Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 8 ,,Azja"

  OD AUTORKI:  Na wstępie chciałabym powiedzieć, że trochę nie nadążam z pisaniem rozdziałów, więc rozdziały będą codziennie, prócz soboty. Zapraszam do czytania!!
------------------------------------------------------------
     

Wczoraj wieczorem po wyjściu chłopaków zaczęłam czytać nową książkę Jennifer Echols Odlot. Poleciła mi ją Amber przed moim wyjazdem do Brazylii. Czytałam przez cały wieczór, z przerwą tylko na kolacje. Moi współlokatorzy wrócili późno, koło jedenastej, tak jak zapowiadali. Choć położyłam się już wcześniej, wciąż kręciłam się w łóżku, nie mogąc zasnąć.
   Rano w pokoju zabrzmiały pierwsze nuty piosenki Rather Be zespołu Clean Bandit, budząc mnie łagodnie. Jest 6:30; wyłączam budzik. Za dwie godziny rozpocznę studia w UCLA- co prawda z blisko dwutygodniowym opóźnieniem.
    Zaczynam odczuwać stres. Miałam fatalną noc, budziłam się pewnie z dziesięć razy, pełna obaw, że może budzik nie zadzwonił i że się spóźnię. Po wstaniu z łóżka, czuję, że chyba razem ze mną obudził się też ból brzucha. Radości stresu! Nie znoszę tego typu sensacji, a najgorsze jest to, że mi to w ogóle nie pomaga. Zaczytam sobie wyobrażać siebie, jak siedzę w auli wykładowej pośród setek innych osób. A jeśli te zajęcia mi się nie spodobają i jeśli okaże się, że moja wymarzona przyszłość to tylko złudzenie? A jeśli nie uda mi się znaleźć przyjaciół i będę skazana na spędzenie całego roku w zamkniętym pokoju nad książkami lub stanę się kozłem ofiarnym wszystkich studentów pod wodzę Camerona, chcącego zatruć mi życie? Muszę się uspokoić. Nic takiego się nie stanie, to tylko moja wyobraźnia.
  Postanowiłam wziąć długi prysznic, więc przygotowuję ubranie i biegnę do łazienki. Wychodzę po jakichś trzydziesty minutach, ubrana, uczesana i z lekkim makijażem. Na ten mój pierwszy dzień na uczelni wybrałam coś prostego - ciemnoniebieskie jeansy i kremową, koronkową bluzkę, która wspaniale kontrastuje z moją opaloną skórą. 
 Sprawdziwszy, czy mam w plecaku wszystko, co będzie mi potrzebne, szybko związuję włosy w koński ogon. W korytarzu prowadzącym do wspólnych pomieszczeń natykam się na Evana.
- Cześć!
- Czeeeść...- odpowiada, ziewając.
- Zaraz będę jeść śniadanie, zrobić ci coś?
- Aha, wezmę szybki prysznic i zaraz do Ciebie dołączę.
    Kiwam głową i idę do kuchni. Tu wyjmuję wszystko, co potrzebne do dobrego śniadania, bo muszę coś zjeść, nawet kiedy jestem zdenerwowana. Jak zawsze mi powtarzała mama, ,,pusty worek nie ustoi" - i nie mogę się z nią nie zgodzić.
   Wyciskam pomarańczę, żeby zatankować porcję witamin i smaruję masłem kilka kromeczek chleba. Ustawiam wszystko na barku i siadam na taborecie. Właśnie zamierzam wgryźć się w kromkę, gdy nagle przed moimi oczyma pojawia się niespodzianka, i to piękna niespodzianka w osobie wkraczającego do kuchni Camerona, ubranego jedynie w czarne bokserki z loko znakomitej marki. Gapię się na niego i nie mogę przestać podziwiać jego sylwetki. Muskularny, opalony tors przyciąga wzrok. Wolę nawet nie myśleć, ile godzin spędził na siłowni.Z tego, co widzę, całe jego ciało jest niezwykle harmonijne.
    Odwrócony tyłem do mnie, wyjmuje filiżankę i przygotowuje sobie kawę. Tym razem udaję mi się nie patrzeć tam, gdzie nie powinnam. Na swoje nieszczęście przewiduję, że Cameron jest typem chłopaka, który większość życia spędza w takim właśnie stroju, a to będzie zagrażać mojemu życiu psychicznemu.
   Najwyraźniej mało się przejmując, że widzę go w nagliżu, mój współlokator lokuje się naprzeciwko mnie i zaczyna jeść. W obawie przed jego lodowaty spojrzeniem nie ośmielam się podnosić głowy i pochłaniam kanapki, które na szczęście szybko się kończą. Chciałabym coś do niego powiedzieć, żeby przerwać niezręczną ciszę, ale wiem, co się wtedy stanie. Nie mam ochoty na niespodzianki dziś rano.
  Pokręciwszy się trochę na stołku, wstaję wreszcie, co omal nie kończy się upadkiem, bo zaczepiam kostką o nogę stołka. W ostatniej chwili chwytam się blatu. Oczywiście wywołuje to u Camerona wybuch śmiechu.
- Za wysoko dla ciebie?
   Nie odpowiadam na jego prowokację, posyłam mu mój najpiękniejszy uśmiech, sprzątam swoje nakrycie najszybciej, jak umiem i wychodzę z kuchni. Ten chłopak to idiota. Poważnie się zastanawiam, jak Evan, tak miły i uprzejmy, się z nim dogaduje. 

Kwadrans przed ósmą wsiadam do samochodu z moimi współlokatorami, bo Evan zaproponował mi uprzejmie podwiezienie do budynku, w którym mam pierwsze zajęcia. Jestem mu ogromnie wdzięczna, bo gdybym miała iść pieszo, pewnie bym poszła złą trasą i musiałabym zawrócić.
   Po dziesięciu minutach Evan zatrzymuje się na parkingu w pobliżu ruchliwego tłumu studentów. Jest piękna pogoda, a mój ból brzucha, który na chwilę znikął, powraca znowu.Zżera mnie trema.
- Przestań się denerwować, Lili! Jestem pewien, że wszystko pójdzie dobrze - uspokaja mnie Evan, widząc moją narastającą obawę.
- Wcale się nie denerwuję!
- No nie mów! Chyba od godziny jesteś cała spięta!
 Odwraca się do mnie z uśmiechem.
- No dobrze, przyznaję, pierwszy dzień w szkole zawsze mnie przerażał.
- Bez powodu. Spodoba Ci się tutaj. I pamiętaj, nikt nie zwróci na ciebie uwagi.
- I to ma mnie uspokoić?
Evan zaciska usta, jakby się zastanawiał.
- No widzisz? Sam to mówisz. Spędzę najbliższe miesiące samotnie, a możliwe, że w ogóle mi się tu nie spodoba. Ten rok to będzie koszmar! - wdycham, łapiąc się za głowę.
- A teraz wchodzą skrzypce! - woła Cameron, odpinając pas. - Wysiadam, bo chyba się rozpłaczę, jeśli dłużej zostanę w tym samochodzie. Postaraj się przeżyć ten dzień, Louisie Litcie.*
  Gotuję się w środku, słysząc przezwisko, jakie mi nadał.
- Wiesz, gdzie mnie znaleźć - rzuca do Evana i wysiada, trzaskając drzwiami.
- Evan, twój najlepszy przyjaciel jest idiotą.
Ten tylko śmieje się cicho.
- Trzeba go dobrze poznać...
A jak mianowicie mam to zrobić? Nie pozwala się do siebie zbliżyć.
- No, Lili. Nie stresuj się. Wszystko będzie dobrze. Wyglądasz mi na inteligentną dziewczynę. Uwierz siebie i wszystko będzie OK!
- Dzięki, Evan- mówię z wdzięcznością, wzruszona jego słowami. - No dobrze. Idę tam. Do wieczora, jeśli przeżyję.
   Evan parka śmiechem. Mówi, że jeśli będę miała jakikolwiek problem, mam do niego zadzwonić lub wysłać SMS-a. Dziękuję mu raz jeszcze i wysiadam, prawie gotowa stawić czoła temu, co mnie czeka.
   Mój współlokator odjeżdża i zostaję sama. Zerknąwszy na zegarek, stwierdzam, że jest dopiero ósma. Mam więc jeszcze pół godziny do rozpoczęcia pierwszych zajęć. Idę powoli w kierunku budynku nauk humanistycznych, rozglądam się i podziwiam architekturę. Uśmiecham się na myśl o mojej macosze, która jest architektem, i niemal słyszę jej głos.
  Wyciągam plan zajęć otrzymany wcześniej od pani Reed i widzę, że powinnam pójść do auli ,,Azja" na mój pierwszy na UCLA wykład o różnych kulturach świata. Bardzo się cieszę na ten kurs i jestem go ciekawa. Wszystkie opinie na jego temat były pełne pochwał.
  Po wejściu do ogromnego holu na jednej ze ścian widzę wielką tablicę informacyjną. Podchodzę bliżej i staję przed dokładnym planem budynku. Co za dobra nowina: aula ,,Azja" jest na ostatnim, czyli piątym piętrze- oczywiście bez windy. Taka mała przebieżka - nie ma nic lepszego na sam początek dnia!
  Pokonawszy jakieś sto schodów i podziwiając przy okazji- muszę się przyznać - widok z klatki schodowej, na ostatnie piętro wchodzę już troszkę zdyszana. Widzę przed sobą podwójne drzwi z napisem ,,Azja". Świetnie! Trafiłam! Patrzę na zegarek - jest dopiero 8:15. Mam jeszcze czas na uspokojenie oddechu. Czas mija, a ja wciąż stoję tutaj sama. Czy inni studenci są już w środku?          Podchodzę do drzwi i odetchnąwszy głęboko, próbuję je otworzyć. Są jednak zamknięte i za nic nie dają się ruszyć. Odwracam się, ale nie widzę nawet cienia studenta na horyzoncie. Naturalnie mój niepokój powraca w przyspieszonym tempie. Chociaż należę do, które łatwo można określić jako aż za bardzo przezorne, to jednak fakt, że kilka minut przed wykładem jestem tu jedyną obecną, trochę mnie przeraża. Co mam robić? Czekać? Iść do administracji, choć nie mam pojęcia, gdzie to jest? Nie znoszę takich sytuacji. Jeśli na dwie minuty przed rozpoczęciem wykładu będę tu nadal sama, zejdę do holu i tam sprawdzę.
    Opieram się o ścianę naprzeciwko i podłączam słuchawki. Właśnie w tej chwili, gdy znajduję muzykę, która mi się podoba, słyszę jakiś odgłos od strony schodów. Podnoszę głowę i widzę wysoką brunetkę idącą w moim kierunku z uśmiechem na twarzy.
- Cześć! - mówi. - Przyszłaś na wykład z kultur?
- Tak, nie rozumiem jednak, dlaczego nikogo tu nie ma.
- Bo wykład jest dziś wyjątkowo nie w tutaj, tylko w jednej z sal biblioteki. Asystent profesora
 poprosił, żebym tu przyszła i sprawdziła, czy wszyscy się dowiedzieli, i żebym przykleiła to na drzwiach- mówi, machając kartką papieru i rolką scotcha.
 - Fantastycznie, że się zjawiłaś, bo czekałabym tu i opuściła wykład!
- Czyli jestem twoją wybawicielką! - mówi.
Zarzucam plecak na ramię i idę za nią po schodach.
- Jesteś nowa?
- Tak się to rzuca w oczy? - mówię ze śmiechem.
- Trochę! Omijasz tablice informacyjną i nie czytasz maili z wydziału przed wejściem na zajęcia, a to znaki rozpoznawcze.
- Uwierz mi, już nigdy o tym nie zapomnę!
- No myślę! Najprościej będzie, jak zrobisz sobie przekierowanie na telefon albo na twój prywatny mail. Powiadamiamy tu dosyć sprawnie, kiedy któryś profesor zmienia salę albo jest nieobecny. Nie będziesz wtedy musiała wyczekiwać godzinami przed salą. A w ogóle to jak masz na imię? Zapomniałam się zapytać!
- Liliana, ale wolę, żeby mówić do mnie Lili. A ty?
- Natalie!
- Uwielbiam te imię, kojarzy mi się z Natalie Cole - przyznaję się z uśmiechem.
- No to zgadnij, skąd się ono wzięło! Mama jest prawdziwą fanką tej piosenkarki. Kiedy trochę urosłam i ktoś zauważył, że mam ciemne włosy, takie ja ona. Mama była przeszczęśliwa, ale nie to jest najgorsze. Mam młodszego brata i zgadnij, jak on ma na imię...
- Nie mów mi, że Cole!
- No właśnie! - woła Natalie ze śmiechem, a ja śmieję się z całego serca razem z nią.
- Uważam, że to dość oryginalne.
- Można tak powiedzieć. Ale w końcu człowiek się przyzwyczaja i nie zwraca uwagi.
Uśmiecham się do niej. Rozmawiamy przez całą drogę do biblioteki, znajdującej się w innym budynku.
  Grace jest na architekturze i po do dyplomie chciałaby przenieść się do Sydney. Tak jak ja, mieszka w kampusie, ale z współlokatorką. Widząc jej minę, myślę sobie, że chyba nie nadają na tych samych falach. Grace mieszka z tą dziewczyną już od trzech tygodni, a już marzy o innym lokum. Ale, jak mówi, doskonale naśladuje panią Reed: ,, Rozumie pani doskonale, że mieszkanie w kampusie to niezwykłe szczęście. Niektóre osoby są na liście rezerwowej. Nic innego nie mogę zrobić". Jeśli się uda, Grace spróbuje to zmienić w przyszłym semestrze, inaczej będzie musiała mieszkać z tą dziewczyną cały rok akademicki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                                                 1654 słowa
                           

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro