Czyżby?
Do Rodziców,
od dziecka. Zatrzasnęliście mnie w dużym domu. Wychowywaliście w kulcie rzeczy wzniosłych, przygotowaliście do zadań niepospolitych. Gdy miałam pięć lat, wysłaliście mnie na lekcje fortepianu i skrzypiec. Nauczycielka była bardzo surowa, biła mnie za każde niepowodzenie, ale za to w wieku siedmiu lat, umiałam grać Mozarta. Nigdy jednak nie usłyszałam od Was ciepłego słowa, ani pochwały. Godziłam się z tym ćwicząc jeszcze więcej, bo chciałam Was zadowolić. W wieku dwunastu lat zapisaliście mnie na trzy dodatkowe języki, francuski, hiszpański i chiński. Nauczyciel francuskiego już na pierwszej lekcji siedział zbyt blisko mnie i trzymał dłoń na moim kolanie. Byłam dzieckiem, nie wiedziałam, że to co robi jest złe, że tak nie powinno być. Z każdą kolejną lekcją, jego ręka sunęła coraz wyżej, a kiedy dotarła do krocza, sprawiała mi tylko ból. Chciałam Wam o tym powiedzieć, ale nikt z Was się tym nie interesował. Rodzice powinni chronić dziecko, ale Ty, Mamo, miałaś wtedy czas ciężkich operacji, a Ty, Tato, wyjechałeś wtedy w delegację. Tak więc w wieku lat dwunastu, w grudniu, w wigilię, zostałam zgwałcona przez nauczyciela francuskiego. To była moja ostatnia lekcja.
W pustym domu, siedząc na toalecie z krwią na palcach, płakałam, ale tak cichutko, żeby Was nie zbudzić, bo byliście bardzo zmęczeni. Na drugi dzień, kiedy zapytaliście mnie o samopoczucie, odpowiedziałam, że czuję się dobrze. Wy postawiliście mi na stole kolejne drogie prezenty, kolejny telefon, którym w furii rzucałam o ścianę. Wtedy udawałam, że wszystko jest w porządku. Obiecałaś mi mamo, że w styczniu pojedziemy na Rodos do naszego domku na plaży. Uśmiechnęłam się.
W wieku lat trzynastu dostałam pierwszy okres. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, potrzebowałam Cię wtedy, Mamo. Twojej rady, pomocy, ale Ty miałaś wtedy ciężki przypadek chłopaka z próbą samobójczą. Nie miałam Ci tego za złe, starałam się zrozumieć. Bo liceum to nie był dla mnie łatwy czas. Poznałam chłopca, kiedy miałam piętnaście lat. Wydawał się idealny. Był przystojny, inteligentny i z dobrego domu. Jego rodzice byli prawnikami, zarabiali naprawdę dużo. Naprawdę WYDAWAŁ się miły. Umówiliśmy się na kawę, potem zaprosił mnie do siebie. Powiedział, żebym usiadła na łóżku. Niepotrzebnie mu zaufałam, niepotrzebnie tam poszłam, bo w wieku lat piętnastu, ponownie zostałam zgwałcona przez Michaela, moją pierszą i ostatnią miłość. Tym razem czułam okropny wstyd. Nie mówiłam Wam nic, a Wy nie pytaliście. Poprosiłam tylko, aby przenieść mnie do innego liceum. Przenieśliście. Do innego, tak samo prywatnego, tak samo zepsutego, gdzie wszystkie dzieciaki nosiły Chanel i Pradę. Kiedyś, pamiętam, chciałam z Wami szczerze porozmawiać, ale zbyliście mnie kolejnymi dolarami. Zamilkłam. A potem zobaczyłam dwie kreski. Na teście ciążowym. U mnie, na pozłacanych płytkach w łazience. Nie sądziliście chyba, że Wam o tym powiem? Przerażona kiwałam się w przód i w tył na ręcznie rzeźbionej toalecie. Bo Wy mi nie pomogliście, ale tabletki już tak. Na zawsze zapamiętałam krew spływającą mi po nogach i świadomość, że to moje dziecko. Zresztą, wtedy nie myślałam o nim jak o dziecku, a raczej jak o potworze, którego należy zabić.
Kiedy miałam szesnaście lat, poznałam Stacy, dziewczynę, która niespecjalnie przejmowała się otoczeniem. To ona zabrała mnie na pierwszą imprezę. Nie byłam doświadczona, ale nie martwcie się, Stacy szybko wprowadziła mnie w temat. Pierwsza kreska wciągnana banknotem. Pierwszy kwas. Drgawki, majaki, kolorowe obrazy przed oczami. Kolejne kolejki czystej, aby zapomnieć o tych wszystkich jebanych Mercedesach, Audi i betach. O tym jebanym basenie, o tych jebanych trzech piętrach, o tym jebanym 'applu' i o tych jebanych prezentach. Pilnowałam tylko kiedy wychodziliście do pracy, a potem leżałam pijana i naćpana gdzieś w krzakach. Potem wracałam do domu i otwierałam barek, a alkohol zmieniał mnie w zimną sukę. Kupowałam kolejne działki za te jebane dolary. Dla siebie, dla Stacy. Aż pewnego dnia, Stacy się nie obudziła. Zapamiętałam jej martwe oczy i białą pianę, która toczyła się z jej ust. Wtedy już tylko wzruszyłam ramionami i wróciłam do złotego pokoju. A potem przyszły kolejne święta. Kucharki gotowały nam potrawy, sprzątaczki sprzątały willę, a Wy ozdabialiście choinkę i śmialiście się, że Mikołaj w tym roku był bardzo hojny. Nie kupiłam Wam nic. I choć w Waszych oczach widziałam zawód, nic nie powiedzieliście. Czy czuliście wtedy zażenowanie swoim dzieckiem? Miałam już dość tego ciepła i blasku choinki, tego sztucznego śniegu za oknem.
A potem podjęłam decyzję. Rzuciłam tę całą farsę. Przestałam się śmiać do znajomych, przestałam pożyczać im pieniądze, odsunęli się ode mnie, ale to chyba oczywiste. Zaczęłam się pieprzyć z kim popadnie i obciągać fiuty starym skurwielom. Czego chciałam? Adrenaliny? Być może. Bo znajomi się mnie pytali, dlaczego chodzę nieszczęśliwa, że każdy chciałby żyć tak jak ja. Cóż za paradoks, a ja chciałam żyć tak jak oni. Tak więc, szukałam sobie kochanków wśród równie zdesperowanych mężczyzn. Pamiętam jednego. Miał na imię Jason. Skakałam mu po fiucie codziennie po szkole, a on robił mi krwiste malinki na szyi. I kiedyś jak leżałam obok niego zapytał, czy nie chcę pieniędzy za to co robię. Zaśmiałam się i rzuciłam w niego majtkami od Gucci. Zrozumiał, ale nigdy więcej się ze mną nie spotkał. A potem miałam lat osiemnaście. Powiedziałam Wam, że mam chłopaka, Wy byliście zajęci rozwodem, więc kiedy zapytałam się czg mogę spać u niego, zgodziliście się, nawet tego nie sprawdzając. A ja poszłam do sklepu. Kupiłam świąteczny papier i pudełko. Co w nim znaleźliście? Zakrwiawione majtki, z okresu lat dwunastu. Podpis (po francusku) : pan od francuskiego. Drugie, majtki z lat piętnastu, podpis : Michael. Test ciążowy. Działkę koki. Zdjęcia mnie i Jasona podczas seksu. I te Wasze jebane dolary. Postawiłam to pudełko pod choinką z adnotacją : Dla najlepszych rodziców na świecie.
A potem poszłam do hotelu. Zawiązałam sznur na drewnianej beli i stanęłam na krzesełku i patrząc na piękne sztuczne ognie, powoli zeszłam z mebla, zawisając w powietrzu. Co wtedy zobaczyłam? Nie powiem Wam tego, bo sama nie wiem. Czemu? Proste, bo już nie żyję. A Wy znaleźliście mnie, kiedy obsługa chciała mi przywieźć śniadanie i wyważyła drzwi. O czym wtedy pomyśleliście? Czy wciąż jesteście pewni, że wiedzieliście o mnie wszystko?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro