część 3
- Proszę cię Chuuya, nie wymyślaj i zjedz to.
Chłopak pokręcił głową. Za nic nie miał zamiaru otworzyć ust. Nie upadł do takiego poziomu, by być przez kogoś karmionym. Chociaż był głodny, to nie miał zamiaru ulec i pozwolić brunetowi na wsadzenie sobie do ust Onigiri, ryżowych kulek, które ten przyniósł.
Dazai cmoknął z niezadowoleniem.
- Czemu jesteś taki uparty? Musisz coś zjeść. Otwieraj usta, albo będziesz głodny.
- Wolę być głodny - wymamrotał Nakahara.
Osamu podszedł do drzwi, bo najwyraźniej miał już dość bezskutecznych próśb.
- Albo zaczekaj! - zawołał w ostatnim momencie. Dazai odwrócił się z powrotem. Chuuya spuścił głowę. Swój gest mógł uznać tylko za akt przegranej. - Mogę zjeść.
Dazai powrócił i zaczął podawać chłopakowi jedzenie na widelcu.
- Cieszę się, że to przemyślałeś. Nie chcę, by ci się coś stało, Chuuya. Dlatego nie pozwolę, byś odszedł.
Rudowłosy słyszał widział wszystko przez łzy. Jego kończyny dalej były spętane a on sam zdany był na tego mężczyznę.
- Chuuya, proszę, nie płacz - powiedział cicho Dazai. Odłożył na bok miskę z jedzeniem i pogłaskał więźnia po rudych włosach. Nakahara odchylił głowę, by uniknąć jego dotyku, ale i tak został przez nie pogładzony.
- Co... Co się stało z moją nogą, że przestała już tak boleć? - spytał cicho. Nie za bardzo miał widok na ową ranę i nie czul bólu aż tak, jak wydawało mu się, że powinien. W końcu jeszcze nigdy nie został postrzelony, jego moc umożliwiała mu zmanipulowanie pocisku i odesłanie go do właściciela.
- Nie martw się o to, jest w bandażu. Tylko nie szarp się za bardzo, bo może znowu zacząć boleć - odparł, nie przestając gładzić włosów Nakahary.
- Nienawidzę cię - wyszeptał więzień.
- Ale ja cię kocham - zripostował spokojnie Dazai, po czym kucnął przed nim. - Domyślam się, że nie będziesz chciał spędzić tutaj znowu nocy, więc dam ci wybór. Chcesz spać ze mną? - spytał.
Chuuya spojrzał w oczy swojego oprawcy. Były brązowe, niegdyś piękne i przepełnione emocjami, a teraz jakby bardziej szare i mniej wyraziste. To nie był już ten sam mężczyzna, ten sam chłopak, który go tu kiedyś przyprowadził. To nie był już ten brunet, w którym w młodości się zakochał - i pewnie kochałby go dalej, gdyby nie zmienił się pod wpływem nowej pozycji w mafi.
Rudowłosy dał już znak jakiejś uległości pozwoleniem na to, by Dazai podał mu jedzenie, nie chciał godzić się na kolejną rzecz, by nie daj Boże ten pomyślał sobie, że się z tym pogodził.
- Wolałbym być torturowany niż spać z tobą - splunął.
Osamu westchnął, ale chyba nie miał zamiaru go do niczego namawiać.
- W takim razie... Dobranoc, Chuuya - pocałował próbującego się wyrwać Nakaharę w czoło, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Chuuya zamknął oczy, będąc w końcu samemu. Przypomniał sobie jeden z wielu momentów, kiedy był jeszcze nastolatkiem. Pociągał właśnie za czarny krawat bruneta, który położył jedną z dłoni na jego biodrze. Druga podtrzymywała już jego podbródek.
Chciałby wrócić jeszcze do tamtych chwil.
"Chcesz spać ze mną?"
- Tak, Dazai - powiedział ledwo słyszalnie. - Kiedyś bym chciał. Nie miałbym najmniejszych oporów bycia z tobą w jakimkolwiek znaczeniu, ale tego Dazai'a już nie ma. Nienawidzę tego, kim teraz jesteś. Dlatego chciałem odejść. A ty właśnie zniszczyłeś jakiekolwiek szanse, bym znowu poczuł do ciebie cokolwiek poza negatywnymi emocjami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro