Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 7 ,,Coś ty za jedna?"

  
     Jest niedzielny ranek. Budzą mnie łagodne promienie słońca, przebijające przez białe zasłony w pokoju. Uwielbiam takie spokojne przebudzenia. Patrzę na zegarek- godzina 9:47,  ja jestem w pełni sił! Przeciągam się przez chwilę i wstaję z łóżka. Wkładam domowe pantofle i wędruje do łazienki, żeby odświeżyć twarz, bo w nocy było gorącą. Obudziłam się około trzeciej rano, słysząc jakieś dźwięki w mieszkaniu. Pomyślałam, że to Cam, bo słyszałam też odgłos bosych stóp na podłodze. Myślę, że dziś rano pewnie go nie zobaczę. Idę do kuchni i tak jak się spodziewałam, jeszcze nikogo tu nie ma.
   Nie chcę robić zbyt wiele hałasy, żeby nie obudzić chłopaków i nie zrobić złego wrażenia na drugim współlokatorze, ale mimo wszystko pragnę być użyteczna, więc postanowiłam zrobić pyszne śniadanie. Tak jak wtedy, kiedy mieszkam w Miami, wyjmuję kolejne składniki na placki, wszystko według francuskiego przepisu mojej babci, i robię ciasto. Gotowe wstawiam do lodówki i zabieram się do krojenia owoców na egzotyczną sałatkę. Jestem przy tym miło zaskoczona, znajdując w kuchni chłopaków tyle różnych składników. Będę mogła pichcić różne smaczne dania, bo uwielbiam gotować. Jeszcze tylko smoothie, ale jego robienie może być całkiem głośne, więc postanawiam najpierw posprzątać kuchnie, a przez ten czas może chłopcy się obudzą.

   Odkładając wszystko na miejsce, rozważam jakie sporty będę mogła uprawiać po wykładach. Sport był dla mnie zawsze ważny- to jedna z pasji, jakie zaszczepił mi tata. Może bieganie? Z ego, co widziałam, niektóre alejki kampusu wydają się bardzo dobre do joggingu. Może spróbuję także surfowania, jako świeżo upieczona Kalifornijka? Prawie kończę porządki, kiedy ze sportowych rozważań wyrywa mnie jakiś niski głos:
- Coś ty za jedna?
  Odwracam się naprzeciwko zapewne Cama. A niech to! Spoglądam na niego i czuję, że się czerwienię. Ma na sobie tylko spodnie od dresu, zsuwające się na biodra - co jest za bardzo pociągające. Z trudem odrywam wzrok od jego torsu o doskonale zarysowanych mięśniach i powoli wznoszę oczy ku górze, na jego twarz, jeszcze noszącą ślady snu. Brązowe włosy ma potargane, lecz stosunkowo krótkie. Oczy ciemne. Nie potrafię powiedzieć, czy niebieskie, kasztanowe, czy może też szare.Jedno jest pewne- są piękne i urzekające. Chrząknięcie wyrywa mnie z zapatrzenia i zakłopotana odsuwam jak najszybciej myśli od jego ciała.
   Chłopak mija stół, staje obok mnie i z którejś wysoko powieszonej szafki, wyjmuje filiżankę. Wszystkie, ale to absolutnie wszystkie mięśnie mu się napinają i to jest nieprawdopodobnie sexy!
 - No więc... Jestem Liliana- mówię nieskładnie, zmieszana jego bliskością.- A ty pewnie jesteś Cam?
- Dla Ciebie Cameron, nie Cam.
 To daje ton naszej rozmowę. Wycofuję niniejszym ,,nieprawdopodobnie sexy". Gdyby jego słowa były gestami, to właśnie otrzymałabym jedyny z moim życiu policzek. Ton jego głosu jest tak lodowaty, że aż przechodzi mnie dreszcz. Chyba że est to coś innego, na przykład wściekłość lub rozczarowanie. A ja miałam nadzieję na pełną zgodę z nim, miał być podobny do Evana. Pomyliłam się koncertowo.
- A tak w ogóle mógłbym wiedzieć, co ty tu robisz?
- Jestem waszą współlokatorką - oświadczam niezbyt pewnie.
   Nie poznaję własnego głosu, ale przy tym chłopaku ledwo mogę mówić.
- Naszą współlokatorką? Nie, ale serio? Oczekiwaliśmy z Evanem współlokatora, nie współlokatorki - stwierdza, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu z drwiącym wyrazem twarzy- Jesteś lalą Evana, tak? Trochę mało śmieszny żart.
- Nastąpiło pewne nieporozumienie przy moim wpisie - odpowiadam, nie zwracając uwagi na jego prowokacyjne słowa.- Zrobiłam śniadanie. Jeśli chcesz, mogę ci wszystko wyjaśnić, kiedy będziemy jeść.
  Chyba widzi, że wcale nie żartuję, i unosi lekko brew.
- Mam to gdzieś.
     Odwraca się i idzie do swojego pokoju. Stoję oparta o stół kuchenny. Nie spodziewałam się spotkać kogoś takiego. Cameron to w istocie małostkowy, pretensjonalny dupek. Widzę swoje odbicie w oknie kuchennym. Jestem cała czerwona. Jeszcze widzę za sobie te jego pogardliwe spojrzenie. Za kogo on się ma? Za pana świata? Znałam podobnych takich w liceum. Z powody swojej urody uważali się za lepszych od zwykłych śmiertelników i stworzyli sobie [prawo do używania wobec nich pogardliwego tonu. Ale ja już nie jestem w liceum. Jestem studentką, będę mieszkała tutaj obok niego i ten pan się mocno myli, jeśli przypuszcza, że pozwolę w ten sposób się traktować. Minął czas, kiedy byłam tak lekceważona.
    Rozglądam się po kuchni. Chciałam zrobić wszystko, żeby mieszkanie z chłopakami przebiegało możliwie najlepiej. Teraz jestem po prostu zniechęcona. Po spotkaniu z Camem... o, przepraszam, z Cameronem, nie mam już ochoty na jakiekolwiek miłe gesty w jego kierunku, bo jestem przekonana, że on ich wobec mnie nie wykona.
    Zirytowana, a także rozczarowana, wybieram doskonały sposób, by sobie podnieść morale: zjeść coś! Wyjmuję ciasto z lodówki, biorę patelnię i chochlę i zaczynam smażyć placuszki. Kiedt ich stosik jest całkiem spory, siadam przy barze i delektuję się nimi, smarując masłem orzechowym i popijając szklanką soku pomarańczowego. To paskudne spotkanie z ,,drugim współlokatorem" spowodowało, że zapomniałam o smoothie. Wzdycham, przypomniawszy sobie o nim, ale trudno, następnym razem. Zerkam na owoce leżące na stolę. Może uda mi się podrzucić trochę zgniłych kawałków do smoothie Camerona. Przy odrobinie szczęścia śmiertelnie się od tego pochoruje. Odsuwam od siebie szkaradne myśli i biorę telefon, żeby sprawdzić, co się dzieje na moich social mediach. W ten sposób mam kontakt z moimi przyjaciółmi z Miami i z rozsianą po całym świecie rodziną.
- Cześć, Lili!! - słyszę radosny głos Evana wchodzącego do kuchni.
- Hej!
- I jak tam pierwsza noc? Dobrze spałaś? - pyta.
- Doskonale! Zrobiłam śniadanie, chcesz?
    Evan patrzy na placuszki i sałatkę owocową na stole i na jego zaspanej jeszcze twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Z przyjemnością! Od dawna nie mieliśmy tak dobrego śniadania! - mówi, siadając, i dobiera się do placuszków, które smaruje grubą warstwą masła orzechowego.
- Masz szczęście, że bardzo lubię gotować, więc będziecie mieć takie pyszności częściej!
   Evan unosi w górę oba kciuki, nie przestając jeść. Po przykrym epizodzie z Cameronem, odzyskałam szczyptę dobrego humoru. 
   Zsuwam się ze stołka, lekko się chwiejąc - co nie jest zbyt eleganckie. Niestety, jestem zbyt niska, żeby zejść z tego hokera z gracją. Gdy na nim siedzę, nie sięgam stopami podłogi. W imię dobrym obyczajów wkładam swój talerz i szklankę do zmywarki, a potem idę po laptop do pokoju i siadam z nim w salonie.
    Dopiero wtedy, siadając na kanapie, dokładniej oglądam pokój. Wystrój mówi wszystko: nie ma wątpliwości, że żadna dziewczyna nie ma prawa do dłuższego pobytu tutaj. Na jednym z regałów stojących przy wejściu widzę ogromne naczynie z dymnego szkła z napisem ,,Soldi". To słowo mnie intryguje. Zastanawiam się, co może znaczyć, ale nie mam pojęcia.
- Evan! - wołam z salonu. -Co to jest to wielkie czarne naczynie na półce?
- To waza na wspólne wydatki. Na zakupy i inne drobiazgi - odpowiada.
- A co znaczy ,,Soldi"?
 Evan lekko się uśmiecha, słysząc moje pytanie i odpowiada:
- To pomysł Cama, po włosku znaczy ,,pieniądze".
- Czemu po włosku?
- Matka Cama jest Włoszką, stąd jego gorąca krew. Sama zobaczysz, kiedy go poznasz- wyjaśnia Evan, podśmiewając się.
Nie mówię Evanowi, że poznałam ,,Cama". Rozmowa o nim powoduje u mnie niesmak. Próbując wobec tego zmienić temat, znowu koncentruję się na wazie.
- Wrzucacie tam jakąś określoną sumę czy każdy wpłaca według swoich możliwości? Chodzi mi o to, ile powinnam...
- Nie, nie - przerywa mi Evan.- Mamy.. Z Camem.. wystarczająco dużo pieniędzy. Nie musisz się tym martwić. Tą kwestią my się zajmujemy.
- Ale mnie na tym zależy. Znajdę sobie jakąś prace po wykładach i w weekendy będę się dorzucać. Nie ma mowy, żebym pozwoliła się utrzymywać.
    Evan odpowiada z uśmiechem:
 - Lili, nie trzeba, naprawdę.. Mówię ci, że mamy pieniądze.
- Niby skąd? Przecież jesteście studentami!
- Ja.. - wyjaśnia Evan z wahaniem - dostałem spadek, nawet bardzo duży spadek. Stąd mamy kasę. Więc jeśli nie chcesz, żeby cię utrzymywać, przejmujesz dyżury w kuchni. W ten sposób podzielimy zadania. My robimy zakupy, a ty gotujesz. Odpowiada Ci to?
- W porządku, zgoda - mówię, choć jestem trochę sceptyczna.
  Nie nalegałam więcej, ale czuję, że w tej historii ze spadkiem coś nie gra. Zauważyłam, że Evan miał zmarszczone brwi, a kiedy szukał odpowiednich słów, zanim wspomniał o odziedziczeniu dużych pieniędzy, kilka razy otwierał i zamykał usta. Choć rzeczywiście istnieje taka możliwość, to z trudem w nią wierzę. W jego zachowaniu było zbyt dużo wahania, żeby to miała być prawda. Co więcej - jakby otrzymał spadek, to czemu mieszka w kampusie, skoro mógłby sobie wynająć jakiś prywatny apartament niedaleko uczelni? 
  Znowu odzywa się moje zamiłowanie do dziennikarstwa śledczego. Odsuwam jednak te trochę pospieszne dedukcje i uśmiecham się do Evana, a po chwili zatapiam się w oglądaniu kolejnego odcinka nowego sezonu sherloock'a , serialu, który uwielbiałam oglądać z tatą.

***********************
Wciąż siedzę przy laptopie, ale teraz w moim pokoju. Słyszę pukanie do drzwi.
- Tak?
- Tu Evan. Mogę wejść?
- Jasne.
  Drzwi się uchylają i w szparze ukazuje się miła twarz mojego współlokatora.
- Idziemy razem z Camem do siłowni, a wieczorem spotykamy się z kumplami. Chcesz, żebyśmy po ćwiczeniach wstąpili po ciebie?
- Nie, dzięki. Spróbuję położyć się wcześniej, żeby jutro być w formie.
- Jasne, miłego wieczoru.
- Dzięki, wy też się dobrze bawcie.
   Zamyka drzwi, a parę sekund później słyszę, jak obaj wychodzą. No to co? Mam cały wieczór dla siebie!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                                                                 1485 słów



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro