Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Sprzedawca odezwał się na portalu dopiero następnego dnia. Napisał do Ryana równo ze wstającym słońcem prosząc o numer telefonu. Jako że mężczyzna dopiero co wstał, od razu go podał będąc podekscytowanym. Jeśli wszystko ustalą jest szansa, że dzisiaj dostanie swoją nową zabawkę! Ledwo zwlekł się z łóżka gdy przyszedł pierwszy sms. 

Nieznany: Kiedy życzy sobie Pan, żeby dostarczyć zakup? 

"Kulturalnie" pomyślał przeciągając się i idąc w stronę łazienki. Po drodze oślepiły go na chwilę promienie słoneczne przebijające się przez okno.

Ryan: Najlepiej jak najszybciej. Dostarczycie go dzisiejszej nocy do Seattle? 

Nieznany: Tak. Wpłatę bankową proszę dokonać na podane na aukcji konto. 

I tak oto, wymieniając trzy smsy i dwa miliony dolarów Ryan kupił sobie żywą zabawkę. Uśmiechnął się szerzej wchodząc pod prysznic i myjąc swoje ciało. Był wysoki, o wiele wyższy od tego całego Brendona. Był także postawniejszy patrząc na zdjęcia. Jego włosy były ciut dłuższe i falowały się czego nienawidził. Chwilę później wyszedł spod prysznica i dokończył swoje sprawy w łazience. Następnym na liście rzeczy do zrobienia było ubranie się w idealnie skrojony, brązowy garnitur pasujący mu pod kolor wystających spod czupryny uszu. Koszulę zostawił rozpiętą na trzy guziki jako, że nienawidził krawatów i muszek. Zszedł do jadalni gdzie czekał już zastawiony stół a pani Collins szła z jego kawą. 

-Dziękuję - Powiedział do bety z delikatnym uśmiechem. Gdyby nie ta starsza kobieta, ten dom legnąłby w gruzach. Mieszkała razem z Ryanem w swoim własnym pokoju w jego willi. Była można powiedzieć... służką. Sprzątała, gotowała i robiła takie podstawowe rzeczy w domu. Ze swoją ulubioną, specjalnie sprowadzaną herbatką z Londynu kobieta która była dla niego niczym matka zajęła miejsce obok.

-Jakieś specjalne plany na dziś? - Spytała upijając łyk gorącego płynu. Niby miał ją, żeby zajmowała się domem, ale Ryan był pewny iż gdy pewnego dnia siwowłosa nie będzie już w stanie wykonywać swoich obowiązków, przygarnie ją i się nią zaopiekuję.

-Właściwie to tak. Zamieszka z nami pewien uroczy chłopiec - Powiedział z lekkim uśmiechem. Już się nie mógł doczekać.

-Oh to cudownie! Przygotować dodatkową sypialnię? Którą sobie pan życzy? - Spytała a Ross przewrócił oczami. Tyle razy mówił jej, by nie mówiła mu na "pan".

-Moją. Musi być ładnie wysprzątana, zamieszka ze mną. 


Po pysznym śniadaniu Ryan wsiadł w swoje ukochane cabrio i pojechał prosto do firmy gdzie przywitał się z paroma pracownikami i zniknął w biurze. Pierwszym co zrobił, było zawołanie swojej asystentki by przyniosła mu kawę a następnie zasiadł do papierów. Cztery godziny później miał spotkanie biznesowe gdzie musieli omówić warunki niektórych umów. Po kolejnych sześciu godzinach wyszedł umęczony. Pojechał prosto do domu gdzie przebrał się z garnituru w luźną koszulę w kwiaty i jeansy. Czując wibracje w telefonie wyciągnął go z kieszeni.

Nieznany: Towar za pięć minut zostanie dostarczony.

Ross strzelił knykciami i podszedł do lustra poprawiając się. Na jakby co schował broń za paskiem i wyszedł przed swoją willę. Po paru minutach przyjechał czarny van z przyciemnianymi szybami, mógł się tego spodziewać. Wpierw wyszło z nich dwóch facetów i wyczuł silny zapach alf, nigdzie nie widział swojego chłopczyka na co zmrużył oczy. Ale już po chwili otworzyli tył auta i wypchnęli jego zabawkę. Zawarczał.

-Hej! Kupiłem go, pragnę dostać mój zakup bez żadnego uszczerbku! - Warknął na nich gdy najniższy z nich prawie się wywalił. Nic nie odpowiedzieli, jedynie szybkim ruchem zdarli mu z ust taśmę, na co ten krzyknął z bólu a następnie rozcięli mu sznur wiążący nadgarstki. We wszechogarniającej ciemności Ryan ledwo co widział, ale z każdym powolnym krokiem chłopca zauważał coraz więcej. Był brudny, to rzucało się w oczy. Tak samo jak te szmaty które miał na sobie a które kiedyś były ubraniami. Łzy spływały mu z dużych oczu a wzrok utkwiony miał w swoich stopach. Puchate, czarne uszka były dociśnięte do głowy, śmierdziało strachem. Stanął przed Rossem wyglądając na jeszcze mniejszego niż na zdjęciach. Ross złapał go za brodę i uniósł oglądając jego buźkę z każdej strony. Był... całkiem ładny. Całkiem, całkiem. Bardzo. Ryan zauważył, że chłopiec był bardzo ładny. 

-D-dziękuję z-za... za ratunek... Ja... moi rodzice m-mieszkają w Las Vegas... mogę... mogę już wrócić? - Spytał naiwnie patrząc na twarz starszego mężczyzny który nagle się roześmiał. Samochód odjechał pozostawiając go na los wyższego i starszego z nich. 

-Chłopcze, kupiłem cię. Należysz teraz do mnie, rozumiesz? Jesteś mój. Masz zapomnieć całe swoje poprzednie życie, bo już nigdy do niego nie wrócisz. A teraz chodź, wyglądasz jakbyś wylazł z bagna. - Złapał kruczoczarnego za dłoń i zaczął ciągnąć do mieszkania. Chłopiec zaczął płakać i się wyrywać. I mu się udało, rzucił się w bieg ale Ryan był szybszy i tym razem zaciągnął go do mieszkania.

-Proszę mnie puścić! Puszczaj mnie! Puszczaj! - Darł się kopiąc i bijąc rękoma, ale nie miał na tyle siły by zrobić Rossowi krzywdę. 

-Zamknij się, bo zaraz dostaniesz karę. - Chłodny i stanowczy ton uciszył chłopca który zaczął jeszcze bardziej płakać. Ryan pociągnął go na kanapę każąc mu usiąść i samemu siadając obok niego. - Nie rycz. 

-Chce... chce do... do domu... - Chłopiec przetarł oczka jedną łapką na co szatyn uśmiechnął się lekko, rozczulony. 

-Jesteś w domu. To twój nowy dom i jeśli będzie grzecznym chłopczykiem, będzie ci tu jak w raju. Będę ci kupować co tylko zechcesz i będę się tobą zajmował. Ale każde nieposłuszeństwo oznacza karę. Tamto ci wybaczę, bo jesteś przestraszony. Ale więcej ci nie ujdzie płazem - Zaznaczył z góry. Widział coraz więcej strachu w tych brąz oczkach. 

-K-kary? - Spytał podciągając do siebie nogi. - Za co się d-dostaje kary? 

-Dobrze, że pytasz. Obowiązują cię zasady. Masz zakaz wychodzenia poza teren domu i ogródka. Wszędzie rozstawiona jest ochrona więc nawet nie myśl o ucieczce. Masz zakaz kontaktowania się z kimkolwiek ze starego życia. Masz być w łóżku codziennie o dziesiątej chyba, że będę cię wtedy potrzebował do czegoś. Masz mnie słuchać w każdej kwestii i pozwalać mi na wszystko. Nie wolno powiedzieć ci do mnie "nie".  Śpimy razem, w jednym łóżku. Śpisz nago, twoje ciało należy do mnie. Resztę dowiesz się w swoim czasie, jasne?  - Spytał zadowolony z siebie bo chłopiec wyglądał jakby poddał się z ucieczką. Urocze. On cały był uroczy, ale muszą go umyć. Był brudny. Urie drżąco pokiwał głową. - I masz używać słów. Chcę słyszeć twój głos.

-T-tak proszę pana... - Powiedział drżąco. 

-Oh i najważniejsza zasada. Nie wolno ci mówić do mnie na "pan". Nazywam się Ryan Ross, ale ty masz mnie nazywać "tatusiem".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro