Chapter 5 ,,Jestem Taron"
Po odjeździe mamy dalej się rozpakowuję. Wszystkie ubrania są już równo ułożone lub powieszone w szafie stojącej w głębi pokoju. W łazience znajduję szufladę przeznaczoną dla mnie, a to dzięki żółtej karteczce samoprzylepnej z krótką informacją: ,,Szuflada do dyspozycji".
Jedno jest pewne. Ten, który to pisał, nie przejmuje się drobiazgami. W szufladzie lądują więc wszystkie moje kosmetyki, których co prawda nie jest dużo, ale jednak zajmują sporą część. Reszta przedmiotów mojego osobistego użytku znajduje miejsce na regałach lub biurku.
Dopiero gdy wsuwam wreszcie walizy pod łóżko, sięgam po telefon. Wyświetla się godzina 16:00. Przypominam sobie, że moja najlepsza przyjaciółka,Amber, prosiła, żeby oddzwonić. Nie zwlekam więc już ani minuty dłużej i wybieram jej numer.
Kończę rozmowę po godzinie. Miałam rację. Chodziło oczywiście o problem z chłopakiem. Amber powiedziała też, że prawdopodobnie odwiedzi mnie podczas październikowej przerwy. Cieszę się bardzo, że ją niedługo zobaczę. Nie widziałyśmy się od półtora miesiąca i mam wrażenie, że z biegiem czasu coraz bardziej się od siebie oddalamy. Utrata Rosie tylko pogłębia ten rozdźwięk między nami. Cieszę się na to spotkanie i chcę jej pokazać wszystkie zakątki Los Angeles, choć prawda na razie nie miałam jeszcze zwiedzić miasta. Myślę jednak, że do października na tyle poznam ,,Miasto Aniołów", że będę mogła służyć Natalie za przewodnika.
Upał trochę zelżał, więc postanowiłam wybrać się na wycieczkę po kampusie. Torba, klucze i wychodzę z mieszkania. Zamiast zjechać windą, schodzę po schodach i zwiedzam wszystkie zakątki gmachu. Tata mówi mi często, że to dziwactwo schodzić na piechotę, kiedy jest winda, ale ja lubię czuć beton pod stopami. A poza tym - po co czekać nie wiem ile minut na windę, kiedy można znaleźć się na parterze tylko niewielkim wysiłkiem? A ponieważ uwielbiam biegać, traktuję to na ogół jako rozgrzewkę.
Po wyjściu z budynku znajduję się od razu na parkingu. Miejsce, na którym parkowała moja mama, zajmuje teraz ogromna czerwona terenówka. Obchodzę budynek dookoła i trafiam na jedną z licznych alejek kampusu. Patrzę na grupę studentów siedzących na trawie i zastanawiam się, czy znajdę tuta przyjaciół. O to teraz najbardziej się martwię, bo nawet jeśli jestem raczej samotniczką, lubię być wśród ludzi. Perspektywa spędzania tego roku w samotności wywołuje i mnie strach.
Przechadzając się alejkami kampusu, zauważyłam niedaleko kawiarnię Starbucks. Odczuwam prawie namacalną ulgę. Ta sieć wyzwala we mnie wrażenie, że jestem u siebie. Amber i Rosie często żartowały sobie ze mnie, mówiąc, że skończę z kawą zamiast krwi w żyłach, jeśli się nie zmienię. Myliłam się jednak, gdy myślałam, że upał zelżał. Wiatr ustał, a ja zaczynam odczuwać pragnienie. Przypomina mi się, co mówiła moja babcia, kiedy byłam mała: ,,Jeśli odczuwasz pragnienie, to znaczy, że już chce ci się pić". Miała rację, jak zawsze. Popycham oszklone drzwi i wchodzę do środka. Jak wszędzie tutaj, klimatyzacja w upalne dni działa bardzo dobrze. Podchodzę do lady, dziwiąc się małej liczbie klientów.
- Dzień dobry - mówię z uśmiechem. - Poprosiłabym o mrożone karmelowe macchiato.
- Jaki rozmiar?
- Duży.
- Jak masz na imię?
- Lili.
Dziewczyna przy kasie kiwa głową i zapisuje moje imię na kubku. Płacę, a potem przesuwam się dalej po odbiór zamówienia.
Chwilę później dostaję swoją kawę. Kieruję się z nim do małego stolika, który zauważyłam zaraz przy wejściu, kiedy nagle ktoś mnie z całej siły popycha. Z kubka z kawą, którego nie dałam rady utrzymać prosto, połowa zawartości wylewa się na chłopaka, siedzącego tuż obok.
- Boże! Strasznie mi przykro! - wołam.
- Nic nie szkodzi. I tak miałem zmienić T- shirt po powrocie do domu.
Odwracam się, żeby znaleźć winnego, ale widzę raptem jego oddalające się plecy. Facet rzuca tylko, że się spieszy i nawet na nas nie patrzy.
- Niektórym osobom naprawdę brakuje dobrego wychowania! - utyskuję.
- Zgadzam się całkowicie.
Odwracam się do chłopaka przy stoliku i uśmiecham się do niego lekko. Jego T- shirt jest od góry do dołu zachlapany kawą.
- Naprawdę strasznie mi przykro. Mogę ci postawić kawę na przeprosiny?
- Proszę, jeśli masz ochotę. Tym bardziej, że swoją już wypiłem - mówi z uśmiechem.
Odwzajemniam uśmiech, a po chwili wracam z dwoma kubkami kawy - dla niego ten z cafe late.
- Proszę bardzo. I jeszcze raz przepraszam za koszulę. Jeśli chcesz, mogę ją uprać i ci oddać.
- Nic się nie stało, to tylko T-shirt. Może wypijemy te kawy razem? Będziemy mogli trochę pogadać.
Nie jestem typem dziewczyny, która godzi się wypić kawę z kimś kompletnie nieznajomym. W normalnej sytuacji odwróciłabym się i uciekła, ale ten chłopak wygląda naprawdę sympatycznie, a poza tym właśnie zniszczyłam mu koszulkę, więc mogę chociaż przyjąć jego propozycję.
- Oczywiście!
Siadam naprzeciw niego w skórzanym fotelu, tak wygodnym, że z trudem się powstrzymuję, by nie westchnąć z rozkoszy.
- Tak!- odpowiadam, zaskoczona, że zna moje imię. - Skąd wiesz?
- Kubeczek! - mówi z uśmiechem.
Nagle czuję się niemądra i ze wstydu się rumienię.
- Ja jestem Taron.
- Naprawdę mam na imię Liliana, ale wszyscy nazywają mnie Lili.
- Naprawdę mi miło, Lili.
Wyciąga do mnie rękę i ja podaję mu dłoń nad stołem.
- Taron to chyba nie jest częste imię, prawda? - pytam.
On się uśmiecha i mówi:
- Moja mama od zawsze podkochiwała się w aktorze, Taronie Egertonie. Gra w takim filmie, Kingsman. Możesz nie kojarzyć,ale dlatego tak mam na imię.
- Rozumiem. - śmieję się.
- Przyjechałaś teraz? - zaczyna nowy temat.
- Tak, kilka godzin temu. Rozłożyłam rzeczy, a ponieważ w mieszkaniu nikogo nie było, uznałam, że najlepiej będzie, jeśli pochodzę sobie po kampusie. Jest ogromny!
Kiwa głową.
- Czemu przyjechałaś dopiero teraz?
- Byłam na wakacjach u mojego taty w Brazylii, ale dwa dni przed wyjazdem dostałam zapalenia wyrostka i musiałam być natychmiast operowana. Stąd spóźnienie.
- Czy teraz jest już wszystko dobrze?
- Tak, od kilku dni już mnie nie boli- odpowiadam.
- To świetnie!
Potakuję i pytam:
- Też jesteś na pierwszym roku?
- Tak- odpowiada.- Na jakim wydziale jesteś?
- Wybrałam jako podstawowy przedmiot dziennikarstwo, ale zapisałam się też na kurs literatury francuskiej, nauki polityczne i kultury świata. Nie wiem, jakiej pracy wymagałaby by teatrologia, więc pomyślę o tym w drugim semestrze. A ty?
- Ja chciałbym zostać adwokatem, więc podstawowy przedmiot w tym semestrze to prawoznawstwo. Zapisałem się też na lektoraty. Na razie francuski i portugalski, ale może jeszcze rosyjski lub chiński. Waham się na razie.
- O wow, to naprawdę sporo! - mówię, zarazem zaskoczona i pod wrażeniem.- Mam dobre podstawy z francuskiego i portugalskiego, więc chętnie pomogę, jeśli będziesz potrzebował wsparcia.
- Skorzystam z przyjemnością! Skąd znasz te języki?
- Moja babcia ze strony mamy mieszka we Francji, a tata w Brazylii...
- Czyli jesteś z tymi językami na bieżąco! - przerywa mi z uśmiechem.
- No tak!
Rozmawiam tak jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Taron opowiada, że stara się o pracę na kampusie, którą mógłby wykonywać popołudniami. Był już nawet na rozmowie kwalifikacyjnej.
Nie mieszka, tak jak ja, w domu studenckim, tylko wynajmuje pokój w północnej części kampusu, a jego stypendium jest minimalne. Jest naprawdę dzielny! Przed pożegnaniem wymieniliśmy się numerami telefonów.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
1121 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro