Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

Melody

Praca z Harvey’em jest... Ciężko to nazwać pracą. Ciągle mnie zagaduje i rozśmiesza, a zazwyczaj robiłam to w skupieniu. Lubię być sama w stajni, a on rozprasza mnie, ale nie mogę powiedzieć, że jego towarzystwo jest złe. Dziwię się, że od przewracania oczami, jeszcze nie kręci mi się w głowie. Są momenty ciszy, ale on jakby nie potrafił jej znieść, bo szybko ją przerywa.

Sapię i się prostuję. Boli mnie kręgosłup i  szczypią dłonie od trzymania wideł.

Tęskniłam za tym.

Tak, tęskniłam za wywożeniem gnoju na taczkach i spływającym po tyłku pocie. Zadanie mam utrudnione o tyle, że odczuwam skutki wczorajszego upadku, więc pracuję znacznie wolniej i muszę ponownie przystanąć, aby dać odpocząć bolącym partiom ciała. Szczególnie ramię i biodro dają mi się we znaki, ale nie mam zamiaru się skarżyć. To odwraca moją uwagę od mnie istotnych kwestii.

 Cisną mi się na usta różne pytania do tego chłopaka. Jest rozgadany, jakby mu brakowało kontaktu z drugim człowiekiem, albo po prostu taki jest, nie wiem, – obaj są dla mnie zagadką – ale po tym jak wspomniał, że poznali się z Axelem na ulicy, trzyma się na baczności w tym, co mówi. Zanim odpowie na moje pytanie, jakiś czas milczy, albo obraca w żart, unikając odpowiedzi, więc odpuściłam – zauważyłam jednak, że reaguje tak na pytania, skąd przyjechali, czym się zajmuje, o rodzinę, itp. Wyczułam szybko, że nie są to komfortowe tematy do rozmowy dla niego.

 Za to on wypytuje o swojego przyjaciela – o jego pobyt w Pine Hollow, kim dla siebie byliśmy, jak długo tu mieszkał. Na te pytania natomiast ja odpowiadam wymijająco. Jednak w związku z tym, że w ogóle pyta o takie rzeczy, długo nie jestem w stanie utrzymać swojej ciekawości.

– Nie mówił ci o rodzinie u której tutaj mieszkał? Co tu robił? Kogo poznał... ?– pytam i odkładam widły. – Spędził tu aż cztery lata.

Jestem cała spocona. Zdjęłam bluzę, koszulka lepi mi się do pleców, a włosy do twarzy. Przez ostatnie dwa lata odzwyczaiłam się od takiej fizycznej pracy, ale dobrze mi robi. Oczyszcza umysł i uspokaja go.

Przecieram twarz dłońmi i wychodzę z boksu. Sięgam po butelkę z wodą i siadam na podłodze. Chwila przerwy nie sprawi, że świat się zawali.

– Nie – odpowiada, po chwili namysłu.  Również kończy i wychodzi z boksu. Siada na przeciwko mnie po drugiej stronie. Podaję mu wodę.  – Ax nie opowiada o swojej przeszłości. I uprzedzam, ty mnie też o to nie wypytuj i nie nakłaniaj do zwierzeń, prawdopodobnie wiem tyle, co i ty. Znam jedynie ten okres jego życia, w którym się poznaliśmy.

Zamyka oczy i opiera głowę o ścianę.

– Nie mam zamiaru o niego pytać, nie obchodzi mnie on – burzę się. – Lepiej w niego nie wnikać. Nie grzebać w jego głowie. To bez sensu, skoro on tego nigdy nie chciał, a ja jestem zbyt wrażliwa, żeby błądzić zawiłymi ścieżkami jego umysłu.

Powiedziałam to w myślach, tak? Te pełne goryczy i zawodu słowa, dające jadny sygnał, że on był dla mnie bardzo ważny, a ja dla niego nikim, przewinęły się tylko w mojej głowie.

Tak?!

Harvey zerka na mnie jednym, bardzo zaciekawionym, okiem. Cholera... Za dużo gadam.

– Dziwi mnie tylko to, że skoro  jesteście przyjaciółmi, on... – Intensywne, badawcze spojrzenie mojego rozmówcy peszy mnie i wycofuję się. – Nieważne. Widocznie nie było o czym mówić. Dla mnie też, jeśli coś jest nieistotne to po prostu zapominam. – Obojętnym tonem i wzruszeniem ramion staram się złagodzić bolesne kłucie w sercu i naprawić swój błąd z myśleniem na głos.

– Nie wydaje mi się, żeby nie mówił, bo nie było to dla niego istotne, a zwyczajnie dlatego, że sprawia mu to ciągle ból... Kurwa. – Harvey zaciska powieki i przyciska pięści do oczu. – Przestań gadać, dobra? Masz w sobie coś takiego, że wyśpiewałbym ci wszystko jak na spowiedzi, włącznie z rozmiarem  gatek.

– Czasem dobrze się wygadać, szczególnie komuś obcemu, poza tym to ty ciągle mówisz – odpowiadam łagodnie. – No i sam pytałeś o jego pobytu tutaj, a skoro ci nie powiedział, ja również nie powinnam tego robić.

– Ax to układanka z rozsypanych puzzli. Niektóre fragmenty się pogubiły – mruczy i zaczyna pocierać nerwowo prawą brew, którą przecina całkiem głębokie rozcięcie.

Milczę, przyglądając mu się uważnie. Axel też ma ślady pobicia, ale znacznie starsze. Ledwo widoczne, już prawie znikają, więc nie rzucało się to tak w oczy. Poza tym byłam bardziej skupiona na jego tęczówkach... Nieważne.

Gdy chłopak nie przestaje pocierać brwi i wydaje się być nagle jakiś nieobecny oraz zdenerwowany, a nacisk jest coraz większy, zrywam się na równe nogi.

Przecież to musi cholernie go boleć, a nie widzę żadnej reakcji na ponownie otwartą ranę.

– Przestań! – rozkazuję i podchodzę do niego. Chwytam go za nadgarstek i odsuwam jego dłoń od twarzy. Robi mi się trochę słabo na widok krwi, żołądek fika koziołka i czuję wzbierające mdłości. Nie chciałabym zrobić z siebie jakiejś sieroty i zwymiotować na niego, a widać, że to trzeba opatrzeć. Czuję jak moja własna krew odpływa mi z twarzy.

– Usiądź, zaraz mi tu zemdlejesz. – Podnosi się, ale ja się odsuwam. Czerwona strużķa spływa mu po policzku. Nie lubię takiego widoku, ale potrzebuje pomocy.

– To trzeba opatrzeć. – Wskazuję drżącym palcem na jego ranę.

– Daj spokój. Zagoi się – odpowiada niedbałe jakby mówił o lekkim skaleczeniu, a nie ranie, którą wypadałoby zszyć.

– Nie, jeśli będziesz to dotykał. Nie wygląda dobrze. Zostanie blizna.

Nie wiem, czemu go to rozbawia. Mrużę groźnie oczy, a on po prostu się śmieje, jakbym powiedziała dobry żart.

– Słodka jesteś, Mel. Serio. Chyba to jednak ty jesteś tym światełkiem, o którym Ax majaczył w nocy. Sprawdzę, co u niego, a ty się nie martw. To nie te zewnętrzne rany są najgorsze. – W jego tonie da się usłyszeć nutę goryczy, ukrytą pod żartobliwością.

– Trochę przypominasz ciasta mojej mamy. Na ich widok i zapach człowiekowi cieknie ślinka, ale nigdy nie wiadomo, jaki smak w sobie skrywa – mruczę,  przyglądając mu się w zamyśleniu.

– Na mój widok cieknie ci ślinka? – pyta uradowany, poruszając brwiami. Serio to go nie boli?

– Tylko to wywnioskowałeś z mojej wypowiedzi?

– Było na początku zdania, przy dłuższych wypowiedziach mam problem z zapamiętywaniem.

Parskam śmiechem, trochę się rozluźniając.

Ale dosłownie na sekundę.

– Jak miło. Chyba już całkiem nieźle się poznaliście. – Dociera do nas gburliwy głos i oboje obracamy głowę w stronę wejścia. 

Gdy tylko Axel pojawia się w drzwiach stajni, moje ciało reaguje automatycznie. Odsuwam się od Harvey’a trzy kroki w tył.

Gdy wchodzi wolnym, ciężkim krokiem do środka, robię jeszcze jeden krok w tył, jakbym chciała odsunąć się od czegoś, co mnie przyciąga, ale jednocześnie przeraża. Serce zaczyna bić szybciej, jak rower bez hamulców zjeżdżający z górki, a w mojej klatce piersiowej coś się zaciska. Patrzę na niego, nie mogąc oderwać wzroku, a jednocześnie czuję, że powinnam odwrócić głowę.

Axel wygląda... źle.

Bardzo źle.

Jakby przeszedł przez piekło i ledwo zdołał się z niego wydostać. Jest blady, niemal trupio, a cienie pod jego oczami są tak głębokie, że przypominają sińce po uderzeniach. Wygląda, jakby nie spał od kilku dni – jego twarz jest zmęczona, a włosy są w nieładzie, wilgotne od potu.

Nie patrzy na mnie, przynajmniej nie od razu. Jego wzrok błądzi po stajni, jakby szukał czegoś, czepiając się najdrobniejszego szczegółu, żeby tylko nie musieć spotkać się z moim spojrzeniem.   

Gdy jednak jego wzrok spotyka się z moim, przez sekundę widzę w jego oczach coś, co sprawia, że tracę równowagę –  coś złamanego, co wbija się w moje serce jak ostry nóż.

Na chwilę wszystko w stajni zamiera. Harveyw milczeniu patrzy na przyjaciela,  a ja czuję, jak ciężkie powietrze wypełnia przestrzeń między nami. Nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem, czy w ogóle powinnam coś mówić. Moje gardło jest suche, a słowa więzną mi w ustach, zanim zdążą się wydostać.

Axel przesuwa surowym, wyczerpanym wzrokiem po mojej twarzy.

– Co się tak gapicie, jakbyście ducha zobaczyli? – burczy, patrząc to na jedno to na drugie.

Wystarczy, że się odzywa, a ja wracam do siebie.

– Bardziej żywego trupa, który wyszedł ze swojego grobowca, aby ponapawać się światłem słonecznym i zaczerpnąć świeżego powietrza – odpowiadam złośliwie, ignorując zawrotne tempo mojego serca.

Harvey parska śmiechem, patrząc na mnie z sympatią.

– Ta to ma gadane. Lubię cię, Mel. – Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie. Gest jest tak swobodny, jakbyśmy znali się od lat.  – Nikt mu nie potrafił tak dosrać, bali się. Zuch dziewczyna. Axel, jakbyś się raz uśmiechnął, to żaden kociak na świecie nie zdechnie.

Ale on go ignoruje i robi krok w moją stronę, ledwo zauważalny, ale wystarczająco pewny, żeby Harvey się odsunął, jakby instynktownie wyczuł napięcie w powietrzu. Gdy Axel zbliża się, czuję, jak atmosfera wokół nas zmienia się – staje się gęstsza, bardziej naelektryzowana. Przez moment mam wrażenie, że powietrze przesiąka jego obecnością, jakby cała przestrzeń stajni się skurczyła, a ja stoję w jej centrum, przyciągnięta do niego jak magnes.

W jednej chwili żałuję swoich słów. To już nie są dziecięce przepychanki, a w jego spojrzeniu jest coś niebezpiecznego, ale też coś bardziej złożonego – mieszanka gniewu i czegoś... takiego, że odbiera mi dech w piersi. Harvey również to zauważa, bo odzywa się miękko:

– Ax, daj spokój...

– Cicho, Harvey – warczy.

 Jego oczy są skupione na mnie, przeszywające, jakby próbowały przebić się przez moją zewnętrzną powłokę, dotrzeć do środka, tam, gdzie trzymam swoje uczucia pod kontrolą. Serce mi przyspiesza, a moje ciało reaguje, zanim jeszcze zdążę sobie to uświadomić – prostuję się, ale nie mogę się cofnąć. Zamiast tego stoję, w jakiś niezrozumiały sposób przytłoczona jego obecność.

Jest już tak blisko mnie, że generalnie to przekracza ustaloną, niewidzialna barierę.

– Grunt, że ty pięknie wyglądasz – mruczy cicho, głos ma niski. Palcem pociera cienką skórę pod moimi oczami.  – A skoro mowa o słońcu... Popatrzę na ciebie, żeby... jak to powiedziałaś... ponapawać się nim.

Mogłabym przysiąc, że kątem ust unosi lekko wargi w cieniu czegoś, co mogłoby być uśmiechem, ale równie dobrze może być przestrogą. Podświadomie przechylam głowę, jakby to, co między nami się działo, przyciągało mnie do niego bardziej niż cokolwiek innego.

Stoję, patrząc na niego, jakbym była sparaliżowana, a serce wali jak oszalałe. Axel nie cofa palca, kiedy pociera moją skórę, zamiast tego jego dotyk staje się jeszcze bardziej świadomy, drażniący. Zatrzymuje się na mojej twarzy, jakby sprawdzał, na ile może sobie pozwolić. Napięcie między nami narasta z każdą sekundą. Nie jestem w stanie go zignorować to coś pierwotnego, prawie namacalnego, co wisi w powietrzu.

A może nigdy stąd nie uleciało? Może ukryło się w zakamarkach drewna lata temu, zostało uśpione, gdy jeszcze byliśmy dziećmi i teraz krąży naokoło nas, czekając na odpowiedni moment?

Nie. Nie chcę tego.

– Przestań... – mówię, ale głos mam niepewny, zbyt cichy, by to zabrzmiało stanowczo.

Jego usta unoszą się nieco bardziej, formując coś, na kształt złośliwej satysfakcji. Wygląda, jakby bawił się sytuacją, jakby moja niepewność tylko go napędzała.

Dlaczego tak stoję? Dlaczego nie mogę go odepchnąć?

Axel pochyla się bliżej, jego twarz jest tuż przy  mojej, a ja czuję jak moje ciało napina się, choć próbuję zachować spokój.  

– Przestać? – powtarza z udawaną niewinnością, nachylając się bliżej mojego ucha. Jego głos jest niższy, niemal drapieżny. – Ale przecież dopiero zaczynam.

Mój żołądek wykonuje dziwne salto, a serce przyspiesza jak oszalałe. Nie chcę dać mu tej satysfakcji, że zareagowałam w taki sposób, ale ciało mnie zdradza. Czuję, jak puls rośnie, a dreszcz biegnie mi wzdłuż kręgosłupa.

Patrzę na niego, wyzywająco, próbując zapanować nad tym, co czuję, ale Axel tylko uśmiecha się kącikiem ust. Bije od niego niesamowita pewność siebie, której nie miał w dzieciństwie, ale też coś... Co mnie niepokoi. I to coś, czai się w jego oczach, od których nie mogę oderwać wzroku. Wczoraj tego nie było...

– Jesteś na mnie wściekła za coś, co wydarzyło się lata temu. Ale czy po tym jak odszedłem, pomyślałaś choć raz, że może... –  robi pauzę, jakby ważył każde ze słów, wiedząc, że mogą dotknąć mnie dokładnie tam, gdzie boli. Znał mnie. Ja niczego przed nim nie ukrywałam, bo nie potrafiłam. Byłam szczera we wszystkim, co robiłam. 

– Co takiego miałam pomyśleć? – szepczę, gdy nic więcej nie mówi, a jego palec zaczyna gładzić delikatnie mój policzek. Zapatruję się w jego oczy, szukając odpowiedzi. Mój wzrok biega po jego twarzy, choć tak naprawdę mam ochotę przymknąć oczy i poddać się tej niewinnej pieszczocie. Czuję się, jakby w ten sposób chciał mi przekazać coś, czego nie potrafi powiedzieć, a czekam na to od lat. 

– Ja pierdolę, ludzie jestem tu! Załatwcie to może gdzieś na osobności, co? Nikt nie powinien być tego świadkiem, serio. – Odzywa się nagle Harvey, wyrywając nas oboje z tej dziwnej atmosfery.

Serce wali mi jak oszalałe, a dłoń Axel'a nagle odrywa się od mojej twarzy, zostawiając mnie w takim napięciu, że chyba wszystkie organy mi się pokurczyły.

Włącznie z mózgiem.

– Bardzo dobrze, a teraz odsuńcie się od siebie, bo jesteśmy w drewnianym pomieszczeniu, pełnym siana, jak to się zajara to będzie słabo.  – Harvey odsuwa ode mnie Axela i staje pomiędzy nami, jakby... jakby chciał bronić nas oboje przed sobą nawzajem. Jakby wiedział znacznie więcej, niż mógł mi zdradzić.

Po jego interwencji nagle się otrząsam.  Nie wiem, co Axel ma w sobie takiego, że nie potrafię racjonalnie myśleć w jego obecności.

Zbieram się cała w sobie i unoszę brodę, aby ratować resztki swojej godności.

– Zbliż się do mnie jeszcze raz w ten sposób– mówię cicho, drżącym głosem – a staniesz się prawdziwym trupem.

– Ciekawe. –  Jego wzrok jeszcze raz prześlizguje się po mojej twarzy, a ja czuję, jak zostawia we mnie coś, czego nie jestem w stanie opisać.  – Urocze rumieńce, Mel. Chyba jednak wolałabyś jeszcze bliżej – kpi.  

– Co za... ! – Chwytam widły, bo są najbliżej.

– Ej, ej, spokojnie! – Harvey zabiera mi potencjalne narzędzie zbrodni z rąk, i odstawia w bezpieczne miejsce. Coś się we mnie gotuje, ale sama nie wiem, co. Jest tego tyle, że eliksir, który mógłby powstać z domieszką mojej krwi, byłby niebezpieczniejszą bronią niż bomba atomowa. – Nie ma co się denerwować. Ax. – Popycha go lekko i wskazuje palcem drzwi. – Wypad. Prześpij się jeszcze trochę. Dobrze ci to zrobi.

– Ta. Zajmij się nią. Niech trochę ostygnie. Zawsze była zbyt temperamenta – prycha.

– A ty zawsze byłeś dupkiem – cedzę i popycham go. – Nie wiem, po co tak za tobą tęskniłam! Jesteś jeszcze gorszy niż byłeś! Pieprzona maszyna bez uczuć! Myślisz, że możesz się tak bezkarnie bawić drugim człowiekiem?!

– Mel – mruczy ostrzegawczo Harvey. Coś w jego spojrzeniu faktycznie każe mi się zamknąć, choć tak bardzo chciałabym mu wygarnąć. Wszystko. I nie hamować się, a jednak ten hamulec się załącza automatycznie, gdy  coś w oczach Axela nagle się zmienia. Jest to subtelne, prawie niezauważalne, ale ja to widzę. Zawsze uważnie go obserwowałam i byłam wyczulona na drobne zmiany. Czesto czekałam na jego uśmiech. Śmiechu, takiego szczerego z głębi serca, nigdy się nie doczekałam. A po tamtym pocałunku byłam pełna nadziei, że w końcu mi pozwoli być ze sobą bez tych wszystkich granic, których musiałam się trzymać, aby nie zamknął się z powrotem. Miał tylko mnie...

Teraz widzę, że na krótką chwilę jego spojrzenie mięknie, jakby coś w nim pękło.

Przyglądam się mu, jakby nagle ta fasada, którą tak starannie budował, zaczęła się kruszyć. Ten gniew, ta pewność siebie... to wszystko wydaje się nagle być jedynie osłoną dla czegoś głębszego, bardziej ludzkiego, czego nie chce pokazać. Ale przecież nigdy nie chciał.

Nasze spojrzenia krzyżują się na dłuższą chwilę. Widzę, jak zaciska zęby, jakby próbował zapanować nad czymś, czego nie chce wypuścić na zewnątrz.

– Masz rację, Melody – mruczy w końcu Axel, głosem cichym i o wiele bardziej stłumionym, niż się spodziewałam. – Zawsze byłem tylko dupkiem.

Odwraca wzrok, a w jego ruchu jest coś, co przypomina ucieczkę, jakby bał się, że powiem coś, co rozwali go jeszcze bardziej. Odwraca się, a w drzwiach niemalże zderza się z moim ojcem.

Patrzą na siebie przez chwilę, po czym wzrok taty przenosi się na mnie. Jest bardzo intensywny, dosłownie, jakby stał obok i wszystko słyszał.

Jezu, nie mogę.

Odwracam spojrzenie i biorę w dłonie butelkę wody. Najchętniej wylałabym ją sobie na twarz. Potrzebuję wskoczyć do jakiegoś pieprzonego przerębla lodowatej wody.

– Lepiej się czujesz? – pyta tata, a ja unoszę wzrok i marszczę brwi. Pytanie jest skierowane do Axela. Łagodnie. Mogłabym nawet powiedzieć, że z nutą troski.

Co tu się, do diabła, dzieje? Chyba już o to pytałam, ale nadal nic nie ogarniam. O co konkretnie pyta? Co wczoraj robili w tej chatce?

– Znacznie lepiej, ale dzisiaj poradzą sobie sami. Dobrze im idzie. 

Tata spogląda na mnie. Jego twarz jest nieprzenikniona. Ta najgorsza.

– Przyszedł Aaron – informuje sucho.

– Świetnie – wzdycham. Ni to z irytacji, ni z ulgi. Sama już nie wiem, co czuję. Czasem zapalam się nagle jak plama benzyny od zapałki, i tak samo szybko gasnę, zostając bez sił. – Przepraszam, Harvey. Byłam umówiona. Poradzisz sobie dalej sam, prawda?

Chłopak jedynie kiwa głową, a ja nie wiem czemu czuję się, jakbym zrobiła coś złego. Potrzebuję wyjść stąd jak najszybciej, ale jakby tego było mało, Aaron sam wchodzi do stajni.

Świetnie. Trzech facetów, mój ojciec i ja. Cała mokra. Od potu oczywiście. Dosłownie się lepie od niego i jeszcze brakuje, żeby te wszystkie muchy krążące po stajni zleciały się do mnie jak do gówna.

– Jakaś... narada? – pyta żartobliwie Aaron, patrząc po całej naszej czwórce.

– Pogrzeb – mruczy ironicznie Axel.

– Jakiś... Koń zdechł?

Axel prycha śmiechem, kręci głową i chce wyjść, ale wyprzedzam go, i zatrzymuję, kładąc dłoń na jego piersi. Czuję pod palcami szybkie bicie jego serca.

Żyje. Nie jest trupem.

Ale jego oczy świecą nagle śmiertelną pustką.

– Tym razem to ty zostań. Ja pójdę. – Przerywam kontakt wzrokowy, łapię Aarona za dłoń i wyciągam go ze stajni, prowadząc do domu.

– Melody, co tu się...?

– Ciii – warczę. Niech przez chwilę nikt się nie odzywa. Takiej burzy emocji nie miałam już od lat. Po prostu tornado wywołane przez jednego człowieka!

 Otwieram drzwi i każe Aaronowi poczekać w salonie, a sama wbiegam po schodach do łazienki. Opieram dłonie o umywalkę i spuszczam głowę. Biorę kilka głębokich wdechów, po czym patrzę w lustro. Głośny jęk wyrywa się z mojego gardła. Tusz mam rozmazanym po całych policzkach od spływającego potu. Nie raz przetarłam dłońmi twarz, więc są na niej smugi brudu. We włosach źdźbła słomy... Policzki zaczerwienione, błyszczące oczy. 

Obraz nędzy i rozpaczy.

Grunt, że ty pięknie wyglądasz.

Kpił. Oczywiście, że kpił. Zawsze to robił, a to znaczy, że wszystko, co zapisało się w mojej głowie, to kłamstwo.

Patrzę sobie w oczy. Zamykam powieki, spod których wypływają palące krople łez. Toczą się po policzkach, łączą na brodzie w jedność i skapują na ziemię 

Oto, do czego ponownie doprowadza mnie Axel Walker.

Wniosek?

Trzymać się od niego z dala.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro