Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 21 "deski i ocean"


Z głową opartą o szybę samochodu Dylana patrzę na sunące przede mną drogę i krajobraz. Co mnie podkusiło, że zgodziłam się jechać z nimi posurfować? Prawdopodobnie słodkie oczy twojego kierowcy - przypomina mi wewnętrzny głos. Z tego, co słyszałam od chłopaków, zrozumiałam, że są dobrymi surferami... Będę więc dla nich tylko kulą u nogi. Co więcej, dzisiejsza pogoda przypomina raczej porę zimowych huraganów. Krople deszczu rozbijają się na przedniej szybie samochodu i wydaje mi się, że wiatr lada chwila nas przewróci. Bardzo to dalekie od stereotypowego obrazka kalifornijskiego surfowania w pełnym słońcu, gdy wszyscy imprezują na plaży w kostiumach kąpielowych.

W miarę jak zbliżamy się do Manhattan Beach, mój lęk narasta. Nie boję się wody, dobrze pływam, ale nie pasjonują mnie ekstremalne warunki. Igranie z ogniem nie leży w moich zwyczajach. Chociaż jest to raczej igranie z wodą. Natomiast Dylan prezentuje ten sam uśmiech, z jakim przyjechał po mnie do akademika.
- Lili, przestań się stresować, będzie dobrze!
- Skąd wiesz, że się stresuję?
- Stąd. - Wskazuje na mój pas bezpieczeństwa. - Od samego wyjazdu nie przestajesz go miętosić.
Spuszczam oczy i rzeczywiście, widzę , że wciąż go składam i zwijam. Najgorsze, że dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, a poza tym nie jestem pewna, czy bez uwagi Dylana w ogóle bym to zauważyła. Ostatecznie puszczam pas i kładę dłonie płasko na kolanach.
Droga z kampusu na Manhattan Beach trwa dość długo, bo plaża znajduje się za miejskim lotniskiem i wciąż trafiamy na korki. Ponieważ cierpliwość i ja to różne rzeczy, dość szybko się irytuję i zaczynam wiercić się na siedzeniu.
- Za ile tam dojedziemy? - pytam.
- Za jakieś dwie minuty.
No genialnie. Teraz, kiedy już wiem, że zaraz będziemy na miejscu, chciałabym tylko jednego: żeby podróż trwała jeszcze przynajmniej dziesięć minut, co dałoby mi czas na mentalne przygotowanie się do surfowania w taką pogodę z Cameronem, Evanem i ich przyjaciółmi. No ale dobrze, jak powtarza moja mama, zawsze trzeba umieć się dostosować. Mogłabym przecież być w sytuacji dużo gorszej niż ta.

Dylan skręca w prawo i wjeżdżamy na jakąś piaszczystą drogę. Zresztą nie wiem, może to ziemia, nie piasek. W każdym razie jest pełno dziur, o wiele za dużo dziur. Pick-up Dylana wciąż podskakuje, a moje plecy uderzają o oparcie za każdym razem, kiedy na jakąś trafiamy. Omal nie dostaję mdłości, a to uczucie szczególnie krępujące i niemiłe.
- Dlaczego nie pojechałeś jakąś normalną drogą zamiast tą krętą i dziurawą?
Dylan śmieje się z mojego naburmuszonego tonu.
- Zaraz zobaczysz dlaczego - odpowiada, puszczając do mnie oko.
Siedzę nadąsana i nakazując sobie cierpliwość , czekam, aż dojedziemy do celu. Wkrótce samochód zatrzymuje się, a Dylan gasi silnik.
- Jesteśmy na miejscu, Lili.
Wysiada. Otwieram drzwi, żeby do niego dołączyć, ale gwałtowny podmuch wiatru, wyrywa mi je z ręki. Na szczęście obok nie stoi żaden samochód.
- Cholera! - rzucam.
- To nic, chodź. Chłopaki już są.
Zamykam drzwi i dołączam do chłopaka, który wyjmuje z tyłu pick-upa deskę i bagaże. Rozglądam się wokół i widzę dwa samochody. W jednym rozpoznaje auto Camerona.

Niewielki parking, na którym się zatrzymaliśmy, znajduję się u stóp piaskowej wydmy, więc z miejsca, gdzie stoję, nie mogę zobaczyć plaży. Wiem tylko, że w miarę jak się do niej zbliżamy, wiatr dmie coraz silniej. I po co ja się zgodziłam na to gówno?
Gdy stajemy na szczycie wydmy, widok przed nami zapiera dech w piersiach: długa, piaszczysta plaża, a na wprost wzburzony ocean. Przypomina mi to wakacje spędzone u taty. Tutaj jednak fale są wyższe i wydają się mocniejsze niż te na Atlantyku w Miami czy w Brazylii. I choć wiem, że to na pewno z powodu wiatru, ta część wybrzeża Stanów Zjednoczonych robi na mnie wrażenie bardziej dzikiej.
Razem z Dylanem brniemy w piasku oblepiającym nogi, bo deszcz- chociaż z przerwami- pada cały czas. Trzymając buty w ręce, przyspieszyłam kroku, żeby go dogonić, bo mnie trochę wyprzedził. Idzie prosto do grupki, w której rozpoznaję znajomych chłopaków.
- Cześć wszystkim - woła Dylan.
Cała piątka odwraca się i pierwsze, co zauważam, to lodowate spojrzenie Camerona. Zdaje się, że wciąż jest wściekły z powodu zajścia w sklepie.
- Cześć, Lili - wita mnie Will.
- Hej! - uśmiecham się do nich.
- Nie wiedziałem, że przyjedziesz - mówi Tyler, unosząc brwi.
- Nie uprzedziłeś ich? - zwracam się do Dylana.
- Nie! Nie przypuszczałem, że to jakiś problem.
- Żaden problem - oznajmia Noah, podnosząc się z deski, żeby podejść do mnie.
Witam się z nimi, w przypadku Camerona ograniczając się do dość nerwowego uśmiechu. Nie jesteśmy jeszcze na etapie przyjacielskich uścisków. Jestem zresztą trochę zdziwiona, kiedy odpowiada na mój uśmiech, zważywszy na chłód, kiedy przyjechałam z Dylanem.

Odkładam swoje rzeczy i siadam na rozłożonym na piasku dużym kocu. Przeglądając kolorowy magazyn, który zabrałam ze sobą, zerkam na chłopaków przygotowujących się do surfowania. Kończę czytać jakiś artykuł i podnoszę oczy. Wszyscy rozbierają się, żeby włożyć neoprenowe kombinezony. Wyobrażam sobie, że jedną z normalnych reakcji byłoby stracić głowę na widok tylu umięśnionych ciał, ale teraz moje spojrzenie przyciąga tylko Cameron. Zrozumiałabym to, gdyby był rozebrani jak inni, ale on miał na sobie tylko szorty i T-shirt. Przykucnął i mocno skoncentrowany, smaruje woskiem swoją deskę. Co jest ze mną nie tak?? Ja pierdole.
- Lili!
- Tak?
Przede mną stoi Dylan.
- Możesz mi pomóc?
Wskazuje na zamek błyskawiczny, ciągnący się wzdłuż całych pleców. Kiwam głową. Dylan odwraca się i zaciągam zamek.
- Do dupy ta twoja technika podrywu - podkpiwa Tyler.
- Morda, Tyler - rzuca Dylan ze śmiechem.
Podnoszę głowę i znów napotykam wzrok osoby stojącej przede mną: to Cameron. Wciąż wdaje się pełen rezerwy. Widzę jednak, że spoglądając na Dylana marszczy brwi. To prawda, nie są najlepszymi na świecie przyjaciółmi, ale mimo wszystko nie rozumiem reakcji Camerona. Chyba, że zdarzyło się coś, o czym mi nie mówią. Będę się musiała na ten temat również czegoś dowiedzieć.

Jakieś dziesięć minut później wszyscy są gotowi, z wyjątkiem Noah, który dostał wiadomość od swojej dziewczyny i szykuje się do powrotu. Chłopaki biorą deski i biegną do wody. Mogłoby się wydawać, że o mnie zapomnieli, co ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że chyba nie będę musiała dziś wchodzić do wody, a minusem - że po prostu o mnie zapomnieli na plaży. Jacy przyjaciele tak robią? Nawet Dylan, który tak nalegał, żebym przyjechała, pognał do wody jak dziecko, któremu obiecano górę czekolady. Chociaż czego właściwie oczekiwałam? To chyba dobrze, że wykorzystują pogodę.
Noah, zbierając swoje rzeczy, pyta:
- Surfowałaś już kiedyś?
Kręce głową i lekko krzywię usta.
- Boisz się? - pyta.
- Nie tyle chodzi o strach, ile o to, że nie jestem całkiem przekonana do pomysłu kąpania się przy takiej pogodzie.
- Nie martw się, nigdy nie mieliśmy problemów i nie ma powodu, żeby dziś było inaczej. Evan mówił, że przyjechałaś z Miami, a tam przecież też się surfuje, prawda?
- Pewnie! Mam przyjaciół surferów, ale ja nigdy nie stałam na desce, może z wyjątkiem tych, które leżały na piasku - mówię, śmiejąc się.
- Czaje. - Noah też się śmieje. - Spróbujesz dziś?
- Nie wiem. Kiedy patrzę na te zawijające się fale, nie mam ochoty oddać im własnego życia.
- Lili, nic nie ryzykujesz. Na naukę surfowania te warunki są nawet dobre.
Marszczę nos. Mimo jego przekonujących argumentów wciąż mam raczej średnią wejść do wzburzonego oceanu.
- Poza tym chłopaki są już w wodzie. Mogę poczekać na nich tutaj.
- Lili nie, musisz spróbować serfowania! Jestem pewien, że to ci się spodoba.
- Nie - upieram się. - Daj spokój, Noah, jedź do swojej dziewczyny!
Patrzy na mnie z dezaprobatą. A mnie naprawdę wcale na tym nie zależy, właściwie to ponad moje siły, żeby w taką pogodę zanurzyć w wodzie choćby palec. Mam szczęście, że reszta chłopaków pobiegła do wody - bez deski i bez nauczyciela na pewno nie mogę surfować. Ale moje próby uniknięcia lekcji surfingu nie do końca przekonują Noah.
- Cam! - woła.
Odwracam się powoli i widzę idącego w naszą stronę Camerona. Nie jest razem z innymi?
- Tak?
- Nie poszedłeś do wody? - pyta Noah.
- Nie, musiałem wrócić do samochodu po klej do deski. Bo co?
- Chłopaki już surfują, a Lili nie ma nikogo, kto mógłby ją nauczyć podstaw surfingu. Pokażesz jej?
Przepraszam, czy ja dobrze słyszałam? Mam się uczyć surfowania z Cameronem? Zabijcie mnie teraz, to będzie szybsza i mniej bolesna śmierć. Czy Noah nie mógł się do tego kurwa nie mieszać? Tak mi było dobrze na plaży, czekając na chłopaków.

-----------------------------------
1372 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro