Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. Powstańcie

Perspektywa Sophie


Z każdą chwilą byłam coraz bardziej przerażona. Jedynie rozmowa z braćmi pomogła mi się nieco uspokoić. Bardzo się cieszyłam, że mnie znaleźli. Kyungsoo powiedział mi co się może stać jeśli pocałunek dojdzie do skutku. Obiecał mi, że on i bracia ocalą mnie jak najszybciej, ale do tego czasu muszę odgrywać role przemienionej.

Znajdowaliśmy się na wzgórzu za zamkiem. Wszędzie rosły drzewa o dziwnym wyglądzie. 

- Gdzie my jesteśmy?- zapytałam.

- Idziemy zrobić to, co od dawna planowaliśmy!- powiedział zadowolony.

- Planowaliśmy?

- Nie pamiętasz, Sophie?- zapytał zdziwiony- Planowaliśmy to odkąd się poznaliśmy...

- Tak, oczywiście, że pamiętam- wtrąciłam.

- Twoje oczy- powiedział i złapał mnie za rękę- Czemu nie są czerwone?

- Przecież są- powiedziałam, spuszczając wzrok.

- Naprawdę? Pozwól mi, że spojrzę w nie jeszcze raz- powiedział i złapał mnie za policzek, aby spojrzeć w moje oczy.

Szybko przyciągnęłam go do siebie, zmuszając go do pochylenia się nade mną. Nasze usta dzieliły centymetry. Mój wzrok utkwił na nich, aby uniknąć kontaktu wzrokowego.

- Nie mamy czegoś ważniejszego do zrobienia?- zapytałam, głaszcząc jego szyję.

- To może zaczekać- powiedział, a mnie ugięły się nogi.

- A,a,a- powiedziałam z uśmiechem, cofając się lekko- Najpierw załatwmy to, co tak długo planowaliśmy- powiedziałam, przejeżdżając delikatnie kciukiem po jego dolnej wardze.

- Dla ciebie wszystko- powiedział i z zamkniętymi oczami uśmiechnął się.

Ruszyliśmy dalej. Czułam, jak moje ciało drży. Miałam już tego wszystkiego dosyć. Co jeśli będę musiała zrobić coś, czego normalny człowiek nie potrafi i moja przykrywka się wyda? Co ja wtedy zrobię?

- Jesteśmy- powiedział.

Znajdowaliśmy się na betonowym placu, gdzie zobaczyłam kolejne pomniki i kolejną rzeźbę anioła z ogromnym skrzydłami.

- Możemy zaczynać. Podaj mi dłoń- powiedział- Stań za mną- zrobiłam tak, jak mi kazał.

Sobowtór jedną ręką trzymał moją dłoń, a drugą rysował w powietrzu okręgi.

- *Obsecro igitur omnia dæmonia, et pythones et ariolos. Exite et princeps eorum- powiedział, a wokół nas zaczął wiać wiatr- POWSTAŃCIE!

Wiatr ucichł. 

- Dlaczego to nie działa?- powiedział i spojrzał na mnie- Przecież robię wszystko jak należy.

- Jesteś pewny?- zapytałam, nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Tak... chyba, że to nie jest coś nie tak z tym, co robię... 

- To znaczy?

- Spójrz mi w oczy- powiedział chłodno i podszedł do mnie.

- To nie jest dobra pora...- powiedziałam i podeszłam jeszcze bliżej. 

Nagle zobaczyłam Sehuna, wychodzącego z lasu. Chłopak przystawił palec wskazujący do swoich ust, sygnalizując, abym odciągnęła uwagę cienia. Zobaczyłam, jak w drugiej ręce trzyma sztylet, który świecił się na niebiesko.

- To jest dobra pora- powiedział i złapał mnie za nadgarstki- Spójrz na mnie!

- Nie szarp mną- powiedziałam spokojnie i otworzyłam oczy.

- Wiedziałem...- powiedział, a ja zobaczyłam, jak Sehun cofa przedmiot w dłoni do tyłu, aby go wbić- Nie tak prędko!- krzyknął cień i odwrócił się do Sehuna.

- Zostaw go!- powiedziałam, łapiąc go za dłoń, którą trzymał Sehuna za gardło.

Poczułam jak lecę do tyłu. 

- Sophie!- krzyknął Sehun, a ja upadłam na ziemię.


Perspektywa Sehuna

Widziałem jak sobowtór odepchnął Sophie. Moja złość automatycznie wzrosła. 

- Sophie!- krzyknąłem, gdy ta upadła na ziemię. Nie wiedziałem czy nic jej się nie stało, ale nie mogłem się do niej zbliżyć. 

- Ostatni raz mi przeszkodziłeś- powiedział i wyrwał mi sztylet z dłoni, po czym dźgnął mnie w ramię. Krzyknąłem. Mój klon po chwili wyciągnął ostry przedmiot z mojego ciała, uniósł nad swoje usta, a kropla mojej krwi kapnęła na jego wargę.

Nagle poczułem ogromny ból głowy. Cień puścił mnie i sam położył dłonie na skroniach. Doczołgałem się do sztyletu, który cały był umoczony w mojej krwi, został odepchnięty zaraz po tym, jak dotknął ust sobowtóra. Ziemia zatrzęsła się, a on uniósł się ponad ziemię. Czarny dym krążył wokół jego ciała, gdy nagle dym przybrał kształt ciał ludzkich. Klon znów stanął na ziemi, a za nim zobaczyłem sobowtóry swoich braci.

- W końcu usłyszeliście głos swojego przywódcy!- krzyknął- Jesteś sam Sehun!- zaśmiał się i machnął ręką. Wszystkie cienie moich braci przeniknęły przeze mnie, a ja poczułem się, jakby zabierali mi całą energię- Dosyć!- powiedział i podszedł do mnie, po czym złapał mnie za kołnierz- Wszystko mi zepsułeś. Co ona w tobie widziała? Zwykły nieudacznik. Ja jej zapewniałem wszystko, a ona i tak wybrała ciebie- puścił mnie- Możesz mi podziękować. Ona nie żyje, ty zaraz też stąd znikniesz, więc niedługo będziecie mogli cieszyć się tą swoją pieprzoną miłością- powiedział, a reszta cieni zaśmiała się- Bracia!- krzyknął z uśmiechem- Czy ktoś jest chętny, aby mu pomóc?- wybuchł jeszcze większy śmiech- Haha, widzisz Sehun, Zostałeś sam!- powiedział, a ja ostatnimi siłami wstałem z ziemi, dziwiąc tym sobowtóra. Moja rana zniknęła, a ja z każdym krokiem  stawałem się coraz silniejszy.

- Mylisz się- powiedziałem- Ja nigdy nie zostanę sam.

- Co się dzieję, bracie?- zapytał jeden z cieni.

- Brać go!- krzyknął sobowtór, a cienie zaczęły podążać w moim kierunku. 

Nagle na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice, a z każdym jednym błyskiem światła przede mną pojawiał się mój brat.

- Zaczynamy wojnę.




*Demony i wszyscy jej zwolennicy, usłyszcie głos swojego przywódcy.

****
Kolejny rozdział będzie dłuuuugi, więc tak szybko się nie pojawi. Postaram się napisać go jak najszybciej :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro