Chapter 17 ,,Super-obciach"
Zostały do opatrzenia tylko usta, mam wrażenie, że najbardziej zranione. Biorę kolejny gazik i nasączam go środkiem dezynfekującym. Alby móc lepiej oczyścić ranę, siadam obok Camerona. Jego poplamione krwią spodnie dotykają odsłoniętej skóry mojego uda. Nie zauważyłam nawet, że moja pierś, zakryta podkoszulkiem, przywiera do torsu i ramienia Camerona. Ten kontakt, choć całkiem niewinny, wzbudza we mnie masę nieznanych do tej chwili doznań. Gardło mam suche, dostaję gęsiej skórki. Jestem tak blisko Camerona, że czuję bicie jego serca. Jest zadziwiająco szybkie, i jestem pewna, że moje bije tak samo szybko. Nie znoszę tych uczuć pojawiających się, gdy jestem blisko niego To chyba po prostu zauroczenie. Cholerna słabość do kogoś szczególnie przystojnego i muskularnego. Wyrażone tymi słowami to brzmi strasznie powierzchownie... Nie jestem tego typu osobą. Muszę się kontrolować.
Przełykam ślinę, starając się opanować i odwracam się Przerywam kontakt naszych ciał, pochylając się znów nad niskim stołem przed kanapą, żeby wziąć ostatni gazik i skończyć opatrunek.
Siadam na kanapie, a Cameron odwraca do mnie głowę. Przytrzymuję jego podbródek od dołu, żeby się nie ruszał i żebym mogła założyć opatrunek. Dopiero po kilku chwilach stwierdzam, że nasze twarze są bardzo blisko siebie. Za blisko. Dotykając lekko wargi Camerona gazikiem, spoglądam przez chwilę w jego oczy. Źrenice ma utkwione w jednym punkcie i od razu zauważam, że wbija spojrzenie w moje wargi. To ogromnie żeby się przekonać, jak moje policzki się zaróżowiły, a może nawet zaczerwieniły. Na szczęście dla mnie w słabym oświetleniu te kolory nie rzucają się w oczy. Wtedy Cameron odrywa wzrok od moich warg i patrzy mi w oczy. Lili, skoncentruj się. Mocno zakłopotana, szybko kończę przemywanie wargi.
- Jutro będzie lepiej - oznajmia Evan.
Kiwam głową i wstaję. Cameron wciąż się we mnie wpatruje, a ja nerwowo obciągam nogawki szortów, służących mi za piżamę. W tej chwili żałuję, że noce w Los Angeles nie są chłodniejsze i że nie mam na sobie dobrych, starych legginsów.
- Chcecie się czegoś napić? - pytam, szukając pretekstu, żeby wyjść z pokoju.
- Szklankę mleka, chętnie - mówi Evan. - A ty, Cam?
- Poproszę wodę.
Idę od razu do kuchni i wyjmuję z szafki trzy szklanki. Sobie nalewam wody, od razu wypijam, po czym napełniam dwa pozostałe naczynia i idę do salonu, gdzie wciąż siedzą Cameron i Evan.
- Proszę - mówię, podając im szklanki.
- Dzięki - odpowiada Evan, a Cameron zadowala się lekkim uśmiechem opuchniętych jeszcze warg.
Atmosfera w pokoju jest wciąż dość ciężka.
- Idę się położyć, dobranoc.
Dobranoc, Lili, dziękuję jeszcze raz za pomoc! - mówi Evan, uśmiechając się. Ja też posyłam mu uśmiech.
Wchodzę jeszcze do łazienki, żeby umyć ręce, na których zaschła krew.Silny zapach środka odkażającego uderza mi do głowy. Teraz chcę tylko jak najszybciej znaleźć się znów w łóżku! Jestem prawie pod drzwiami swojego pokoju, gdy nagle czuję na ramieniu czyjąś rękę. Zaskoczona widzę, że to Cameron.
- Lili?
W jego głosie nie słychać zwykłej pewności siebie. Wydaje się wahać. ,,Cameron" i ,,wahać się" to słowa, które nie pasują do siebie w jednym zdaniu.
- Tak?
- Ja.. To znaczy.. Dziękuję - bąka.
Dziękuję? Czy ja śnię, czy Cameron okazał trochę wdzięczności? Chyba jednak muszę muszę śnić i na pewno za chwilę obudzę się moim łóżku.
- No.. Nie ma za co. - Teraz to ja się zająknęłam.
Dlaczego zawsze, gdy jest tak blisko mnie, całkiem tracę pewność siebie?! Dzisiaj to chyba już trzeci raz albo czwarty. Dlaczego nie unoszę dumnie głowy, nie napinam muskułów, żeby mu się postawić? Dlaczego? No bo nie masz muskułów, kpi sobie mój trzeźwy umysł. Czy on nie może się zamknąć? Staram się znaleźć odpowiedzi na moje pytania.
- Kto ma się zamknąć? - pyta Cameron.
Boże drogi, nie mówcie mi, że powiedziałam to zdanie na głos! Jak by to ujął Charlie, syn mojego ojczyma, to już obciach. W tym momencie zgadzam się absolutnie z nim, i jego określeniem.
- Ależ tak, Lili, powiedziałaś te zdanie głośno, ale nie martw się, to nie jest obciach, to jest super-obciach. No więc dobranoc- rzuca Cameron, odwraca się na pięcie i idzie do swojego pokoju.
Poprawka. Nie zmienił się, nawet o włos.
Pospiesznie wchodzę do siebie, zamykam drzwi i opieram się o nie. Chyba wisi nade mną klątwa. Karma na pewno ma mi coś za złe, problem w tym, że nie mam najmniejszego pojęcia, co to jest.
Przestaję suszyć sobie tym głowę i wskakuję do ciepłego łóżka. Kilka godzin snu- oto, czego mi trzeba.
-------------------------------------------------------------------------------
713 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro