-wymruczała zerkając na podaną kolację.-Nie mów, że przygotowałeś to wszystko sam?
-Mhm. Może się czegoś napijesz?-wskazał jej drugi koniec tarasu-Mamy wodę, piwo i wino, częstuj się.
Gdy szła w tamtą stronę Richard usiłował nie gapić się na jej łagodnie kołyszące się biodra. Nie chodziło mu wyłącznie o to, że była atrakcyjna-ładnych kobiet jest na pęczki. Rose miała w sobie coś czego nie umiał określić. Znał ją zaledwie tydzień, a był nią oczarowany jak żadną kobietom do tej pory.
Kiedy w końcu wstali by zanieść naczynia do domu niebo było pełne gwiazd. Richard sprzątał po kolacji, Rose została na tarasie patrząc przed siebie.
Podszedł do niej od tyłu obejmując ją.
-Lubię nazwy gwiazd zaczęła.-Nawet jeśli nie potrafię ich wszystkich nazwać. Kasjopeja, Warkocz Bereniki...dla mnie to brzmi jak muzyka.
-Rozumiem, że to Twoje nowe hobby.
-Tak, przez pare dni poważnie się tym interesowałam.
Richard się zaśmiał.
-Przynajmniej jesteś ze mną szczera.
-Wyczytałam kiedyś, że widzimy gwiazdy, nie tak jak wyglądają teraz, lecz tak jak wyglądały miliony lat wcześniej. Gdy spoglądam w niebo wiem, że ktoś robił dokładnie to samo tysiące lat temu. Nie sądzisz, że to zdumiewające?
Richard milczał oczarowany tonem jej głosu w ciemności.
-Już zawsze będę myślał o gwiazdach w inny sposób niż dotąd. Prawdę mówiąc Rose-popatrzył w jej zielone oczy.-Odkąd się pojawiłaś na temat wielu rzeczy mam inne poglądy. Wszystko w okół mnie się zmieniło. Już zawsze będą dla mnie dwa światy. Ten zanim Cię poznałem i ten który poznałem dzięki Tobie.
Zbliżyła się do niego i lekko go pocałowała. Nie mogła mu wyznać prawdy. Nie zniosłaby tego, że miałby ją znienawidzić.
Choć Richard codziennie trenował przez następny tydzień spędzali każdą wolną chwile we dwoje. Byli razem w kinie, codziennie jedli lunch w małej knajpce gdzie serwowali pyszne naleśniki. Każdą noc spędzali razem, leżąc i rozmawiając do późnych godzin. Richard opowiadał jej o swojej rodzinie, fascynacją swoim ojcem, o tym jak wspaniałą ma Mame i Siostrę.Rose zwierzała mu się ze swoim planów dotyczących firmy mając przy tym bardzo poważną minę. Dni mijały beztrosko. Tylko Inga codziennie przypominała jej o tym co ma nie długo nastąpić...



-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro