Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 16 ,,Zabijacie ludzi?"

  
  ,,Niezdolna do najmniejszego ruchu, osuwam się na podłogę."
- Lili, Lili...
  Czuję czyjeś dłonie na swoim ramionach i w następnej sekundzie ktoś mną potrząsa. Oczy mam wciąż zamknięte i nie mogę ich otworzyć. Bolą mnie plecy - uświadamiam sobie nagle, że to z powodu upadku. A przecież próbowałam oprzeć się o ścianę. Stanowczo jestem zbyt wrażliwa. W pierwszej chwili odczułam ulgę, widząc moich dwóch współlokatorów, a potem wszystko się zmieniło. Zobaczyłam na podłodze krew, ale przede wszystkim umazanych nią Evana i Camerona. Ten okropny widok w połączeniu ze stresującą myślą o włamywaczach spowodował, że się kompletnie rozsypałam i w ułamku sekundy ziemia usunęła mi się spod stóp.
- Lili - słyszę znowu.
Tym razem otwieram oczy i pierwsze, co widzę, to zaniepokojona twarz Evana. Wciąż leżę na podłodze. Evan nie traci czasu, unosi mnie, otacza ramionami i przytula. On, zwykle tak rozluźniony, wydaje mi się teraz niezwykle spięty. Odwzajemniam jego uścisk w nadziei, że go uspokoję. 
- Evan, czuję się dobrze - mówię, odsuwając się od niego.
- Przestraszyłaś mnie, kiedy upadłaś.
- Wiem.. Ale kiedy zobaczyłam Camerona, ciebie, krew, spanikowałam, bo nie wiedziałam, co się dzieje i zemdlałam. Teraz jest dobrze, nie przejmuj się. 
Evan uśmiecha się lekko, ale dobrze widzę, że ten uśmiech znika, kiedy spogląda na kanapę i wciąż siedzącego na niej Camerona. Pomaga mi wstać i idzie do łazienki. Podchodzę do Camerona. Widząc z bliska jego opuchniętą twarz, nie mogę powstrzymać okrzyku:
- Boże! Co się stało?
- Wpadliśmy obaj na jakąś bandę i biliśmy się - odpowiada Cameron obojętnie, mimo spuchniętej wargi.
 Kręcę głową i odwracam się do Evana wychodzącego z łazienki z naręczem rozmaitych specyfików.
- Daj, pomogę ci - mówię.
Dziękuje mi lekkim uśmiechem. Biorę środek odkażający i kilka gazików, żeby je przyłożyć do zranień na twarzy Camerona.
- Może szczypać.
- Jestem przyzwyczajony - odpowiada Cameron.
Skrapiam gazik płynem odkażającym i przybliżam do rozcięcia na lewym policzku Camerona. Gdy przykładam kompres, Cameron cofa się i lekko krzywi.
- Chłopaków nie ma z wami? - pytam, dotykając delikatnie rany.
- Nie, wrócili do siebie - odpowiada Evan. - Zdejmij koszulkę - mówi, zwracając się do Camerona.a ja nie mogę się powstrzymać od okrzyku przerażenia, widząc wielkie krwiaki na jego torsie.
- Zagoi się - uspokaja mnie Evan, dotykając mojej ręki. -Już to przerabialiśmy.
- Co? - pytam.
- Co co? - pyta Cameron.
- Wszystko! - wołam. Wracacie późno, zakrwawieni... kiedy tu była Natalie i zdarzyła się ta historia z dostawcą, bardzo dziwnie zareagowaliście. Wiem, że coś ukrywacie, chce wiedzieć co.
- To przestań chcieć, Lili. To nie twoja sprawa. Daruj sobie.
Ton Cameron nie zachęca do dalszej rozmowy, ale drążę dalej:
- Kim wy jesteście? Gangsterami? - pytam ironicznie, co powoduje, że Cameron rzuca mi ponure spojrzenie. - Albo zaraz, dealujecie? Zabijacie ludzi? Tak?
Ostatnie słowa wymawiam podniesionych głosem.
- Zamknij się, Lili! Nic nie wiesz i nigdy się nie dowiesz.
- Odpuść sobie, Lili - mówi spokojniej Evan.
- Obaj jesteście żałośni.
 Te słowa są dalekie od wyrażających współczucie, ale tylko takie udaje mi się wyartykułować. Przychodzą mi do głowy inne obelgi, ale wolę je przegonić - nie chcę kląć jak szewc. Zresztą to i tak byłoby na nic, bo Cameron nic więcej nie powie.
  Evan milczy i spuszcza głowę, cały czas zajmując się torsem przyjaciela, który kolejny już raz tego wieczoru śle mi mordercze spojrzenie.
   Jestem na nich wściekła. Ale chyba jeszcze bardziej jestem wściekła na siebie. To prawda, nie powinnam chcieć wiedzieć co przede mną ukrywają, nie jestem ich przyjaciółką, tylko współlokatorką. Nie muszą mi się zwierzać. A jednak jest to silniejsze ode mnie. Czuję się uwikłana w ich sprawy. Muszę wiedzieć, kim naprawdę są i co takiego tajemniczego robią. Mój instynkt rzadko mnie zawodzi, a już w tym przypadku na pewno mogę mu zaufać.
   Myśleli, że uwierzę w ich ,,Wpadliśmy obaj na jakąś bandę i biliśmy się". Otóż nie. Nie wierzę. Gdyby się naprawdę bili, to jak wytłumaczyć fakt, że tylko Cameron jest ranny? To najlepszy przyjaciel Evana i ten nigdy by nie pozwolił, żeby Cameron bił się sam, bez jego pomocy. To ich tłumaczenie nie trzyma się kupy. Tak samo jak zachowanie chłopaków, kiedy Cameron oświadczył, że muszą iść. Teraz przypominam sobie niewielką zmianę w ich zachowaniu. Wydawali się bardziej skoncentrowani, mniej radośni niż przez cały wieczór. Postanawiam jednak nic już więcej dziś nie mówić; niepotrzebny nam o tej godzinie wybuch wielkiego konfliktu.
Evan i ja dalej opatrujemy Camerona. Evan zajmuje się jego siniakami, a ja twarzą. W ciągu tych kilku minut milczenia panujące między nami napięcie osłabło - ku mojej wielkiej uldze. 

------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                       730 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro