33.
Melody
– Musisz mi powiedzieć. Kombinuję i po prostu nie jestem w stanie tego zrozumieć – mówi nagle Axel, przerywając błogą ciszę poniedziałkowego popołudnia, które spędzamy w stodole, leżąc na kopcu słomy.
Jest przerwa obiadowa dla koni, po której tata ma dla niego coś ekstra w ramach jazdy. Aż boję się pomyśleć, co to takiego. Dopiero wczoraj, gdy wróciliśmy wieczorem do domu, przed wzięciem prysznica dostrzegłam na swojej szyi bordową malinkę – to właśnie na to patrzył Aaron. I mój ojciec.
Axel, śmiejąc się, przysięgał, że nie ma pojęcia, kiedy zassał skórę mojej szyi tak mocno, że pozostawił na niej ślad niczym krzykliwy slogan: Ta kobieta jest zajęta.
Otwieram sennie jedno oko, zerkając na Axela. Leżę z głową na jego udach, a jego zabawa moimi włosami była tak rozluźniająca, że lekko przysnęłam.
– Co takiego? – pytam, przeciągając się leniwie.
– Dlaczego on? To był mój główny prześladowca, a ty tylko wobec niego byłaś aż tak... agresywna. Z innymi kończyło się na słownych przepychankach, a ja pamiętam, jak wgryzłaś mu się w rękę tak mocno, że byłem przekonany, że jak cię od niego oderwą, to z kawałkiem mięsa w zębach. Nie potrafię tego ogarnąć. Co sprawiło, że związałaś się akurat z nim? Alergicznie reagujesz na ludzi, którzy znęcają się nad słabszymi.
Wzdycham i podnoszę się do siadu. Oczywiście, że to nie daje mu spokoju, choć myślałam, że po zrezygnowaniu z pracy w końcu odetchnie z ulgą i Aaron przestanie zaprzątać jego myśli. Wiem, że jego pytanie nie ma na celu oceniania moich wyborów, a naprawdę chce zrozumieć, co mną kierowało. Gdyby to był ktoś, kto mnie rzeczywiście kochał, pewnie jakoś by to przełknął i przeszedł nad tym do porządku dziennego.
– Miałam szesnaście lat, Ax. To był trudny czas dla mnie. Buntowałam się chyba przeciwko wszystkiemu, może nawet samej sobie, a w tamtym czasie... – Przygryzam wargę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów, żeby znowu nie poczuł się winny. – Ciągle za czymś goniłam, czegoś szukałam, nie potrafiłam skupić się na jednej rzeczy. Moi rodzice przechodzili gehennę ze mną. Próbowałam zapełnić pustkę, którą czułam, i nie rozumiałam jej, bo niczego mi przecież nie brakowało w życiu. Aaron nie był jedynym chłopakiem, który zaczął się wokół mnie kręcić, ale w każdej relacji szukałam tego, co nas połączyło, i nic nie było wystarczające. On był najwytrwalszy, przestał zwracać uwagę na inne dziewczyny... – Teraz już wiem, dlaczego. – ...A ja... chyba w końcu odpuściłam szukanie tego czegoś.
– I zgodziłaś się na byle co? – Unosi brwi w zdumieniu.
– To nie było tak. Chciałam w końcu o tobie zapomnieć, dać szansę komuś innemu. Nawet bawiły mnie jego podchody, podobało mi się to, jak próbował swoich sił. Byłam jedyną, która nie śliniła się na jego widok. To on w końcu zaczął walczyć o czyjąś atencję, a nie na odwrót. – Wzruszam ramionami. – Ale co jakiś czas wracałeś do moich myśli. Przecież miałam dla nas zaplanowaną całą przyszłość i ciągle nie potrafiłam się pogodzić z tym, że ciebie nie ma.
Przez chwilę milczę, szukając właściwych słów, aż w końcu dodaję:
– Wyobrażałam sobie, jak mogłoby być, gdybyś nie zniknął z mojego życia. Jak byś wyglądał jako nastolatek, bo z roku na rok byłeś coraz ładniejszy, a kiedy dziewczyny zaczynały zwracać na ciebie uwagę, byłam dumna, że nigdy nie zrezygnowałam z ciebie i byłeś tylko mój... Zastanawiałam się, czy nadal odwiedzałbyś mnie w nocy i... Cholera, tylko wyobrażenie tego sprawiało, że moje nastoletnie hormony wariowały, a żaden z realnych chłopaków tak na mnie nie działał jak ty w moich myślach. Myślałam, że ten pociąg do Aarona może przyjdzie z czasem. Nie przyszedł, bo myślałam o tobie, teraz już jestem tego pewna – parskam zażenowana, a jego usta rozciągają się w uśmiechu pełnym samozadowolenia.
– Chcesz mi powiedzieć, że... – jego uśmiech powiększa się, zakrawając na arogancję – zdradzałaś go ze mną w swoich myślach?
Przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu, a ja przetrawiam w głowie krótkie i trafne podsumowanie Axela mojej całej wypowiedzi.
– Na to wychodzi. Nawet powiedział, że czuł, jakby pomiędzy nami był ktoś jeszcze.
Zawstydzona zakrywam twarz dłońmi i spoglądam na niego spod palców. Axel tylko się uśmiecha, a jego oczy błyszczą od rozbawienia.
– I właśnie odkryłam, dlaczego zawsze czułam się winna wobec Aarona - mówię cicho, wciąż próbując poukładać myśli. – Naprawdę wydawał się być we mnie zakochany. Teraz, znając powód jego determinacji, czuję ulgę. Nie zrobiłam nic złego. Nie skrzywdziłam go. Możliwe, że to, jak głęboko zakorzeniłeś się we mnie uratowało mnie przed upokorzeniem. Co niby miał zamiar zrobić z tym filmikiem? – Wyrwa mi się, zanim zdążę się powstrzymać.
– Z jakim filmikiem? – Axel od razu wyłapuje moje słowa, a jego głos tnie powietrze jak ostrze noża. Serce przyspiesza mi na widok jego przenikliwego spojrzenia.
Cholera. Dlaczego muszę mieć taki niewyparzony język? W towarzystwie, w którym czuję się bezpiecznie, zdarza mi się mówić wszystko, co przyjdzie mi na myśl, a potem tego żałuję. Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale zamykam je bez słowa, widząc, jak Axel lekko przekrzywia głowę, wpatrując się we mnie z coraz większym napięciem.
– O czym mówisz? – powtarza, jego głos jest napięty jak cięciwa od łuku tuż przed strzałem. – Nagrał jakiś filmik? Coś, co mogłoby ci zaszkodzić?
– Nie... Boże, nie! Nic takiego się nie stało! plączę się coraz bardziej. – To dawne dzieje. Harvey coś mówił... ale to nieistotne, Axel. Naprawdę. Zwolniłam się z pracy, nie będę miała już z nim nic do czynienia, nic mi nie grozi...
Zamknij się już!
– Czekaj, powoli. Nie nadążam. – Axel unosi dłoń, a jego twarz momentalnie poważnieje. - Mówisz o czymś, co groziło ci naprawdę? Czy to coś więcej niż tylko moje popieprzone, czarne wizje? Co dokładnie powiedział Harvey?
Zamieram. Axel nie puści tej sprawy. Doskonale wiem, że jego gniew na Aarona może wybuchnąć jak pożar, wystarczy już tylko jeden punkt zapalny. Gdyby go uderzył choć raz, może przyniosłoby mu to ulgę. Obawiam się tylko, że Aaron mógłby już nie wstać, a on miałby kłopoty.
– Axel, daj spokój. Już tam nie pracuję... To nie ma znaczenia...
Drzwi stodoły otwierają się gwałtownie, a do środka wchodzi mój tata. Czuję ulgę tak ogromną, jakby uratował mnie przed nieuchronnym wybuchem.
– Gotowy? – pyta Axela. Chłopak ze stoickim spokojem, który jednak mnie niepokoi, kiwa głową, ale zanim podąża za tatą, odwraca się jeszcze do mnie i patrzy mi prosto w oczy. Nie mówi nic, ale wystarczy jego spojrzenie, żebym wiedziała, że postara się, abym mu wszystko wyśpiewała.
Idę w ślad za nimi.
Może zapomni? Jakoś odwrócę jego uwagę od tego dupka. Mam kilka narzędzi, żeby rozproszyć jego myśli.
Ale jak mogę go winić za to, co czuje, kiedy sama mam ochotę napluć Aaronowi w twarz? Dopiero teraz wszystko układa się w sensowną całość. Prześladowania Axela skończyły się, gdy mój tata został wezwany do szkoły w związku ze słynnym ugryzieniem Aarona, o którym wspominał Ax. Dyrektorka mówiła o moim zachowaniu jako niedopuszczalnym, nie chcąc słyszeć nawet, co miałam do powiedzenia. Dopiero gdy opowiedziałam o wszystkim tacie poszedł do Gregory’ego. Nie wiem, co powiedział synowi, ale przeprosił i mieliśmy spokój. Kolejne moje bliskie zetknięcie z Aaronem było dopiero w liceum.
A co, jeśli zdobycie mnie miało być tylko jakąś zemstą? Ostatecznie to Luke, przyjaciel Aarona, dodał mi do pierwszego wypitego piwa pigułkę gwałtu. Gdy podawałam mu powody, dla których nie chcę się z nim spotykać, przysięgał, że nie miał pojęcia wtedy, że to Luke. Sporo czasu zeszło mu z tym, żeby mnie do siebie przekonać.
A moją największą słabością jest to, że chcę wierzyć w dobro ludzi i że mogą się zmienić, jeśli tego bardzo chcą. Wierzę również w drugą szansę.
Ale właśnie przestaję wierzyć w zdrowy rozsądek mojego ojca.
– Nie ma mowy! – wołam, widząc konia, którego tym razem wyprowadza ze stajni. – Arizona, do domu, już!
Klacz rży w proteście i rzuca łbem. Grzebie kopytem w ziemi, uszy płasko przylegają do łba. Wyciąga szyję, żeby mnie postraszyć zębami.
– Do domu! – powtarzam stanowczo. Macham rękoma, chcąc zawrócić ją z powrotem do boksu, czym rozjuszam ją jeszcze bardziej. W proteście staje dęba. – Nie próbuj się ze mną kłócić!
Tata śmieje się, Axel przygląda mi się z zainteresowaniem, nie rozumiejąc, że próbuję uratować mu życie przed jedyną mięsożerną bestią w naszej stajni. Nie potrzebujemy psa obronnego. Wystarczyłoby pozwolić jej chodzić luzem po placu i byłaby groźniejsza niż doberman hodowany do walk.
– Do domu! – Tupię nogą.
Słyszę pełen rozkoszy jęk z lewej strony.
– Chryste, zrób to jeszcze raz – mówi Axel dziwnie rozczulonym głosem. Na chwilę odwracam wzrok od klaczy i rzucam mu zaskoczone spojrzenie.
– A ty, co? Masz jakieś fetysze związane z moją córką? – wtrąca się nagle tata.
– Dopiero je poznajemy, ale ten z tupaniem mam już od dziecka. Teraz jakoś mnie to bardziej... Wie pan. – Axel porusza brwiami i szczerzy zęby do mojego ojca. On z kolei mruży oczy, a im węższe szparki z nich powstają, tym szerszy jest uśmiech Axa. Wyglądają, jakby wyzywali się na pojedynek.
Patrzę to na jednego, to na drugiego i przysięgam, że zwariuję, ale jest między nimi jakąś więź, nić porozumienia, którą najlepiej rozumieją tylko oni. Nie będę wnikać. Może się nie pozabijają.
– Jesteś gotowy na kolejny poziom trudności? – pyta tata. – Dragon się znudził, nie będzie już tak fajnie. Na dłuższą metę to leń. Wygrałeś tamten pojedynek.
– Tak, ale on miał się uczyć jeździć, a nie pojedynkować się z końmi! Harvey już galopuje! – Wyrzucam ręce w górę, po czym wymierzam oskarżycielsko palec w Arizonę: – Ona nawet nie pozwoli mu na siebie wsiąść, a ja tracę cierpliwość! Pamiętasz, jak mojemu pierwszemu prawie chłopakowi dałeś ją do jazdy i niemal odgryzła mu zadek?
Axel prycha.
– Szkoda, że nie fiu...
– Ax! – Ponownie tupię nogą. Obaj się śmieją, patrząc na siebie w jakimś dziwnym porozumieniu.
– Nie pękaj, córcia. Tym razem nie wybrałaś sobie frajera. Da radę. – Tata puszcza mi oczko, całuje mnie w czubek głowy i mocno klepie w zad Arizonę, która odgraża się kłapnięciem zębami. Wystarczy jego uniesiony ostrzegawczo palec i nawet go nie tknie. Jedynie jest rozdrażniona jeszcze bardziej.
– Poradzisz sobie z Arizoną, będziesz gotowy na małżeństwo. Z dzisiejszym humorkiem ta klacz jest odzwierciedleniem kobiety przed okresem – mówi tata i ze śmiechem prowadzi klacz na ujeżdżalnie.
Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć. Axel z groźną miną unosi palec, tak jak zrobił to przed chwilą mój tata wobec Arizony. Unoszę brew...
W jednej chwili chwytam płynnie jego uniesiony palec, przekręcam go lekko w bok i jednocześnie robię krok do tyłu, pociągając go za nadgarstek. Axel gubi równowagę i zanim się orientuje, stoi bokiem do mnie, a ja trzymam jego ramię w niezbyt bolesnym, ale skutecznym uchwycie.
– Takie sztuczki to nie ze mną, kochanie – mruczę, wzmacniając nieco chwyt.
– Nieźle, ale... – Zanim kończy zdanie, jego wolna ręka nagle chwyta mnie w pasie i jednym szybkim ruchem przerzuca mnie przez ramię.
– Axel! – krzyczę, próbując się wyrwać, ale nie mogę powstrzymać śmiechu. – Puść mnie, bo...!
– Bo co? Aktualnie zwisasz. Możesz co najwyżej ugryźć mnie w tyłek.
Zbieram wszystkie siły i zaczynam łaskotać go po bokach. Axel sztywnieje i robi kilka niezgrabnych kroków.
– Przestań! – woła, próbując mnie powstrzymać kręcąc się wokół własnej osi, czym jedynie potęguje mój śmiech. Wbijam mu palce w żebra. Mam przewagę. Wiem, że zrobi wszystko, aby utrzymać równowagę i nie upuści mnie, ani nawet się nie potknie, znosząc dzielnie katusze. Nigdy nie lubił łaskotek.
– Sam mnie sprowokowałeś! – odpowiadam, śmiejąc się jeszcze głośniej, kiedy w końcu mnie opuszcza, a ja ląduję miękko na sianie w pobliżu stajni.
– Ok, wygrałaś – mówi w końcu, podnosząc ręce w geście kapitulacji.
– Zawsze wygrywam – odpowiadam z uśmiechem, przyciągając go bliżej, by dać mu szybkiego całusa. – I następnym razem pomyśl dwa razy, zanim podniesiesz na mnie palec. Jeśli chcesz, żebym zamilkła, to już lepiej mnie całuj. Obejdzie się bez ofiar.
Patrzy na mnie z rozbawieniem i lekko kręci głową.
– Jesteś niemożliwa.
– Wiem – odpowiadam z dumą, rozciągając się wygodnie na sianie. – I lepiej się przyzwyczaj. A teraz idź do Arizony.
– Jaki jest z nią konkretny problem?
– Dragon pozwolił ci na siebie wsiąść, ale zrzucał. Jeśli w ogóle wsiądziesz na Arizonę, zdobędziesz jej serce i prawdopodobnie to na niej będziesz uczył się jeździć, a moje marzenie o wspólnym terenie w końcu będzie coraz bliżej spełnienia. Pod siodłem jest cudowna.
– Jakby mnie za bardzo poobijała liczę na wieczorny masaż. – Axel puszcza mi oczko i odchodzi w stronę ujeżdżalni.
Czy on się niczego nie boi? Ten koń to postrach stajni.
*
– Córcia…
Spoglądam na tatę, który ma utkwiony wzrok w duecie na ujeżdżalni. Jest jak zaczarowany. Mało co robi na nim wrażenie, ale jednym ze sposobów, by mu zaimponować, jest przekonanie Arizony, aby pozwoliła na siebie wsiąść. Axelowi zajęło to piętnaście minut. Nie próbował walczyć z nią, tylko postawił na współpracę. I musiał bardzo uważnie obserwować tatę, bo zastosował wobec niej dokładnie te same metody. Możliwe, że spodziewał się takiego ruchu po moim ojcu i się do tego odpowiednio przygotował.
– Co chciałeś powiedzieć? – pytam, widząc, że ojciec wciąż nie odrywa wzroku od ujeżdżalni.
Patrzy na mnie dłuższą chwilę, jakby ważył słowa, a potem rzuca:
– Macie moje błogosławieństwo.
Wzruszenie ściska mnie za gardło. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, więc po prostu wtulam się w jego ramiona. Tata delikatnie głaszcze mnie po głowie, a potem uśmiecha się lekko.
– Poprowadź mu pierwszą jazdę. Idę do domu. – Mruga do mnie okiem i odchodzi.
Chcę już przejść na ujeżdżalnię, kiedy słyszę głos mamy. Idzie w moją stronę na boso, trzymając w dłoni telefon.
– Gregory dzwonił do ciebie już chyba piąty raz. Oddzwoń, może coś się stało. – Wręcza mi urządzenie i wraca do domu.
Marszczę brwi i oddzwaniam. Odbiera po pierwszym sygnale.
– Cześć, Melody. – W jego głosie słychać wyraźne rozdrażnienie. – Jesteś chora?
– Chora? Nie. Dlaczego pan pyta?
– Bo nie ma cię w pracy, a twoja grupa od dziesięciu minut czeka na jazdę.
Zamieram, zaskoczona.
– Ale… mówiłam Aaronowi, że się zwalniam.
W słuchawce słyszę ciężkie westchnienie.
– Kiedy?
– Wczoraj, ja…
– Nic o tym nie wiem. Nie możesz się zwolnić z dnia na dzień. Masz dwa tygodnie wypowiedzenia. Zostawiasz mnie w piekle. Niedługo zawody, mamy tu kocioł. Gdzie ja teraz znajdę za ciebie zastępstwo?
– Paula odeszła z dnia na dzień przecież, a pan…
– Nie. Wszyscy moi pracownicy mają te same zasady. Muszę mieć czas na znalezienie kogoś zaufanego, mam dość obiboków. Gdy Paula się zwalniała, Aaron powiedział, że będziesz najlepszą osobą na jej miejsce i się nie mylił. Dlatego nikogo nie szukałem. Zapewniał mnie, że będziesz chciała przyjąć tę posadę, ale prosił, żebym zrobił ci niespodziankę.
Zaciskam zęby, a on mówi dalej:
– W przyszłym tygodniu macie jechać razem na trzydniowy rajd…
– Ja nic o tym nie wiem! Jaki rajd?
– Podobno ci mówił i się ucieszyłaś…
– Niech mu pan powie…
– Nic mu nie będę mówił! – podnosi ton, a ja zaczynam czuć frustrację narastającą we mnie jak fala. – Nie wiem, co się między wami wydarzyło. Ostatnio nie jest sobą, ale…
– No właśnie, dopiero teraz jest sobą – rzucam pod nosem.
– Słucham?
– Nic. Ja tylko…
– Załatwiajcie swoje sprawy między sobą. Jeśli nie masz kogo dać mi na zastępstwo, musisz przyjść do pracy i złożyć wypowiedzenie. Ale błagam cię, dziewczyno, popracuj dopóki kogoś nie znajdę.
Zaciskam usta. Przez moment milczę, a potem mówię zrezygnowanym tonem:
– Popracuję. – Wciągam głęboko powietrze, a potem dodaję zdecydowanie: – Ale nie pojadę z Aaronem na rajd.
W słuchawce zapada cisza, aż w końcu Gregory mówi:
– W porządku, w takiej atmosferze to nawet niewskazane. Ja pojadę albo… albo ktoś inny. Po prostu przyjdź do pracy. Jeśli się nie dogadujecie z Aaronem, to nie martw się – jego dziś nie będzie. Prawdopodobnie wróci późno w nocy. Ale Melody, porozmawiajcie jak dorośli ludzie. Aaron znowu pije. Spotyka się z tą… – powstrzymuje się przed dosadnym określeniem Valerie – a ja jestem pewien, że chodzi o ciebie. Kiedy byliście razem, był inny. – Słyszę jego ciężkie westchnienie, zanim rzuca, że czeka na mnie w pracy i rozłącza się.
Świetnie. Teraz jest mi żal Gregory’ego. Został samotnym ojcem, gdy jego żona uciekła z najlepszym przyjacielem, zostawiając Aarona. Nigdy więcej się z nim nie skontaktowała. Kiedy byliśmy razem, Gregory wspomniał mimochodem, że to właśnie wtedy zaczęły się problemy wychowawcze z jego synem.
Wchodzę do domu, biorę kluczyki od samochodu i szybko wyjaśniam rodzicom sytuację. Proszę, żeby przekazali Axelowi, że wrócę sama. Wysyłam do Aarona wiadomość, żebyśmy spotkali się, gdy skończę pracę.
Czeka nas poważna rozmowa. Może uda się oczyścić atmosferę i w końcu się od niego uwolnię.
Tik – Tak. Tik – Tak.... do 🧨💥😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro