Chapter 4 ,,Zaczynam nowe życie"
Wstaję, mama też i wchodzimy do biura. Pani Reed wskazuje nam zapraszającym gestem krzesła, a sama wraca na swoje miejsce przed wielkim ekranem komputera.
- Mamy mały problem.. - zaczyna, kręcąc nerwowo obrączką na serdecznym palcu lewej ręki.
Czy ja coś wspominałam o jakichś złych przeczuciach?
- Jak zapewne panie wiedzą, w kampusie mamy różne typy mieszkań dla naszych studentów. W otrzymanym zgłoszeniu mamy prośbę o typ F4 , bo wolnych pokoi studenckich dla jednej, a nawet dwóch osób już nie było. Dlatego zostało ustalone, że będzie to mieszkanie dzielone z dwiema innymi studentkami.
Ponieważ zupełnie nie rozumiem, o co jej chodzi, kiwam tylko głową, zachęcając ją do kontynuowania wywodu.
- Podczas przydzielania pokoi pojawił się mały problem ze złożonymi przez panią dokumentami.
- To znaczy?
Zaczynam wiercić się nerwowo na krześle.
- Pamięta pani, jak przed chwilą jak przed chwilą zapraszałam do siebie pana Tylera Wilsona?
Potakuję cicho.
- Otóż prawdopodobnie pani dokumenty znalazły się w grupie męskiej...
- Pani chyba żartuje?! - wyrzuca mama.
- Niestety nie. Imię pani córki, Liliana, pomylono z jej drugiem imieniem, Tyler. Dlatego przydzieliliśmy Tylerowi mieszkanie z dwoma współlokatorami płci męskiej - dodaje pani Reed, zwracając się do mnie. - Naprawdę, bardzo mi przykro z powodu tego nieporozumienia.
- To nic takiego. Wystarczy po prostu zmienić imię w moich papierach i przydzielić mi inny pokój.
- I tu sprawy się komplikują: wszystkie miejsca są już zajęte, niektórzy studenci wpisali się nawet na listę rezerwową, by móc mieszkać w kampusie. Nie mamy wyboru, musi pani wziąć ten pokój, inaczej nie będzie mogła pani mieszkać w kampusie, co dla studentki pierwszego roku jest obowiązkowe.
- Z dwoma chłopakami jako współlokatorami? - dodaje mama podniesionym głosem.
- Tak - odpowiada pani Reed. - Co więcej, wszystkie dokumenty i formalności administracyjne dla pani córki zostały przygotowane w powiązaniu z tym pokojem. Zmiana ich wszystkich trwałaby zbyt długo, a przez ten czas pani córka nie mogła by zacząć studiów na UCLA.
Proszę, powiedzcie mi, że to tylko koszmarny sen, z którego się obudzę w pięknym małym mieszkaniu, z dwiema współlokatorkami i z oknami wychodzącymi na ukwiecone alejki kampusu.
Zamykam oczy na kilka sekund z nadzieją, że w pewnym momencie się obudzę, ale kiedy je otwieram, siedzę wciąż naprzeciwko pani Reed, pogrążonej w dyskusji z mamą, która wciąż wynajduje możliwe opcje, abym mogła uniknąć mieszkania w męskim towarzystwie.
- Teraz nie znajdzie pani żadnej oferty Zdaje pani sobie sprawę, że w pobliżu kampusu wszystko jest zajęte. Chyba, że zdecyduję się pani na koszt kilku tysięcy dolarów miesięcznie, żeby córka mogła mieszkać w pobliżu uczelni. Tak więc nie ma innej możliwości, jak zgodzić się na wspólne mieszkanie z dwoma młodymi ludźmi. Oczywiście to sytuacja przejściowa, będziemy mogli zmienić pani akta na drugi semestr.
Rozważam przez chwilę tę sytuację. To prawda, przyjeżdżając, myślałam o mieszkaniu z dwiema dziewczynami, nie z dwoma chłopakami. Ale ostatecznie mam już osiemnaście lat i pora stać się rzeczywiście odpowiedzialna za siebie. Nie po raz pierwszy młodzi ludzie w moim wieku i odmiennej płci będą mieszkać podczas studiów pod tym samym dachem. A poza tym takie wspólne mieszkanie nie musi oznaczać wspólnego spania albo co gorsza, brania pryszniców w tym samym czasie! Mogę chyba bez problemów poradzić sobie w tej sytuacji, w każdym razie tak mi się zdaje.
- Jak rozumiem, nie mam innej możliwości, tylko się na to zgodzić, prawda?
- Obawiam się , że tak.
- Świetnie gdzie mam podpisać?
Po otrzymaniu kluczy i kompletu dokumentów wychodzimy obie z administracji i wracamy do samochodu. Kampus jest tak rozległy, że do mieszkania musimy podjechać autem.
Kilka minut później mama staje na jednym z ostatnich wolnych miejsc na parkingu wzdłuż ogromnego budynku o architekturze dużo bardziej nowoczesnej niż w administracji.
Korzystając z tego, że mama odbiera telefon od ojczyma, rozglądam się po okolicy. Strasznie dużo samochodów na parkingu, chyba z czterdzieści. Musi tu mieszkać sporo studentów. Podnoszę głowę i widzę, że budynek ma cztery kondygnacje. Biały mur świetnie kontrastuje z zielenią rosnących wokół niego palm. To bardzo kalifornijskie.
W samochodzie szybko przekartkowałam otrzymane papiery i wyczytałam, że moje mieszkanie znajduję się na ostatnim piętrze i że ma balkon wychodzący na alejki kampusu. W zasadzie wszystko mi się podoba. Mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma.
- Pomożesz mi wyładować bagaże? - pyta mama.
Nie zauważyłam, że skończyła już rozmawiać, więc teraz kiwam głową, że tak.
Wystukuję kod przy drzwiach wejściowych i wchodzimy do holu budynku z moimi dwiema ogromnymi walizami. Bogu dzięki, że dostrzegam windę, więc do niej wsiadamy. Na ostatnim piętrze szukam drzwi z numerem 411. Pukam głośno na wypadek, gdyby któryś z moich współlokatorów był zajęty, ale nikt nie odpowiada, więc zakładam, że nikogo nie ma. Wyjmuję schowane pieczołowicie w torebce klucze i otwieram drzwi.
Od razu widać, że mieszkanie jest bardzo nowoczesne: ściany są biało i perłowe, a meble funkcjonalne. Za drzwiami wejściowymi znajduję się niewielkie przepierzenie oddzielające korytarz od salonu połączonego z jadalnią. Zostawiam walizy i idę obejrzeć resztę pomieszczeń. Na ścianie po lewej króluje ogromny płaski ekran, a tuż pod nim widzę stertę konsoli do gier o pudełka z grami video. No tak, przecież mieszkam z chłopakami! Naprzeciw ekranu na grubym dywanie stoi wielka kanapa. Ogromna przeszklona ściana za telewizorem ciągnie się aż do typowo amerykańskiej kuchni. Tą oddziela od salonu długi bar z czterema wysokimi krzesłami. Na razie bardzo mi się wszystko podoba. Wychodzę z salonu do ciągnącego się wzdłuż kuchni przedpokoju, z którego prowadzą drzwi do pokojów położonych po prawej stronie. Po każdej stronie znajduje się dwoje drzwi. Pierwsze po lewej są otwarte, trzy pozostałe - zamknięte. Sprawdziwszy, że jest pusto w środku pusto, wchodzę do swojego pokoju, a tuż za mną mama.
Tak jak w całym apartamencie ściany są białe i to mi bardzo odpowiada : wolę tę neutralność niż ekstrawagancje. W pokoju jest bardzo jasno. Szerokie podwójne łóżko stoi pod ścianą po lewej stronie, a wielka szafa naprzeciwko niego zajmuje całą szerokość pokoju. Przy ścianie na prawo od drzwi znajduje się duże biurko- zmieszczą się na nim łatwo wszystkie moje notatki z zajęć, książki i laptop. Chciałabym już jak najszybciej wypakować swoje rzeczy i przypieczętować swoją obecność w tym mieszkaniu i mieszkaniu.
Nie tracąc czasu, zaczynam przy pomocy mamy opróżniać walizki. Przez parę godzin gadamy przy tym o wszystkim i o niczym. Na razie nie ma śladu po moich dwóch współlokatorach Jest przecież sobotnie popołudnie, na pewno gdzieś wyjechali. Nie wiem, czy zostali uprzedzeniu o moim przyjeździe. Zorientuję się, kiedy wrócą.
Siadamy na chwilę na kanapie. W końcu jednak mama spogląda na zegarek i wstaje.
- Muszę się zbierać, kochanie. Samolot startuje za trzy godziny, a wiesz jakie tu są korki.
- W porządku - mówię i obejmuję ją.
- I przede wszystkim- uważaj na siebie! Dzwoń z najmniejszym problemem. A gdyby było za ciężko, nie pogniewam się, jeśli szybko kupisz bilet i przylecisz na kilka dni do domu.
Czuję jak łzy napływają mi do oczu, więc kiwam tylko głową.
- Córeczko kochana, przeżywaj więc ten swój sen i bądź szczęśliwa. Kocham Cię i zawsze będę z ciebie dumna, niezależni od tego, co będziesz robić, wiesz o tym, prawda?
- Ja też Cię kocham, mamo.
Wsiadła w samochód i odjechała, a ja zaczynam nowe życie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
1165 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro