31.
Axel
– Jesteś stuknięta – wykrztuszam, plując wodą i wpycham niemal bezwładną Mel z powrotem na pomost. Nie odbiła się od dna. Poszła na nie jak kłoda. Nie było problemu z wyciągnięciem jej, bo nie panikowała nawet, po prostu ją sparaliżowało. Ale cały czas trzymała mocno moją dłoń.
Cała drży i szczęka zębami, wczołguje się na deskach, po czym siada z podkulonymi nogami. Chowa głowę w kolanach. Siadam obok niej i przytulam.
– Mówiłem, że to nie jest dobry pomysł. Mogłaś się utopić – dodaję łagodniej.
– Jjjj– aaaa– kkkoś mnie nnnn–ie powwww– strzymaaa–łeśś – mówi z wyrzutem.
– Bo mnie zaczarowałaś, wiedźmo. W ogień bym za tobą wskoczył – burczę, chwytam w pięść jej włosy i wyciskam z nadmiaru wody.
– Ach, już przeskoczyliśmy z jesteś taka piękna do wiedźmy? – kpi. Potężny dreszcz wstrząsa jej ciałem, a zęby ponownie zaczynają dzwonić.
– Piękna wiedźma – poprawiam się i pomagam jej wstać.
Parska śmiechem, ale widzę, że jest przybita, że jej się nie udało.
– To... miał być ważny krok – mówi drżącym głosem, idąc na dygoczących nogach.
– Do zapalenia płuc.
Wzdycha ciężko i obraca głowę w bok na jezioro. Przystaje. Myśli. Boję się tego. Czasem jest nie do zatrzymania. Mogłem jej wybić ten pomysł z głowy, ale i tak ma szerokie pole do popisu, żeby mnie przekonać do swoich fanaberii, a ja mam do niej coraz większą słabość.
– Skoro i tak jest już ryzyko choroby... A jakbyśmy skoczyli bliżej? O tu...
– Nie! – przerywam jej stanowczo.
– Ale zoba... – Zasłaniam jej usta dłonią.
– Co za uparta baba! Trzymaj się z dala od wody. Obiecuję, że w lato wrócimy do tematu. Jeśli trzeba będzie zacząć cały proces oswajania cię z wodą od początku, to tak zrobimy. Ale koniec z głupimi pomysłami. – Przerzucam ją sobie przez ramię i daję klapsa w tyłek, na co piszczy i wybucha śmiechem. Zwisając luźno, nie pozostaje mi dłużna, uderzając w moje pośladki obiema dłońmi.
– Ax... Ale masz jędrną pupcie – mruczy zalotnie i szczypie mnie tyłek. – Widać, że jesteś wyćwiczony.
Jezu, zwariuję z nią!
Stawiam trzęsącą się z zimna dziewczynę na ziemi i wygrzebuję z plecaka koce. Zawijam ją najszczelniej jak się da – nie protestuje, wiem, że nie lubi marznąć – aż widoczne zostają tylko posiniałe usta i nos, żeby miała czym oddychać.
– Zasłoniłeś mi oczy – skarży się. – Czuję się spętana, Ax. To bardziej przypomina zwinięcie w celach pogrzebania żywcem. Wiedz, że mój ojciec nie uwierzy, że postanowiłam żyć na dziko i dołączyłam do stada saren...
Nie mogę się powstrzymać i całuję ją, aby zamknąć jej te słodkie usteczka. Efekt jest natychmiastowych. Wzdycha rozkosznie, próbując się wyswobodzić z koca, ale nie ma szans.
– Nie ruszaj się – rozkazuje, a ona zastyga w sekundę. Muskam ponownie jej wargi, przesuwam koniuszkiem języka po górnej, następnie dolnej. Przygryzam delikatnie. Mruczy cicho, przestępując z nogi na nogę, jej oddech coraz bardziej przyspiesza.
– Miałaś się nie ruszać – przypominam cicho.
– Nie będę – szepcze.
Kładę jedną dłoń z tyłu, a drugą przykładam do jej policzka. Nasze ciała oddziela gruba warstwa koca. Wciąż jestem w samych bokserkach, ale nie czuję chłodu. Bije od niej takie ciepło, jakbym stał przy kominku.
Z zadowoleniem zauważam, że jej usta odzyskały kolor. Ponownie skubię zębami dolną wargę, pocieram nosem o jej. Trochę niepokoi mnie szybkość mojego podniecenia na bierność Mel. Już rano zauważyłem, że pojęła, iż chodzi o oddanie mi kontroli, którą kiedyś mi odebrano, a ona nie należy do nieśmiałych kobiet, dobrze wie, czego chce. Chciałbym jej to dać. Wyrzucić głos mojej matki z głowy, pamięć jej brudnego dotyku, te obrzydliwe słowa, które wypowiadała, gdy wślizgiwał się w nocy do mojego pokoju. Tak bardzo pragnąłem jej matczynej miłości, bliskości, że nawet nie zdawałem sobie sprawy, że robi mi krzywdę.
Ale teraz jest Mel. Moja Dziewczynka Światło. Mój Świetlik. Nie ma nic brudnego w jej dotyku. Nic raniącego. Czysta miłość. Dobroć. Niewinność. Jest jak niezapisana, biała kartka.
Słysząc cichy jęk Mel, gdy zaczynam całować jej szyję, rozplątuję część koca, żeby mieć większy dostęp do jej ciała, ale wciąż ma uwięzione ręce. Coraz ciężej jej pozostać w bezruchu.
– Gorąco mi, Ax. Rozwiń mnie, będę grzeczna – jęczy.
Spełniam jej prośbę, a gdy otwiera błyszczące oczy, wygląda, jakby miała gorączkę. Odrzucam jeden koc w bok i rozplątuję drugi, żeby móc na nią spojrzeć. Jej klatka piersiowa unosi się i opada gwałtownie. Sunę palcem wzdłuż jej szyi, aż zatrzymuję się niedaleko jędrnych piersi. Na skórze pojawia się gęsią skórka i wstrząsają nią dreszcze, ale sądząc po zaróżowionymi policzkach, już nie jest jej zimno. Niespiesznym wzrokiem przesuwam w dół, zatrzymując go na brzuchu.
– Jeśli... – Przełyka ślinę. – Jeśli nie chcesz, żebym cię dotykała, to jest w porządku. Ja...
– Chcę. – odpowiadam cicho, wracając spojrzeniem do jej oczu. – Cholera, oczywiście, że chcę, to... Porozmawiamy o tym jeszcze. Najpierw rozbijmy namiot...
– Jeden już jest rozbity – mruczy pod nosem, na co przymykam oczy, błagając w duchu o cierpliwość. Mel chichocząc, obiecuje, że już nie będzie nic mówić. Biorę głęboki wdech.
– Rozpalmy ognisko...
– Jeszcze nie jest ci wystarczająco gorąco? – Unosi brew.
–... i pośpiewasz te swoje szanty – niemal warczę.
Mel prycha i zmruża podejrzliwie oczy.
– Chcesz, żeby od mojego wycia zdechłe ptaki spadały nam na głowy? Czy jestem tak straszna, że jedyną szansą uwolnienie się ode mnie, jaką widzisz, to samobójstwo poprzez pęknięcie czaszki, przez co jakiś odłamek kości przebije ci mózg i nastąpi wylew krwi. To okrutna śmierć, ty masoch...
Chwytam jej rozgrzane policzki w dłonie i zamykam usta kolejnym pocałunkiem. Zarzuca mi ręce na szyję, ale zaraz je cofa i trzyma przy sobie. Długo nie wytrzymuje. Nakrywa mnie kocem, przyciągając do siebie tak ściśle, że nasze ciała się ocierają. Przerywam pocałunek i szepczę jej do ucha:
– Niekoniecznie mówiłem o śpiewie, w którym używasz słów. Co powiesz na taki tylko dla mnie?
Unosi zamglony wzrok, patrząc na mnie spod rzęs. Przygryza wargę. Splata dłonie na moim karku.
– A opowiesz mi o swoich wizjach? – pyta szeptem. – Nie musimy nic robić. Po prostu mi o nich opowiedz.
– Opowiem, ale – unoszę palcem jej brodę i muskam usta – w nocy. Przy ognisku.
Przesuwam dłonie po jej bokach ledwo dotykając skórę, ale wystarczająco, by wzbudzić w niej dreszcze. Podoba mi się to, jak reaguje na mój dotyk. Cholernie mi się to podoba. Jej spojrzenie wnika we mnie tak głęboko, że czuję, jakbym był całkiem nagi, nie tylko fizycznie, ale i w środku. Rozbraja mnie, tak naprawdę nic nie robiąc. Nie dobija się do zamkniętych drzwi. Sam chcę je otwierać, wpuścić jej światło do swoich mroków.
Każdy jej ruch jest pełen pewności, ale jednocześnie ostrożności, jakby bała się przekroczyć granicę. Nie dziwię się. Po moim występie w samochodzie sam byłem przestraszony. Bałem się, że jestem już tak bardzo popieprzony, że nie będę w stanie dać jej tego na co zasługuje, że mogę zepsuć w niej delikatność, niewinność, ale wydaje się być jak skała wśród sztormu. Niezłomna. Silna. Zdeterminowana. Przy niej te lęki mijają. Wczoraj to za jej sprawą rozpierzchły się moje demony. Przez jej wrażliwość i empatię. Jest tarczą dla potworów czyhających w mojej głowie. To nie dla niej chcę walczyć. Ale dzięki niej. Decyzja odnośnie terapii, którą w duchu już podjąłem, może być największą walką, jaką stoczę w życiu. Zdaję sobie sprawę, że będę musiał poodgrzebywać wszystkie rany. Na chwilę obecną jednak nie chcę myśleć, co powyłazi spod zerwanej podłogi mojej podświadomości, ani jak wiele syfu zamiotłem pod dywan.
– Nie chciałbym cię skrzywdzić, Melody – mówię cicho, a serce mi wali jak szalone. – To nie jest tak, że nie miałem żadnych... doświadczeń. Miałem, ale niekoniecznie były dobre.
Kiwa ostrożnie głową, nie spuszczając ze mnie czujnego spojrzenia. Jej oczy są przepełnione troską. Nie boi się mnie ani tego, co może we mnie drzemać. Zwyczajnie się martwi.
– Jesteś dobrym człowiekiem, Axel. Ufam ci. – Jej głos jest pełen miękkości niczym puchaty koc. Daje spokój i ukojenie.
– W takim razie pozwól, że cię ubiorę.
Kąciki jej ust drgają, a w oczach tańczą iskierki rozbawienia na moje słowa. Stara się zachować powagę, ale im dłużej patrzymy na siebie tym trudniej to zrobić. W końcu oboje parskamy śmiechem. Mel wzdycha i przytula mnie. Zamykam oczy, chłonąc ciepło jej ciała.
Przy niej czasem czuję się jak tamten dzieciak, którym dane mi było być na czas pobytu w Haven Cove. To dobre uczucie, pobudza przyjemne wspomnienia.
Wszystko, co jest z nią związane jest po prostu dobre i najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
– Wybrałaś to miejsce na biwak tylko ze względu na skok? – pytam, z twarzą schowaną w jej ramieniu.
– Nie – odpowiada cicho, gładząc mnie po plecach. – To było nasze ulubione miejsce.
Stoimy wtuleni w siebie, okryci kocem, a niebo powoli ciemniej. Cholera, dobrze mi tak. Nie mam ochoty w ogóle zmieniać tej pozycji. Jej ciepły oddech łaskocze mnie w szyję.
– Jeszcze stodoła – przypominam.
– I chatka.
– No i las. Dużo włóczyliśmy się po lesie.
– Ale tutaj przedstawiłaś mi plany naszego ślubu. Całą jego wizję.
Mel parska zażenowana i spogląda mi w oczy.
– O, teraz przynajmniej nie patrzysz na mnie jak na idiotkę.
– Wtedy też tak nie patrzyłem. Przecież w odpowiedzi założyłem ci na głowę ten wianek, który uplotłaś.
– Dużo pamiętasz. – Zaintrygowana przekrzywia głowę.
– Też to, ile razy odmówiłem ci tańca, twierdząc, że to głupie i nie mam zamiaru tańczyć. – Zakładam jej kosmyk włosów za ucho. – Między innymi przy ognisku.
– I w deszczu.
– Na polnej drodze.
– W jeziorze.
– I w zbożu.
– Trzeba to nadrobić. Wisisz mi mnóstwo tańców, Ax.
– Od tańca przy ognisku zaczynają się moje wizje. – Puszczam jej oczko.
– Cudownie – szepcze. – Kocham tańczyć.
Melody
Ogień trzaska wesoło, rzucając migoczące refleksy na jego twarz. Axel siedzi na pieńku, z dłońmi złożonymi na kolanach, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. Czuję, jak napięcie między nami gęstnieje, jakby ogień, który tańczy w tle, wcale nie był jedynym źródłem ciepła. Rozmawialiśmy, przekomarzając się, wspominaliśmy i drażniliśmy nawzajem, a z każdą chwilą pomiędzy nami przeskakują iskry gorętsze, jaśniejsze i wyższe niż te trzaskając z drew. Ostatnie dwie godziny to ciągła gra – słów, subtelnych dotyków i taniec zmysłów. Nie wiem, jak on, ale ja jestem jak napięta struna. Czuję, jakby pod moją skórą rozpalona zapałka ciągle podgrzewała krew, nie pozwalając jej się do końca zagotować. Axel wie, co robi. Doskonale wie, jak na mnie działa i tym razem to on się ze mną drażni. Prowadzi mnie swoim rytmem, a ja się temu poddaję, oddając mu całkowitą kontrolę. To cholernie podniecające. W tej chwili nie musi mnie nawet dotykać. Jego spojrzenie, które podtrzymuje mój wzrok dotyka mnie znacznie głębiej niż fizyczny kontakt.
Wciąż wpatruję się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy, ale płomienie ognia odbijające się w jego tęczówkach wydają się być realniejsze niż ten rzeczywisty ogień.
– Słyszysz, Melody? – pyta cicho, zachrypniętym głosem.
– Co takiego? – szepczę, bojąc się, że gdybym odezwała się głośniej mogłabym zepsuć tą magiczną chwilę.
– Muzykę.
Unoszę brew, podchwytując wyzwanie, które widzę w jego oczach. Jego spojrzenie pali mnie żywym ogniem, intensywniejszym niż płomienie przed nami. Jest w nim coś dzikiego, coś niebezpiecznego, a jednocześnie tak bardzo znajomego, że moje serce zaczyna bić szybciej.
Podnoszę się powoli z miejsca, pozwalając, by mój koc opadł na ziemię. Stoję przed nim, czując, jak chłodne powietrze smaga moją skórę, ale wewnątrz czuję wyłącznie żar. Ruszam w stronę ogniska, świadoma, że Axel mnie obserwuje. Przez chwilę w ogóle się nie poruszam, oddychając głęboko, wpatrując się w niego. Czuję, jak napięcie między nami staje się niemal namacalne, jakby ogień, który nas otacza, był tylko bladym odbiciem tego, co dzieje się we mnie.
– Chcesz, żebym dla ciebie zatańczyła? – pytam, przygryzając wargę. W odpowiedzi wystarczy mi jego zaciekawiony, nieco przymglony wzrok i lekko uniesione kąciki ust.
Zaczynam się poruszać, delikatnie, niemal nieśmiało, ale z każdym ruchem czuję się coraz pewniej. Moje biodra kołyszą się w rytmie, którego nie ma – jest tylko trzask drewna i moje przyspieszone serce. Moje dłonie unoszą się powoli, muskając ramiona, potem szyję, aż splatają się nad głową. Zamykam oczy, pozwalając, by płomienie tańczyły razem ze mną, a moje ciało prowadziło mnie tam, gdzie chce.
Kiedy otwieram oczy, widzę go. Axel wpatruje się we mnie, jego spojrzenie jest ciężkie, intensywne, jakby pochłaniał każdy mój ruch. Na moment czuję, że nie mogę oddychać, jakby jego wzrok odebrał mi powietrze. Mam ochotę zaprosić go do tego tańca, ale przypominam sobie, że to musi być jego decyzja. Odwracam się, pozwalając włosom opaść na jedno ramię. Powoli przesuwam dłoń w dół, muskając własny bok, aż docieram do linii bioder. Moje ciało porusza się w subtelnym rytmie, jakby każdy gest był odpowiedzią na jego spojrzenie. Czuję się, jakby czas zwolnił, jakby wokół nas nie było nic poza ciepłem ognia i tą dziwną, elektryzującą energią, która nas otacza.
Unoszę głowę i odwracam się z powrotem w jego stronę. Z każdym krokiem zbliżam się do niego, powoli, prowokacyjnie, nie odrywając wzroku od jego oczu. Na mojej twarzy pojawia się delikatny, figlarny uśmiech. Nie muszę mówić nic. W tej chwili każde moje spojrzenie, każdy gest mówi więcej niż słowa.
Gdy jestem na wyciągnięcie ręki, Axel podnosi się, jego ruchy są powolne, niemal zwierzęce. Stoi naprzeciw mnie, tak blisko, że mogę poczuć jego oddech na swojej skórze. Mój wzrok przesuwa się po jego twarzy, po liniach jego szczęki, aż spotykam jego oczy. W nich widzę wszystko – siłę, pragnienie, czułość i coś jeszcze, coś, co sprawia, że moje serce przyspiesza jeszcze bardziej.
– Mel... – szepcze, a jego głos jest zachrypnięty, pełen emocji, których nie próbuje już ukrywać.
Nie odpowiadam. Moje dłonie unoszą się i delikatnie dotykają jego torsu. Czuję, jak napina mięśnie pod moim dotykiem, ale nie odsuwa się. Wręcz przeciwnie, pochyla się lekko w moją stronę, a jego ręce unoszą się, by delikatnie objąć mnie w talii.
Moje biodra zaczynają poruszać się w rytmie, który nas otacza – cichym, pulsującym rytmie naszego oddechu, bicia naszych serc. Czuję, jak Axel powoli dopasowuje się do mnie, jak jego ciało podąża za moim. Jego dłonie przesuwają się wzdłuż moich pleców, zatrzymując się na linii bioder, delikatnie przyciągając mnie bliżej.
Nasze ciała poruszają się razem, a jego dłonie przesuwają się wyżej, aż delikatnie dotykają mojej szyi. Przechylam głowę w bok, pozwalając mu na więcej, a jego usta muskają moją skórę – delikatnie, ledwie zauważalnie, ale wystarczająco, by poczuć dreszcz przebiegający przez całe moje ciało.
Jego mięśnie napinają się pod moimi dłońmi, które spoczywają na jego ramionach. Axel przestaje się poruszać, patrząc na mnie z taką intensywnością, że jeśli moje serce biło szybko, teraz pędzi jak szalone, potykając się o wzburzone fale emocji, które we mnie wzbudza. .
– Co chcesz, żebym zrobiła teraz? – pytam ledwo słyszalnie, przesuwając paznokciami delikatnie po jego karku.
– Zdejmij bluzę – odpowiada z taką pewnością, że po moim ciele przebiegają przyjemne dreszcze, a skurcze w dole brzucha wzmagają się coraz bardziej. Oblizuję spierzchnięte wargi. Jest mi tak gorąco, że chłodny wiatr przynosi ulgę rozgrzanemu ciału. Odsuwam się o dwa kroki. Chwytam za dół bluzy i wolnym ruchem ściągam ją przez głowę, po czym odrzucam w bok.
– Teraz?
– Koszulkę. – Głos ma zachrypnięty, niski, pieści mnie samym swoich dźwiękiem.
Spełniam jego polecenie.
– Jesteś pewna, że chcesz w to brnąć? – pyta cicho.
W odpowiedzi sięgam do guzika spodni i przekrzywiam lekko głowę.
– Ty tu decydujesz. Zrobię, co zechcesz.
Błysk w jego oku daje mi sygnał, że podoba mu się taka odpowiedź.
– Więc?
– Zdejmij spodnie – wypowiedziane zachrypniętym głosem ciche żądanie, sprawia, że po moim ciele ponownie rozchodzą się dreszcze.
Odpinam guzik, nie spuszczając wzroku z Axela. Powoli zsuwam spodnie, pozwalając im swobodnie opaść na ziemię. Widział mnie już w samej bieliźnie, ale teraz w jego spojrzeniu jest coś innego. Oprócz głodu pragnienia, jest pewność. Oprócz pożądania, czystych zachwyt, jakby widział mnie w ten sposób po raz pierwszy. Nie musi już nawet mówić, że jestem piękna. Właśnie taka się czuję. Piękna. Chciana. Doskonała. Idealna.
– Co teraz? – szepczę, i sama już nie wiem, czy to bliskość ognia, czy jego spojrzenie sprawia, że pali mnie skóra. Jego wzrok przesuwa się leniwie po całej mojej sylwetce. Nie czuję się oceniana, jak to było przy Aaronie, a bardziej podziwiana, jakbym była najpiękniejszym dziełem natury. Nie ma wstydu, ani niepewności w tym, co robię. Spełniam jego żądania, oddaję mu kontrolę, choć sama lubię ją sprawować, ale w tym oddaniu jest pełnia zaufania i pragnienie, aby czuł się dobrze i był szczęśliwy. Wiem, że on nie chce tylko coś ode mnie wziąć. W zamian oddaje mi cząstkę swojej duszy, całego siebie, swoje tajemnice, ból, przyszłość. Wie, że złożone na moich dłoniach jego serce będzie bezpieczne.
– Teraz ja chcę coś zrobić – mówi i skraca dystans pomiędzy nami. Jego dłonie przesuwają się wzdłuż mojej talii, sunąc powoli, a jego usta odnajdują moją szyję. Językiem muska moją skórę, wywołując dreszcze, które rozchodzą się po całym moim ciele. Czuję, jak ogień w nas rośnie, jak ognisko, które tańczy w tle, staje się niemal metaforą tego, co dzieje się między nami. Obejmuje moje biodra, zaciskając na nich mocno palce. Czuję jak wpijają się w moją skórę przez cienki materiał bielizny, a jego dotyk jest tak elektryzujący, że uginają się pode mną nogi. Nie pozwala mi jednak upaść. Z mojego gardła wyrywa się błagalny jęk, pragnąc poczuć jego usta na swoich, ale odmawia mi pocałunku. Drażni się ze mną, ssąc delikatną skórę szyi. Chwyta moje nadgarstki i zaplata z tyłu za plecami, trzymając je jedną dłonią – stanowczo, ale łagodnie. Gdy je puszcza, zmuszam się, aby zostały na swoim miejscu. Niespiesznie, centymetr po centymetrze całuje moją szyję, znacząc ścieżkę w dół, aż docieram do mojego brzucha. Zatacza koniuszkiem języka kółka przy pępku. Dłonie Axela wędrują niżej, na moje biodra, zaciskając się na nich mocno. Jego palce wpijają się w moją skórę przez cienki materiał bielizny, a jego dotyk jest tak elektryzujący, że uginają się pode mną nogi. Nie pozwala mi jednak upaść.
Chwyta materiał, zsuwając go odrobinę, czym odsłania fragment skóry i składa pocałunek. Przymykam oczy, a z moich ust wyrywa się cichy jęk. Axel klęka przede mną, a ja nie jestem już w stanie wytrzymać i wplatam dłonie w jego włosy. Łapię kosmyki w garść i unoszę jego głowę, aby na mnie spojrzał.
– Co teraz? – pytam, głosem, który żąda natychmiastowej odpowiedzi.
– Zdejmij mi bluzę. Nie rozdrabniaj się, możesz ściągnąć też koszulkę.
Na drżących nogach klękam na przeciwko niego i zdejmuję górę. Patrzymy na siebie chwilę w niemym zachwycie, podziwiając swoje ciała.
– Mogę cię już dotknąć? – pytam, starając się opanować zniecierpliwienie. Czuję się, jakby nie było ani jednego poprzedniego razu, gdy moje dłonie stykały się z jego skórą, albo nasze usta łączyły się w pocałunku. Jest we mnie paląca potrzeba poczuć jego ciało, być tak blisko niego, jak jeszcze nigdy, jakby to był pierwszy raz. Ta tęsknota mnie spala, zadziwia, pochłania i odbiera zmysły. Pragnę nie tylko złączenia naszych ciał, nie tylko połączenia w sferze fizycznej, ale każdej innej. Czekałam na to ostatnie siedem lat, a w tej chwili muszę wykazać się cierpliwością, co nie jest moją mocną stroną.
Jego oczy błyszczą, a usta rozciągają się w zadziornym uśmiechu.
– Melody – szepcze, jego głos jest zachrypnięty, pełen pożądania. – Jesteś pewna, że chcesz akurat mnie?
– Nigdy nie byłam bardziej pewna – odpowiadam, chwytając jego twarz i całując go mocno, głęboko, jakbym chciała mu pokazać, że to nie jest tylko chwilowa decyzja. Jego dłonie wędrują na mój brzuch, a potem wyżej, delikatnie unosząc materiał mojego biustonosza. Jego palce są ciepłe, pewne siebie, ale jego dotyk jest jak elektryczność, przeszywający mnie na wskroś. Nie jestem już w stanie myśleć racjonalnie, nie jestem w stanie powstrzymać drżenia ciała. Axel siada na piętach, wciągając mnie na swoje uda. Oplatam go nogami. Moje dłonie wędrują po jego plecach, czując każdą krzywiznę mięśni. Jest idealny – silny, męski, ale zarazem delikatny w swoim podejściu do mnie. Czuję, jak jego oddech przyspiesza, a ciało napina się pod moim dotykiem. Moje nogi zaciskają się na jego biodrach, czując jego podniecenie, zaczynam się delikatnie poruszać. Z jego gardła wydobywa się jęk, z mojego również, ale pełen skargi i zawodu, gdy stanowczo blokuje moje ruchy. Oboje dyszymy ciężko. Czuję jak po moich plecach spływa pot i zaraz nie będzie potrzebne ognisko, bo oboje zapłoniemy jak żywe pochodnie, spalając wszystko wokół.
– Axel... – szepczę błagalnie, przykładając czoło do jego.
– Gołe niebo, czy namiot? – pyta, ledwo łapiąc oddech.
– Niebo... Chcę widzieć gwiazdy.
Kładzie mnie na rozłożonych kocach i zawisa nade mną na przedramionach. Nakrywa nas kocem, choć jego rozgrzane ciało chroni mnie przed chłodem nocy. W tej chwili jest tylko on, jego dotyk, jego oddech, jego obecność. Każdy ruch, każdy gest, każdy szept sprawiają, że czuję się kompletnie, absolutnie jego. Ogarnia nas coraz większe zniecierpliwienie. Axel rozpina mój biustonosz, ja pomagam zdjąć mu spodnie. Gdy wsuwa dłoń w moje majtki, ciało bez jakiekolwiek mojej kontroli wygina się w łuk, a z ust wyrywa się głębokie westchnienie.
– W porządku? – pyta, szukając mojego spojrzenia. Jedyne na co mnie stać, to kiwnięcie głową, bo chcę od niego znacznie więcej, ale sposób w jaki jego palce przesuwają się bliżej mojego środka jest obiecującym początkiem.
– Uwielbiam te twoje... szanty – mruczy, całując miejsce za uchem, jednocześnie dotykając mnie tak, że chyba chce mnie wykończyć. Czuję jak wszystko we mnie pulsuje, ciało napina się, płonąc żywym ogniem. Czuję na sobie jego spojrzenie, badawcze, intensywne, a ruchy jego palców są leniwe, jakby bawił się moimi reakcjami, sprawdzał je. Oddech mi przyspiesza coraz bardziej.
– Pocałuj mnie – jęczę, gdy jego palec wsuwa się we mnie, a ja porzucam wszelkie blokady, pozwalając się prowadzić instynktom, poruszając się na jego ręce. Gdy nasze usta się zderzają ze sobą w namiętnym pocałunku, czuję jak wypełnia mnie coraz większą fala, gotowa za chwilę się załamać. W moich żyłach nie płynie już krew, a gorącą lawa, żar, który mnie spala od środka. Czuję jak blisko jestem spełnienia. Słyszę przy uchu jego chrapliwy szept, żebym się nie powstrzymywała. Jego głos wypowiadający cicho moje imię zaprowadza mnie na granicę przepaści.
– Nie chcę... – dyszę. Axel momentalnie zamiera i przerywa wszelkie działania. W pierwszym odruchu chce się ode mnie odsunąć, ale nie pozwalam, powstrzymując go. – Nie chcę bez ciebie. Ja... Chcę z tobą. Tylko z tobą.
Serce bije w mojej piersi, aż dudni mi w uszach. Wpatruję się w jego błyszczące jak w gorączce oczy. Całuje mnie i chce się podnieść.
– Chryste, gdzie teraz idziesz? – jęczę, oplatając zaborczo jego biodra nogami.
– Po plecak – parska rozbawiony moją reakcją. – Mam tam...
– Nie musisz. Biorę tabletki antykoncepcyjne.
– Po cholerę ci? – Unosi brew.
– Unormowanie okresu. Nie odchodź. – Ponownie przyciągam go do siebie. W kolejny pocałunek wkładam całe pożądanie, które we mnie rozbudził, ale nie pozostaje mi dłużny. Gdy przygryza moją wargę, aż syczę, w odpowiedzi ściskam mocno jego pośladek. Śmieje się cicho, łapie mnie za brodę unieruchamiając i zmusza do spojrzenia w oczy.
– Podoba mi się, jak na mnie patrzysz – wyznaje. – Jakbyś widziała mnie... całego i...– robi pauzę.
– I co? – dopytuję, gdy nie otrzymuję kontynuacji.
– I takiego właśnie mnie chciała.
– Bo tak jest, Axel. Nie wątp w to już ani przez chwilę. Zawsze cię chciałam. Tylko ciebie.
W odpowiedzi ponownie mnie całuje. Nie potrafię powiedzieć, który to już raz, a jakby był pierwszy. Ten pocałunku jest inny. Pełen milczącej obietnicy, że w tej chwili on jest już tylko dla mnie, a ja dla niego. Całuje moją twarz, szyję, piersi, a jego usta są coraz bardziej głodne, zachłanne, pozbawione kontroli, tak samo jak ja. Wije się w pożądaniu, bliska błagania, ale pozwalam mu ustalić tempo. Gdy zdejmuje mi majtki, podnoszę się, aby pomóc zdjąć mu bokserki. Na chwilę znowu oboje zamieram, lustrując swoje ciała. Wystarczy jedno spojrzenie, abyśmy nie mieli żadnych wątpliwości, że to jest krok, który chcemy zrobić. Podkłada dłoń pod moje plecy i delikatnie układa mnie na kocu. Rozchylam moje uda, aby zrobić sobie dostęp i dłonią pociera delikatnie moją kobiecość. Całuje wnętrze moich ud, a gdy z coraz większą desperacją wypowiadam jego imię, układa się na mnie. Patrząc mi w oczy, kieruje penisa na moje wejście. Spinam się na chwilę, czując jego twardość. Wbijam palce w jego skórę na plecach i zagryzam wargi. Kiwam głową, na jego pytanie, czy wszystko w porządku. Wsuwa się we mnie delikatnymi ruchami, nie spuszczając ze mnie wzroku, a ból miesza się z rozkoszą. Obejmuję nogami jego biodra. Jest na tyle delikatny, że przyjemność, jaką z tego czerpię przewyższa pieczenie. Wysuwa się powoli i wbija ponownie. Jęczę, obejmując go nogami jeszcze ściślej, przez co wsuwa się nieco głębiej, potęgując doznania.
– Melody – szepczę mi na ucho, a w tym jednym słowie jest zawarte tak wiele. – Moja Melody...
Nasze ruchy są zgodne, a ciała idealnie dopasowane. Nie ma pośpiechu, jest doskonałą synchronizacja, nie potrzeba słów, wystarczy spojrzenie. Axel porusza się spokojnie, leniwie, całując moją twarz. Gładzę jego plecy, czując na piersi mocne bicie jego serca. Gdy przyspiesza, czuję ponownie zbliżającą się fale spełnienia. Ax chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi, oddech przyspiesza mu jeszcze bardziej, synchronizując się z moim, a jego ruchy stają się bardziej chaotyczne. Wsuwam palce w jego włosy i unoszę lekko biodra.
– Mel... – szepcze rozpaczliwie, chwytając w garść w moje włosy. Przesuwa dłonią po moim udzie i chwyta mnie mocno, a przy następnym pchnięciu z moich ust wyrywa się krzyk, który zamienia się w desperackie powtarzanie jego imienia. Axel przyspiesza, a ja czuję jak zalewa mnie ponownie fala gorąca. Moje ciało spina się wstrzymuję oddech, wbijam paznokcie w jego skórę na ramionach, nie panując nad siłą. Słyszę z jego ust ciche przekleństwo, a świadomość, że jest mu tak samo dobrze jak mi jedynie mnie nakręca. Kolejne pchnięcia są znacznie mocniejsze i szybsze. Przynoszą jednocześnie ból, jak i przyjemność.. Unoszę biodra jeszcze wyżej, odchylam głowę do tyłu, a moje ciało wygina się w łuk, gdy w końcu fala spełnienia zalewa całe moje ciało, a krzyk rozkoszy przecina nocną ciszę, mieszając się z jego. Oboje drżymy, spleceni w miłosnym uścisku, aż nasze ciała stają się niemal bezwładne. Jednocześnie ciężkie, jak i lekkie. Pozbawione sił, jak i naładowane nową energią.
Axel leży na mnie z twarzą schowaną w zagłębieniu mojej szyi, a ja gładzę jego plecy, całuję policzek, głaszczę po włosach, szepcząc jak bardzo go kocham. Trzymam go mocno, czując jak jego ciało zaczyna drżeć. Z początku delikatnie, ledwo zauważalnie, ale po chwili coraz bardziej. Oplatam go ramionami i obracam nas na bok, zapewniając, że już wszystko będzie dobrze, że jestem. Nakrywam nas kocem i tulę do piersi, czując na skórze jego gorące łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro