Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 19 ,,Lampa i Liliputka"


  Żegnam się i wracam do domu. Absolutnie nie wierzę w tę historyjkę. Chociaż Dylan robił wrażenie pewnego siebie, nie jąkał się. Tylko że to nie pasuje do wersji Evana, bo on mówi, że byli sami, tylko on i Cameron. Czemu Dylan mnie okłamuje? I gdzie jest w tym wszystkim Evan? Jak to on się wyraził? Jestem całkiem zdezorientowana. ,,Wrócili do siebie". Gdy sobie to przypominam, zauważam, że nie sprecyzował, kiedy mianowicie wrócili do siebie. Jeśli chcę sprawdzić, który z nich kłamał, muszę określić moment ich rozstania.
  Wzdycham głęboko, pokonując kolejne piętra. Ich paczka wydaje się dość zgrana. Wobec tego czemu Cameron miałby zostać sam w chwili niebezpieczeństwa i dlaczego jego przyjaciele nie weszli do mieszkania i nie upewnili się, że z nim wszytko w porządku? Wyraźnie coś tu nie gra.
  Klecąc w głowie jakiś plan, obiecuję sobie porozmawiać o tym w  poniedziałek z Grace. 
Porządku prysznic na pewno uporządkuje te rozważania. Przy odrobinie szczęścia strumień wody spłucze moje myśli, które w zadziwiający sposób wciąż kręcą się wokół osoby mojego tajemniczego współlokatora.

                      ----------------------------
Wychodzę z łazienki, szczelnie owinięta ręcznikiem, i idę do pokoju, żeby się ubrać. Mój wybór pada na długą białą sukienkę i odpowiednią bieliznę. Jeśli wystarczy mi energii, może przed kolacją pójdę do księgarni po książkę. Wychodząc z pokoju natykam się na Evana.
 - Hej, Lili, co ty na to, żeby wybrać się po coś do ozdobienia mieszkania? Tak żeby do tego, co jest dorzucić jakiś drobiazg w twoim stylu?
- Och, wspaniale! - wołam, zachwycona propozycją
- Zapytam, czy Cam będzie chciał z nami pojechać. Za jakieś 20 minut będzie dobrze?
- Jasne, dzięki!
Evan wyciąga telefon i dzwoni do Cameron, bo nie ma go jeszcze w domu.
 Zgodnie z umową dwadzieścia minut później wszyscy troje jesteśmy już w samochodzie. Cameron włączył muzykę, zapytawszy Evana, czy mu to nie przeszkadza, wcale jednak nie wziął pod uwagę mnie, siedzącej z tyłu. Urocze. Otwieram okno i pozwalam, by kalifornijski upał pieścił moją twarz.
  Zatrzymujemy się przed dość eleganckim sklepem  z artykułami dekoracyjnymi. Myślałam, że pojedziemy tylko do Ikei,ale najwyraźniej się myliłam. Byłam już w takim sklepie z mamą, kiedy zamieszkałyśmy z ojczymem i Charliem, i wiem doskonale, że to nie jest na studencki budżet.
  Cameron wchodzi tu jednak beztrosko i pozdrawia sprzedawczynię po imieniu. Stoję jeszcze przed sklepem, kiedy to słyszę i wznoszę oczy do niego: kolejna fanka Camerona. Spotkałam już jedną na zajęciach z dziennikarstwa. Nie pamiętam jej imienia, ale doskonale wiedziała, że mieszkam z Cameronem Millerem. Wzdycham ciężko na samą myśl o tym. Evan odwraca się do mnie.
- Idziesz, Lili?
Wchodzę więc i stwierdzam, że fanka Camerona ma chyba z pięćdziesiąt lat i że zna także Evana. Cofam to, co pomyślałam wcześniej... Sklep jest duży. Od frontu stoją meble dobrej jakości i widzę między nimi kanapę identyczną jak nasza. Patrzę na cenę: dziewięćset dolarów. Jedno jest pewne: moja noga więcej tu nie postanie. W głębi sklepu znajduje się więcej artykułów przemysłowych. Trochę tak, jak gdyby wejście do butiku miało wprowadzać do ,,wielkiego formatu", a skład znajdował się w głębi. Rozglądam się w około i niespodziewanie widzę całkiem fajne rzeczy w cenach do przyjęcia. Interesuję mnie kilka przedmiotów, robię więc krótkie notatki, o czym powiedzieć chłopakom.
   Mój wzrok pociąga typowo dziewczyńska lampa. Taka właśnie jest mi potrzebna. Doskonale wiem, gdzie mieszkaniu ją przedtem muszę po nią sięgnąć. Jest jednak umieszczona zbyt wysoko jak na mój wzrost. Przeklinając, szukam jakiegoś stołeczka lub drabinki. Nie ma ich nigdzie, ale za to widzę Camerona.
- Cameron - zwracam się do niego. - Mógłbyś sięgnąć po tę lampę z haftowanym abażurem, o, tamtą?
 Spogląda na mnie z góry z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Powiedziałabym nawet, że mierzy mnie wzrokiem. Natychmiast żałuję, że poprosiłam go o przysługę. A może jednak nie jest taki całkiem bez serca, jak się wydaje, i pomoże dziewczynie w potrzebie?
- Nie.
Zaskoczona i trochę urażona, powtarzam: 
- Proszę!
- Nie, nie mam ochoty.
- Mówisz poważnie?
Kiwa głową, a w jego oczach widzę coś w rodzaju niezdrowego rozbawienia. Ten facet to istny diabeł. To jedyne wyjaśnienie.
- Dlaczego?
- Niektórych rzeczy nie da się wyjaśnić.. Na przykład tego, że nie mam ochoty ci pomóc. Możesz po prostu podrośniesz, jak ja. No jak, Liliputko? - dodaje z szerokim uśmiechem.
- Jesteś idiotą, serio.
- No co? Nie jesteś mieszkanką krainy Liliputów? A sądząc po twoim wzroście, można by tak pomyśleć. Mógłbym Cię włożyć do kieszeni jeansów.
   Już to kiedyś słyszałam, ale to było w liceum. Cameron jednak musiał przeżuwać te słowa od kilku dni. Uważam je za nie do przyjęcia. Jestem nimi głęboko zraniona i czuję, że wilgotnieją mi oczy. Jestem bezbronna. Wzbiera się we mnie uraza, ale nie chcę pokazać, jak bardzo mnie dotknął, więc odwracam się i ruszam w poszukiwaniu sprzedawcy, który mi pomoże. Najwyraźniej Cameron jeszcze nie skończył, bo słyszę, jak mnie woła:
- Liliana, zaczekaj!
 Nie zatrzymuję się, chodź gdy słyszę, jak wymawia moje pełne imię, czuję się dziwnie.
- Żartowałem. Zaraz ci ją podam.
- Dzięki, ale już nie potrzebuję twojej pomocy.
- Z głównej alei widzę sprzedawcę twojej pomocy.
 W głównej alei widzę sprzedawcę pchającego wielki wózek z pudłami i wołam do niego:
- Przepraszam! Czy mógłby mi pan pomóc? Jestem za niska, żeby sięgnąć po lampę.
- Z przyjemnością - odpowiada chłopak, zbliżając się do mnie.
 Prowadzę go do miejsca, gdzie jest lampa, i widzę tkwiącego tam nadal Camerona. Sprzedawca wspina się na palce i wyciąga na całą wysokość, aż widzę pod koszulką jego muskuły.
 Jest naprawdę męski i nawet dość przystojny.
- Służę pani!
Dziękuję mu.
- I może pan mówić do mnie Lili - dodaję z uśmiechem. - Na pewno się jeszcze spotkamy, to piękny sklep.
- Ja jestem Ruben. Jeśli będzie pani potrzebować jeszcze czegoś, jestem tam - odpowiada, wyciągając do mnie rękę. 
 Nie wiem, czy to zgodne z tutejszą etykietą, ale wpatruje się we mnie wielkimi oczyma, a jego południowy akcent jest bardzo sympatyczny. Podaję mu rękę.
- Miło mi, Ruben. Od dawna pan tu pracuje?
- Dopiero kilka tygodni. To praca dodatkowa, po zajęciach.
- Ja też jestem studentką! A ty na jakim kierunku?
- Na..
- Skończyli państwo?
 Cameron przerywa mu, a ja w myślach cieszę się, słysząc jego zdenerwowany ton.
- Jakiś problem? - pytam, odwracając się do niego.
- Nie, żaden! Przypominam ci tylko, że jesteśmy w sklepie, a nie na stronie grzesznych serwisów randkowych, które tak cenisz. ,,On" lepiej niech wraca do pracy, zamiast flirtować z klientkami. Nie jestem pewien, czy tego rodzaju usługa figuruje w regulaminie sklepu. Chyba że daje pan jakieś zniżki klientkom, od których udało się wyciągnąć numer telefonu. Jestem pewien, że Davina ucieszy się z tej informacji!
 Ruben patrzy na mnie coraz bardziej czerwony na twarzy. Odchodzi, życząc nam miłego popołudnia.
- Dziękuję za lampę, Ruben!
Odwraca się do mnie z uśmiechem, ale unika mojego wzroku. Czuję się potwornie winna, że postawiłam go w takiej sytuacji.
I nagle przypominam sobie, kto do tego doprowadził. Cameron wygląda na naprawdę rozzłoszczonego, ale ja jestem jeszcze bardziej wściekła.

----------------------------------------------------------
                                                                  1120 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro