Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 9 ,,Pierwsze wspomnienia"


Idąc za Natalie, mam czas przyjrzeć się jej uważniej. Jest dużo wyższa niż ja. Na moje oko eksperta musi mieć mniej więcej metr siedemdziesiąt pięć, a do tego nosi wysokie obcasy. Ma sukienkę w cygański kwiatowy wzór, w której wygląda niesamowicie. Falujące ciemne włosy są bardzo długie i nadają jej wygląd typowej Kalifornijki. Natalie jest bardzo ładna i nie mogę się powstrzymać przed porównywaniem siebie do niej. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. Czuję się przy niej po prostu śmieszna. Muszę przestać tak myśleć. W ten sposób nigdy nie zdobędę pewności siebie.
- Zastanawiam się, skąd pochodzisz, Natalie.
 Odwraca się do mnie, poprawiając okulary na zadartym nosku.
- Mieszkam trochę więcej niż godzinę drogi stąd. A ty?
- Z Miami.
- Och, to kawał drogi! Nie jest ci smutno z powodu wyjazdu?
- Muszę się przyzwyczaić, bo czułam potrzebę niezależności i pewnego oddalenia.
  Nic więcej nie mówię ani nie wyjaśniam. Natalie wydaje się jednak usatysfakcjonowana tą odpowiedzią i kiwa głową.
  Po wyjściu z budynku jestem zaskoczona ogromem bibliotek. Natalie idzie dalej, ku głównym schodom.
 - Nasza sala jest na piętrze.
Idę za nią.
Zdążamy na wykład. Uderza mnie liczba studentów- na pewno jest ich koło setki. Siadam koło Natalie i wyjmuję swoje rzeczy, a tymczasem wykład się zaczyna. Choć wiem, że te zajęcia są bardzo interesujące, nie przypuszczałam, że przyciągną tyle ludzi. Profesor musiał nawet skorzystać z pomocy asystenta. Bez trudu zauważyłam wymianę spojrzeć Natalie z asystentem wykładowcy, Simon, jak mi się zdaje. Nie wiem, czy są parą, czy to tylko flirt, ale moja wrodzona ciekawość bierze górę - obiecuję sobie wkrótce pogadać o tym z Natalie. Pod koniec wykładu dowiadujemy się, że na przyszły tydzień, mamy - pracując w dwójkach- przygotować referat o kulturze jakiegoś, dowolnie wybranego kraju. Profesor precyzuje, że w referacie nie będą dobrze widziane nasze zdjęcia z wakacji w strojach kąpielowych, co wywołuje wybuch śmiechu. Tym miłym akcentem kończy się pierwszy, naprawdę pasjonujący wykład. Natalie odwraca się do mnie, wpychając notatnik do małej skórzanej torebki.
- Pracujemy razem?
- Bardzo chętnie!
Wstaję i również pakuję swoje rzeczy. Czekamy, aż sala się opróżni.
- Czy któryś kraj interesuje cię specjalnie?- pyta Natalie, wsuwają za ucho kosmyk włosów.
- Nie mam specjalnych preferencji, a ty?
  Na twarzy Natalie pojawia się lekki uśmiech, mówiący, że w jej głowie rodzi się jakiś pomysł.
- Chciałabym przygotować referat o kulturze indyjskiej. Odpowiadało by ci to
- Pewnie! Doskonale. Skoro ma być gotowy na następny poniedziałek, to jak się umówimy?
- Myślałam, żeby w ciągu tygodnia poszukać materiałów, na przykład tu, w bibliotece, razem albo osobno, a w sobotę po południu spotkać się gdzieś i wspólnie  przygotować prezentację. Profesor Matthews zalecił napisanie czterech stron, w tym wstęp i podsumowanie. To chyba da się zrobić dość szybko.
- Można by to podzielić na dwie części i każda pracowałaby nad swoją, a w sobotę spotkałybyśmy się, żeby je połączyć i wspólnie zredagować wstęp i podsumowanie.
- W porządku. Gdzie chciałabyś się spotkać? Nie jestem pewna, czy mój pokój to dobry pomysł. Moja współlokatorka to wariatka - mówi ze śmiechem.
- Mieszkam na zachodnim kampusie. Mieszkanie jest na tyle obszerne, że można w nim spokojnie pracować i nie przeszkadzać przy tym innym lokatorom. Co ty na to?
    Natalie zastanawia się przez chwilę, a potem kiwa głową.
- Jasne, zgoda. Przyniosę kawę. To hej, muszę lecieć na wykład ze sztuki, a już jestem spóźniona. Na razie!
- Cześć!
Już ma odejść, ale nagle zawraca, wyrywa kawałek papieru z notatnika i skrobie na nim pospiesznie swój numer telefonu. Potem podaje mi go, odwraca się i biegnie. Na koniec się odwraca i woła:
- Przyślij mi SMS-a!
       Natalie wydaje mi się sympatyczna i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Może jednak nie spędzę tego roku w samotności.
  Wychodzę z biblioteki i siadam na jednej z ławek na dziedzińcu przed budynkiem. Spoglądam na zegarek: mam jeszcze niecałą godzinę do następnych zajęć. Wykorzystuję to na umiejscowienie na planie kampusu wszystkich punktów, do których będę musiała trafić. To naprawdę ogromny teren. Na razie jestem szczęśliwa: do tych czas, wszystko układa się dobrze, tak jak chciałam.
  Już teraz zaczynam kochać te miejsce. Nie wszyscy mają szansę studiować w tak przyjaznym otoczeniu. Na UCLA czuję się jak u siebie. Wydaje mi się, że jestem tu już od tygodni, a tymczasem nie minęły nawet cztery dni.
  Co więcej poznałam już dwie osoby - Natalie i Taron'a. Jestem pewna, że ci dwoje mogłoby się dogadać. Natalie wydaje się naprawdę super, poza tym przypomina mi Amber. Jednak różnią się kolorem włosów. Nie potrafię jeszcze stwierdzić, czy są podobne pod względem charakteru, bo z Natalie spędziłam dopiero dwie godziny. Mam jednak świadomość, że moja nowa znajoma to nie Amber i nie wiem czy ją kiedykolwiek zastąpi.
  Wspomnienie Amber kieruje moje myśli ku Rosie. Jej mama prosiła mnie, żebym od czasu do czasu się do niej odzywała. Muszę to robić. Nie lubię rzucać słów na wiatr. Rosie... Dlaczego związała się z takim towarzystwem? Siedząc w słońcu, przymykam oczy i pozwalam się unieść wspomnieniom. Mam wrażenie, że przez zamknięte powieki oglądam film o swoim życiu.
   Wciąż pamiętam dzień, w którym Rosie zaczęła się pogrążać. Wszystkie trzy spędzałyśmy lato na plaży i snułyśmy fantastyczne plany.  A w dzień rozpoczęcia roku szkolnego wciąż jeszcze bujałam w obłokach.

Słyszę, jak mama woła mnie, żebym się pospieszyła. Kończę układać nowe podręczniki i idę do niej do kuchni. Upiekła przepięknie pachnące ciasto z migdałami i wiśniami.
- Przygotowałaś wszystko? - pyta, nie podnosząc nawet głowy z nad salaterki.
- Tak - wdycham. - Od wczoraj pytasz mnie o to już szósty raz.
- Liliano Wilson, nie lubię kiedy mówisz do mnie takim tonem.
Ponieważ stoi plecami do mnie, wdycham bezgłośnie. Zabiłaby mnie, gdyby to zobaczyła.
- Wiem, co robisz, Lili. Jestem twoją matką i nie jestem głupia!
Uśmiecham się. Wie, jak zawsze.
- Ale musisz mnie zrozumieć. Za niecałą godzinę zaczynasz naukę w liceum!
- Wiem.. - mówię, krzywiąc się.
- Dorastasz tak szybko...
- Mamo , przestań!
- Jestem twoją matką, więc to normalne, że się niepokoję. Rozpoczęcie nauki w liceum to przeżycie również dla rodziców.
- Jakbyś mi tego już nigdy nie mówiła.
Mama śmieje się, słysząc mój przesadnie oburzony ton.
- Chcesz kawałek tarty?
- Nie, zjem jak wrócę,
Mama kiwa potakująco głową.
Wyjmuję telefon z tylnej kieszeni i widzę SMS-a od Amber:
Wychodzę z domu. Jadę po Rosie, a potem po Ciebie.
Odpisuję jej szybko:
 Pospiesz się, bo zaraz zamorduję mamę.
- Dziewczyny zaraz będą. Idę.
- Idź. Przyślij SMS-a, jak skończysz lekcje, to przyjadę po Ciebie. Charlie chce się w tym roku zapisać na dżudo. Pojedziemy razem?
- Zgoda.
Wybiegam i biorę ze swojego pokoju plecak. Potem wpadam jeszcze do kuchni, by uściskać mamę. Jest dwadzieścia po pierwszej, a mamy być w szkole o drugiej.
      Stary szewrolet ciotki Amber stoi przed domem. To nim zresztą uczyłam się jeździć, razem z Amber i Rosie, któregoś lata, gdy miałam czternaście lat. Starannie zamykam drzwi, żeby Toby, piesek Charliego, nie uciekł, i dołączam do przyjaciółek.
- Dzień dobry pani!
Odkąd tylko pamiętam, pani Sawyer zawsze miała włosy ufarbowane na jakiś niesamowity kolor. Dziś są w kolorze turkusu z kilkoma blond pasemkami.
- Dzień dobry, Lili! - woła z uśmiechem.
Otwieram drzwi i wsiadam na miejsce za kierownicą, szczęśliwa ze spotkania moich najlepszych przyjaciółek. Rosie ma niebieską, sportową bluzę, którą podwędziła ojcu, szorty odsłaniające długie, opalone nogi. Całości dopełnia para czerwonych conversów. Podczas jazdy ciotka Amber opowiadała nam o swoich latach w liceum, co nas rozbawia. To miłe z jej strony, że próbuje nas rozerwać. Ponieważ przed budynkiem stoi masa samochodów, dziękujemy za podwiezienie  i szybko wysiadamy. Amber bierze Rosie i mnie pod rękę i idziemy tak obok siebie, zajmując całą szerokość chodnika.
- No jak, Lili, gotowa na wszystko?
  - Chyba tak - mówię z pewnym wahaniem. - A ty?

- Ja już od dawna jestem gotowa! Halo, przystojniacy ze starszych klas! Przybywamy!- woła Amber.
  Jej uśmiech staje się coraz radośniejszy, w miarę gdy zbliżamy się do wyjścia.
- Amb, a nie lepiej pomyśleć o ważniejszych sprawach? Takich jak na przykład nauka? -zwracam jej uwagę. 
- Oj, Lili - wdycha. - Możesz na pięć minut wyłączyć zrzędzenie?
Wiem doskonale, że ta rozmowa z nią nie doprowadzi do niczego.
- Myślicie, że będziemy razem? -zastanawia się Rosie z tym swoim zaraźliwym uśmiechem na twarzy.
- Pojęcia nie mam - odpowiadam zgodnie z prawdą - Z tego, co słyszałam, na niektórych kursach ma być kilka grup, więc zobaczymy na miejscu.
- Mam nadzieję, że nam się uda.
- Ja też -mówię cicho.

Do dziś pamiętam stres, jaki w tedy czułam.

Wchodzimy na dziedziniec, gdzie kłębi się tłum. Szukam wzrokiem Amber. Jest pochłonięta rozmową z dwiema starszymi dziewczynami. Pewnie są już w przedostatniej klasie. Kiedy z głośników rozlega się trzask, domyślam się, że zaraz się zacznie. Chwilę później słychać wysoki kobiecy głos:
  ,, Pierwszy rocznik ma się zebrać w sali gimnastycznej za głównym budynkiem. Przypominamy, że nie wolno biegać po korytarzach".
 Wkładam ręce w szelki plecaka.
- No to zaczynamy.
Nikt mi nie odpowiada. Rzucam okiem na Amber - rozmawia z Finnem, którego jeszcze kilka miesięcy temu uważałam za miłość mojego życia. Odwracam się.
- Rosie! - wołam.- Idziesz?
   Przyjaciółka wreszcie zwraca głowę w moją stronę, jakby nie obecna.
- Coś nie tak? - pytam.
- Wszystko w porządku - mówi z bladym uśmiechem.
- Wyglądałaś, jakbyś była całkowicie gdzieś indziej.
- Patrzyłam po prostu na nich.
   Nad jej ramieniem szybko zerkam na kilkuosobową grupę, o której mówi. Chłopaki i parę dziewczyn stoi przy trzech motorach. Nie wyglądają na uczniów tej szkoły. Wszyscy są w skórzanych albo dżinsowych kurtkach, rozmawiają i palą, obserwując tłum licealistów. 
   Chociaż mama uczyła mnie zawsze, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie, po pierwszym spojrzeniu myślę sobie, że to nie jest najodpowiedniejsze towarzystwo. Rumienię się, napotykając wzrok jednej z dziewczyn - ma ufarbowane włosy z czerwono.
- Znasz ich?
- Nie, nie znam. No dobrze, idziemy?
Choć jej ton jest bardzie zdecydowany, wydaje się wciąż zamyślona. 
- Naprawdę, Rosie, nie znasz ich? Bo jeden z tych facetów pożera Cię wzrokiem.
-Który?

Myślę o tej chwili z gorzkim uśmiechem. Nie wiedziałyśmy, w co się pakujemy. Dziś chciałabym cofnąć czas i powiedzieć tym dziewczynom, którymi wówczas byłyśmy, żeby zawsze trzymały się razem i nie pozwoliły się rozdzielić żadnemu chłopakowi. Chciałabym trzepnąć solidnie Rosie i powiedzieć jej, żeby nie słuchała Amber, która idąc tuż za nami, sugerowała jej, by spytała się tamtych, czy  nie poczęstowali by nas papierosem. Chciałabym się nie roześmiać w tamtej chwili ani nie powiedzieć do Rosie: ,,Zakład!".
    Ale Rosie już była przy nich, zapytała o papierosa i wracała do nas, śmiejąc się piskliwie. Przez chwilę pomyślałam, że nie powinnam ufać pierwszemu wrażeniu i że pod względem w stylu grunge mogą kryć się pozytywne osoby... ale w tym konkretnych przypadku się myliłam.
   Widziałam w tym tylko żart licealistki - tymczasem dla Rosie, Amber i dla mnie właśnie zaczynał się powolny upadek na dno piekła.
   Potrząsnęłam głową. Nie powinnam teraz tym myśleć. Powrót do przeszłości nie zmieni faktu, że Rosie jest daleko ode mnie- i może to tylko przyćmić ten cudowny dzień, a tego na pewno nie chcę. 
    Wyjmuję książkę i zapominam o wszystkim, zanurzając się w świecie Jennifer Echols.

---------------------------------------------------------------------------
                                                            1773 słowa
                                                        

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro