Rozdział 2
Sprzedawca odezwał się na portalu dopiero następnego dnia. Napisał do Ryana równo ze wstającym słońcem prosząc o numer telefonu. Jako że mężczyzna dopiero co wstał, od razu go podał będąc podekscytowanym. Jeśli wszystko ustalą jest szansa, że dzisiaj dostanie swoją nową zabawkę! Ledwo zwlekł się z łóżka gdy przyszedł pierwszy sms.
Nieznany: Kiedy życzy sobie Pan, żeby dostarczyć zakup?
"Kulturalnie" pomyślał przeciągając się i idąc w stronę łazienki. Po drodze oślepiły go na chwilę promienie słoneczne przebijające się przez okno.
Ryan: Najlepiej jak najszybciej. Dostarczycie go dzisiejszej nocy do Seattle?
Nieznany: Tak. Wpłatę bankową proszę dokonać na podane na aukcji konto.
I tak oto, wymieniając trzy smsy i dwa miliony dolarów Ryan kupił sobie żywą zabawkę. Uśmiechnął się szerzej wchodząc pod prysznic i myjąc swoje ciało. Był wysoki, o wiele wyższy od tego całego Brendona. Był także postawniejszy patrząc na zdjęcia. Jego włosy były ciut dłuższe i falowały się czego nienawidził. Chwilę później wyszedł spod prysznica i dokończył swoje sprawy w łazience. Następnym na liście rzeczy do zrobienia było ubranie się w idealnie skrojony, brązowy garnitur pasujący mu pod kolor wystających spod czupryny uszu. Koszulę zostawił rozpiętą na trzy guziki jako, że nienawidził krawatów i muszek. Zszedł do jadalni gdzie czekał już zastawiony stół a pani Collins szła z jego kawą.
-Dziękuję - Powiedział do bety z delikatnym uśmiechem. Gdyby nie ta starsza kobieta, ten dom legnąłby w gruzach. Mieszkała razem z Ryanem w swoim własnym pokoju w jego willi. Była można powiedzieć... służką. Sprzątała, gotowała i robiła takie podstawowe rzeczy w domu. Ze swoją ulubioną, specjalnie sprowadzaną herbatką z Londynu kobieta która była dla niego niczym matka zajęła miejsce obok.
-Jakieś specjalne plany na dziś? - Spytała upijając łyk gorącego płynu. Niby miał ją, żeby zajmowała się domem, ale Ryan był pewny iż gdy pewnego dnia siwowłosa nie będzie już w stanie wykonywać swoich obowiązków, przygarnie ją i się nią zaopiekuję.
-Właściwie to tak. Zamieszka z nami pewien uroczy chłopiec - Powiedział z lekkim uśmiechem. Już się nie mógł doczekać.
-Oh to cudownie! Przygotować dodatkową sypialnię? Którą sobie pan życzy? - Spytała a Ross przewrócił oczami. Tyle razy mówił jej, by nie mówiła mu na "pan".
-Moją. Musi być ładnie wysprzątana, zamieszka ze mną.
Po pysznym śniadaniu Ryan wsiadł w swoje ukochane cabrio i pojechał prosto do firmy gdzie przywitał się z paroma pracownikami i zniknął w biurze. Pierwszym co zrobił, było zawołanie swojej asystentki by przyniosła mu kawę a następnie zasiadł do papierów. Cztery godziny później miał spotkanie biznesowe gdzie musieli omówić warunki niektórych umów. Po kolejnych sześciu godzinach wyszedł umęczony. Pojechał prosto do domu gdzie przebrał się z garnituru w luźną koszulę w kwiaty i jeansy. Czując wibracje w telefonie wyciągnął go z kieszeni.
Nieznany: Towar za pięć minut zostanie dostarczony.
Ross strzelił knykciami i podszedł do lustra poprawiając się. Na jakby co schował broń za paskiem i wyszedł przed swoją willę. Po paru minutach przyjechał czarny van z przyciemnianymi szybami, mógł się tego spodziewać. Wpierw wyszło z nich dwóch facetów i wyczuł silny zapach alf, nigdzie nie widział swojego chłopczyka na co zmrużył oczy. Ale już po chwili otworzyli tył auta i wypchnęli jego zabawkę. Zawarczał.
-Hej! Kupiłem go, pragnę dostać mój zakup bez żadnego uszczerbku! - Warknął na nich gdy najniższy z nich prawie się wywalił. Nic nie odpowiedzieli, jedynie szybkim ruchem zdarli mu z ust taśmę, na co ten krzyknął z bólu a następnie rozcięli mu sznur wiążący nadgarstki. We wszechogarniającej ciemności Ryan ledwo co widział, ale z każdym powolnym krokiem chłopca zauważał coraz więcej. Był brudny, to rzucało się w oczy. Tak samo jak te szmaty które miał na sobie a które kiedyś były ubraniami. Łzy spływały mu z dużych oczu a wzrok utkwiony miał w swoich stopach. Puchate, czarne uszka były dociśnięte do głowy, śmierdziało strachem. Stanął przed Rossem wyglądając na jeszcze mniejszego niż na zdjęciach. Ross złapał go za brodę i uniósł oglądając jego buźkę z każdej strony. Był... całkiem ładny. Całkiem, całkiem. Bardzo. Ryan zauważył, że chłopiec był bardzo ładny.
-D-dziękuję z-za... za ratunek... Ja... moi rodzice m-mieszkają w Las Vegas... mogę... mogę już wrócić? - Spytał naiwnie patrząc na twarz starszego mężczyzny który nagle się roześmiał. Samochód odjechał pozostawiając go na los wyższego i starszego z nich.
-Chłopcze, kupiłem cię. Należysz teraz do mnie, rozumiesz? Jesteś mój. Masz zapomnieć całe swoje poprzednie życie, bo już nigdy do niego nie wrócisz. A teraz chodź, wyglądasz jakbyś wylazł z bagna. - Złapał kruczoczarnego za dłoń i zaczął ciągnąć do mieszkania. Chłopiec zaczął płakać i się wyrywać. I mu się udało, rzucił się w bieg ale Ryan był szybszy i tym razem zaciągnął go do mieszkania.
-Proszę mnie puścić! Puszczaj mnie! Puszczaj! - Darł się kopiąc i bijąc rękoma, ale nie miał na tyle siły by zrobić Rossowi krzywdę.
-Zamknij się, bo zaraz dostaniesz karę. - Chłodny i stanowczy ton uciszył chłopca który zaczął jeszcze bardziej płakać. Ryan pociągnął go na kanapę każąc mu usiąść i samemu siadając obok niego. - Nie rycz.
-Chce... chce do... do domu... - Chłopiec przetarł oczka jedną łapką na co szatyn uśmiechnął się lekko, rozczulony.
-Jesteś w domu. To twój nowy dom i jeśli będzie grzecznym chłopczykiem, będzie ci tu jak w raju. Będę ci kupować co tylko zechcesz i będę się tobą zajmował. Ale każde nieposłuszeństwo oznacza karę. Tamto ci wybaczę, bo jesteś przestraszony. Ale więcej ci nie ujdzie płazem - Zaznaczył z góry. Widział coraz więcej strachu w tych brąz oczkach.
-K-kary? - Spytał podciągając do siebie nogi. - Za co się d-dostaje kary?
-Dobrze, że pytasz. Obowiązują cię zasady. Masz zakaz wychodzenia poza teren domu i ogródka. Wszędzie rozstawiona jest ochrona więc nawet nie myśl o ucieczce. Masz zakaz kontaktowania się z kimkolwiek ze starego życia. Masz być w łóżku codziennie o dziesiątej chyba, że będę cię wtedy potrzebował do czegoś. Masz mnie słuchać w każdej kwestii i pozwalać mi na wszystko. Nie wolno powiedzieć ci do mnie "nie". Śpimy razem, w jednym łóżku. Śpisz nago, twoje ciało należy do mnie. Resztę dowiesz się w swoim czasie, jasne? - Spytał zadowolony z siebie bo chłopiec wyglądał jakby poddał się z ucieczką. Urocze. On cały był uroczy, ale muszą go umyć. Był brudny. Urie drżąco pokiwał głową. - I masz używać słów. Chcę słyszeć twój głos.
-T-tak proszę pana... - Powiedział drżąco.
-Oh i najważniejsza zasada. Nie wolno ci mówić do mnie na "pan". Nazywam się Ryan Ross, ale ty masz mnie nazywać "tatusiem".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro