Chapter 12 ,,Natalie i jej wizje"
INFO POD ROZDZIAŁEM
Niedługo będzie południowa przerwa na posiłek. Przedtem miałam ćwiczenia z francuskiego i profesor zgodził się skończyć je trochę wcześniej, żebyśmy mogli coś zjeść. Od jakichś dziesięciu minut czekam na Natalie przed budynkiem sztuk pięknych.
- Lili!
Słysząc swoje imię, odwracam się i widzę zbliżającego się do mnie Dylana. Ubrany jest bardzo zwyczajnie: jeansy, adidasy, srebrna bluza. I to absolutnie wystarcza, żeby podkreślić jego urodę.
- Cześć, Dylan - odpowiadam.
- Dobrze się czujesz po wczorajszym?
- Super, a ty?
- Jeszcze lepiej od chwili, kiedy cię zauważyłam - rzuca.
Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, słysząc tę trochę za bardzo uwodzicielską odpowiedź.
- Jesteś miernym podrywaczem. Wiesz o tym, prawda?
- Pewnie! Ale udało mi się ciebie rozbawić, a to najważniejsze.
- Uśmiecham się już całkiem szczerze. Dylan ma zamiar coś powiedzieć, ale przerywa mu czyjś głos.
- Lili, tutaj jestem! -woła Natalie, wychodząc z budynku. Dołącza do nas po kilku krokach.
- Natalie, przedstawiam ci Dylana. Dylan, to Natalie.
Witają się i jeszcze chwilę rozmawiamy. Dylan mówi mi, że jest na drugim roku prawa i na moje nieszczęście przypominam sobie, że Cameron też. Nie widziałam swojego współlokatora od kiedy się na siebie tak wkurzyliśmy. Byłam niemal całkiem pewna, że wyjdzie na cały dzień i że wróci wieczorem, ale tak się nie stało. Nie wiem zresztą, czy się pojawił. Czekałam na kanapie do drugiej w nocy, bo poczucie winy nie dało mi spać. W pewnej chwili zrozumiałam jednak, że nie wróci, a nawet jeśli, będę ostatnią osobą, którą chciałby wiedzieć. Poszłam więc spać. Dziś rano spotkałam Evana i rozmawialiśmy przez dwójkę przy dobrym śniadaniu. Ku mojemu zdziwieniu, nie zapytał mnie wcale o Camerona, więc na pewno wiedział, gdzie jest. W końcu to jego najlepszy przyjaciel. W każdym razie to postanowione: kiedy wrócę do mieszkania, przeproszę Camerona.
W końcu Dylan się żegna i idzie do siebie. Nat i ja kierujemy się do kafeterii. Po drodze opowiadam jej o mojej wczorajszej rozmowie z Cameronem. Słucha mnie uważnie, potem zastanawia się na chwilę i mówi:
- Znasz ,,After.Płomień pod moją skórą", powieść Anny Todd?
- Tak - odpowiadam, coś podejrzewając. -Ale nie widzę związku między tą historią, a Cameronem i mną.
- No oczywiście! - rzuca, przeciągając ostatnie słowo.
- Nie, Natalie, przysięgam. Nie wiem, w jaki sposób tamtą historię można porównać z relacjami moimi i Camerona.
- Na początku tej powieści, Tessa i Hardin się nie cierpią, ale pod koniec stają się po prostu nierozłączni. Nie nasz powiedzenia, że od nienawiści do miłości jest tylko jeden krok? To doskonale pasuje do waszej sytuacji!
- Natalie - mówię poirytowana. - To jest fikcja, w życiu tak się nie dzieje.
- Ależ tak, wierz mi! Jestem pewna, że przed końcem roku, i nie mówię tu o roku szkolnym, tylko kalendarzowym, będziesz za nim szalała. A przy odrobinie szczęścia, on za tobą też..
- Brałaś coś podczas weekendu, że pieprzysz takie głupoty?
- Zupełnie nic, przysięgam! Ale w końcu przekonasz się, że to przewidziałam.
- Jesteś niemożliwa.
- No wiem, ale taką mnie kochasz!
Wzdycham, a Natalie patrzy na mnie z niewinnym uśmieszkiem na ustach. Wreszcie wchodzimy do kafeterii pełnej studentów. Nie mam pojęcia, skąd Nat wzięła tak kompletnie absurdalny pomysł, że kiedyś coś miałoby się wydarzyć między Cameronem a mną!
*******
Wchodząc do holu domu studenckiego spoglądam na zegarek. Jest już po siódmej. Nie wydaję mi się, żeby Evan i Cameron już wrócili. Wsiadam do windy z plecakiem pełnych rzeczy potrzebnych na wykłady i z zakupami, jakie własnie zrobiłam w kampusowym Targecie. Są taki typowo kobiece produkty, które wolę kupić sama. Naciskam guzik naszego piętra i winda rusza. Przed drzwiami mieszkania stawiam wszystko na podłodze, żeby znaleźć klucze, zaplątane gdzieś na dnie plecaka. Po wejściu z zaskoczeniem, widzę plecak i kurtkę Camerona, leżące na podłodze niedaleko drzwi. Nie przypuszczałam, że wrócił. Najpierw idę do kuchni i chowam zakupy, potem szybko do swojego pokoju, żeby zostawić plecak i zdjąć pantofle, które uwierają mnie od rana. Czuję, jakbym nie miała połowy stopy. Wsuwam stopy w domowe papcie- myszki i nareszcie odczuwam ulgę. Nogi niosą mnie do pokoju Camerona. Pukam, ale nie dostaję żadnej odpowiedzi. Nie ma go? Nie. Musi być u siebie, przecież jego rzeczy leżą w przedpokoju. Pukam jeszcze raz, tym razem trochę głośniej, ale wciąż nic. Aby się upewnić, czy jest w środku, powoli naciskam klamkę, żeby tam wejść. Natychmiast tego pożałowałam...
**************************************************
700 słów
Hej, więc chciałam tylko napisać, że trochę nie nadążam z pisaniem rozdziałów, ale postaram się je wstawiać tak jak planowałam (czyli codziennie, prócz piątków). Bardzo by mi pomogło gdybyście ,,głosowali", bo wtedy książka jest bardziej widoczna dla innych albo komentowali sytuacje (niektóre wersy). Mega dziękuję!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro