Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

Melody

 – To on?

– Hm? – Przenoszę ciężkie spojrzenie na Aarona. Muszę zamrugać powiekami, aby zniknął mi sprzed nich obraz Axela. Jest dla mnie jak książka z powyrywanymi losowo stronami. Czytam, ale czegoś mi brakuje i nie rozumiem.

Gdyby nie był taki... jak płot pod napięciem, zwyczajnie bym go przytuliła. Dawna Mel by tak zrobiła. Nie bałam się go. Starałam się trzymać tych ustalonych przez niego granic, ale miał w sobie coś takiego, że miałam potrzebę go przytulić i pocieszyć.

Teraz bym się bała.

Nie wiem, czy jego samego, czy czegoś co w nim drzemie, czy może tego, co we mnie wzbudza, choć to nie powinno się pojawić. Ale był ten jeden moment, gdy wydawało mi się, że zobaczyłam tamtego znajomego chłopca.

Dosłownie przez ułamek sekundy...

Ktoś pomiędzy nami. To on? – Głos Aarona staje się ostrzejszy. Gdy na niego patrzę nadal nie pojmuję o czym mówi. Mój umysł pracuje na zwolnionych obrotach.

– Nie rozumiem...

– Ten chłopak. Kto to jest?

Przystaję na ten napastliwy ton z jego strony, i krzyżuję ręce na piersi.

– Który? Było ich tam dwóch.

– Ten, na którego patrzyłaś tak, jak nigdy nie spojrzałaś na mnie – rzuca z wyrzutem. Twarz ma napiętą. Co się z nimi dzieje?

– Jakbym chciała zamordować? – prycham i przewracam oczami.  – To chyba mała strata dla ciebie.

– Nie tak na niego patrzyłaś, Mel – mruczy, ale nie mam odwagi zapytać, jak w takim razie to robiłam? Jak niby to wyglądało w jego oczach, bo mi się wydaję, że moje uczucia względem Axela powinny być dla otoczenia jasnym sygnałem, że ja go tu nie chcę.  – Kto to? Nigdy go tu nie widziałem.

Bo jego w ogóle mało kto dostrzegał.

– Axel – odpowiadam cicho i ruszam dalej. Jesteśmy w lesie. Odmówiłam pójścia do kawiarni, gdzie chciał mnie zabrać. Natura ma w sobie coś kojącego i wolę teraz przebywać wśród niej, niż ludzi.

Zdejmuję buty i skarpetki, aby poczuć pod stopami gołą, chłodną ziemię i pozwolić jej wniknąć we mnie, zabierając to, co mnie truje. Przymykam oczy, czując pod stopami wilgotną glebę. Między palce wciska się drobny piasek i rozrzucone liście, a małe kamyki i gałązki trochę uwierają, ale to nic. Robią swoją robotę – przynoszą spokój.

Za tym też tęskniłam w Portland.

Chodziliśmy tak... Ja i Axel. Z początku się ze mnie śmiał, że w lesie jestem jak dzikuska, ale kiedy w końcu dał się namówić, stało się to normą w naszych spacerach.  

Czuję się, jakbyśmy wchodząc do lasu zdejmowali buty przed wejściem w gości – mruknął raz Axel.

Bo tak jest – zaśmiałam się. – Naturze należy się szacunek. Tata tak mówi.

– Mądry jest.

– Skąd się znacie? – Głos Aarona wyrywa mnie z zamyślenia. Czuję na sobie jego spojrzenie, ale nie odpowiadam na nie. Idę ze wzrokiem utkwionym przed siebie.

– To stare dzieje, Aaron – mruczę. – Nie drąż.

– Możesz mi się wygadać. Skrzywdził cię? To przez niego nie mogłaś się na mnie otworzyć? Patrzyłaś na niego z takim... bólem.  Z resztą, nawet wygląda na dupka.

Przystaję i oburzona patrzę mu w oczy.

– Pamiętasz takiego chłopaka z którym często mnie widywano? Zawsze miał kaptur na głowie, a w lecie czapkę z daszkiem nasuniętą tak głęboko, że nie widać było jego oczu.

Aaron unosi pytająco brew. Chryste! To przecież był jego znak rozpoznawczy. Chociażby przez to powinien utkwić w pamięci.

– Zabrałeś mu z kolegą lunch i nie chciałeś  oddać, każąc mu o niego walczyć, ale odszedł. Kopnęłam cię i ugryzłam, odebrałam ci jego własność. Pamiętasz?

– Nie...

– Więc tylko ja mogę powiedzieć, że jest dupkiem, bo go poznałam, a po wyglądzie to możesz sobie oceniać, co najwyżej z której świni od McCoya będzie dobry stek.

Aaron wybucha śmiechem, kręcąc głową. Wzdycha i patrzy na mnie z taką czułością, że każdej normalnej kobiecie zakręciłoby się w głowie od tego spojrzenia.

Widocznie nie jestem normalna, bo ciągle czuję na policzku dotyk palca Axela, choć szorowałam twarz zimną, na przemian z gorącą wodą, żeby pozbyć się pamięci jego dotyku.

– Chodź tu dziewczyno. – Przyciąga mnie do siebie, zamykając w ramionach. Przez chwilę stoję sztywna jak pal w tyłku, ale ostatecznie się poddaję i również go przytulam. Odsuwam się od niego, ale łapie mnie za dłoń i splata nasze palce. Wydaje się to... naturalne.

Spoglądamy na siebie, a on uśmiecha się. Tak zwyczajnie. Ładnie. Ciepło. W sposób, nad którym nie muszę się zastanawiać, szukać drugiego dna lub interpretować, co może oznaczać. Jego oczy są przejrzyste, łagodne, niczym niezmącone, uczucia pewne.

Ten facet wiedział, że chce mnie za żonę, gdy miałam siedemnaście lat...

Podobno czasem spotykamy odpowiednich ludzi w nieodpowiednim momencie swojego życia.

Może tamten czas, gdy byłam nastolatką był tym nieodpowiednim momentem? Chyba już trochę się wyciszyłam, skoro wróciłam z podkulonym ogonem.

Moje myśli ponownie wracają do skrzynki ze skarbami. Dzisiaj muszę spalić jej zwartość i pozbyć się tej cząstki swojego życia, która jest dla mnie jak kula u nogi. Przez tamtą sytuację z Axelem chyba zawsze czułam się jak dusza, która ma na ziemi jakieś niedokończone sprawy i nie może zaznać spokoju. Ciągle była we mnie jakaś tęsknota, pogoń za uczuciami, adrenaliną, musiałam czuć – mocno, intensywnie, ciągle poszukiwałam wrażeń, czasem balansowałam na granicy, wiecznie niespokojna. Ciągle w oczekiwaniu na coś.

A gdy to przyszło...

Jestem już zmęczona. Ale nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że jednak coś dużo silniejszego mnie przywiodło z powrotem do domu, i to tutaj powinnam szukać tego fragmentu siebie, który zgubiłam.

Spoglądam na Aarona. Odwzajemnia spojrzenie i ściska nieco mocniej moją dłoń.

Dzisiaj zrobię ognisko ze swojej przeszłości.

Puszczę ją z dymem, fragment po fragmencie. Wspomnienie za wspomnieniem. Może ugaszę je słonymi łzami. Kropla po kropli, aż z bólu, pustki i tęsknoty, które Axel zostawił mi wtedy po sobie, nie zostanie już nic.

Może będę mogła mu spojrzeć ponownie w oczy i nie poczuję już nic?

A przede wszystkim może nie będę chciała, żeby dotknął mnie jeszcze raz...

Jestem zła na Axela. Jestem na niego taka wściekła, bo przez tamten pocałunek, naznaczył mnie tak głęboko, że nadal czuję, jakbym całą sobą należała do niego.

💔💔💔

Axel

Siedem lat.

Siedem. Pieprzonych. Lat.

Na jej widok nie powinno się we mnie pojawić absolutnie nic! Powinna być mi obojętna. Nie mają prawa boleć mnie jej słowa.

Niepotrzebnie za tobą tęskniłam.

Nie miała tęsknić... Nie chciałem, żeby za mną tęskniła.

– Kurwa! – Uderzam pięścią w stół.

Nie mam czasu się porządnie powkurwać i zastanawić, co jest ze mną nie tak, że na jej widok z Harvey’em i strzępek ich rozmowy, który do mnie dotarł, po prostu mi odbiło, bo kumpel wchodzi do domu zaraz za mną.

–  O co chodzi z tą dziewczyną? – pyta. Staje na środku salonu i krzyżuje ręce na piersi.

– O nic. Nie interesuj się. – Opadam na kanapę, jakby Mel wyssała ze mnie całą energię tymi swoimi niewyparzonym ustami. Nadal ma tak miękką skórę jak dawniej... Kurwa, ale bagno.

Po cholerę ją dotykałem?

Teraz chciałbym jeszcze raz.

– Wiesz co, Ax? To nawet ciekawe, bo pierwszy raz widzę u ciebie coś takiego. – Siada na stoliku.

– Niby co? – burczę.

– Emocje nad którymi nie panujesz, ale nie dziwię się. Melody jest piękna. Słowo daję, że jak mi tu wpadła wczoraj z tą strzelbą, to siedziała mi w głowie resztę dnia. Możnq dla niej stracić głowę. Te jej zielone kocie oczy. Ognisty temperament. Cięty język, aż człowiek się zastanawia, co jeszcze potrafi nim wyczyniać...

– A w mordę chcesz? – warczę. – Trzymaj się od niej z dala.

– Bingo! –  Celuje we mnie palcem, z pełnym satysfakcji uśmieszkiem. – Właśnie o tym mówię. Już wczoraj to zauważyłem. A jeśli ci nie staje na jej widok, to naprawdę zacznę się martwić o swoją dupę. Nigdy nie interesowały cię kobiety. Gdybym cię nie złapał na ręcznym, to podejrzewałbym, że serio jesteś jakiś niewydarzony, ale co do preferencji seksualnych nadal nie mam pewności.

Przewracam oczami. Opieram łokcie na udach i chowam twarz w dłoniach. Ta rozmowa dzisiaj jest ponad moje siły, ale Harvey gada dalej, próbując mnie sprowokować do konwersacji:

– Tyle kobiet Bestia ci podrzucał, a ty nawet nie pozwoliłeś sobie obciągnąć...

– Proponował mi kobiety, które przypominały mi matkę kurwę i jej przyjaciółki – cedzę, ściszonym głosem. 

– Ale ona jej nie przypomina! – Dźga mnie palcem w pierś. Zrywam się na równe nogi, on też wstaje. Mierzymy się spojrzeniami.

–  W moim życiu nie ma miejsca na żadne kobiety.

Oddycham ciężko. Staram się wyciszyć w głowie głos matki, który ostatnio jest znowu bardzo wyraźny.

– Coraz bardziej się martwię o ciebie, Ax.

– To przestań. – Zaczynam krążyć po pokoju. Strasznie mnie nosi, najchętniej bym coś rozwalił. Czuję to piekielne mrowienie w palcach. Rozluźniam i zaciskam pięść. Ucisk w piersi pojawia się znikąd, jakby serce rosło, rozpychając się i zabierało mi tlen. Harvey uspokajająco kładzie mi dłoń na ramieniu. Otwiera okno.

– Oddychaj – mruczy.

– Nie musisz mnie niańczyć. – Odpycham jego dłoń, ale powiew świeżego powietrza luzuje narastający ścisk w gardle.

Nienawidzę tego.

Od dawna już się tak nie czułem. Emocje mnie wykańczają, dlatego je wyłączam. Robiłem to już będąc dzieckiem, bo byłem do tego zmuszony, a przez to pojawiały się te pieprzone bóle głowy. Potrafiły trwać kilka dni, a po nich czułem się jak wrak. Jak teraz. Dopiero rozpoczęcie walk pomogło. Szefa nie bez powodu nazywa się Bestią. Kiedy, jako szesnastolatek, miałem swoją pierwszą walkę po intensywnej, rocznej tresurze, tuż przed wejściem na ring, powiedział mi, że poza tym miejscem mogę sobie nawet dorabiać, recytując Szekspira na ulicy, ale wchodząc na matę muszę wyłączyć emocje i obudzić w sobie drzemiącą bestie.

A ona tam była. Zawsze we mnie siedziała. Drapała pazurami, rozszarpywała kłami, chcąc się uwolnić.

Bez Melody, która z czasem potrafiła ją ujarzmić jednym uśmiechem, znowu zaczęła rosnąć w siłę, gdy tylko wróciłem do starych. To, kim teraz jestem, to wina systemu, który mnie oddał im z powrotem pod opiekę w momencie, gdy czułem, że w końcu może już będzie dobrze. Pomyślałem o tym tylko raz. I wszystko się spierdoliło.

– Po każdym takim ataku, jak wczoraj coś w tobie umiera, Ax. – Dociera do mnie cichy, zmartwiony głos Harveya.

– Może resztki człowieczeństwa? – drwię.  

– Gówno prawda! Widziałem jak na nią spojrzałeś. Jesteś człowiekiem! Daj sobie, kurwa, szansę. Przecież po to uciekliśmy. Od śmierci Tylera te bóle się nasilają, w końcu rozsadzi ci łeb. To nie była twoja wina. Nie musisz się za to karać. Słyszysz mnie?

Coraz gorzej. Zaciskam mocno powieki. Nie wmówi mi, że to nie była moja wina. Tyler zastąpił mnie w dostawie towaru, bo przez sponiewieranie w walce nie byłem w stanie się ruszyć, a nikogo to nie obchodziło. Kulka, którą dostał należała się mnie. Nie był dla mnie nikim ważnym, ale dla Harveya tak.

– Wczoraj myślałem, że zejdziesz na moich oczach. Nie chcę stracić też ciebie, Axel. Długo tak nie pociągniesz. Coś cię po prostu zżera, a ja nie mogę na to patrzeć i po dzisiejszej akcji w stajni, wiem, że to coś pomiędzy tobą a Melody. . – Łapie mnie za ramiona, próbując spojrzeć w oczy, ale wyrywam się i odwracam plecami.  – Uciekliśmy, bo wiem, że tak samo jak ja, chciałeś być w końcu wolny.

– Przestań chrzanić. Uciekliśmy, bo nie chciałem z tobą walczyć – odpowiadam słabo.

Ale nie wiem, jak przetrwam bez walk. One pomagały mi okiełznać moje demony. Uwalniałem je, nażarły się, nasyciły cudzą krwią i szły spać jak potulne baranki, dając mi spokój na jakiś czas.

Masuję klatkę piersiową. Coś w niej cholernie boli.

– A jak ci powiem, że skłamałem? – pyta cicho.

– Co? – Patrzę na niego ostro. Resztki wczorajszego bólu ciągle siedzą w mojej głowie, gotowe na kolejny atak. Czuję znajomy ucisk w płacie czołowym. Niepotrzebnie wychodziłem dzisiaj z domu.

– Skłamałem.

Mój wzrok biega po jego twarzy. Obraz mi się rozmazuje, a to jedno słowo tłucze się po głowie. Mam problem z przetrawieniem tej informacji.

– Co ty...?

– Wątpię, żeby Bestia nas szukał. Ma inne problemy na głowie. Zaginął Owen. Podsłuchałem rozmowę, ale właśnie o tym. Pomyślałem, że to dobry moment, aby się wynosić, bo on zmobilizuje wszystkie siły do szukania go i ukarania winnych, jeśli zajdzie taka potrzeba, i nie będzie sobie zawracał nami głowy.  Bez Owena, Bestia jest  w podziemiach nikim.  A wiedziałem, że tylko strach o mnie może cię przekonać, żeby porzucić to miejsce, bo ty dawno przestałeś wierzyć, że zasługujesz jeszcze w życiu na coś dobrego.

Mrugam powiekami, patrząc na niego, jakby sam Bóg zstąpił z nieba i powiedział, że wszystkie moje winy są odpuszczone.

A ja nie wierzę, bo nic nie jest w stanie zmazać mojej winy sprzed siedmiu lat. Wtedy popełniłem prawdziwą zbrodnie, choć nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem. Dopiero teraz, gdy znowu ujrzałem Mel, świadomość tego uderzyła mnie ze zdwojoną siłą.

– To znaczy, że...?

Harvey z całą powagą na jaką go tylko stać, kiwa głową.

– Nie zostaliśmy wytypowani do tej walki. Wiem, że czekałeś na moment, aż Bestia wystawi ciebie w Kręgu Śmierci i nie mogłem na to pozwolić. Poza tym, uratowałeś mi życie co najmniej dwa razy. Gdybyś podczas mojej pierwszej walki nie przerwał jej, narażając się na gniew Bestii, obaj wiemy, że zginąłbym. Nigdy nie byłem tak dobry, jak ty. Jedyne czego w życiu chciałem to porządnie się w końcu nażreć, nie walcząc z innymi o kawałek suchego, spleśniałego chleba i spać w suchym miejscu, bez strachu, że jakiś stary obleśny typ zerżnie mi dupę, albo sprzeda do burdelu za działkę koki. A po pierwszym razie z tamtą gorącą blondyną w klubie, której ty nie chciałeś,  typowo dla młodego, zdrowego chłopaka, lubię też porządne rżnięcie. Ty jeszcze nie wiesz, jakie to zajebiste uczucie.

Prycham, przewracając oczami. Przykładam palce do nasady nosa, ale ucisk, który nasilał się z każdym jego słowem, w cale nie odpuszcza, choć przecież powinien.

Wzdycham ciężko i patrzę na przyjaciela. Jest szczęśliwy. Pomimo całego szamba, jakie się w życiu na nas wylało, on potrafi czerpać radość z prowizorycznych rzeczy. Ma swoje demony, które dają o sobie znać, a mimo  wszystko umie się uśmiechać i błaznować.

Tak jak teraz, gdy rozkłada ramiona i niebezpiecznie się do mnie zbliża.

– No daj dzioba i nie gniewaj się. – Ściąga usta do całusa i wybucha śmiechem, gdy robię unik i znajduję się za nim, po czym trzepię z otwartej dłoni w tył głowy.

Przez chwilę stoimy na przeciwko siebie, a z jego twarzy powoli schodzi ten głupkowaty uśmieszek. Ponownie z powagą patrzy mi w oczy.

– Jesteśmy wolni, Ax. Możemy zrobić ze swoim życiem, co tylko zapragniemy. Możemy naprawdę zacząć od nowa.

Odwracam od niego wzrok i patrzę w okno, w jednej chwili zapominając o całej rozmowie.

Zbliżam się, widząc Melody z facetem, z którym wyszła. Znowu coś zaczyna się we mnie boleśnie rozpychać. Nawet z daleka widzę, że trzymają się za dłonie. Dociera do moich uszu jej śmiech. Obraca ją w swoją stronę i przyciąga do siebie, przytulając. Odwracam wzrok w momencie, gdy unosi jej brodę, a ona na niego patrzy. Mam ochotę podejść tam, wyrwać ją z jego łap...

Zatrzaskuję okno i zasłaniam zasłony.

Nie mam do tego prawa. Zasługuję dokładnie na to, co mi daje. Nienawiść.

– Ja nie jestem wolny – mruczę ochryple. To w cale nie Bestia i życie, jakie prowadziliśmy było moim więzieniem.

Z powrotem opadam na kanapę. Zamykam oczy. Jestem wykończony. Z miesiąca na miesiąc, z roku na rok coraz bardziej, a informacja Harvey’a ani nie wzbudza we mnie oczekiwanej według niego reakcji, ani ulgi, którą chciałbym w końcu poczuć, ale nie mam pojęcia, jak.

Nie wiem nawet, od kiedy śmierć wydawała mi się jedynym rozwiązaniem.

Ten kretyn zabrał mi możliwość tego, kłamiąc w sprawie walki. Jeszcze kilka miesięcy i Bestia na pewno dałby mi awans.

– To znaczy, że jeśli nie musimy uciekać, nie musimy też się tutaj chować – stwierdzam sucho. – Możemy wyjechać chociażby zaraz.

– Możemy – przytakuje łagodnie Harvey. – Ale nie chcemy.

Prycham rozbawiony.

– Od kiedy to nasze decyzje są od siebie zależne? Nie przypominam sobie, żebyśmy składali sobie jakiekolwiek przysięgi małżeńskie. Nasza wspólna droga może się zakończyć w tym momencie.

– Nie chcemy – powtarza z naciskiem, patrząc mi twardo w oczy. – Ty nie chcesz.

– Ta? To patrz. – Wstaję, ale on popycha mnie z powrotem na kanapę.

 – Siedź tu i nie ruszaj się.

Z ciężkim westchnięciem, mamrocząc coś pod nosem znika w sypialni. Podchodzę do okna i odsłaniam lekko zasłony. Nie ma Mel.

– Ax.

Odwracam się w stronę przyjaciela. Trzyma coś w dłoni. Coś małego. Wyciąga do mnie rękę, a ja przechwytuję zdjęcie, które zawsze mam przy sobie. Tylko ono pomagało mi wierzyć, że te cztery lata w Pine Hollow naprawdę się wydarzyły i to tutaj przeżyłem jedyne takie momenty w swoim życiu, do których czasem wracałem.   

– Jesteś chociaż czasem szczęśliwy?

– A co to znaczy? – Patrzę na Melody, moczącą stopy w lodowatej rzece. Oswaja się z wodą, obiecałem, że nauczę ją pływać.  Marszczy czoło jak zwykle wtedy, gdy głęboko nad czymś myśli. Siedzę na brzegu, przyglądając się jej i znowu nie mogę jej rozgryźć. Zadaje czasem dziwne pytania, na które nie znam odpowiedzi. Wychodzi z wody i klęka naprzeciwko mnie.

– No... Czy czujesz tutaj – kładzie mi dłoń na klatce piersiowej, a coś w środku zaczyna trzepotać i boję się, że ona to poczuje – takie fajne ciepło, jakby... jakby rozlał się w tym miejscu kubek słodkiej, gorącej czekolady. Jej smak znasz. Moja mama ostatnio cię nią częstowała.

Teraz ja ściągam brwi. Jest dziwna. Mówi czasem o rzeczach, których po prostu nie rozumiem, ale... Skupiam się na jej dłoni, którą wciąż trzyma w jednym miejscu.

– Teraz coś takiego czuję – mruczę, unosząc niepewnie na nią wzrok.  Jej twarz rozjaśnia się pięknym uśmiechem.

Patrzę gniewnie na Harvey’a.

– Na tym zdjęciu to ona, prawda? – pyta niezrażony. – Kiedyś często na nie patrzyłeś.

– I co z tego? – warczę i chowam ten kawałek papieru do kieszeni spodni. Spalę go.

– Masz wspomnienia do których warto wracać, Ax. Zazdroszczę ci tego.

– Melody to zamknięta droga już dawno temu.

– Skoro tak, to jest otwartą drogą dla mnie – drażni się ze mną, a ja znowu czuję ten nieznośny płomień i słyszę głosy, które kuszą, żebym zmiażdżył go jak robala.

– Ma faceta. Ślepy? Miej chociaż trochę godności.

– Nie mam. Zostawiłem na ulicy lata temu.  Kopnie go w dupę dla mnie, zobaczysz. Jeszcze będziesz świadkiem na naszym ślubie i ojcem chrzestnym dziecka.  – Klepie mnie pobłażliwie po policzku. Strącam z furią jego dłoń, co jedynie rozbawia go jeszcze bardziej. – Rozluźnij tą szczękę, bo sobie zęby pokruszysz. Idę poczekać na nią w stajni, podoba mi się klimat tam. Na pewno przyjdzie. – Wymija mnie i kieruje się do drzwi.

Pierdol to. Olej. To nic cię nie obchodzi. To kobieciarz, a ona zna się na ludziach. Rozgryzie go. Pewnie kocha tamtego lalusia...

– Nara! – woła Harvey.

Kurwa...

– Stój!

– Tak? – pyta niewinnie, gdy zbliżam się do niego i zatrzaskuję z powrotem drzwi.

– Naprawdę trzymaj się od niej z dala.

– Podaj jeden powód.

– To córka pana B.

– Boisz się go?

– Szanuję. Mel to inny świat. Nie jest ani dla mnie, ani dla ciebie, Harvey. Nie mamy prawa wciągać ją w to szambo. Powiesz jej prawdę o swoim życiu? O kradzieżach, handlowaniu prochami, masakrowaniu twarzy dla pieniędzy? Ona nigdy nie zaznała takiego świata, a my gdziekolwiek pójdziemy to zawsze będzie wlokło się za nami. Brzydzi się wszystkim tym, co robiliśmy....

– Boi się też krwi, a mimo wszystko było gotowa opatrzeć moją ranę. – Harvey wzdycha i przeciera twarz dłońmi. –  Za każdym razem, gdy miałeś te bóle głowy i byłeś nieprzytomny, powtarzałeś jedno imię. Jedno. Imię. Ax.

Zamykam oczy.

– Melody. To, które widziałem na tym zdjęciu z tyłu. Twoja przyjaciółka na zawsze, Melody. Jej ojciec wczoraj słuchał twojego mamrotania o świetlistej dziewczynce i wyobraź sobie, że mimo wszystko zaopiekował się tobą. Zadał mi pytanie. – Szturcha mnie w ramię, zmuszając do spojrzenia w oczy. – On mówi o mojej córce, prawda?

Raczej niedobrze, ale nie pamiętam tego. Nie jestem nawet świadom, że kiedykolwiek w takich momentach o niej wspominałem.

Gadaj, co chcesz. Ale pierwszą twoją myślą o ucieczce, była ucieczka do niej.

– Nie do niej! – wrzeszczę za nim, gdy jednak wychodzi z chatki, trzaskając drzwiami.  – Nie do niej – szepczę, ze wszystkich sił starając się przekonać sam siebie, że naprawdę miałem nadzieję, że jej tu nie zastanę.


Aaron będzie chciał zawalczyć o serce Mel, czy naprawdę już chcę ją mieć przy sobie chociaż jako przyjaciółkę? 🤔

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro