28.
Axel
– Trzymaj. – Pan B. podaje mi chusteczkę. Odwracam wzrok od Mel, jeżdżącej na ujeżdżalni. Unoszę brew. – Zetrzyj ślinę z brody. Pieprzysz moją córkę wzrokiem, na moich oczach.
Prycham śmiechem. Wiedziałem, że nie będzie mu łatwo.
– Miał pan nadzieję, że mimo wszystko nabije mnie na widły, zamiast... – Poruszam brwiami, ale milknę coraz bardziej rozbawiony jego groźnym spojrzeniem.
Gdy już trochę się go pozna okazuje się, że jest na prawdę w porządku. No chyba, że chodzi o Mel, to lepiej nie zadzierać. Ale chętnie sprawdzę, jak bardzo nasza relacja ewoluowała.
– Jak pan przeżył te wszystkie lata z tak piękną córką? Z ziemi jest seksowna, jej sposób poruszania się, ta emanująca pewnością siebie energia, ale jestem pewien, że na jej widok w jeździe, faceci....
– Brak ci adrenaliny, młody? Za spokojne życie teraz wiedziesz? – pyta wyzywająco.
– Troszeczkę. Ma pan coś do zaoferowania? – parskam, licząc w duchu na jakąś interwencję.
Od tej poprzedniej minęło już trochę czasu, a mnie zaczyna nosić. Melody wzbudza we mnie od groma uczuć. To nie jej wina, taka jest. To ja nie ogarniam tego chaosu we mnie. Nie znam innych sposobów na danie im upustu poza ringiem, walką i bólem – do tego byłem przyzwyczajony od lat. Nie chcę jechać do klubu. Po ostatnim razie skończyło się to migreną, jakby mój łeb alergicznie reagował na wszelkie przypomnienia o przeszłości.
Pan B. przygląda mi się w zamyśleniu.
– Zaczekaj. – Unosi palec, po czym znika w stajni.
– Zaraz twoja kolej, Ax! – woła Melody. Gdybym nie wiedział jak świetnym jest jeźdźcem, na jej widok z rozłożonymi po bokach ramionami, jadącą wprost na przeszkodę, pewnie dostałbym zawału, ale ona pokonuje ją z gracją i lekkością. Galopem okrąża ujeżdżalnie i podjeżdża do mnie. Zeskakuje z konia.
– Zakładam, że jako wojownik masz dobry zmysł równowagi, bojowego ducha i nie poddajesz się zbyt szybko, prawda? Z końmi trzeba współpracować. Słuchać, co do ciebie mówią. – Podchodzi do mnie i kładzie dłonie na mojej klacie.
– Wojownik? Tylko ty możesz przestępcę nazwać w tak... ładny sposób – kpię.
– Nie jesteś przestępcą. – Marszczy brwi skonsternowana.
– Ja to widzę trochę inaczej. Wiesz, ile dostałbym odsiadki za to wszystko, co zrobiłem?
– Ale jesteś tu – niemal warczy. – Każdy człowiek, który wyszedł z bagna i ocalił swoje życie, choć mogłoby się wydawać, że jest spisany na straty, jest dla mnie godny podziwu, Ax. To znaczy, że... Co robisz, tato?
Podążam za wzrokiem Mel. Obok pana B. idzie koń.
– Ma się uczyć jazdy, tak? – Pan B. wskazuje na mnie palcem. – To się nauczy.
– Ale... Ja miałam go uczyć. Na Belli. Jest spokojna, zrównoważona i...
– I nie jest żadnym wyzwaniem – prycha, po czym klepie mnie mocno po ramieniu, a ja wyczuwam tutaj drugie dno, o czym świadczy jego złośliwy uśmieszek i błysk w oku. Mel przejawia te same objawy, gdy chce się ze mną podrażnić.
Jeśli ktoś jednocześnie mnie rozumie i chciałby mi dokopać, to pan B. Robi to, odkąd Mel pierwszy raz została u mnie na noc ‐ i nie chodzi o noc, gdy miałem atak. Późno wraca z pracy, a przychodzi do mnie po północy i razem się budzimy. Natomiast rano, jak zapowiedziała, pomaga mi i Harvey’owi w karmieniu koni i pracy.
– Dragon się nie nadaje do pierwszej lekcji – burzy się Mel.
– E tam. Jak któryś z koni ma go czegoś nauczyć, to właśnie on – mruczy pan B, drapiąc się po brwi, czym próbuje ukryć uśmiech przed wzburzoną córką.
– No to jazda. – Szczerzę się do Melody, przyjmując wyzwanie.
Dziewczyna krzyżuje ręce na piersi, przekrzywia głowę i unosi brew.
– Okay. Popatrzę. – Wystarczy jej uśmiech, żebym dostał potwierdzenie, że wkopałem się w niezłe gówno.
Wchodzimy na ujeżdżalnie, a pan B. odsyła Bellę, na której jeździła Mel. Klacz sama wędruje do stajni. Przyglądam się krytycznie swojemu wierzchowcowi. Stoi spokojnie, jakby czekał na to, co ma się wydarzyć. Nie wygląda jakoś... groźnie. Jest średniej wielkości, dość masywny. Pan B. gładzi jego szyję. Mel przynosi mi kask. Patrzy tak intensywnie, że nawet gdybym chciał odmówić, nie zgodziłaby się, więc zakładam go i podchodzę do konia, czekając na jakieś instrukcje.
– Wsiadaj – rzuca trywialnie pan B.
Spoglądam krytycznie na konia. Nie ma czego się złapać, nie ma siodła ani ogłowia. Mel zrobiła coś, że Bella zgięła przed nią przednie nogi i tak wsiadła, ale widziałem, że jej ojciec wskakiwał z lekkiego rozpędu, trzymając się grzywy. Rozglądam się wokół, widząc, że zrobiło się małe zbiegowisko. Harvey stoi przed stajnią, w oknie w kuchni widzę mamę Melody, kilka innych osób również przystanęło popatrzeć. Nie jest to widownia jak na walkach, ale kretyna z siebie zrobić nie pozwolę.
Chwytam w pięść grzywę konia, cofam się, robię mały rozbieg i odbijam się od ziemi. Sam jestem zaskoczony, gdy znajduję się na końskim grzbiecie. To było dość łatwe. Spoglądam tryumfalnie na pana B.
– I co? – Pochylam się lekko do przodu, zniżając ton, żeby tylko on mnie słyszał, i dodaję: – Teściu.
– Zachowaj czujność, na chwilę obecną wkurzasz nie tylko mnie. Zbyt duża pewność siebie potrafi zgubić. – Pan B. wskazuje na płasko położone uszy konia, co podobno oznacza, że nie jest zadowolony. Tyle na razie pamiętam z nauk Melody o końskim zachowaniu.
Dragon zaczyna się nerwowo ruszać. Trzymam się grzywy, wytrzymując jego dziwaczny taniec, a ciało podąża instynktownie za jego ruchami. Nie jest źle. Równowagę mam niezłą. Przydało się zasłanianie mi oczu na sparingach przez trenera, aby wyostrzyć moje zmysły.
– Trzymaj się grzywy, Ax! – woła Mel, gdy koń rzuca łbem i unosi lekko przednie nogi, przez co ześlizguję się nieco na tył. Instynktownie pochylam się do przodu, nie spinając mięśni. Gdy opada z powrotem na ziemię, już stoi nieruchomo. Czekam chwilę, bo jeszcze coś może odpierdolić. Wygląda na niezłego cwaniaczka.
Nic nie robi, strzyże sobie uszami.
Spoglądam na Melody i puszczam jej oczko. Dragon, jakby tylko czekał na moje rozproszenie, nagle wybija zad.
Zaskoczony, ląduję na glebie. Podnoszę się szybko, plując piachem. Koń parska radośnie, rzucając łbem.
– Jeden zero dla Dragona, nie wytrzymałeś nawet minuty – mruczy, równie zadowolony, pan B. – Kolej na rundę drugą. Wsiadaj.
Melody
– Weź sobie gorącą kąpiel, żeby gnaty jutro nie bolały. Poszło ci całkiem dobrze. Za pierwszym razem moja żona ześlizgiwała się na każdym zakręcie, choć koń szedł w wolnym stępie – mówi rozbawiony tata, zaprowadzając Dragona do stajni. Pogwizduje cicho. Czasem naprawdę jest... okropny.
Podchodzę do Axa. Rozmasowuje bark, krzywiąc się lekko. Twarz ma w kurzu. Spadł cztery razy. Coś mi mówi, że wsiądzie na tego konia kolejny raz. Jeśli mają coś wspólnego z moim tatą, to na pewno to, że lubią wyzwania. Sprawa honoru, męska duma i tym podobne. Dragon musi go zaakceptować na swoim grzbiecie, jest bardzo wybredny, co do jeźdźców. Są na to sztuczki i chyba w trosce o sprawność fizyczną Axa, zdradzę mu je.
Nie wiem, dlaczego tata wybrał dla niego akurat tego konia. Wyczuwam podłoże psychologiczne, ale równie dobrze to może być zwykła złośliwość. Ma prawie pięćdziesiąt lat, ale czasem odzywa się w nim... dzieciuch.
Mama często żartowała, że w bajkach rycerze, pragnąc zdobyć rękę księżniczki musieli walczyć ze smokami, wyjeżdżali na różne niebezpieczne wyprawy, brali udział w turniejach na śmierć i życie, a ja mam własną bajkę i w walce o moje serce kandydaci muszą stawić czoła mojemu tacie.
Poważnie, mama mniej się wtrącała w moje relację z chłopakami, właściwie w ogóle tego nie robiła. Dla taty nie było nikogo godnego mnie. A już szczególnie Aaron doprowadzał go do szału. Sprawił subtelnie, że mój były unikał przychodzenia do mnie, aby nie natknąć się na mojego ojca.
– Świetnie... ci poszło – mówię, otrzepując Axela z piachu. Spoglądam mu w oczy. – Masz może na pieńku z moim tatą? Pytam, bo nie wiem czy powinnam go opieprzyć za stwarzanie zagrożenia dla twojego życia i zdrowia, czy...
Axel łapie w dłonie moje policzki i całuje mnie w czoło, przykładając usta tak długo, aż ogarnia mnie błogi spokój i przestaję ze zmartwienia zaciskać dłonie na jego koszulce. Nie zależało mi tak bardzo, żeby moi rodzice akceptowali Aarona, bo żyłam w przeświadczeniu, że to moja sprawa z kim się spotykam, i tak nikogo nie słuchałam. Teraz jest nieco inaczej. Chciałabym ich akceptacji. Aby Axel czuł się u nas dobrze. Pragnę, żeby miał w końcu rodzinę i ludzi, którzy go będą akceptowali i wspierali.
– Sprawdza tylko czy jestem wart jego córki. Jak okiełznam konia, to i z tobą sobie poradzę. – Pstryka mnie w nos, a jego oczy błyszczą.
– Uważasz, że jestem... jak narwana klacz?
Wybucha śmiechem. Robię krok w jego stronę i stoimy tak blisko siebie, że nadaremno szukać pomiędzy nami wolnej przestrzeni.
Nie wiem, na której tęczówce mam się skupić najmocniej. Mam wrażenie, jakby obie przekazywały mi zupełnie różne emocje, a pomimo kilku upadków, wygląda na... szczęśliwego i spokojnego. Jakby te dziewięć minut walki – podzielone przez tatę na trzyminutowe rundy – o utrzymanie się na grzbiecie Dragona, przywróciły w niego życie.
Może tak jest? Może to, co najlepiej w życiu zna, to walka o utrzymanie się. Na powierzchni. Przy życiu. Może spokojne wody budzą w nim niepokój? Albo nudę.
Co jeśli znudzi się życiem ze mną? Mówił, że mimo wszystko lubił adrenalinę, jaką dawały mu walki...
– Trochę tak, ale nie mam zamiaru cię... – przygryza wargę, zerka ponad moje ramię i mruży oczy. Jestem tak zauroczona tym, jaki stał się w przeciągu ostatnich dni, że nie mogę oderwać od niego wzroku, żeby spojrzeć na co patrzy.
– Ujeżdżać? – szepczę, a jego wzrok z powrotem szybko skupia się na mnie.
– Mel... – Axel parska, przymyka oczy i przykłada palce do nasady nosa. – Chodziło mi bardziej o jakieś okiełznanie. Nie wiem, jak to powiedzieć. Jesteś taka...
Widzę, że szuka w głowie odpowiednich słów. Czasem je znajduje, ale często nie potrafi wypowiedzieć swoich myśli. Jego czyny są bardziej czytelne.
– Nieposłuszna? – Podsuwam zalotnie.
– Cholernie nieposłuszna – mruczy i pochyla się, aby mnie pocałować, ale nadstawiam mu policzek, wymykam się z jego rąk, i idę w stronę domu.
Gdy odwracam się za siebie, Axel odprowadza mnie spojrzeniem. Przed wejściem posyłam mu jeszcze jednego buziaka i wchodzę do środka. Wbiegam na górę, gdy w połowie schodów słyszę mamę:
– Dzień dobry, kochanie! Jedno mrugnięcie okiem, a ciebie już nie ma. Czasem myślę, że mam zwidy, a ty nadal jesteś setki kilometrów od domu na studiach.
Schodzę z powrotem.
– Jestem. – Rozkładam ręce, prezentując swoją obecność. – Przepraszam, nie zauważyłam cię.
– Mieszkasz tu, a praktycznie cię nie widuję. – Mama zsuwa okulary na czubek nosa. – Rozumiem, że się dogadaliście z Axelem. Mogę powyciągać z powrotem patelnie.
– No możesz, ale wiesz, jedną pod ręką zawsze warto mieć, nie? – parskam.
– Kupię ci nowiutką, jako prezent ślubny. Z mężczyznami czasem słowa to za mało, żeby wyrazić, co się czuje.
Ze śmiechem na ustach siadam przy stole, ciągle mając z tyłu głowy, że została mi godzina do rozpoczęcia pracy, ale tęsknię za rozmowami z mamą. Odkłada książkę i splata dłonie, na których opiera brodę. Wiem, że też za tym tęskni. Kiedyś rozmawiałyśmy bardzo dużo. Nie mówię, że nie miałam przed nią tajemnic, bo miałam mnóstwo, ale wiedziałam, że mogę przyjść do niej ze wszystkim.
– Cóż... jak chyba widać, rzeczywiście się dogadaliśmy– mówię.
– Widać. – Potakuje, uśmiechając się lekko. – Nawet w sercu czuję spokój. Czasem się modliłam, żebyście jeszcze kiedyś się spotkali. Taka więź, jaką mieliście zdarza się tylko raz w życiu.
– Myślisz, że... – Przygryzam wargę. – Że... Tata go lubi? Chciałabym, żeby Axel się dobrze u nas czuł, a wiesz, jaki on potrafi być...
– Przede wszystkim niech się czuje dobrze przy tobie. Reszta przyjdzie z czasem, a tatą się nie martw. Myślę, że ma do niego słabość i na swój sposób wziął go pod swoje skrzydła.
– Wsadził Axela na Dragona – zniżam głos i pochylam się w stronę mamy.
– Z twoich ust brzmi to, jakby planował morderstwo – śmieje się.
– Trochę mi tak to pachnie – mruczę.
– Pamiętaj, że tata dobiera konie do osobowości człowieka. Zaufaj mu, ma niepojęty dla mnie instynkt w tym względzie. Wie, co robi. Axel nauczy się z czasem traktować Dragona nie jak przeciwnika, z którym musi wygrać, tylko jak partnera, z którym należy współpracować. Na razie Dragon wyczuwa jego bojowe nastawienie. Krzywdy mu nie zrobi. Jedynie poprosi o szacunek. Nasze konie są bardzo rozpieszczone przez tatę.
Wstaję z krzesła i podchodzę do okna. Gdy widzę tatę i Axela śmiejących się z czegoś, a ich śmiech dociera do moich uszu nawet przez zamknięte okno, przywołuję mamę.
– Spójrz i powiedz mi, że nie mam zwidów.
Mrugam powiekami, widząc, że tata obejmuje Axa ramieniem i coś mu wskazuje.
– Co tam widzisz, skarbie? – Mama rozgląda się, marszcząc brwi.
– Oni. – Wskazuję palcem.
– Jacy: oni? – Patrzy na mnie zaniepokojona.
– Tata i Axel. Przed chwilą śmiali się, jakby byli kumplami.
– Skarbie... Dobrze się czujesz? Tam nikogo nie ma. – Przykłada mi dłoń do czoła. – Chyba za dużo pracujesz. Za mało sypiasz. Przedawkowujesz emocje w stanie zakochania. Weź sobie może kilka dni wolnego? Kiedy byłaś mała i miałaś wysokie gorączki opowiadałaś nam takie historie, że książkę moglibyśmy napisać.
– Czyli jestem nienormalna. Wiedziałam to od urodzenia – wzdycham ciężko, przykładając dłonie do policzków. Faktycznie są rozpalone.
Mama wybucha śmiechem, obejmuje mnie i odwraca w stronę okna.
Znowu ich widzę...
– Nie ma nic piękniejsze niż dwoje śmiejących się gburków, co? – mruczy, kładąc brodę na moim ramieniu.
– Prawda.
Dopiero po chwili ponownej obserwacji taty i Axa, którzy właśnie wchodzą na padok, a do nich dołącza Harvey, rozumiem, że mama mnie wkręciła. Obracam głowę w jej stronę. Widząc iskierki rozbawienia w jej oczach, niemalże się zapowietrzam.
– No wiesz! I ty siebie nazywasz matką?! – fuczę, a ona wybucha śmiechem.
– Wiesz, za co to? – Wymierza we mnie palcem z groźną miną. – W tym domu żaden żart nie pozostaje bez echa. Szczególnie taki, który wykręciłaś nam cztery lata temu.
– Miałam szesnaście lat i to był zakład! Sprawa honoru! Sprowokowali mnie, mówili, że tego nie zrobię!
– Tata o mało co na zawał nie padł. – Krzyżuje ręce na piersi, coraz bardziej rozbawiona.
– Gdyby nie wyrósł spod ziemi, ty byś się śmiała z sytuacji! – Wymachuję rękoma.
– No nie wiem, Mel. Wkręcenie matki, że szesnastoletnia córka jest w ciąży, nie było zabawne. Tata doznał traumy.
Śmiejemy się jak dwie wariatki, choć tamten żart faktycznie nie wypadł zbyt dobrze. Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym spoglądam na zegarek.
– Cholera, znowu się spóźnię! – Zrywam się z krzesła. Mogę zapomnieć o prysznicu, jedzeniu i kawie. Zagadałyśmy się i straciłam poczucie czasu. Dla mnie zegarki mogłyby nie istnieć.
– Spokojnie. Gregory głowy ci nie urwie. Jest z ciebie bardzo zadowolony. Widziałam się z nim ostatnio. Chwalił cię za pracowitość.
– Ale Aaron jest na mnie cięty, a jest współwłaścicielem przecież. Ma prawo głosu. – Biorę jabłko. Tyle musi mi wystarczyć.
– Co znaczy, że jest cięty? – Niepokoi się mama.
– Chyba nie potrafi do końca zrozumieć, że nie ma dla nas szans. Ale mniejsza z tym. Muszę lecieć. – Całuję ją w policzek i wypadam z domu.
Harvey woła mnie i podchodzi szybkim krokiem.
– Dzisiaj ja cię odwiozę – oznajmia.
– Dlaczego?
– Chcę z tobą pogadać. Ax się zgodził. Wziąłem go na litość, że jesteś dobrą słuchaczką, a ja muszę się wygadać.
Jest poważny, a to u niego rzadkość. Nieco zaniepokojona idę z nim do samochodu.
– Co się stało? – pytam, gdy siedzimy w środku.
– Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
– Najlepiej wprost, Harvey. Lubię konkrety.
– Uważaj na tego kolesia. Aarona. – Zaciska dłonie na kierownicy tak mocno, że bieleją mu knykcie i wiem, że nie żartuje. – Nic nie mówiłem Axelowi, ale wczoraj jak byłem na rynku wieczorem, zauważyłem go z kumplami. Padło twoje imię, byli głośni i pijani, ludzie omijali ich szerokim łukiem. Zaczepiali dziewczyny.
Wzdycham ciężko, bo nie znosiłam przyjaciół Aarona. Widocznie nic się nie zmieniło. Banda zadufanych w sobie dupków.
– Jego kumple śmiali się z niego, że...
– Że? – Dopytuję i kładę uspokajająco dłoń na jego, bo zaraz połamie kierownicę. Rozluźnia palce.
– Że cię nie przeleciał, gdy byliście razem – cedzi przez zaciśnięte zęby.
Unoszę brwi wysoko.
– Że co?
– Przegrał wtedy zakład, poszło o jakąś grubą kasę. Nabijali się z niego, że był z tobą rok i mu się nie udało, że miał mnóstwo szans, a do tego, jako pierwsza go zostawiłaś. Któryś powiedział, że ciągle czekają na obiecany filmik jak cię pieprzy. Śmiali się z niego, że chyba za słabo się starał, bo bał się twojego ojca. Uciszył ich, gdy mnie zobaczył. Szukali zaczepki, wyzywali mnie, jeden rzucił we mnie butelką. Dobrze, że trafili na mnie i Axel nie chciał ze mną wyjść. Rozpętałby tam piekło, on w bójkach traci rozum. Przynosiłabyś mu paczki do więzienia.
Milczę oszołomiona jego słowami. Wzdłuż kręgosłupa przebiega mi dreszcz aż się wzdrygam. Nie tylko na to, co powiedział o Aaronie. Axel nie chronił mnie przed prawdą, jak wyglądały jego walki. Nie potrafię sobie do końca tego wyobrazić, bo nigdy nie miałam do czynienia z tak brutalnym światem i wydaje mi się on strasznie odległy, istniejący tylko w książkach i filmach. Ale jego przyjaciel zna go najlepiej, przecież ratował go z tego środowiska. Niewiele brakowało, żeby wsiąkł na dobre. Być może nigdy więcej już bym go nie spotkała.
Harvey spogląda na mnie kątem oka, a jego szczęki są tak mocno zaciśnięte, że niemal słychać, jak zgrzyta zębami. Ja wciąż siedzę w milczeniu, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszałam.
– Mel, powiedz coś – odzywa się Harvey. Jego głos jest napięty, jakby bał się mojej reakcji.
– Nie wiem, co powiedzieć – odpowiadam cicho. Czuję, jak wzbiera we mnie gniew, gdy tor moich myśli wraca do Aarona.
Miałam być jego trofeum? I jeszcze do tego miał nagrać filmik? Chryste, pamiętam, że tamtej nocy, gdy zdecydowałam, że będziemy mieli swój pierwszy raz, coś grzebał w telefonie.
W zasadzie przecież właśnie z tego powodu tak długo odmawiałam umówienia się z nim – miał powodzenie, nie chciałam być jedną z jego panienek – a on się nie poddawał. Przez dobre trzy miesiące. W końcu moja najbliższą koleżanka przekonała mnie, żebym dała mu szansę, bo Aaron nigdy nie uganiał się za dziewczynami. Po prostu nie musiał, same wchodziły mu do łóżka, a on z tego korzystał. Wiadomo – gwiazda western, majętny, najlepsza partia w mieście, chętnych na pęczki. Nie mogę zaprzeczyć, że przy bliższym poznaniu zyskał w moich oczach. Wydawało się, że mamy wiele wspólnego, dużo rozmawialiśmy, wyglądało na to, że jedynie próbuje nie wypaść z roli i w rzeczywistości jest zupełnie inny... Były różne sygnały ostrzegawcze, to jak potrafił wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, jak zagarniał każdą moją chwilę dla siebie, jego zazdrość, gdy rozmawiałam z jakimś chłopakiem... Wszystko bardzo subtelne, szybko potrafił zatrzeć złe wrażenie.
Byłam tylko naiwną szesnastolatką, okay?
Był przekonujący, a ja czułam się strasznie samotna. Jednak coś mnie powstrzymywało przed oddaniem mu siebie. Ale przecież zniósł nasze rozstanie, nie nagabywał mnie. Gdy go widywałam wydawał się autentycznie przybity, a każda rozmowa z nim sprawiała, że miałam wyrzuty sumienia. Nawet spotykając się z nim po latach, czułam się, jakbym była mu coś winna. Dopóki nie zobaczyłam z jaką pogardą ponownie traktuje Axela.
– Ax wkurwia się za każdym razem, gdy go widzi – mówi Harvey po dłuższej chwili ciszy z mojej strony. – Twierdzi, że go prowokuje. Gdy cię odwozi, Aaron specjalnie gapi się na twój tyłek i wcale się z tym nie kryje. Może właśnie o to chodzi. Liczy, że Axel wybuchnie i zrobi coś głupiego. Koleś wygląda na takiego, co nie cofnie się przed niczym. Nie pytaj, skąd to wiem. Sporo się napatrzyliśmy.
– Harvey – zaczynam ostrożnie. – Axel nie może się o tym dowiedzieć. Jego reakcja byłaby przewidywalna. Poza tym… sama się z tym rozprawię.
Harvey rzuca mi przeciągłe spojrzenie, w którym mieszają się troska i złość. Widzę, że chce protestować, ale ostatecznie kiwa głową.
– Jak sobie życzysz – mówi, choć jego ton zdradza, że wcale nie jest przekonany. – Ale obiecaj, że jeśli zrobi coś, co uznasz za podejrzane, powiesz mi, albo ojcu. Zdaje się, że będzie miał więcej zdrowego rozsądku w interwencji niż Ax. On się nie będzie rozdrabniał. Nie chciałbym, żeby w coś się wpakował.
Gdy Harvey zatrzymuje samochód przed ranczem, dziękuję mu cicho i wysiadam. Jego spojrzenie mnie śledzi, ale nie odwracam się. Wiem jedno: Axel musi być trzymany z dala od Aarona.
Porozmawiam sobie z nim, ale teraz nie będę miała okazji, bo wyjechał dzisiaj na trzydniowy rajd, wróci dopiero w niedzielę.
Myśli o nim szybko wyparowuje, gdy przypominam sobie o zaplanowanym jutrzejszym biwaku z Axelem.
– Wszyscy gotowi? – wołam, widząc, że moja grupa czeka już z końmi. Odpowiadają chóralnie, że gotowi.
Kocham to, co robię. Mam doskonałe zarobki, warunki, świetnych uczniów, a prowadzenie jazd, sprawia mi wiele radości. Stali bywalcy bardzo się ucieszyli, że przejmę jazdy Pauli. Twierdzili, że jej lekcje były nudne. Ja wprowadzam w swoje nie tylko naukę, ale też zabawę. Gregory dał mi wolną rękę, wiedząc, że jako córka swojego taty mam odpowiednią wiedzę i umiejętności. Może nie lubią się jako ludzie, ale szanują za wykonywaną pracę.
Jednak z powodu Axela i coraz większej niepewności co do Aarona, zaczynam poważnie zastanawiać się nad zwolnieniem z pracy, aby nie narażać na sytuację, która mogłaby się skończyć źle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro