Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 10 ,,Psycho dostawca"

Czas mija z szaloną prędkością - aż trudno mi uwierzyć, że to już sobota. Dużą część tygodnia spędziłam z Natalie i mogę już powiedzieć: uwielbiam tą dziewczynę! Nie pomyliłam się co do niej w najmniejszym stopniu. Jest naturalna, miła i inteligentna. Przebywać z nią to sama przyjemność. Widziałam się też z Taronem, ale to było między wykładami, na terenie kampusu i nie mieliśmy czasu, żeby pogadać. Obiecał mi, że w przyszłym tygodniu zjemy coś razem w południe z Natalie.
   Wspólne mieszkanie na razie nie sprawia problemów - jeśli zapomnieć o Cameronie. Właściwie w tym tygodniu nie mieliśmy okazji się na siebie natknąć. Widywałam go tylko przelotnie w kuchni lub w korytarzu. Wieczory spędzałam sama albo na czacie z Natalie, przy pracy.Cameron i Evan wracali na ogół dość późno. Przeważnie byłam już w tedy po kolacji i przygotowywałam się do snu. Nie żałuję, że moi współlokatorzy to chłopaki. Choćby dlatego, że rano nie potrzebuję czekać godzinami, by wejść do łazienki - ale też prawda, że zawsze wstaje pierwsza. A Cameron, mimo, że się w sumie w ogóle do mnie nie odzywa, zachowuje się z szacunkiem.
    Trochę to dla mnie tajemnicze, co oni robią poza zajęciami. Chyba spędzają całe życie na siłowni, jeśli mam wierzyć w słowa Evana. Wiem tylko, że Cameron wybrał studia prawnicze, bo chce zostać adwokatem. I faktycznie, ma cechy nie zbędne w tym zawodzie: jest zimny, nie ulega emocjom, a przede wszystkim jest egoistą bez serca: byłby zdolny bronić każdego śmiecia z worem pieniędzy.
    W czwartek, koło północy, kiedy odnosiłam do kuchni pustą filiżankę, natknęłam się na nich, gdy właśnie skądś wrócili. Widziałam, że byli wyczerpani, spoceni, a na ubraniach mieli plamy, które do złudzenia przypominały krew... O nic nie pytałam, choć - przyznaję -ciekawość aż mnie skręcała.

- Koniec! - woła Natalie.
  Wyjmuję komórkę i sprawdzam godzinę: trochę po ósmej wieczorem. Spędziłyśmy prawie pięć godzin, łącząc w całość nasze opracowania, i z prawdziwą satysfakcją stawiamy końcową kropkę. Wstaję i przeciągam się. Mam dość siedzenia na krześle.
   Proponuję Natalie, by nocowała u mnie. Zgadza się, a nawet wydaje mi się, że przez chwilę wyczułam w jej głosie nutę ulgi. Postanawiamy zamówić pizzę. Kiedy składam zamówienie, Natalie ogląda książki w salonie. Przesuwa palcem po wazie z napisem ,,Soldi" i spogląda na mnie z pytającym wyrazem twarzy. Daję jej znak, że zaraz wyjaśnię.
   Pogrążone w rozmowie rozsiadamy się na kanapie i czuję, że zaczyna, naprawdę poznawać Natalie. Jej aspiracje, pragnienia. Jedno jest pewne- nadajemy na tych samych falach! To wspaniałe! Przerywa nam dzwonek przy drzwiach wejściowych. Wstaję z kanapy, chwytając portfel i idę w kierunku drzwi, by otworzyć dostawcy pizzy.
   - Dobry wieczór!- mówię z uśmiechem. - Jak szybko!
- Dobry wieczór - odpowiada, przyglądając mi się uważnie. 
  Jego niezwykle niski głos i uporczywe spojrzenie wywołują u mnie dyskomfort. Obserwuję go dokładnie. Nie wydaję mi się, by miał więcej niż dwadzieścia lat. Jest dość krępy. Nie widzę koloru jego włosów, przysłoniętych czapkę. Mogę tylko zauważyć, że ma najczarniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałam.
- Jakiś problem? - pytam głosem wyższym, niżbym chciała.
- Nie, żaden. Mieszka pani tu sama? - pyta, akcentując wyraźnie ostatnie słowo. Ten człowiek naprawdę mnie przeraża.
- Skąd. Mam współlokatorów. Mogę wreszcie odebrać pizze?
- Jasne. Należy się szesnaście dolarów. 
  Wyjmuję pieniądze, zauważam, że chłopak próbuje zajrzeć do wnętrza mieszkania. Zaczynam się poważnie zastanawiać czy nie trafiłam na przyszłego włamywacza albo na psychopatę czającego się na ofiarę. Szybko podaję mu pieniądze, żeby wreszcie odebrać pizze i zamknąć za nim drzwi na klucz. Po chwili, która wydaje mi się wiecznością, podaje mi pudełka i odchodzi, nie zapominając mi się przyjrzeć jeszcze raz ze zmarszczonymi brwiami. Szybko wracam do Natalie.
- Boże mój - mówię, padając na kanapę.
- Co się dzieje? - pyta Nat, już z kawałkiem pizzy w dłoni. - Jakoś dziwnie wyglądasz..
- Dostawca był przerażający. Mówię poważnie.
- A co zrobił?
Streszczam jej scenę, jaka przed chwilą się wydarzyła. Gdy kończę opowiadanie, Natalie patrzy przed siebie, skoncentrowana. Odzywa się dopiero po chwili:
- Przeanalizowałam to - mówi poważnym tonem, ale wyraz jej twarzy wywołuje u mnie uśmiech.- Takie zachowanie dostawcy nie jest normalne. Oni mają być profesjonalistami! 
- Nie żartuj, Sherlocku! W takim razie jak to wyjaśnisz?
- A skąd niby mam wiedzieć?
- Wyglądałaś, jakbyś wnikliwie rozważała tę sytuację, więc uznałam, że masz może jakiś pomysł czy coś..
- Nie, nie mam. Przecież nawet nie widziałam tego chłopaka! W każdym razie dobrze znam tą sieć pizzerii i nigdy jeszcze nie widziałam ,,szalonego" dostawcy!
Robi nadąsaną minę, ale zaraz się ożywia.
- Trzeba o tym powiedzieć chłopakom.
Powiedzieć o tym chłopakom? To jasne, Natalie nie zna moich współlokatorów Evan zmieniłby się w opiekuńczą kwokę, a Cameron.. Już sobie wyobrażam jego reakcję na moje opowiadanie o przerażającym dostawcy. ,,I co z tego? Co mnie to obchodzi?". Odpowiedziałabym, że faktycznie, jego to nie obchodzi. On by rzucił: ,,To po co mi to mówisz?". Mieszkam tu zaledwie tydzień i już zdążyłam rozgryźć jego niesamowitą osobowość!
- Dlaczego uważasz, że powinnam o tym powiedzieć chłopakom? Oni do tego nic nie mają.
  Znam to. Z natury jestem dość strachliwa, a przez tego dostawcę naprawdę miałam ciarki na plecach- ale jestem też bardzo dumna i wolę się bać, niż poskarżyć się Cameronowi, który najprawdopodobniej mnie wyśmieje.
- Bo to przecież nic nie kosztuje, nie?
- W końcu przytakuję, bo Nat i tak nie odpuści. Poznałam ją już na tyle, że wiem, co zrobi: jeśli postanowi powiedzieć chłopakom o tajemniczym dostawcy, zrobi to, niezależnie od tego co powiem. Lepiej więc, żeby dowiedzieli się o nim ode mnie.
      Ponieważ nie chcę, żeby ten incydent popsuł mi wieczór, idę do swojego pokoju po laptopa, żebyśmy mogły obejrzeć jakiś serial.
  W samym środku wyjątkowo gwałtownej sceny słyszymy głośny dźwięk otwierających się drzwi. Patrzę na przerażoną Natalie i nagle obie, wielkie wojowniczki, jak na komendę, chowamy się pod koc, modląc się, żeby nie było nas widać. Wstrzymuję oddech. Słysząc głosy zbliżające się do kanapy, myślę, że jesteśmy zgubione, że zaraz nas ktoś zaatakuje. Palce Nat znajdują moje i ściskają się z całej siły. Boimy się, ale jesteśmy razem. Czyjaś ręką dotyka pledu i w następnej sekundzie zrywa go. W najbardziej idiotycznej reakcji zamykam oczy i zaczynami krzyczeć.
- Co wy wyprawiacie, do cholery?!
Ten głos poznałabym wśród tysięcy innych: to Cameron!
Chyba nigdy się tak nie ucieszyłam z jego obecności. Otwieram oczy. Mój współlokator stoi bez ruchu przy kanapie.
- Przestraszyłyśmy się czegoś - wyjaśnia Nat, przecierając twarz dłońmi.
- Dało się zauważyć! -zauważa Evan ze śmiechem.
Z ciągle jeszcze bijącym sercem milczę, zerkając na Camerona. Uśmiecha się lekko, wpatrując się we mnie.
- Myślałyśmy, że wrócił ten psychopatyczny dostawca- mówi Natalie.- Często tak straszyciie dziewczyny?
Słysząc to, Cameron i Evan przestają się śmiać i spoglądają na siebie poważnie.
- Psychopatyczny dostawca? - pyta Evan, unosząc brwi.
- Tak! Lili, opowiedz im wszystko.
Oczywiście, wezmą mnie za wariatkę. Już w tej chwili moje relacje z Cameronem nie wyglądają dobrze, a teraz przez tą historię stracę resztki wiarygodności, jaka może mi jeszcze została.
- No więc.. - zaczynam z wahaniem - zamówiłyśmy pizzę na kolację, bo Natalie będzie tu nocowała. Dostawca, który przyniósł jedzenie, był jakiś dziwny. Pytał, czy mieszkam tu sama, i wyraźnie kładł nacisk na ,,sama". Przez ten cały czas gapił się na mnie i usiłował zajrzeć do mieszkania. Dziwnie się zachowywał i nawet jego twarz nie wzbudzała zaufania. Naprawdę robił wrażenie psychopaty.
    Cameron odwraca głowę do Evana i znów obaj uważnie się na siebie patrzą. Jestem pewna, że tak na prawdę to rozmowa bez słów. Nie potrafię zrozumieć, co sobie przekazują. Cameron zaczyna przeklinać. Evan zbliża się do niego i słyszę,  jak mu mówi, żeby się nie martwił, że wkrótce wszystko będą mogli załatwić.Ogromnie się myliłam, uważając, że opowiedzenie im o dostawcy nie zrobi na nich żadnego wrażenia. Im dłużej przyglądam się ich rozmowie, tym bardziej uświadamiam sobie, że ta historia to dużo więcej niż zwykła sprawa o podejrzanym roznosicielu pizzy. Nie wiem jeszcze, co ukrywają moi współlokatorzy, ale na pewno się tego dowiem.

---------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                    1288słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro