Chapter 14 ,,Kumple"
Następnego dnia wracam do domu koło wpół do ósmej, przepracowawszy w bibliotece całe popołudnie. Po otwarciu drzwi zaskakuje mnie dochodzący z salonu gwar. To znaczy, że Evan i Cameron już są. Odkładam plecak i idę do nich. Jest tylko Evan z czterema innymi chłopakami.
- Cześć- mówię nieśmiało.
- Lili! Choć, przedstawię ci kumpli - woła Evan.
Najpierw wskazuje ręką blondyna o zielonych oczach i wyglądzie typowego Kalifornijczyka. Ma na imię Noah . Potem Evan przedstawia mi Tylera, bruneta w charakterystycznym typie. Od razu widzę, że ma pochodzenie meksykańskie, a w każdym razie latynoamerykańskie. Trzeci chłopak ma na imię Will i jest niesłychanie podobny do Noah. Nie dziwi mnie, gdy się okazuje, że są braćmi. Równi ich tylko styl: w przypadku Will'a , raczej spokojniejszy, taki angielski. W każdym razie wszyscy trzej są wysocy i dobrze zbudowaniu, tak jak Cameron i Evan.
- Cześć , Lili!
Czwarty, siedzący plecami do mnie, odwraca się i zaskoczona rozpoznaję Dylana
- Dylan! - wołam zdumiona. - Jak się masz?
- Na prawdę dobrze, a ty?
Zbliża się do mnie i serwuje mi szybki uścisk.
- Ja również!
- Znacie się? - dziwi się Evan.
- Tak, spotkaliśmy się na kampusie - odpowiada Dylan.
Koniec prezentacji, więc siadam z nimi, obok Dylana, który przesuwa się, żeby zrobić mi miejsce. Kilka minut później wchodzi Cameron z pudełkiem pizzy.
W czasie jedzenia poznaję bliżej chłopaków. Wszyscy są bardzo mili. Chodzą do tej samej siłowni w pobliżu kampusu i tam się spotkali, z wyjątkiem moich współlokatorów, którzy znają się od dziecka.
- Na tej weekend zapowiadają świetne fale. Może macie ochotę posurfować na Manhattan Beach? - proponuje Tyler.
- Zdecydowanie! - woła Noah. - Strasznie dawno tam nie byliśmy.
- Ostatni raz niedługo po sztormie, wtedy, gdy deska Cama pękła na falach - mówi Will.
Chłopaki wspominają dalej ten dzień, który jak się zdaje był bogaty we wrażenia. Zostawiłam ich rozmawiających między sobą i idę do kuchni posprzątać butelki po piwie, pozostawione na blacie, puszki po mrożonej herbacie, którą przed chwilą piłam. Jeszcze tylko wyrzucić pudełka od pizzy i nastawić zmywarkę, a kuchnia będzie czysta.
Wkładam właśnie naczynia do zmywarki, nucąc Hold On, We're Going Home Drake'a, gdy nagle czuję jakieś ręce na biodrach. Wydaję z siebie okrzyk zaskoczenia, szklanka wypada mi z rąk i rozbija się na drobne kawałki.
- Przepraszam, Lili..
To głos Dylana.
- Nic się nie stało. Po prostu.. mnie zaskoczyłeś.
Ślę mu szybki uśmiech i schylam się, żeby pozbierać rozbite szkło.
- Lili, pomogę ci.
- Nie, daj spokój, wszystko w porządku.
Mimo moich protestów Dylan pomaga mi i przyznaję, że doceniam jego gest.
- Dziękuję - mówię z uśmiechem.
- Bardzo proszę - odpowiada mi, również się uśmiechając.
Wrzucam kawałki szkła do kubła na śmieci i mówię:
- Wracaj do chłopaków, skończę sama. Uwierz, to na prawdę nic ciekawego.
- Pomogę ci - mówi, biorąc ścierkę z kuchennego blatu.
- Co? No nie, na serio!
- Nalegam. Nie jesteś moją sprzątaczką, daj spokój.
Parzy na mnie cały czas, co mnie ogromnie peszy, więc w końcu ustępuję.
- Hej, stary, co ty tam robisz?
Nie muszę się odwracać, żeby zobaczyć, kto to mówi.Cameron.
- Pomagam Lili posprzątać, nie widać? - mówi Dylan ze śmiechem.
- Tak, tak, ale dlaczego jej pomagasz? Może to zrobić sama. To chyba leży w jej kompetencjach.. Chociaż.. widząc te skorupy na podłodze, nie jestem tego całkiem pewny..
No po prostu nie wierzę!
- Jesteś zwykłym palantem, Cam - mówi Dylan.
- Mówię poważnie. Muszę z tobą porozmawiać, więc zostaw tego Kopciuszka i chodź ze mną.
Słysząc, jakie przezwisko mi nadał, czuję nagłą chęć rzucenia mu w twarz pierwszą lepszą rzeczą, jaka mi wpadnie w rękę. Trwa to kilka chwil, a potem wraca rozsądek. Za kogo on się uważa?
Z ciężkim westchnieniem Dylan idzie za Cameronem do salonu, uśmiechnąwszy się jeszcze do mnie, na co oczywiście odpowiadam tym samym. Kończę ładowanie zmywarki i po niecałych dziesięciu minutach kuchnia jest czysta i uporządkowana. I chociaż powrót chłopaków w salonie oznacza przebywanie w towarzystwie Camerona, nie mam zamiaru się krępować. Prawdę mówiąc, nie przetrawiłam jeszcze tego ,,Kopciuszka".
Idę więc w stronę kanapy, na której cała szóstka siedzi z kontrolerami konsoli w rękach, i staję za nimi.
- Chodź, Lili - przywołuje mnie Dylan, siedzący w rogu kanapy.
Kiwam głową i podchodzę do miejsca, które zrobił między sobą i Will'em. Siadając, widzę, że tylko Evan, Noah, Tyler i Cameron trzymają kontrolery. Pozostali dwaj tylko kibicują.
- Przepraszam za tamto przed chwilą - szepcze mi do ucha Dylan.
- Nic się nie stało.
- Ależ tak. To mój kumpel, ale nie muszę z tego powodu zgadzać się z tym, jak się do ciebie odzywa.
Jest tak blisko mnie, że czuję, jak jego ciepły oddech muska mają szyję. Jego usta są tuż przy moim czułym punkcie znajdującym się tuż za uchem. Jestem zakłopotana tą bliskością, gdy nagle ten stan przerywa wiązanka słów. Odwracam głowę.
- No kurwa, Cam, spieprzyłeś wszystko! - woła Evan, rzucając się na kanapę
- Co się stało? - pyta Dylan.
- Przez tego osła przegraliśmy wszystko, bo gapił się nie wiadomo na co, zamiast na ekran.
Ośmielam się wreszcie spojrzeć w kierunku Camerona: jego wzrok skierowany jest na mnie. Przechodzi mnie gwałtowny dreszcz, ale sama nie wiem, dlaczego ani na sekundę, nie odrywam oczu od jego spojrzenia. Cameron jest niesamowicie intrygujący. Czuję, że mnie pociąga, ale w głębi duszy wiem, że wynika to jedynie z faktu, iż w ogóle mnie nie szanuje, a ja chciałabym za wszelką cenę, dowiedzieć się dlaczego. Cameron wyjmuje telefon z tylnej kieszeni spodni. Odblokował go, bo na jego twarzy pada blask, z ekranu. Szybko odwracam głowę z nadzieją, że nie zauważył, jak się na niego wpatruję, słyszę jednak jego prychnięcie, wskazujące na coś przeciwnego. Kurna!
******************************************************
905 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro