Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32.

Axel

W każdym innym przypadku to zapewne byłoby krępujące. Ale już nie ma miejsca na wstyd. Więc płaczę. Płaczę nad tym, co kiedyś mi zabrano. Płaczę nad tą częścią siebie, którą straciłem, tą wywalczoną kiedyś przez Melody i świadomością, kim mógłbym teraz być, gdyby nigdy nas nie rozdzielono. Gdyby nie mój głupi błąd.

Płaczę, skryty w jej ramionach, otulony ciepłem jej ciała i czułymi pocałunkami. Nie dociera do mnie nic poza jej kojącym głosem. Mówi do mnie szeptem i wierzę w każde jej słowo.

Płaczę, bo to właśnie ona zobaczyła we mnie to, co sam uważałem za przerażające, a mimo wszystko akceptuje mnie i pragnie.

Nie wiem, ile czasu mija zanim się uspokajam. Wbrew pozorom nie czuję się zmęczony. Przeciwnie – znacznie lżejszy, jakby czystszy. Unoszę spojrzenie na Mel. Jej oczy są zapuchnięte, rzęsy mokre, a na policzkach widać ślady łez.

Jej widok uderza mnie jak grom. To nie tylko jej łzy mnie poruszają, choć widok Melody płaczącej zawsze był dla mnie bolesny. To jej wyraz twarzy – pełen zrozumienia, troski i cichej determinacji. To nie jest współczucie, które odrzucam. To jej sposób na powiedzenie, że jestem wart tego, by walczyć o siebie, nawet jeśli sam w to nie wierzyłem.

– Dlaczego płaczesz? – pytam cicho, przesuwając palcem po jej policzku i wycieram ostatnie łzy.

Melody wciąga drżący oddech i uśmiecha się. Ten uśmiech jest tak czysty, tak pełen miłości, że wbija się w moje serce głębiej niż cokolwiek innego.

– Bo ty płakałeś, Ax – mówi miękko. – I wiesz co? To był najpiękniejszy moment w moim życiu. Nie dlatego, że widziałam twój ból, ale dlatego, że w końcu mi zaufałeś na tyle, żeby go pokazać.

Jej słowa rozbrajają mnie całkowicie. Czuję, jak ostatnia bariera, którą tak uparcie trzymałem w sobie, rozpada się na drobne kawałki. Wzdycham ciężko, a potem opadam na ziemię obok niej. Oboje milczymy, patrząc na trzaskające ognisko.

 – Bałem się, że jeśli zobaczysz, co siedzi we mnie, to... odejdziesz.

Melody obraca się w moją stronę i kładzie dłoń na moim policzku, zmuszając mnie, bym spojrzał jej w oczy.

– Nigdy nie odejdę – mówi stanowczo. Jej głos, choć cichy, brzmi jak obietnica złożona na całe życie. – Axel, wiesz, co widzę, kiedy na ciebie patrzę? Widzę kogoś, kto przeżył rzeczy, które mogłyby zniszczyć każdego.  To, co w tobie przerażało ciebie, dla mnie jest dowodem twojej siły.  I nie przepraszaj za to, kim się stałeś, aby przetrwać, bo jestem pewna, że nigdy nie usłyszałeś przeprosin za to, że zostałeś skrzywdzony. I powiem ci jeszcze jedno: masz prawo czuć gniew, żal, poczucie niesprawiedliwości. Masz prawo też być szczęśliwy.

Nie wiem, jak odpowiedzieć na takie słowa. Więc po prostu obejmuję ją i przyciągam bliżej. Jej zapach, jej ciepło, wszystko w niej jest moim schronieniem. Domem, do którego prowadziły mnie kręte ścieżki życia. Jeśli to, że znowu z nią jestem, nie jest przeznaczeniem, to nie mam pojęcia, jak to nazwać.

– Wiesz, że cię kocham, prawda? – mówię cicho, niemal szeptem. Moje słowa są surowe, nieporadne, ale prawdziwe. Nigdy wcześniej nie wypowiedziałem ich na głos, ale Melody zasługuje na to, żeby to usłyszeć.

Jej spojrzenie mięknie, a uśmiech, który pojawia się na jej twarzy, rozświetla całą ciemność wokół nas.

– Wiem, Ax – odpowiada równie cicho. – I ja też cię kocham. Zawsze kochałam.

Te słowa, choć proste, są dla mnie jak cios. Ale nie taki, który boli – raczej taki, który wybudza, który otwiera oczy na światło po latach spędzonych w ciemności. W tej chwili wiem jedno – cokolwiek przyniesie przyszłość, z nią mogę to przetrwać.

– Dopięłaś swego – mruczę, gdy leżymy wtuleni, patrząc w gwiazdy.

– Co takiego?

– Zabrałaś mnie na tą swoją planetę miłości.

Mel podnosi się, żeby na mnie spojrzeć. Jej oczy błyszczą jaśniej niż te gwizdy na niebie. Szczerzy zęby w rozbrajających uśmiechu.

– To teraz cię po niej oprowadzę – mówi figlarnie. Przyciągam ją bliżej, a nasze usta spotykają się w cichym, pełnym emocji pocałunku. Nie ma w nim pośpiechu ani chaosu, jest tylko czysta miłość, która wypełnia każdą przestrzeń między nami. W tym momencie nie liczy się nic innego. Tylko ona.

 Tylko my.

Melody

Gdyby ktoś poprosił mnie, abym wymieniła jedną najszczęśliwszą chwilę w moim życiu byłaby to właśnie ta, gdy patrzę na Axela pogrążonego we śnie. Jego twarz jest spokojna, mięśnie rozluźnione, jakby w końcu zrzucił z siebie cały ciężar, który nosił przez tyle lat. Ogień dogasa, rzucając ciepłe, migotliwe światło na jego skórę, która teraz wydaje się jaśniejsza, bardziej żywa.

Moje palce delikatnie muskają jego włosy, a ja ledwo powstrzymuję wzruszenie.  Jego oddech jest równy, głęboki, a na jego ustach spoczywa cień uśmiechu. Wygląda jak ktoś, kto w końcu znalazł swoje miejsce na świecie. Może nawet dom.

Przez chwilę wpatruję się w jego rękę, która spoczywa obok mnie, ledwo mnie dotykając, ale wystarczająco, bym czuła jego obecność. Pamiętam każdą bliznę, każdy fragment skóry, który miałam okazję dotknąć tej nocy. Mój wzrok przenosi się na jego klatkę piersiową, która unosi się i opada w spokojnym rytmie. Wciąż pamiętam, jak moje dłonie wędrowały po tej skórze, ucząc się każdego jej zakamarka.  Moje serce bije mocniej na myśl o tym, ile dla mnie znaczy. Jak wiele oddałabym, by zapewnić mu życie, na jakie zasługuje – pełne spokoju, miłości i wolne od przeszłości. Nie jestem naiwna, wiem, że to dopiero początek, ale czuję, że wszystko zmierza ku dobremu.

Ostrożnie przesuwam się bliżej, starając się go nie obudzić. Dzisiaj czuję się w obowiązku czuwać nad jego snem. Nie pozwolić, aby jakikolwiek koszmar zaburzył jego spokój.  Moje ciało wtula się w jego bok, a jego ramię automatycznie unosi się, by mnie objąć. Uśmiecham się do siebie, czując jego ciepło, które otula mnie jak kokon.

– Kocham cię – szepczę, choć wiem, że nie usłyszy. Te słowa wydają się tak wielkie, tak ciężkie od emocji, że czasem boję się, czy jestem w stanie je unieść. Ale wiem, że muszę je mówić, bo Axel musi je słyszeć. Musi wiedzieć, jak bardzo jest kochany.

*

Axel śpi spokojnie całą noc. Tak naprawdę to pierwsza noc, którą spędziliśmy razem, a on nie wybudził się gwałtownie ze snu.  Ja nie zmrużyłam oka nawet na chwilę, ale nie czuję się zmęczona. Wyspałam się wczoraj, śpiąc aż do dziesiątej. Wyswobadzam się z jego objęć i przykrywam go kocem pod samą szyję, całuję w czoło i idę w krzaki za potrzebą.

Czuję delikatne pieczenie między nogami, ale na samą myśl o wspólnej nocy na moje usta ciśnie się uśmiech. Ból był niczym w porównaniu do tego, co czułam, mając świadomość, że to właśnie ta osoba, z którą chciałam przeżyć swój pierwszy raz. Co może być piękniejszego od świadomości, że oddałam coś bardzo cennego osobie, która jest dla mnie tak ważna? Pamiętam każdy szczegół, a obrazy przewijające się w mojej głowie, sprawiają, że chcę wrócić do niego jak najszybciej. Wychodzę z krzaków, podciągając spodnie, gdy z oddali słyszę głośne końskie rżenie, a za chwilę zza zakrętu galopem wyłaniają się dwa wierzchowce z jeźdźcami.

To nic nowego. Tereny Pine Hollow to lasy, pola, góry, jeziora, piękne tereny idealne na biwaki, rajdy konne lub piesze wędrówki, dlatego niespiesznie zmierzam w stronę Axela, gdy dostrzegam znajome postaci. Ukłucie niepokoju jest lekkie, wzmaga się troszeczkę, gdy Aaron przechodzi do kłusa i wiem, że mnie rozpoznał, bo jego wzrok czuję na sobie nawet z odległości.

– Proszę, proszę, kogo to moje oczy widzą? Cześć, Melody! – woła Valerie. Staram się nie skrzywić na jej sztucznie miły ton.

Przez rok liceum była mi bliska, dopóki nie zaczęłam spotykać się z Aaronem. Skąd mogłam wiedzieć, że jest w nim zakochana? W sumie powinnam się domyślić, przecież znaczna część żeńskiej społeczności licealnej do niego wzdychała.

Macham dłonią w geście powitania, mając nadzieję, że pojadą dalej. Zerkam kątem oka w stronę namiotu. Axel już się rozbudził, siedzi po turecku, obserwując nas.

– Cześć – odpowiadam, starając się uśmiechnąć. Czuję, że wyszedł z tego grymas.

– Biwak? – zagaduje dziewczyna, a ja zastanawiam się, co ją to obchodzi? Nie odzywała się do mnie, nagle traktując jak wroga, a po tym, jak rozeszła się wieść o moim rozstaniu z Aaronem była pierwszą, która poleciała go pocieszać.

– Jak widać – mówię powściągliwie. – Nie zatrzymuję, jedźcie dalej.

– To był nasz cel, pięknie tu. Romantycznie, idealnie, aby przycupnąć na pomoście – odpowiada spokojnie Aaron i zeskakuje z konia. Unoszę brew, widząc, jak podaje dłoń dziewczynie, aby pomóc jej zsiąść.

Wygląda na wniebowziętą. Patrzy na niego jak na ósmy cud świata, a mi w głowie rozbrzmiewają słowa Harvey’a o zakładzie, którego byłam celem. Zalążek wkurzenia łaskocze mnie w serce. Od momentu podjęcia decyzji o zwolnieniu się z pracy jakoś odeszło to w niepamięć, ale teraz mając go przed sobą znowu czuję to palące poczucie bycia oszukaną.

Moje spojrzenie krzyżuje się na chwilę ze spojrzeniem Aarona, ale obdarza mnie zaledwie przelotnym kontaktem wzrokowym, jakbym nagle z miłości jego życia i materiału na żonę, stała się muchą latającą przy gównie. Właśnie jego zachowanie uświadamia mi, jak bardzo prawdziwe były obawy chłopaków. Przecież, gdyby naprawdę mnie kochał, chciałby mojego szczęścia.

Obejmują się, a Valerie za chwilę się posika. W końcu dopięła swego. Gdyby tylko wiedziała, z jakim dupkiem się spotyka... Ale niech się przekona na własnej skórze. Mi już nic do tego.

– Och, nie jesteś sama? – rzuca z zaciekawieniem, patrząc w stronę Axela. Chłopak nadal siedzi po turecku. Tylko teraz wygląda jak figura, a nie żywy człowiek. Wziąłby się ruszył, bo zastygł jak pies myśliwski, wytropiwszy zwierzynę. – Przedstawisz nas sobie?

– Nie ma takiej potrzeby, znasz go, to dawny przyjaciel Mel – odpowiada lekceważąco Aaron, a jego wzrok przenosi się na moją szyję. Odruchowo dotykam miejsca na które patrzy. Lekko szczypie, a moje policzki zalewa gorąc. Cóż, Axel był delikatny, ale pod koniec chyba oboje już nie bardzo się kontrolowaliśmy. W zasadzie dopiero teraz zaczynam czuć znaczniejsze pieczenie i ból nóg. Mam wrażenie, że nagle moja skóra wydziela jakieś feromony świadczące o tym, że oddałam innemu coś, co on bardzo chciał.

Naprawdę nie rozumiem, dlaczego przy Aaronie się tak zachowuję. To jedyny człowiek, który w jakimś stopniu potrafi wzbudzić we mnie uczucia absolutnie nieadekwatne do sytuacji. Czuję się  spętana jego spojrzeniem, oceniana. W jednej chwili sprawia, że to, co było dla mnie piękne tej nocy, wydaje się być brudne.

– No tak – mruczę. – Bawcie się dobrze i...

Aaron spogląda gdzieś poza moje ramię, mrużąc oczy, a ja jęczę w duchu, gdy dostrzegam nadchodzącego Axela. Im bliżej jest, tym atmosfera bardziej gęstnieje. Widzę, jak wyraz twarzy Valerie zmienia się z każdą chwilą. Od zaciekawienia przez wyraz lekkiego szoku do uniesionych wysoko brwi. Bezwstydnie lustruje wzrokiem mojego chłopaka, choć trzyma w objęciach mężczyznę, za którym latami wzdychała. 

To ona, kiedy jeszcze trzymałyśmy się razem, często wywlekała na wierzch tamtą chwilę z korytarza, gdy Axel mnie zostawił – była blisko, wszystko słyszała. Kiedy raz po raz, rezygnowałam ze znajomości z jakimś chłopakiem lubiła mówić, że rozumie mój strach, iż znowu ktoś się mną zabawi i porzuci jak zabawkę, ale przez to mogę stracić szansę na prawdziwą miłość i nie powinnam odrzucać wszystkich. No to kiedy dałam tą szansę Aaronowi, śmiertelnie się na mnie obraziła.

Śmiało mogę powiedzieć, że jedynym moim przyjacielem zawsze był Axel.

– O cholerka, my się chyba znamy, co? Pamiętasz mnie? Chodziliśmy razem do klasy. Valerie – świergoli i wyciąga dłoń, którą chłopak lekceważy, patrząc na nią beznamiętnym wzrokiem.

 A Valerie nie lubi być lekceważona, o czym świadczy złowrogi błysk w jej oczach.

– Och, on nadal upośledzony? – zwraca się do mnie z fałszywą troską. – Zawsze miałaś słabość do poszkodowanych przez los ofiar.   
Aaron parska ironicznie, próbując przykryć ten dźwięk kaszlnięciem. O ile Axel wydaję się być obojętny, jak zawsze, gdy robiono sobie z niego żarty i obrażano, o tyle mnie szlag trafia. Widocznie to się nie zmieniło z biegiem lat.

– Masz rację. Całkowitą rację – przytakuję na pozór spokojnie. – Dlatego po tym, gdy twój cudowny, święty ojciec pastor zrobił dziecko jednej ze swoich młodocianych parafianek i wszyscy się od ciebie odwrócili, a kościół został spalony i zostaliście niemal z niczym, to ja, pomimo tego, że byłaś i widocznie nadal jesteś suką, wyciągnęłam do ciebie dłoń. – Nie czekając na jej reakcję, łapię Axela za bluzę i niczym jaskiniowiec ciągnący swoją żonę za włosy, wściekła odciągam od tej dwójki, wartych siebie, imbecyli.

– I zwalniam się z pracy! – wydzieram się, będąc już przy namiocie. – Co za wredna, zawszona, mała szuja... A ciebie co tak bawi? – warczę, natrafiając na rozbawiony wzrok Axela.

– Jesteś cholernie seksowna, gdy się tak złościsz. Nawet włosy ci się nastroszyły.

– Ona cię obraziła.

– I co z tego, Mel? – Wzrusza ramionami, wsuwa dłonie do moich kieszeni spodni i jednym ruchem przyciąga do siebie. – Nieistotne, co myślą o mnie inni. Grunt, jak ty mnie odbierasz. Reszta jest nieważna.

– Nie lubię po prostu, gdy ktoś się wywyższa nad innymi, a oni... – Milknę, pochłonięta jego pocałunkiem, a cała złość wyparowuje ze mnie w jednej chwili i zapominam o tej idiotycznej sytuacji, a całe moje ciało momentalnie się rozluźnia. Czuję, jak jego dłonie w moich kieszeniach delikatnie zaciskają się, przyciągając mnie jeszcze bliżej.

Kiedy Axel w końcu się odsuwa, patrzy mi w oczy z tym swoim półuśmiechem, który sprawia, że miękną mi kolana.

– Moja lwica. Zwolniłaś się z pracy w pięknym stylu – parska, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu, a ja przewracam oczami.

Staram się utrzymać powagę, ale nie mogę i również się śmieję. Jego dłonie wysuwają się z moich kieszeni i przesuwają na moje biodra. Spoglądam na niego, zatracając się w jego spojrzeniu, które wydaje się być bardziej przejrzyste i jeszcze mocniej pochłaniające.

Przynajmniej jeden problem mam z głowy: Aarona.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro